Był, jako kapelan wojskowy, uczestnikiem wojny 1920 roku i wojny obronnej w 1939. Podczas okupacji został kapelanem Szarych Szeregów, Komendy Głównej Armii Krajowej, współpracował z komitetem pomocy Żydom „Żegota”, wystawiając ukrywającym się katolickie metryki chrztu. Podczas Powstania Warszawskiego był kapelanem pułku „Baszta”.
W czasach PRL współtworzył Komitet Obrony Robotników i był sygnatariuszem listu 59, sprzeciwiającego się zmianom w Konstytucji PRL za czasów Edwarda Gierka. Znany i szanowany w opozycji przedsierpniowej i w „Solidarności”, ale polityka nie była jego żywiołem. 13 marca 2020 do kin trafi poświęcony mu film Roberta Glińskiego „Zieja. Nie zabijaj nigdy nikogo”.
Nagana za pochówek samobójczyni
Chodzi rzecz jasna o księdza Jana Zieję. Kapłan tylko bardzo krótko, przed wojną, miał własną małą parafię w diecezji pińskiej. Omijały go urzędy kościelne i tytuły. Za pochowanie samobójczyni w poświęconej ziemi sąd kościelny pod przewodnictwem ówczesnego prymasa, kardynała Aleksandra Kakowskiego, ukarał go naganą. Ordynariusz w diecezji, w której ksiądz Jan Zieja był rektorem w jednym z kościołów zwracał mu uwagę, że za posługi duszpasterskie należy brać opłaty w wysokości jaka jest przyjęta, a nie „co łaska”.
Zrażony merkantylnym podejściem Kościoła w diecezjach i parafiach ksiądz Jan postanowił wstąpić do zakonu kapucynów. Pociągała go idea franciszkańskiego ubóstwa, jaka była charyzmatem tego zakonu. W nowicjacie nie wytrwał długo, bo pewnego dnia wszedł do kuchni klasztornej i podniósł pokrywę garnka z zupą dla ubogich. Mętna woda z odrobiną kaszy w niczym nie przypominała tego, co jedli bracia w refektarzu.
Bezkompromisowość i maksymalizm ewangeliczny księdza Jana ujawnił się w pełni już na początku jego kapłańskiej drogi, podczas wojny polsko-bolszewickiej. Będąc kapelanem 8 pułku piechoty Legionów ksiądz Jan napatrzył się na śmierć swoich i wrogów i pod wpływem tych doświadczeń zaczął maksymalistycznie i dosłownie pojmować piąte przykazanie . „Nie zabijaj” znaczyć miało według księdza Jana „nigdy nikogo”. Kościół nigdy nie stal na tak radykalnym stanowisku, no, może oprócz początków chrześcijaństwa.
Jeszce w czasach starożytnych św. Augustyn dopuszczał wojnę w godnych celach. W średniowieczu nie odżegnywali się od wojny św. Bernard z Clairvaux i św. Tomasz z Akwinu. Pomiędzy koncepcją pokoju bożego a świętą wojną trwała przez wieki dysputa teologiczna. W opasłych tomach pisanych przez najlepszych teologów są świadectwa subtelnych i głębokich egzegez piątego przykazania dowodzących, że w odpowiednich okolicznościach chrześcijanin może zabijać nie popadając w grzech.
Koncepcja świętej wojny, przydatnej w czasach krucjat, ustąpiła z czasem koncepcji wojny sprawiedliwej, gdy napadnięta wspólnota może się bronić przed agresorem i wtedy nie jest to sprzeczne z piątym przykazaniem. Utarła się interpretacja – jak można wyczytać w obowiązującym obecnie wiernych Katechizmie Kościoła Katolickiego – że piąte przykazanie zabrania morderstw. Oprócz wojny sprawiedliwej chrześcijanin może zabić w obronie własnej i bliskich, gdy nie można zastosować łagodniejszych środków do odparcia zagrożenia.
Radykalne, by nie rzec ręcz fundamentalistyczne w najszlachetniejszym sensie tego pojęcia, „Nie zabijaj nigdy nikogo” księdza Jana Ziei było nie tylko niezgodne z nauką Kościoła nie unikającego nawracania mieczem i walczącego z niewiernymi, ale i z naukami Kościoła ekumenicznego i otwartego po Soborze Watykańskim II. Kościół katolicki na pewno zmierza od surowości ku miłości, ale tak daleko, jak ksiądz Jan w 1920 roku, nie zaszedł jeszcze do dzisiaj.
Krzyż Walecznych
W filmie „Zieja. Nie zabijaj nigdy nikogo” jest scena – można by powiedzieć – tytułowa. Już po bitwie warszawskiej jesienią nasi nacierają na bolszewików i zdobywają wieś, w której są trupy cywili pomordowanych przez czerwonych, nawet jedne nagie zwłoki kobiece ukrzyżowane szyderczo na drzwiach stodoły.
Kapitan po walce zagrzewa żołnierzy do jutrzejszego boju. Mówi o Bogu, Honorze, Ojczyźnie i wspomina coś o zemście, a jest się za co mścić. Następny po nim przemawia ksiądz porucznik Jan Zieja i mówi: „Zabijanie jest grzechem. Pamiętajcie o tym, kiedy trzymacie broń. Jestem pewien, że Bóg jest temu przeciwny”.
Jak się czuł i co mógł zrobić dowódca mający w oddziale takiego kapelana? Oskarżył księdza o namawianie do dezercji w obliczu wroga i zagroził sądem wojennym. Trudno się dziwić. Mówienie żołnierzowi, że walcząc grzeszy przeciwko Bogu musiało być psychicznie demobilizujące.
Nie wiadomo, co by się stało z księdzem, gdyby nie nagłe wezwanie do dowódcy dywizji. Zieja był pewien sądu i najsurowszych konsekwencji, ale okazało się, że generał chciał go pilnie odznaczyć Krzyżem Walecznych. Widocznie meldunki o bohaterstwie księdza wyciągającego spod ostrzału rannych doszły do sztabu szybciej, niż wiadomość o treści jego przemówienia. Do oddziału ksiądz już jednak nie wrócił.
Tyle film w tytułowej kwestii piątego przykazania. W rzeczywistości treść kazania księdza do żołnierzy nie była tak jednoznaczna. Jak wyznał ksiądz Zieja Jackowi Moskwie w wywiadzie rzece „Życie Ewangelią” przemawiając do żołnierzy w 1920 roku powiedział: „Przez tyle wieków wychowywano nas w duchu Ewangelii, teraz chwyciliśmy za broń bo nas napadnięto, ale żołnierz polski wziął karabin do ręki po to, aby nigdy już go nie brać”. A dowódca pułku tylko się zastanawiał nad aresztowaniem księdza Jana. Nagłe wezwanie, odznaczenie i wycofanie z frontu się zgadzają z rzeczywistymi wydarzeniami.
Księża Zieja i Skorupka
Kazanie księdza w filmie jest nieco wyostrzone – prawa dramaturgii, ale jest to także uzasadnione jego życiem i nauczaniem, bo ksiądz Jan był nazwany później prorokiem piątego przykazania. Każdy, kto go pamięta, zna jego pogląd w tej sprawie. Ksiądz Zieja był maksymalistą, bożym człowiekiem, nad którym unosiła się aura świętości. Wymagał wiele od siebie, pobłażał innym, jeżeli mają chęć poprawy.
Jan Zieja |
Robert Gliński na premierze mówił, że jego film jest po to, by wywołać dyskusję. Jeżeli tak, to na świecki rozum wszyscy bohaterowie powstań narodowych i wojen broniących Polski przed najeźdźcami grzechem ciężkim obrażali Boga, bo właśnie zabijanie wrogów wprowadziło ich do narodowego Panteonu. Tutaj każdy może sobie utworzyć listę powszechnie czczonych postaci. A skoro „Nie zabijaj nigdy nikogo”, to czy trzeba uzupełnić podręczniki i nawet dotychczasowe nauczanie Kościoła?
W roku stulecia bitwy warszawskiej na pewno będzie przypominana postać, a raczej legenda księdza Ignacego Skorupki. Może mają dyskutować dwie pamięci o dwóch kapelanach? Ksiądz Ignacy miał 15 sierpnia 1920 roku pod Osowem prowadzić z krzyżem w dłoniach i ze stułą i komżą na mundurze oddział do boju. Oddział, który już wycofywał się w popłochu i właśnie ksiądz poderwał go do walki.
Ksiądz Skorupka rzeczywiście zginął od kuli na pierwszej linii, ale tak naprawdę nikogo nie prowadził do walki, ale udzielał ostatniego namaszczenia rannemu, gdy trafił go śmiertelny pocisk. Ale legenda dowodzącego kapelana ugruntowana została przez malarstwo Jerzego Kossaka i głoszona była wtedy z ambon.
Dwóch bohaterskich kapłanów. Jeden prowadzący do grzechu – grzechu według księdza Ziei – a drugi ten grzech grzesznikom uświadamiający. Patriotyzm ofiarny i zarazem triumfalny oraz patriotyzm łączący ofiarę na rzecz Ojczyzny z poczuciem winy.
Filmy o najnowszej historii zawsze są czytane poprzez bieżące spory ideologiczne i polityczne i nietrudno sobie wyobrazić, kto stanąłby za wspomnieniem o księdzu Ziei, a kto za pamięcią księdza Skorupki. Lepiej więc skończyć ten wątek i nie kusić licha.
Zejść władzom z oczu
Po II wojnie światowej ks. Jan posługiwał duszpastersko przez cztery lata w Słupsku, gdzie założył Dom Matki i Dziecka oraz Uniwersytet Ludowy. Po nacjonalizacji Domu powrócił do podwarszawskich Lasek, skąd w 1939 roku wyruszył na wojnę. Z Ośrodkiem dla Niewidomych, prowadzonym przez zakonnice, był z przerwami związany do końca życia jako kapelan.
Przez całe swoje kapłańskie życie duchowny miał kłopot z instytucją Kościoła, a hierarchia z księdzem Zieją. Nawet prymas Stefan Wyszyński, który znał ks. Zieję sprzed wojny z Lasek i wielokrotnie go chronił przed władzami kościelnymi i komunistycznymi, nie krył niekiedy irytacji indywidualizmem kapłana. W PRL o Katyniu się nie mówiło w kazaniach, przynajmniej do czasów „Solidarności” – a ks. Zieja powiedział.
Prymas stwierdził kiedyś, że parafią tego bezkompromisowego duchownego są wszyscy. Zauważył bowiem, że do księdza Ziei, najpierw do Lasek, potem do domu urszulanek na Powiślu, przychodzili wierzący, antyklerykałowie, ateiści i poszukujący wiary. A kapłan nie nawracał, lecz dawał świadectwo.
Posłuszeństwo przede wszystkim prawdzie, a potem biskupom dobitnie ujawnił ksiądz Zieja w 1953 roku po aresztowaniu prymasa Wyszyńskiego. Cały episkopat i polskie duchowieństwo podporządkowały się okolicznościom, dając temu wyraz podpisami deklaracji lojalności wobec władzy komunistycznej.
Ksiądz Zieja nie tylko nie podpisał lojalki, ale w kazaniu stwierdził, że wszyscy prymasa opuścili, zostali przy nim jeden Niemiec i pies. Niemiec to administrator apostolski jednej z diecezji na Ziemiach Odzyskanych, zaś jeśli chodzi o psa, to zwierzak prymasa ugryzł jednego z ubeków podczas aresztowania swego pana.
Po tym wystąpieniu ksiądz Jan musiał władzom zejść z oczu, dostał przeniesienie do Zakopanego. Być może skończyłoby się gorzej, gdyby nie premier Józef Cyrankiewicz, który pamiętał dobrze Zieję sprzed wojny. Ksiądz był szanowany w Polskiej Partii Socjalistycznej, której Cyrankiewicz był działaczem zanim PPS zostało połączone z PPR i powstała PZPR.
Co mogą mu zrobić?
Ksiądz Jan Zieja miał życie wystarczające na kilka życiorysów, jak zauważył przesłuchujący go w filmie esbek. Urodzony w biednej rodzinie chłopskiej w 1897 roku we wsi Osse na kielecczyźnie jako poddany cara Mikołaja II doczekał III Rzeczpospolitej, zmarł w roku 1991. Za rok 1920 dostał Krzyż Walecznych, za 1939 ten integralny pacyfista otrzymał Virtuti Militari. Wykształcenie teologiczne uzupełnił ksiądz Zieja judaistyką. W czasach numerus clausus student w sutannie siedzący na wykładach razem z samymi Żydami musiał robić wrażenie.
Przez pół roku studiował w Rzymie archeologię sakralną, gdzie dostał się – do miasta, nie na studia – za drugim podejściem. Pierwszą wyprawę do Rzymu odbył ksiądz w 1926 roku w reakcji na zamach majowy Józefa Piłsudskiego. Padli zabici, ksiądz chciał zaprotestować, a granice i dokumenty służą podziałowi ludzi, a z tego rodzi się przemoc, więc ksiądz bez paszportu i pieniędzy ruszył pieszo na pielgrzymkę do Rzymu. Doszedł jakimś cudem do Wiednia, tam dał się zawrócić polskim duchownym, którzy załatwili mu paszport do kraju.
Ta wyprawa jest w filmie, nie ma faktu, że po kapitulacji twierdzy Modlin w 1939 roku ksiądz zerwał gwiazdki oficerskie, by zostać jako sanitariusz z rannymi żołnierzami. Niemcy rozpoznali w nim księdza i na prośbę dowódcy jednego z pułków Wehrmachtu ksiądz spowiadał i służył mszą świętą niemieckim żołnierzom. Posługa duszpasterska dla wrogów w filmie jest.
Zawsze nietypowy i niekonwencjonalny, oddany istocie kapłaństwa, lekceważący formy, przez znających go uważany za świętego. W czasach korowskich, kiedy nasiliła się inwigilacja działaczy, jeden z jego „parafian”, taki z prymasowskiej kategorii „wszyscy”, Antoni Słonimski pytał retorycznie: „Co mu oni mogą zrobić? Ma osiemdziesiąt lat, sztuczną zastawkę serca i wierzy w Boga”.
© Krzysztof Zwoliński
6 marca 2020
źródło publikacji: „Życie bezkompromisowe. Fundamentalista Jan Zieja”
www.Tygodnik.TVP.pl
6 marca 2020
źródło publikacji: „Życie bezkompromisowe. Fundamentalista Jan Zieja”
www.Tygodnik.TVP.pl
☞
ZWIASTUN FILMU:
„Zieja. Nie zabijaj nigdy nikogo”
Produkcja: 2019-2020 WFDiF / TVPDystrybucja: TVP Dystrybucja Kinowa
Premiera: 13 marca 2020
Reżyseria:
Scenariusz:
Zdjęcia:
Muzyka:
Obsada:
ksiądz Jan Zieja
Adam Grosicki, major SB
ksiądz Jan Zieja
pułkownik SB
i inni
Ilustracje:
fot.1-2,4-6 © brak informacji / za: www.filmpolski.pl
fot.3
Wideo © TVP Dystrybucja Kinowa
Redakcja ITP niniejszym informuje Szanownych Czytelników, że NIE otrzymaliśmy żadnego wynagrodzenia (pieniężnego lub w jakiejkolwiek innej postaci) za promowanie powyższego filmu, a nasi redaktorzy obejrzeli go za własne pieniądze. Wszelkie filmy, publikacje i inne wydawnictwa jakie zdecydowaliśmy się promować publikując informacje o nich, pojawiają się na naszych łamach tylko i wyłącznie dlatego, że MY SAMI uznaliśmy je za warte polecenia naszym Czytelnikom. To właśnie jest jedna z zalet posiadania przez nas absolutnej i niczym nieskrępowanej niezależności od kogokolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz