OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Dziennik zarazy 1-4

Zaraza zaczęła się wiele lat temu. Zakaziła umysły, dyskusje, prawo, media i społeczne odczuwanie wstydu. Trawiła uniwersytety i redakcje, skutkowała ponizaniem wszystkiego co od wieków było w Europie święte. W zeszłym roku spłonęła katedra Notre Dame. Ten rok objawił się fizyczną zarazą, która ponoć wypełzła z Chin. Inaczej jednak niż w czasach poprzednich epidemii – tym razem szybko wydano zakaz odprawiania Mszy Świętych, przekazywania sobie znaku pokoju, ba rozniosły się nawet zalecenia aby nie przyjmować Komunii Świętej … bo to jest niehigieniczne.


Od tej pory drugi człowiek ma się nam kojarzyć z zagrożeniem, mamy unikać drugiego i samemu zamykać się w samotniach z własnym telewizorem jako jedynym towarzyszem kwarantanny. Wszystko co dotychczas miało nas chronić przed atakami epidemii teraz zostało zabronione, obłożone współczesną anatemą. Koronawirus ostatecznie ma unieważnić nasze dążenie do wspólnoty i poczucia ciepła drugiego człowieka. Hmmm…, teraz kawę będą nam podawać na łopatach, aby przepisowo zachować odległość półtora metra od drugiego. Mamy się przejmować losem zwierząt, łożyć wszelkie środki na propagowanie inności, jednak drugi człowiek ma się nam kojarzyć z chodzącą bombą zegarową, pojemnikiem na koronawirusa, który w każdej chwili może nam wybuchnąć w oczy. Świat się odgradza i zamyka. Prezydent najpotężniejszego mocarstwa na świecie wydał zakaz przyjmowania lotów z Europy, wszędzie zamykają się granice i mnożą sposoby odosobnienia każdego, na kogo jedynie padnie cień podejrzenia o to, że może być zarażony tajemniczą chorobą. Media trąbią o profilaktyce i sposobach przeciwdziałania, w sklepach zaczyna się paniczne wykupowanie wszystkiego.

W USA spotykam się z tłumami Polaków, podobnie jest w mroźnej Kanadzie, jednak z Polski płyną do mnie pełne oburzenia głosy, że czyniąc tak narażam na szwank zdrowie dziesiątek osób. Ludzie dają się uwięzić we własnym strachu, uciekają przed innymi, odgradzają się idiotycznymi maseczkami, nie witają się, noszą ze sobą płyny dezynfekujące wszystko, wywabiające ślady ludzkiej bytności. Spaceruje po kanadyjskiej stronie wodospadu Niagara, ludzi jak na lekarstwo, widzę jak przerażona biała para ucieka na widok drugiej pary o wyraźnie azjatyckich rysach twarzy. Wymarłe restauracje, bary, nawet pobliskie kasyno świeci pustkami. Panika, mnożą się sensacyjne doniesienia natychmiast – z bezlitosną siłą – rozdmuchiwane przez media. Właściwie to jestem uwięziony w Kanadzie, stąd jeszcze latają samoloty do Polski, USA już ich nie przyjmuje. Na granicy wzmocnione kordony służbistów. Pojawia się dylemat: jeśli pojadę na kolejne spotkanie, tym razem do amerykańskiego Detroit, to mogą mnie już do Kanady z powrotem nie wpuścić, a wtedy będę odcięty od ostatnich lotów do Polski. Z programu moich spotkań wykreślam Kalifornię, Teksas i Nowy Orlean…wszak wszędzie tam roi się od czerwonych kropek zwiastujących narastającą zarazę. Towarzyszący mi Wojtek, który posiada amerykańskie obywatelstwo, nieśmiało zdradza, że chce jechać ze mną do Polski.

– Wiesz jeśli ma się zdarzyć coś złego, to wolałbym złożyć moje kości w ojczystej ziemi – stwierdza. Ma zamiar sprzedać swój samochód, nie wracać do USA i lecieć ze mną do Polski.

– Ty ich nie znasz, jak ogłoszą stan wojenny, to zaczną się aresztowania i zaganianie ludzi do wyznaczonych zon – wyjaśnia.

Nie mam czasu tego sprawdzać. Musze podjąć decyzję o przerwaniu amerykańskiej trasy i ewakuowaniu się do Polski. Póki jeszcze istnieją możliwości powrotu za ocean.

Notuję w pamięci kolejne wydarzenia, opinie, jazgoczący strach płynący z mediów. Jeśli uda się wyjść z matni, to trzeba będzie to wszystko spisać, sfotografować na kliszach pamięci. Post roku 2020 ma wyjątkowo gorzki smak.



Obrazy z lotniska w Toronto zapamiętam na długo, o ile to „długo” zostanie mi jeszcze dane.


Puste korytarze, ludzie stroniący od innych ludzi, dziwne stwory w maseczkach. Cisza, przejmująca i znacząca cisza. Szczęśliwie udało mi się zmienić bilety z kwietnia na wcześniejsze. Ostatni rejsowy lot do Polski. Na pokładzie samolotu mierzą nam temperaturę. W Warszawie ponownie – wkracza Straż Graniczna – funkcjonariusze w maseczkach przykładają do czoła termometry. Trzeba zadeklarować dokładny adres czternastodniowej kwarantanny. Tym sposobem trafiam w miejsce przymusowego odosobnienia.

Teraz wypada poczekać na to, czy czasem nie przywiozłem ze sobą Covid 19. Trochę czasu na myślenie – świat gwałtownie się zmienił i dopiero teraz, gdy tempo życia się zatrzymuje, jest czas na to aby się zamyślić. To już będzie inny świat. Obojętnie co: czy wielki spisek, czy też nadzwyczajny splot okoliczności – tak mocno i szybko przerył codzienność, że nic już nie wróci w stare koleiny. To dobrze? Nikt nie odpowie.

Dzieje się coś niepojętego, jak zwykły człowiek ma się w nowym czasie odnaleźć? Komu ufać? ….
Mijają kolejne dni kwarantanny, dawkowanie informacji płynących z telewizora, gorączkowe wertowanie internetowych źródeł. Przerażające informacje o „narkotyku najbogatszych” – adrenochromie, ponoć jedno z laboratoriów produkujących tą najdroższą na świecie substancję (o jej pochodzeniu nie będę pisał w czasie gdy wszyscy stają się zmartwieni) znajdowało się w chińskiej prowincji Wuhan.

Przejmująca rozmowa telefoniczna z polskim naukowcem z Kalifornii, pracują teraz nad nowym sposobami leczenia nowego wirusa: to nie jest nic zbliżonego do grypy, to mutacja tak wysublimowana, że atakuje tylko jeden receptor komórkowy, wraz z tym receptorem wnika do niej, na zasadzie endocytozy i zmienia ją bardzo niebezpiecznie. Narażone są płuca, serce, nerki i jądra…dość, więcej nie będę już cytował. To poważna choroba, nie da się zlekceważyć. Teraz trzeba odwagi, modlitwy i pomocy dla słabszych. Najważniejsze to nie popadać w pesymizm i depresję. Podróż do wewnątrz skutkuje rozmaicie. W pierwszych dniach kwarantanny powstał mroczny wiersz:

Do brzegu nocy…

Moje sumienie wchłonęło zbyt wiele
aby dziwić się nagłej nocy.
Samotnie drżę pod pierwszym smagnięciem
nadchodzącego.
Drugi stał się śmiercią
która nadciąga.

Kiedyś słońce będzie bezlitosnym świadkiem
strachu.
Teraz czerń pulsuje żywiąc się ostatnimi sokami
nadziei.
Trzeba iść,
w ciemność,
w strach,
do brzegu nocy…

Ten tekst musi się rozwinąć i przybrać bardziej jasne barwy. Na razie jednak opisuje miejsce wyjścia, moment, którym zostaliśmy zaskoczeni. Spokojne życie i robienie kariery przestały być całą treścią mijających dni. Musimy zrozumieć naturę zagrożenia, znaleźć drogę wyjścia z ciemności. Nadzieja płynie z tego co poza telewizyjne, co znajduje się poza rachunkami, ekonomią i codziennymi doniesieniami. Nadzieja płynie z wiary. To czas Wielkiego Postu, największego od wielu lat. Tegoroczny post będzie mi się kojarzył z telewizją Trwam – tu codziennie odmawiany jest Różaniec i pokazywany jest Jasnogórski Apel. To wyznacza rytm kwarantannowego dnia. Modlitwa staje się swoista radością, wyciszeniem, skupieniem. Jeśli właśnie tak ma przemieniać post 2020, to kryje się w nim jeszcze wiele nieodkrytych prawd. Ulice się ponoć wyludniły, wszystko zamknięte… od stanu wojennego nie pamiętam tak głębokiego cofnięcia się życia. Bez swojej wiedzy znaleźliśmy się w ogniu światowej wojny, nie wygląda ona oczywiście tak jak wojna o której wiemy już wiele – wojna z XX wieku. To wojna ekonomiczna, informacyjna, w której media stały się bronią silniejszą niż karabiny i czołgi. Trwa wielka pandemia na światowych rynkach, uwięziono nas w domach, w tym czasie ktoś załatwia globalne sprawy. Jak znaleźć mądrość w tym czasie, co poradzić innym?

Zamknij oczy, zacznij rozmawiać z Panem Powietrza, Ognia i Wojny…



Postawić stopę na wodzie


Ale czasy…w jakich to przyszło nam żyć czasach. Każdy dzień przezywamy jak innych dziesiątki i każdego dnia dzieje się więcej i więcej. To pora odkrywania się tajemnic. Tak, właśnie powoli odsłaniają się karty losu. Stajemy twarzą w twarz z przyszłością, która nigdy już nie będzie taka jak ten świat, który oswoiliśmy, który znamy.

Oto świat bowiem pokazał swoją nieokiełznaną, dzika twarz. My – ludzie XXI wieku, boimy się jak ci, których dziesiątkowała czarna ospa, dżuma, cholera, tyfus.

Żyliśmy w czasach bez śmierci, śmierć została wyśmiana, wyciszona i cicho wpuszczona w pluszowe eutanazyjne pledy. Oswoiliśmy ją jak wilanowskiego pieska w idiotycznym kubraczku. Liczyło się życie, fitness, zdrowa dieta i wydajność. Starzy ludzie nie mieli racji i przeważnie odchodzili w ciszy wygodnych domów starców, wcześniej uśmiercani przez milczenie wokół nich. Stawałeś się stary i naraz „życie” nie lgnęło do ciebie, omijało cię coraz szerszym łukiem. A tu naraz, na samym progu wygodnego mieszkania z ciepłą woda w kranie, stanęła ta sama co od wieków – dzika, nieubłagana – śmierć.

Na naszych oczach umiera ten pewny i niesamowicie okiełznany, uporządkowany świat. Przestają liczyć się niezwykle ważne strategie marketingowe, ekonomiczne, polityczne. Znów, jak nasi przodkowie, coraz mocniej zdajemy sobie sprawę z faktu, ze chcielibyśmy jedynie…przeżyć, przetrwać.

Losu nie da się jednak przekupić, nie da się z nim negocjować, gdzieś zresztą zapodziali się modni kapłani motywacji, coachowie współczesności. Zamilkli posiadacze jedynych recept na zdrowie i długowieczność. Celebrycyci pochowali się w domkach z kart.

Gdzie teraz jesteście knury współczesności? Gdzie teraz podziały się te wszystkie celebryckie miny, pod łóżkami ze strachu łkają?!

Gdzie jest „wszechwładna Unia Europejska” ze swoja wypasioną hordą?

Powoli, potrwa to jeszcze wiele tygodni, powoli zwracamy się w kierunku ludzi prawdziwie odważnych, w kierunku tych, którzy mogą nas wyprowadzić na suchy ląd, w miejsce gdzie pozostanie życie. Jeszcze trudno nam dostrzec Boga, jeszcze jest wiele ważnych spraw, które go wyprzedzają…ale coraz mocniej, w snach i w codziennych rozważaniach, pojawia się pytanie o sens tego czasu. Bez Niego nic nie ma już większego znaczenia.

W ciszy odosobnienia dręczy mnie uporczywe pytanie:

Jak jeszcze dziś ludzie potraktowaliby starca budującego wielki statek, starca, który mówi że nie przeżyje nic poza tym co na tym statku się znajdzie? Ile chłost śmiechu, drwiny, zamykania w szpitalu dla obłąkanych, musiałoby na niego jeszcze spaść gdyby nagle pojawił się w centrum Nowego Jorku, Londynu, Rzymu, Krakowa….?

Są takie dni, takie okresy kiedy nieomal można usłyszeć świst kart losu. Czy ktoś potrafi je odczytać? Puste kościoły, puste wnętrza ludzi w Europie. Uporczywa wiara w giełdę i „kreację pieniądza”. Pojawiają się już, co prawda, ci którzy ostrzegają ziemski Olimp, że nie ma złotych kart losu, nie da się ich zawczasu, jak ubezpieczenia, wykupić. Nie umrą tylko maluczcy, poniżeni i biedni.

Ten wirus jest pomnikiem dzisiejszej ludzkości. To prawdziwe oblicze złotego cielca, który uwodził nas – przez ostatnie lata – swym oślepiającym blaskiem.

Co robić? Nie czepiaj się tego życia jak wszystkiego co masz. Podnieś oczy i dojrzyj treść tego, co świat prawdziwie nam dziś mówi. Ta cywilizacja doszła do stanu Sodomy. Rzecz w tym czy w dzisiejszym świecie znajdzie się jeszcze stu sprawiedliwych, pięćdziesięciu, dziesięciu…

Głupie bajki przeszłości, bez finezji, oparte na legendach jakiejś tam „Biblii”?

No to pokażcie dziś inna drogę, wskażcie inne prawdziwe światło, które może nas wywieść z mroku. Stoimy na skraju nieznanego, które wygląda tak jakby miało nas niechybnie pochłonąć. Kto pierwszy postawi stopę na wodzie?



Wolność jest przymiotem, który przynależy człowiekowi od urodzenia. Bóg wkłada ją nam pod głowę jak wyprawkę na życie.


Kiedy jednak nad głową gromadzą się ciemne chmury marksiści, tacy jak Erich Fromm twierdzą, że człowiek najchętniej sprzedałby tą wolność za narkotyk bezpieczeństwa.

Tak, bezpieczeństwo uzależnia jak najsilniejszy narkotyk. Życie w bezpieczeństwie uzależnia tak straszliwie, że całe społeczeństwa gotowe są oddać nie tylko wolność, ale nawet własna godność i poczucie sprawiedliwości każdemu, kto zadeklaruje że jest w stanie to bezpieczeństwo przedłużyć. Ciepła woda w kranie, jedzenie, jakie takie zarobki i brak troski o przyszłość, za to ludzie gotowi są oddać wszystko.

Piszę oczywiście o tzw tłumie (nie uogólniam obraźliwie) i piszę o współczesnych nam pokoleniach. To nasze pokolenia stały się zjełczałymi do cna sybarytami. Nie ma w nas męstwa, służby ideom, chęci zmieniania świata, który przecież nigdy nie będzie w pełni nas satysfakcjonował. Pokolenia pluszowych kanap, komputerowych gier i emocji sprzedawanych na filmowym jarmarku. Staliśmy się posłusznymi wyrobnikami wielkich korporacji, uwięzionymi w fotelikach przed komputerami. Potrzeba nam coachów, motywatorów aby cokolwiek zechciało nam się robić.

Nasi rodzice, dziadkowie przeżyli wojnę, potrafili cieszyć się skibką chleba, odrobiną Polski tam gdzie ona się zachowała. Mój ojciec wrócił z Sybiru i przez całe życie nie opowiedział mi jednego przeżycia, zaciął się w sobie i milczał. My nadawaliśmy sobie medali za jakieś tam opozycyjne „wyczyny” w czasów „Solidarności” – ile w tym jednak przesady, krętactwa, strojenia się w nie swoje piórka.

Czy kiedykolwiek byliśmy próbowani żywym ogniem? Czy kiedykolwiek musieliśmy wybierać pomiędzy rzeczami najważniejszymi? Czy my w ogóle jeszcze wiemy co to są rzeczy najważniejsze?

Naraz ten świetnie oswojony, uładzony świat zachwiał się, niespodziewanie zaczął nam spod nóg uciekać grunt. Na nasze ugodzone z kredytami i codziennymi konformizmami życie posypało się. Pozy o których nawet nie wiemy że w istocie są konformizmami nic nie są w stanie wskórać. Spadła nieoczekiwana, nieokreślona, bezkształtna zaraza. Świat ponoć zaatakował wirus nie większy niż mikroskopowy pyłek, wirus który swobodnie przeniknie przez większość gustownych maseczek. Niewidoczny smok z wierszy Zbigniewa Herberta naraz przybrał nieuchwytne oblicze zarazy, która zasiała panikę w sercach niemal wszystkich mieszkańców współczesnej ziemi. Los tupnął nogą i naraz spadły z nas wszelkie maski pewnych siebie posiadaczy prawd jedynych.

Zacząłem znów od wolności. Wolność bowiem jest cechą która sprawia że jesteśmy prawdziwymi ludźmi. Człowiek wolny jest prawdziwy, nie ukrywa swojej twarzy, nie chowa się za wyświechtanymi i nic nie znaczącymi formułkami poprawności. Człowiek wolny chce znać prawdę. Cała reszta się przed tym trzęsie ze strachu. Skąd wzięła się zaraza? Skąd nadchodzi? Kto ją zasiał? Jak możemy się przed nią ocalić? To są pytania, które zadają wolni ludzie i natychmiast słyszą wokół siebie jazgot tych, którzy nie chcą tego słyszeć, którzy zapłaciliby nawet złemu ryczałt aby tylko dostać gwarancję bezpieczeństwa. Chcieliby mieć kartę premium gwarantującą nietykalność przez epidemię. Gotowi są kupić taką kartę nawet w samym piekle, byle tylko wróciło bezpieczeństwo.

Nie mogą zrozumieć, że życie przebiega ku śmierci, a czas nigdy i nikomu nie sprzedał stuprocentowej polisy na nietykalność.

Bez wolności ludzie nabierają mentalności niewolników, staja się nieprawdziwi, nie można im ufać, bo nigdy nie wiadomo, czy nie znajdą sobie lepszej oferty na życie.

Człowiek wolny – nawet w obliczu nieokreślonego zagrożenia – nie będzie przymierał strachem, nie będzie chował się przed swoim losem. Nie wiem dlaczego przypomniał mi się wers polskiego tłumaczenia pieśni katalońskiego barda Llouisa Llacha: „a jeśli smutny los tak sprawi, że śmierć przyjdzie zanieście pęki róż umiłowanej mej…”.

Wszyscy umrzemy, ale tchórze będą umierać w tak poskręcanych pozach, że trudno to będzie potem rozplątać. Czytam sobie „Greka Zorbę” i nawet jeśli przyjdzie katastrofa….to będzie to piękna katastrofa.


© Witold Gadowski
24 kwietnia - 1 maja 2020
źródło publikacji:
www.GadowskiWitold.pl


Czytelniku! Jeśli uważasz, że to co robi autor jest słuszne, możesz dobrowolnie wesprzeć prawdziwie niezależne dzienikarstwo przy pomocy PayPal wysyłając dowolną sumę na adres witold@gadowskiwitold.pl lub tradycyjnym przelewem bankowym na konto:
Witold Gadowski
07 1240 1444 1111 0000 0921 7289





Ilustracja © brak informacji / za: www.gadowskiwitold.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2