Pomijając zachodnie media „głównego nurtu”, które zdegradowały się już totalnie do poziomu lżywych szczekaczek propagandowych, siejących wśród społeczeństw kłamstwa, dezinformacje i pospolite brednie na zlecenie różnorakich służb specjalnych, praktycznie wszystkie bez wyjątku niezależne źródła informacji są zgodne co do następującego:
- Koronawirus jest środkiem broni biologicznej syntetycznie wytworzonym w kanadyjskim laboratorium militarnym;
- został on opatentowany w USA w 2018 roku;
- został on użyty w Chinach w grudniu 2019 roku;
- jego walorem jest „selektywność rasowa”, oznaczająca w tym przypadku śmiertelne jego niebezpieczeństwo dla populacji rasy żółtej i poziom szkodliwości dla białych w zakresie pospolitego wirusa grypowego.
Z masy informacyjnej warto zacytować jeden artykuł (https://www.unz.com/article/was-the-2020-wuhan-coronavirus-an-engineered-biological-attack-on-china-by-america-for-geopolitical-advantage/) będący kompilacją amatorskiego materiału filmowego, wypowiedzi świadków oraz broszur informacyjnych władz chińskich dotyczących walki z tą epidemią.
Szczególnie warto zwrócić uwagę na retorykę władz chińskich, w której co prawda omija się nazywania po imieniu agresora, ale cała terminologia jest identyczna z wojenną, nie wyłączając nawet informacji o „wysyłaniu na front kolejnych oddziałów medycznych z odległych prowincji”.
Obraz zaprezentowany w cytowanym artykule w pełni pokrywa się z reportażami państwowej telewizji chińskiej przygotowywanymi dla „rosyjskich sojuszników” i emitowanymi na głównym kanale telewizji publicznej Federacji, RTR Planeta.
Tam też można obejrzeć karne odziały personelu medycznego w uniformach specyficznych dla prowincji z których pochodzą, odprowadzanych na front przez I sekretarza KPCh towarzysza Xi. Można obejrzeć opustoszałe miasta chińskie, w tym również stolicę Pekin, gdzie królują wojskowe punkty kontrolne i zapory drogowe, gdzie cała ludność zobowiązana jest do przebywania w mieszkaniach, a żywność dostarczają do drzwi specjalne odziały zaopatrzenia. Można obejrzeć konstrukcję nowych szpitali przystosowanych do walki z epidemią i ekspresowo budowanych od fundamentów na całym terytorium objętym wirusem, czyli de facto na pełnym obszarze gęstego zaludnienia Chin.
Warto też nadmienić decyzję rządu Federacji Rosyjskiej z przed kilku zaledwie dni, całkowicie zamykającą granicę dla wszystkich obywateli Chin, bez względu na charakter potencjalnego przyjazdu (według Wiadomości RTR Planeta).
Nie ulega wątpliwości, że Chińczycy uporają się z tą epidemią, a nawet wielotysięczne ofiary nie wpłyną negatywnie na ogromną chińską populację. Większe problemy można natomiast upatrywać w tzw. „supply chain”, czyli procesie importu surowców, produkcji i eksportu chińskich wyrobów.
Autorzy wspomnianego na wstępie artykułu, niewątpliwie trafnie podkreślają groźbę dylematu, przed którym stoją władze Chin i Rosji (bo ta również była ofiarą niedawnego mniejszego ataku biologicznego); a mianowicie odpowiednią reakcją na te akty agresji.
Ewentualna riposta (w jakiejkolwiek formie) spowoduje eskalację konfliktu do pełnowymiarowej wojny z użyciem różnorakiej broni masowego rażenia; podczas gdy brak takowej stanowić będzie zaproszenie dla agresora do ponowienia ataków w jeszcze szerszym wymiarze.
Tak więc przed władzami nowopowstającego komunistycznego konglomeratu Chińsko-Rosyjskiego, stoi nie byle jakie wyzwanie.
Równie wielkie wyzwanie stałoby przed władzami III RP, gdyby one kiedykolwiek reprezentowały interesy państwa i narodu, a nie swoich zagranicznych sponsorów.
Na dzień dzisiejszy III RP jawi się być sojusznikiem agresora, czyli USA. Przy czym konieczna jest w tym miejscu pewna dygresja.
W swej nieudacznej historii Polska bywała wielokrotnie czyimś sojusznikiem, co nie oznaczało wcale, że sama miała jakichkolwiek sojuszników. Przyczyną tej swoistej asymetrii była głupota (w dawniejszych czasach) i zdrada (w bardziej współczesnych) Jej władców.
Zaczynając od współczesności; członkostwo w NATO i obecność wojsk amerykańskich na naszym terytorium gwarantuje atak odwetowy wrogów naszych „sojuszników” na nasz kraj i Naród, ale nie obronę przed jakąś wyimaginowaną agresją. Nasi „sojusznicy” mają polskie interesy w bardzo głębokim niedomówieniu i nawet palcem nie kiwną w naszej obronie.
W czasie II Wojny Światowej Polska była sojusznikiem USA, Anglii i Francji, a w późniejszym okresie nawet ZSRR, co nie oznaczało wcale, że któreś z tych wymienionych państw było sojusznikiem Polski. Rezultatem tej wspomnianej już asymetrii była Jałta i sowiecka półkolonia pod tytułem PRL.
W czasach odsieczy wiedeńskiej Polska była sojusznikiem Austrii, państwa, które zrewanżowało się jej rozbiorami.
W okresie rosyjskiej smuty, gdy polski garnizon znajdował się na Kremlu, Polska była sojusznikiem Watykanu, którego interesy wypełniała. Rezultatem tego było zantagonizowanie dwu bratnich słowiańskich narodów na drugorzędnym tle ( z punktu widzenia polskiej racji stanu), rytu w jaki modlimy się do Chrystusa Zbawiciela.
W 1410 roku, po gigantycznej wiktorii na Krzyżakami, w sojuszu Polski i Litwy, Jagiełło i Witold (obaj Litwini), dokonali zdrady stanu Polski, w postaci zaniechania ostatecznej likwidacji zmiażdżonego Zakonu, co w perspektywie historii okazało się katastrofalne i to dla obu „sojuszniczych” narodów.
Na tym zbywa chyba dygresji, a wystarczy jedynie stwierdzenie, ż III RP obarczona sojuszniczymi zobowiązaniami, a pozbawiana sojuszników, jest swoistym liściem na wietrze historii, bezwolnie plątającym się pomiędzy wielkimi i jeszcze większymi zagrożeniami. Na pytanie, co robić; nie warto nawet próbować odpowiadać, bo byłoby to swoiste rzucanie pereł przed wieprze. „Elity” nie są nasze polskie, Naród Polski nie posiada swych własnych elit, bo je bezmyślnie wygubił w bezsensownych powstaniach i głupawych „sojuszach”.
Pozostała więc tylko modlitwa, przynajmniej dla tych co w Boga wierzą, bo wielu obecnych wrogów współczesnych sojuszów ma bolszewickie korzenie i wierzy w Stalina a nie Boga; a z kolei ci którzy w Boga wierzą, gorąco kibicują dzisiejszym sojuszom.
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz