Mamy oto kolejny przykład, już nie tyle bezczelnego, ile wyjątkowo chamskiego ingerowania UE w sprawy, w które zgodnie z traktatami Bruksela ingerować nie ma prawa. Oto Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej postanowił w trybie natychmiastowym zawiesić Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Co ciekawe z tego zamachu na Polskę i naszą konstytucję najbardziej raduje się ta polityczna swołocz, która już od niemal pięciu lat udaje, że za polską konstytucję dałaby się pokroić w plasterki i posolić, o czym mają świadczyć noszone przez nich transparenty i stroje okraszone napisem „Konstytucja”.
Aby zdać sobie sprawę z bezczelności tej unijnej lewackiej hołoty wystarczy przytoczyć tylko artykuł 267 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który wyraźnie mówi, że: „Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest właściwy do orzekania w trybie prejudycjalnym: a) o wykładni Traktatów; b) o ważności i wykładni aktów przyjętych przez instytucje, organy lub jednostki organizacyjne Unii”. Oczywiście do znudzenia trzeba też powtarzać (jak grochem o ścianę), że sprawy sądownictwa w krajach członkowskich UE nie leżą w jej kompetencjach, czyli mówiąc kolokwialnie, wara lewackiej międzynarodówce od polskiego (i nie tylko polskiego) sądownictwa. Co na to „obrońcy praworządności i Konstytucji” z totalnej opozycji? Oni po tej kolejnej bezprawnej i chamskiej ingerencji TSUE w wewnętrzne sprawy Polski oraz zamachu na naszą suwerenność wrzeszczą na całe gardła, że „wygrała sprawiedliwość”.
Mamy tu do czynienia z czymś, co można porównać do teorii chaosu, czyli z układem dynamicznym, w którym nawet niewielkie i wydawałoby się mało znaczące zakłócenie uzgodnionych wcześniej warunków początkowych powoduje na koniec wielki niedający się już okiełznać chaos. Inaczej takie zjawisko nazywane jest „efektem motyla”, które humorystycznie opisywane przedstawia niewinnego motylka, którego trzepot skrzydeł np. w amerykańskim stanie Ohio może po trzech dniach wywołać wielką burzę piaskową w Teksasie. Widzimy, co stało się na świecie, kiedy przyzwolono tęczowym motylkom na początkowo wydawałoby się niegroźne zatrzepotanie skrzydełkami. Kto wie czy z „efektem motyla” nie mamy do czynienia w związku z panującą obecnie pandemią. Przecież nie można wykluczyć, że cały ten rozgrywający się światowy dramat i paniczny chaos spowodował jeden wygłodniały chińczyk, który zjadł niedogotowanego nietoperza. Podsumowując, skoro pozwalamy lewackim modliszkom udającym motylki, potrzepotać swobodnie skrzydełkami to na koniec mamy to, co mamy i nie dziwmy się dzisiaj, że obecny chaos staje się trudny, a nawet wręcz niemożliwy do opanowania.
Oto pięć lat temu Bruksela niezadowolona z wyborczej decyzji Polaków zatrzepotała przyjaźnie skrzydełkami do odsuniętych od koryta złodziei i zdrajców oraz puściła oko do sędziowskiej „kasty nadzwyczajnych ludzi". W efekcie dziś jesteśmy już tylko o krok od chaosu i anarchii. Oto w ostatnich dniach do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynął wniosek przeciwko Prezydentowi RP i Radzie Ministrów o zabezpieczenie powództwa o ochronę dóbr osobistych. Autorzy wniosku, Maria Ejchart-Dubois, Sylwia Gregorczyk-Abram i Michał Wawrykiewicz napisali na Twitterze: „Złożyliśmy wniosek o zabezpieczenie powództwa o ochronę naszych dóbr osobistych (życia, zdrowia i prawa do udziału w wyborach) przeciwko Prezydentowi RP i Radzie Ministrów. Domagamy się podjęcia działań w celu przesunięcia wyborów prez., w tym wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Złożyliśmy wniosek o zabezpieczenie powództwa o ochronę naszych dóbr osobistych (życia, zdrowia i prawa do udziału w wyborach) przeciwko Prezydentowi RP i Radzie Ministrów. Domagamy się podjęcia działań w celu przesunięcia wyborów prez., w tym wprowadzenia stanu nadzwyczajnego”. W ten oto sposób zdaniem wnioskodawców o kluczowych dla Polaków sprawach mają decydować nie wyborcy oraz organy konstytucyjne państwa, ale jakiś rozgrzany sędzia bądź sędzina z sądu okręgowego w Warszawie, Suwałkach, Sieradzu czy Piotrkowie Trybunalskim. Wspomniana trójca autorów wniosku okrasiła swój wpis zdjęciem, na którym demonstrują swoje uśmiechnięte i zadowolone facjaty.
A ja się pytam: Z czego się tak cieszycie? Ze swojej nieodpowiedzialności i głupoty? Z pogardy dla państwa prawa? Jesteście tacy dumni ze swojego politycznego szaleństwa wywołanego nienawiścią do legalnej i demokratycznie wyłonionej władzy? „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!” – pisał Mikołaj Gogol w „Rewizorze”. Oczekujecie na jakiegoś rewizora z UE, którego pięknie ugościcie, nakarmicie i napoicie, a ten w zamian przymknie oko na wasze układy, lizusostwo, donosicielstwo, korupcję, złodziejstwo, niszczenie więzi społecznych oraz wybujałe i niezaspokojone ciągle ambicje? Dobrze główkujecie, bo Polska, której powrotu histerycznie pragniecie to wypisz wymaluj odpowiednik zdeprawowanego miasteczka w jakiejś zapadłej rosyjskiej guberni opisywanego w „Rewizorze” przez Gogola.
I jeszcze spory kamyczek do prezydenckiego ogródka. Czy to nie sam Andrzej Duda swoimi wetami do ustaw reformujących sądownictwo dał przestrzeń do trzepotania skrzydełkami tym antypolskim ćmom lecącym ślepo w kierunku niszczącego płomienia roznieconego przez zdegenerowaną i skorumpowaną lewacką europejską „elitę” dążącą do totalnej destrukcji wszystkich podstawowych wartości oraz likwidacji państw narodowych? Czy tak trudno było przewidzieć, że te weta wzmocnią tylko ten „efekt motyla” i rozpętają burzę oraz chaos już nie w Teksasie, ale tu nad Wisłą?
Na szczęście premier Mateusz Morawiecki w dość jednoznaczny, choć dyplomatyczny sposób stwierdził, że: „Reforma wymiaru sprawiedliwości należy do wyłącznej kompetencji państw członkowskich. My z całą pewnością skierujemy do Trybunału Konstytucyjnego, który jest najwyższą instancją odwoławczą, zapytanie w tej sprawie, do jakiego stopnia instytucja taka jak TSUE może wydawać wyroki zabezpieczające tego typu. Oczywiście podejmiemy odpowiednie analizy i przekażemy odpowiedź w stosownym czasie zgodnie z procedurami”. Bardziej dosadnie wypowiedział się sekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości, Sebastian Kaleta, który w Polskim Radiu bez owijania w bawełnę stwierdził: „Postanowienie TSUE to bezprecedensowy atak na suwerenność Polski z tego powodu, że ani TSUE, ani żaden inny organ Unii Europejskiej nie ma kompetencji do tego, by oceniać organy konstytucyjne państw członkowskich. W Polsce jedynym organem właściwym, by dokonać kompleksowej oceny wszystkich zagadnień, jest Trybunał Konstytucyjny”.
I na koniec wrócę jeszcze do tych naiwniaków, którzy wierzą, iż na skutek kryzysu i rozgrywającego się dramatu związanego z pandemią koronawirusa Unia sama z siebie dokona znaczących zmian i reform. Otóż nic takiego się nie stanie, bo te zmiany muszą wymusić sami Europejczycy, których gorący oddech unijne lewactwo już dzisiaj powinno poczuć na swoich plecach. Chcę przypomnieć, że tak samo naiwnie na zmiany liczono podczas kryzysu finansowego z 2008 roku. To wtedy Bruksela tupnęła nogą i stanowczo zaleciła Krajom Wspólnoty oszczędzanie na administracji. Tymczasem sama Komisja Europejska w 2009 roku w stosunku do roku 2008 zwiększyła zatrudnienie urzędników administracji o 41 proc. Dlatego jedynym lekarstwem na lewaków nie są żadne medykamenty czy naiwna wiara w ich autorefleksję i samouleczenie. Tu potrzebna jest wielka sękata i najlepiej wyborcza maczuga, która raz na zawsze rozpędzi tę hołotę na cztery wiatry.
Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
© Mirosław Kokoszkiewicz
27 kwietnia 2020
źródło publikacji:
blog autorski
27 kwietnia 2020
źródło publikacji:
blog autorski
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP²
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz