Król Julian na prezydenta
Wielokrotnie deklarowałam, że najchętniej piszę o tym co widziałam na własne oczy. Gdy podczas wyborów prezydenckich byłam mężem zaufania w komisji przy Wałbrzyskiej byłam świadkiem, jak pewna młoda osoba podłożyła cała paczkę policzonych głosów oddanych na Kaczyńskiego pod słupek Komorowskiego. Zwróciłam komisji uwagę, liczba zapisana na paczce została wpisana właściwemu kandydatowi ale kiedy poprosiłam żeby sprawdzić inne zliczone już pakiety z głosami przewodniczący odmówił. „Każdy ma prawo się pomylić”- wrzeszczał, „nie wyobrażajcie sobie że możecie nas teraz prześladować”. Wolałam nie dochodzić kto to „my” a kto „wy”.
Podczas tych samych wyborów zauważyłam, że na kilkudziesięciu kartach do głosowania dopisano „Król Julian na prezydenta”. Przyznam ze wstydem, że nie wiedziałam o co chodzi, do chwili powrotu do domu gdy puszczono mi uroczy film „ Madagaskar”.
Jeszcze bardziej pouczające były dla mnie przedostatnie wybory parlamentarne, gdy niefortunnie zgodziłam się zostać przewodniczącą komisji w Instytucie Hematologii przy Chełmskiej. Komisja wyborcza złożona prawie wyłącznie z samych pielęgniarek solidarnie sabotowała moje zarządzenia. Panie bawiły się doskonale w swoim towarzystwie, poziom rozmów i dowcipów był poniżej wojskowej latryny, wbrew moim poleceniom używały długopisów przy liczeniu, przesiadywały na podłodze i po kątach co stwarza potencjalną możliwość unieważnienia głosu przez dostawienie krzyżyka, honorowały kserokopie zaświadczeń o zmianie komisji wyborczej. Nie reagowały na zwracane uwagi, trudno wzywać policję do użytego przez liczącego wbrew regulaminowi długopisu, gdybym natomiast próbowała je zdyscyplinować w zrozumiałym nawet dla mego psa języku, to one a nie ja wezwałyby policję. Przetrzymałam je karnie do piątej rano sprawdzając osobiście wszystkie obliczenia. Kiedy oddawałam sprawozdanie w Urzędzie Gminy przy ulicy Wiśniowej byłam świadkiem jak miła urzędniczka doradzała stojącemu obok mnie panu jak ma sfałszować sprawozdanie żeby system je przyjął. „Tej partii pan odejmie tym doda i przejdzie”-powiedziała. Zastanawiałam się co mam zrobić, wezwanie policji w tym przypadku też by nic nie dało. Każdy kto kiedykolwiek pracował przy wyborach dobrze to rozumie. Woźny który przyjmował nasze starannie opieczętowane worki z kartami wyborczymi śmiał się z mojej rozterki do rozpuku. „Niech pani się nie przejmuje. Nikt nigdy do tych worków nie zagląda, nikt nic nie sprawdza, słowo honoru”-powiedział. Stało się dla mnie jasne, że przepisy wyborcze, jak inne głupie lub celowo kryminogenne przepisy, sprzyjają fałszerstwom więc trzeba je zmienić. Wraz z koleżanką która jak ja wielokrotnie pracowała w komisjach wyborczych opracowałyśmy projekt kilku zmian w prawie wyborczym, które naszym zdaniem powinny zmniejszyć skalę fałszerstw. Oto nasze propozycje:
- Wprowadzić prawo wszystkich komitetów wyborczych do sprawdzenia poprawności obliczeń w przeciągu kilku (np. dwóch) miesięcy po wyborach bez konieczność orzeczenia sadowego. Wybór komisji do sprawdzenia byłby w gestii komitetu wyborczego. Można byłoby ograniczyć ilość sprawdzanych przez jeden komitet wyników np. do 10% - 20% komisji. Fałszerze nie czuliby się tak bezkarni , jak obecnie. Bezwzględnym wymogiem byłoby przechowywanie wyników wyborów w miejscach niedostępnych dla osób trzecich oraz odpowiedzialność karna ( personalna) za niewłaściwe ich przechowywanie.
- Obowiązkowe a przynajmniej dozwolone powinno być filmowanie przebiegu wyborów oraz przebiegu liczenia głosów. Kamera powinna być umieszczona u góry, aby można było obserwować ręce. Film nie musi być na bieżąco dostępny w sieci (choć byłoby to dobre), ale możliwy do przejrzenia po wyborach na żądanie dowolnego komitetu.
- Wprowadzenie karalności członków komisji w wyniku przeprowadzonego postępowania sądowego za fałszerstwa wyborcze oraz rażące nieprawidłowości. Większość członków komisji starała by się, aby fałszerstw, a nawet tylko nieprawidłowości nie było.
- Zlikwidowanie pasków zasłaniających listę wyborczą przed innymi wyborcami czyli sąsiadami. Ewentualnie można by ograniczyć ochronę danych do zasłaniania wyłącznie numeru PESEL. Wszystkie inne dane są i tak sąsiadom znane. Jeżeli na liście figuruje osoba zmarła, sąsiedzi powinni to zauważyć, zgłosić do przewodniczącego komisji i zażądać wykreślenia tej osoby w porozumieniu z funkcjonariuszem odpowiedzialnym za sporządzanie list wyborców. Brak takiej możliwości pozwala łatwo i bezkarnie fałszować listy co wielokrotnie obserwowałyśmy.
- Można by zmniejszyć tendencyjny dobór składu komisji i ułatwianie fałszerstw przez organizatorów, czyli gminy, zmieniając tych organizatorów.
Niektórzy obywatele starają się pilnować wyborów ale nie wierzą, że fałszerstwa są poważne. Inni pilnują wyborów w wielkim stresie wiedząc, że fałszerstwa są poważne i choć w ramach jednej komisji czasami im się to udaje, w skali kraju nic na to nie poradzą.
Powyższe propozycje mogą wydawać się wyjątkowo nieaktualne. Obecnie walka się toczy o głosowanie korespondencyjne. Jednak pandemia kiedyś (miejmy nadzieję) się skończy i wrócimy do normalności. Jeżeli wybory mają być czymś więcej niż nic nie znaczącym rytuałem muszą być przeprowadzane uczciwie. Co do głosowania przez Internet - jak mówił wielki językoznawca: „Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy”.
Brak rozwagi w tej sprawie może się skończyć, że wybierzemy na prezydenta jakiegoś króla Juliana.
Zwykła zbrodnia i ludobójstwo
Jak się dowiedziałam hiszpańskie organizacje lekarzy ratowników przy współudziale psychologów i etyków opracowały procedury decydowania o selekcji zarażonych koronawirusem, czyli o ich dostępie do zabiegów ratujących życie. Podobne procedury przygotowuje szwedzka służba zdrowia. To znak czasów (signum temporis). Zdejmuje się z ludzi osobistą odpowiedzialność za ich czyny narzucając im drobiazgowe procedury oraz stanowiąc odpowiednie prawo. Lekarz dokonujący selekcji czuje się w tej sytuacji bardziej komfortowo czuje się zwolniony i faktycznie jest zwolniony od odpowiedzialności prawnej za skazanie kogoś w dosłownym sensie na śmierć.
Sytuacja wyboru może się zdarzyć każdemu z nas. Wyobraźmy sobie, że toną przy nas dwie osoby a możemy uratować tylko jedną. Na przykład ratujemy dziecko, a tonie matka nie tylko jego lecz kilkorga innych dzieci. Na własną odpowiedzialność dokonaliśmy selekcji i będą nas być może do końca życia dręczyć wyrzuty sumienia, będziemy się zastanawiać czy mogliśmy postąpić inaczej. Lekarze wezwani do zbiorowego wypadku drogowego, na przykład do karambolu na autostradzie też zmuszeni są dokonywać selekcji. Decydują kogo odsyłać helikopterem do szpitala a kogo zostawić własnemu losowi. Konsekwencje moralne a nawet prawne takich decyzji, mogą być bardzo poważne i w tym właśnie rzecz. Tak realizuje się ludzka wolna wola. Podejmujemy decyzje i za nie odpowiadamy. Wobec tej czy innej instancji.
Procedury uwalniające od odpowiedzialności moralnej i prawnej za czyjąś śmierć to pierwszy krok do ustanowienia zbrodniczego prawa. „Zbrodnicze prawo” - brzmi to niemal jak oksymoron. Historia nauczyła nas jednak, że prawo może być nie tylko ułomne czy kryminogenne lecz może być również zbrodnicze. Powiem mocniej –ludzkości zawsze towarzyszyły zbrodnie i przestępstwa popełniane przez jednostkę. Były różnie karane i różnie oceniane. Niektóre czyny kwalifikowane kiedyś jako przestępstwo tę kwalifikację straciły, jak na przykład homoseksualizm. Inne kiedyś neutralne, jak potępianie homoseksualizmu, zostają obecnie traktowane jako przestępstwo. Jeżeli jednak stanowione prawo pozwala zabijać niewinnych ludzi nie mamy do czynienia z przestępstwem lecz z ludobójstwem. Ludobójstwo to właśnie zabójstwo w majestacie prawa. Dlatego ludobójstwem jest aborcja niezależnie od tego co obecnie mówi o tym prawo. Ludobójstwem jest odmawianie choremu człowiekowi prawa do życia na podstawie arbitralnie ustalanych prawnych procedur. Bo każda taka procedura ma w swoim założeniu selekcję, dzielenie ludzi na mniej i bardziej wartościowych, na posiadających prawo do życia i tego prawa pozbawionych. Dokładnie taką selekcję robili Niemcy (Niemcy a nie jacyś faszyści z kosmosu) skazując na śmierć za samą przynależność do rasy ich zdaniem bezwartościowej czy szkodliwej.
Alain Besançon francuski politolog, historyk socjologii i filozofii, tak zdefiniował pojęcie ludobójstwa: „ludobójstwo w sensie właściwym, w odróżnieniu od zwykłej rzezi, żąda następującego kryterium: jest to rzeź zamierzona w ramach ideologii, stawiającej sobie za cel unicestwienie części ludzkości dla wprowadzenia własnej koncepcji dobra. Plan zniszczenia ma obejmować całość określonej grupy, nawet jeśli nie zostaje doprowadzony do końca w rezultacie niemożliwości materialnej czy zwrotu politycznego”.
To bardzo ładna i pojemna definicja ale nie ujmuje moim zdaniem istoty rzeczy. Powtarzam raz jeszcze-ludobójstwo to przede wszystkim zbrodnia sankcjonowana przez stanowione prawo, zbrodnia w majestacie prawa. Zarówno Hitler jak i Stalin tworzyli przepisy sankcjonujące ich zbrodnie, a legaliści czuli się zobowiązani do przestrzegania obowiązującego wówczas prawa. Trochę się przeliczyli-osądziła ich nie tylko historia lecz Trybunał Norymberski. Niektórzy zbyt gorliwi legaliści skończyli na szubienicy.
Każdy kto zasłania się prawem w sytuacji moralnego wyboru powinien o tym pamiętać. Dlaczego osoba u której stwierdzono śmierć mózgową może być rozebrana (żywcem) na części zamienne i traci prawo do życia chociaż lekarze doskonale wiedzą, że istnieje możliwość wybudzenia ze śpiączki osób w stanie rzekomo wegetatywnym i że z powodzeniem funkcjonuje klinika Budzik założona przez aktorkę której dziecko dotknęło to nieszczęście? Może być bezkarnie i przy akceptacji społecznej pokrojona tylko dlatego, że pozwala na to prawo. W tle jest oczywiście przemysł transplantologiczny i jego gigantyczne zyski. Bardziej wrażliwi lekarze transplantolodzy każą do pobrania narządów delikwenta znieczulać. Podczas konferencji na tematy transplantologiczne urządzonej przez Izbę Lekarską zadałam retoryczne pytanie: „ Jeżeli definicja śmierci mózgowej jest prawidłowa to po co znieczula się zwłoki przy pobieraniu narządów?”. Silne lobby transplantologiczne obecne na sali rzuciło się na mnie, w ich oczach profana, który nie ma prawa głosu. „Zwłok się wcale nie znieczula”.-krzyczał jeden z profesorów. „Nie kłam, znieczula się, żeby ci nie fikały w czasie pobierania”-powiedział inny, bardziej cyniczny. Jeszcze jeden tłumaczył mi jak niedorozwiniętemu dziecku, że owo „fikanie” to odruch czysto fizjologiczny. Odnóża żaby pozbawionej głowy i wypatroszonej, czyli bez szans na przeżycie pobudzone prądem jak wiadomo poruszają się na stole sekcyjnym. Pod wpływem bodźca elektrycznego poruszają się nawet same żabie udka co potwierdza przypadkowe odkrycie dokonane w 1786 roku przez doktora Luigi Galvaniego, kiedy gotował kolację dla żony. Sprzeczne z tymi teoriami są świadectwa osób wybudzonych ze śpiączki. Pewien Amerykanin napisał, że słyszał jak lekarze omawiają szczegóły operacji pobrania jego narządów ale nie mógł odezwać się, żeby dać znać, że żyje i czuje ból.
Wszelkie prawne regulacje selekcjonujące ludzi, dzielące ich na mniej wartościowych i bardziej wartościowych, na godnych otrzymania pomocy medycznej i tych którym tej pomocy można odmówić są bardzo niebezpieczne.
Tak właśnie, przez uprawomocnienie selekcji ludzi, rodził się faszyzm.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
© Izabela Brodacka Falzmann
14-17 kwietnia 2020
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
14-17 kwietnia 2020
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © Digitale Scriptor (DeS) ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz