Choć kontrowersyjne porozumienie Netanjahu-Gantza pozostawia na stanowisku obecnego premiera, jego legitymizacja z uwagi na obciążające zarzuty korupcyjne, wciąż może zostać podważona decyzją Sądu Najwyższego.
Tadeusz Woleński i Erez Raviv odpowiadają dlaczego w obecnej sytuacji rząd Izraela prowadzi efektywniejszy dialog z Palestyńczykami niż z opozycją i dlaczego jest to jedyny demokratyczny kraj, który zezwolił swojej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego na śledzenie potencjalnie zakażonych koronawirusem.
Małgorzata Cichal, The Warsaw Institute Review:
— W trzecich wyborach do Knesetu centro-lewicowy blok z poparciem partii arabskiej (The Joint List) zdobył 62 mandaty, uzyskując tym samym większość wymaganą do utworzenia rządu. Benny Gantz nie zdecydował się jednak na utworzenie rządu mniejszościowego, w obliczu kryzysu zgadzając się na utworzenie rządu jedności narodowej, pozostawiając Benjamina Netanyahu na stanowisku premiera przez kolejnych 18 miesięcy. Lider partii Niebiesko-Biali złamał tym samym jeden z głównych postulatów wyborczych partii. Wyjątkowe czasy wymagają wyjątkowych decyzji?
Erez Raviv:
— W tym przypadku trudno mówić o bloku centro-lewicowym. Pomiędzy jego 62 członkami brakuje wzajemnego zaufania, w przeciwnym razie utworzyliby rząd większościowy. Gantz rzeczywiście nie dotrzymał najważniejszej obietnicy wyborczej, a jako pretekstu użył pandemii koronawirusa, mimo jawnie podważającego faktu, iż negocjacje związane z formowaniem nowego rządu nie miały nic wspólnego ze zdrowiem czy gospodarką. Gantz wspomniał, że decyzja ta zapobiega konieczności przeprowadzenia kolejnych wyborów i, choć jest w tym trochę prawdy, stworzenie i utrzymanie nowego rządu wciąż nie jest pewne. Alternatywa w postaci czwartej elekcji byłaby bardzo trudna do przeprowadzenia w obecnych wyjątkowych okolicznościach.
— Kariera w armii izraelskiej jest częstym predykatorem późniejszej kariery politycznej. Ścieżka Gantza zdaje się jednak podważać ten mit udowadniając, iż zdolność zarządzania armią niekoniecznie przekłada się na zdolność zarządzania krajem.
Erez Raviv:
— Należy powiedzieć, iż kariery polityczne byłych wojskowych nie zawsze muszą być udane. Gantz próbował dokonać bardzo dużego skoku – od szefa sztabu prosto na stanowisko premiera, czylicoś, czego nikt wcześniej nawet nie próbował, aco prawie mu się udało. Jednak przeskok okazał się zbyt duży. Jego połowiczny sukces można wytłumaczyć siłą narastających nastrojów przeciwnych Benjaminowi Netanyahu po długich jedenastu latach jego rządów i obciążających go poważnych zarzutach korupcyjnych. Tak naprawdę niewiele wiemy o politycznych postulatach samego Gantza, które pozostają bardzo niejasne, ale równie niewielu zdaje się tym przejmować. Jego umiejętności polityczne są w dzisiejszych czasach obiektem silnej krytyki medialnej, jednak należy wziąć pod uwagę osobisty interes polityczny krytykujących. Moim zdaniem jest zbyt wcześnie, by się o tym przesądzać. Choć na obecną chwilę czwartych wyborów udało się uniknąć, ale nie uważam by kraj został uratowany – z udziałem Gantza czy bez niego. Wysoki wskaźnik jego poparcia ma źródło w negatywnych motywacjach.
— Należy także dodać, iż decyzja Sądu Najwyższego wciąż może podważyć dalsze rządy Benjamina Netanyahu ze względu na obciążające go trzy zarzuty korupcyjne. Co dla Izraela oznaczałby czwarte już wybory?
Erez Raviv:
— Po pierwsze, Netanyahu pozostałby premierem przez większość 2020 roku. Czwarte wybory podczas pandemii pod względem logistycznym byłyby trudnym do wyobrażenia koszmarem. Oznaczałyby zapewne również większe poparcie dla prawicy, ponieważ blok prawicowy cieszy się rosnącym poparciem wśród młodego pokolenia Izraela. Ze względu na niedobór wsparcia finansowego w obliczu aktualnych wyzwań gospodarczych, niewielkie przesunięcie poparcia na korzyść lewicy jest możliwe, lecz mało prawdopodobne. W izraelskim spektrum politycznym, lewica w zasadzie nie istnieje, nikt nie proponuje lewicowej alternatywy dla obecnie prowadzonej polityki. Walka polityczna niezmiennie rozgrywa się pomiędzy różnymi frakcjami partii prawicowych.
— 20 kwietnia świat obiegły zdjęcia tysięcy zaangażowanych w ruch „Czarnych Flag” Izraelczyków, którzy zachowując zasady społecznego dystansu, protestowali przeciwko surowym restrykcjom policyjnym oraz porozumieniu Gantza-Netanyahu. Czy ich manifest ma potencjał wywarcia wpływu na decyzje polityczne?
Erez Raviv:
— Protesty polityczne mają obecnie mniejszy wpływ na społeczeństwo niż zwykle, ponieważ głównym zmartwieniem pozostaje troska o zdrowie. Także ich cel – wyrażenie sprzeciwu przeciwko rzekomej korupcji obecnego premiera – jest dość osobisty, wyrażający swego rodzaju stanowisko polityczne. W mojej ocenie społeczeństwo powstrzymałoby się od tak intensywnych protestów przeciwko innemu premierowi prowadzącemu taką samą politykę. Z tego też powodu obecny rodzaj protestu stanowi „łatwą zdobycz” dla zręcznie manipulujących graczy politycznych.
— Warto też wspomnieć, że w wyniku zjednoczenia kilku partii arabskich, w ostatnich wyborach The Joint List okazała się być trzecią siłą polityczną w kraju. Mimo, że ich poparcie rośnie nie tylko wśród elektoratu arabskiego, ale także wśród Żydów, większość grup politycznych otwarcie przyznaje, że nie zgodzi się na utworzenie rządu z Arabami.
Tadeusz Woleński:
— Widać, że społeczeństwo izraelskie nie jest jeszcze gotowe na rząd mniejszościowy, skoro pomysł ewentualnego „poparcia rządu Gantza” przez arabską partie dość szybko został pogrzebany.
Erez Raviv:
— Arabowie i Druzowie należący do syjonistycznych partii żydowskich pełnili już funkcje mniej ważnych ministrów w poprzednich rządach Izraela. Poparcie Żydów dla The Joint List jest minimalne. Tylko jedna z czterech partii jest partią lewicową, która tradycyjnie cieszy się poparciem niektórych Żydów – jest to partia Hadasz. Uważam, że cała formacja The Joint List zebrała mniej głosów żydowskich, niż sama partia Hadasz byłaby w stanie uzyskać samodzielnie. Pozostałe trzy są partiami muzułmańskimi lub nacjonalistycznymi partiami arabskimi, które nie przyciągają wyborców żydowskich. Odrzucenie The Joint List przez partie żydowskie ma uzasadnienie zarówno formalne – ze względu na ich postawy polityczne, jak i niejawne, „ponieważ są Arabami”. Co dziwne, wielu Żydów opowiadających się za sojuszem z The Joint List ignoruje jej postulaty polityczne, posiłkując się symbolicznymi argumentami, takimi jak „Arabowie również mają prawo do bycia reprezentowanymi” oraz „odrzucenie Listy jest przejawem rasizmu”. Istnieje również bardziej praktyczna narracja, „tylko razem z poparciem Arabów jakikolwiek żydowski blok anty-Netanyahu byłby w stanie zastąpić obecnego premiera”. Członkowie The Joint List nie są także wolni od własnych wątpliwości co do współpracy, publicznie odnosząc się do kwestii politycznych, a nie jedynie względów symbolicznych.
— Przejdziemy do tego, co teraz najbardziej martwi Izraelczyków – pandemia koronawirusa. Pierwszy przypadek zarażenia COVID19 w Izraelu odnotowano już pod koniec lutegoWydaje się, że władze szybko zareagowały m.in. wprowadzając przymusową 14-dniową kwarantannę dla wszystkich przylatujących do kraju. Dziś widzimy, że mimo wysokiej liczby potwierdzonych przypadków (14,5 tys.), wskaźnik śmiertelności pozostaje na względnie niskim poziomie (około 1%).
Tadeusz Woleński:
— Niski stopień śmiertelności wynika zapewne z dwóch przyczyn: względnie młodego społeczeństwa i względnie dobrej opieki zdrowotnej. Co do perspektywy obywateli, społeczeństwo jak zawsze jest podzielone, ale w ogólnym ujęciu w ciągu ostatniego miesiąca (w ocenie mediów) większość przestrzegała zakazów.
Erez Raviv:
— Społeczeństwo Izraela rzeczywiście jest dość młode, zwłaszcza w porównaniu z Niemcami, Belgią czy Włochami. Istnieją jednak inne czynniki, które należy wziąć pod uwagę. Surowa izolacja ma silny wpływ nie tylko na gospodarkę, ale także na zdrowie w szerszym kontekście. Skupiając się na wirusie, innym chorobom poświęcamy znacznie mniej uwagi. Wiele zabiegów jest odkładanych w czasie lub odwoływanych, przez co niski współczynnik śmiertelności z powodu koronawirusa pozostaje jedynie fragmentem całościowej perspektywy.
— Docierają do nas także dość ambiwalentne informacje dotyczące wykorzystania technologii. Benjamin Netanyahu upoważnił izraelską agencję bezpieczeństwa wewnętrznego, Shin Bet, do śledzenia danych z telefonu komórkowego w celu identyfikacji i poddania kwarantannie potencjalnych zainfekowanych. Nie wiemy jednak, czy po ustaniu pandemii dane zostaną usunięte, a prawo do inwigilacji zniesione.
Tadeusz Woleński:
— W mojej ocenie sama technologia i śledzenie jest proste i zresztą dobrze przemyślane – w przypadku potwierdzenia zarażenia, Shin Bet otrzymuje dane dotyczące geolokalizacji użytkownika z ostatnich 3 tygodni. Osoba zdrowa niezarażona może dobrowolnie ściągnąć taką aplikację, weryfikując czy w ciągu ostatnich 2-3 tygodni mogła znaleźć się w tym samym miejscu i czasie z osobą zarażoną koronawirusem. W przypadku potwierdzenia musi poddać się kwarantannie. Co stanie się z danymi po zakończeniu pandemii? -i trudno przewidzieć, lecz rząd obiecuje ich usunięcie.
Erez Raviv:
— Stanowi to poważny problem, nie tylko tutaj. Izrael jest jednak jedynym demokratycznym krajem, który angażuje swoje służby specjalne (Shin Bet), jak gdyby chorzy stanowili zagrożenie porównywalne do terrorystycznego. W mojej ocenie, samo śledzenie nie jest stuprocentowo skuteczne, a jego przedłużenie tymczasowo zostało wstrzymane przez Kneset. To procedura ustanowiona nie przez prawo, a przez dekret rządowy wydany w trybie wyjątkowym, który straci ważność za 5 dni, lecz rząd pracuje nad znalezieniem sposobu na jego kontynuację.
— Pomimo zaledwie 10 proc. udziału w ogólnej populacji Izraela, ultra-ortodoksyjni Żydzi (Haredim) stanowią ponad 50 proc. pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID19. Czy tak drastyczny przebieg pandemii może podważyć autorytet rabinów zabraniających zamknięcia szkół i synagog? Poza kontekstem religijnym, oddzielającym Haredim od państwa świeckiego, istnieje również bariera językowa.
Tadeusz Woleński:
— Tak duża liczba zachorowań wśród Haredim wynika przede wszystkim z utrzymywania bliskiego codziennego kontaktu, stanowiącego dla Haredim modus vivendi. Ich dzielnice, podobnie jak same mieszkania w ultra-Ortodoksyjnych dzielnicach, są względnie małe z dużym zagęszczeniem mieszkańców i wieloosobowych rodzin. Ich codzienne wychodzenie do synagogi także przyczyniło się do szybkiego rozprzestrzenienia wirusa, jednak w mojej ocenie nawet zaistniała sytuacja nie podważy autorytetu rabinów.
Erez Raviv:
— Prawie wszyscy Haredim w Izraelu posługują się biegle językiem hebrajskim, nie mając żadnej bariery językowej. Jest to bariera kulturowa. Do tej pory prawie wszyscy rabini poparli rozporządzenia państwa ws. zdrowia publicznego, więc problem został częściowo rozwiązany: szkoły i synagogi zostały zamknięte. Z powodu kryzysu coraz więcej Haredim ma styczność z Internetem i ta zmiana może wywołać pewne skutki. Zwyczajowo Haredim używają ‘filtrowanego’ Internetu i telefonów (tzw. „dumbfonów”) bez funkcji wysyłania wiadomości sms. Jednak liczba odstępstw od tej reguły rośnie, co w dłuższej perspektywie może podważyć autorytet rabinów. Komitet Haredim, blokujący numery telefonów „koszernych”, jest skorumpowany i korzysta z pieniędzy od ministra zdrowia na Chasidut, co wywołuje oburzenie wśród Haredim i protesty przeciwko jego władzy.
— Rzeczywiście, stopa bezrobocia w Izraelu wynosi już ponad 26 proc., z czego niemal połowę (48 proc.) stanowi grupa młodych obywateli w wieku do 34 lat. Jaki program awaryjnego wsparcia socjalnego został im zaproponowany?
Erez Raviv:
— Zaproponowano im niewiele. Ubezpieczenie społeczne na wypadek bezrobocia zostało nieco rozbudowane, ale nie jest przygotowane na taki kryzys. Po pierwsze, według prawa wsparcie pozostaje minimalne, żeby obywatele mieli wystarczającą motywację do znalezienia pracy, co w obecnej sytuacji nie ma oczywiście znaczenia. Po drugie, obecne świadczenia opróżniają rezerwy systemu ubezpieczeń społecznych, a rząd jak dotąd nie przekazał im dodatkowych funduszy. Dotychczas udzielone wsparcie finansowe oceniłabym jako średnio-niskie pod względem potencjału, a bardzo niskie pod względem faktycznie wypłaconych środków finansowych. Nowy mechanizm wsparcia dla osób samozatrudnionych i małych przedsiębiorców również jest niewystarczający. W przeciwieństwie do innych krajów, w Izraelu nie ma dopłat do pensji ze strony rządu, co przyszłościowo zmniejsza szanse osób bezrobotnych na powrót do poprzedniej pracy. Reasumując, zamiast skarbu państwa, który ma chronić ludzi, to ludzie chronią skarb państwa. „Dżem zawsze jutro, nigdy dzisiaj” to dobra ilustracja tej sytuacji (nawiązanie do powieści „Po drugiej stronie lustra” Lewisa Carrolla).
— Zgodnie z umową koalicyjną w odniesieniu do „Planu Pokojowego”, zaproponowanego przez prezydenta Trumpa, już 1 lipca może rozpocząć się aneksja 30 proc. obszaru „C” na Zachodnim Brzeguz uwzględnieniem wszystkich istniejących osad. Jeśli do tego dojdzie, jakich konsekwencji geopolitycznych w regionie możemy się spodziewać?
Erez Raviv:
— W tym momencie nie da się tego przewidzieć. Wydaje się, że wszyscy są dziś słabi i zajęci – Arabowie, Irańczycy, Amerykanie i Rosjanie. Choć przeprowadzenie takiej operacji podczas kryzysu związanego z koronawirusem wywołałoby prawdopodobnie mniejsze konsekwencje geopolityczne w krótkiej perspektywie, jej późniejsze efekty geopolityczne, jak również wewnętrzne w samym Izraelu, byłyby głównie długofalowe. Nie mamy jednak żadnej gwarancji, że decydenci w Izraelu i tak jej nie przeprowadzą.
— Izrael posiada już decyzyjną władzę nad terytoriami Zachodniego Brzegu (ZB) i Strefy Gazy (SG). Chociaż siły bezpieczeństwa Autonomii Palestyńskiej zdołały podjąć kroki w celu powstrzymania rozprzestrzeniania się pandemii, to czy rząd izraelski podejmie współpracę z Al-Fatah i Hamasem?
Tadeusz Woleński:
— Zachodni Brzeg i Strefa Gazy pozostają uzależnione od Izraela zarówno ekonomicznie jak i medycznie. Współpraca istnieje zawsze – gorsza lub lepsza, jednak zawsze – lepsza z Zachodnim Brzegiem, a gorsza ze Strefą Gazy. Zwłaszcza teraz, w dobie pandemii, warto zauważyć, że to lekarze izraelscy szkolili lekarzy ze SG, doszło także do przekazania sprzętu medycznego. Być może wraz z rozwojem sytuacji współpraca się zacieśni. W przypadku gwałtownego rozwoju epidemii na ZG i SG należy oczekiwać, że to Izrael będzie obwiniany przez Palestyńczyków. W obecnej chwili ZB/Fatah wstrzymuje z takimi komentarzami, zwracając się wręcz do swoich obywateli o niepublikowanie fake-newsów tego typu w mediach społecznościowych. W SG standardowo Hamas za wszystko obwinia Izrael.
Erez Raviv:
— Współpraca ta jest zawsze silniejsza niż się publicznie podaje. W czasie pandemii jest również mniej ataków terrorystycznych przeciwko Izraelowi. Obecnie relacje rządu Izraela z Palestyńczykami są lepsze niż z krajową opozycją, ale intencjonalnie nie jest to nagłaśniane. Istnieje duży problem z robotnikami budowlanymi w Izraelu, ponieważwielu z nich to Palestyńczycy. Potrzebują pieniędzy, ale są też bardziej narażeni na zakażenie wirusem podczas pracy w Izraelu. Izrael nie chroni ich za pomocą sprzętu ochronnego i instrukcji z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy, choć jest to możliwe.
Rozmawiała Małgorzata Cichal, The Warsaw Institute Review
Tadeusz Woleński – Polak i Izraelczyk, od 11 lat mieszkający w Tel-Avivie. Ukończył stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, studiował także relacje Bliskiego Wschodu na Uniwersytecie w Tel Awiwie. Pracuje w Instytucie Polskim w Tel Awiwie, gdzie zarządza polsko-izraelską współpracą kulturalną w dziedzinie sztuki i kultury oraz dialogiem polsko-żydowskim.
Erez Raviv – izraelski korespondent ekonomiczny hebrajskiego magazynu informacyjnego „Davar”, z mniejszymi oddziałami w języku angielskim i arabskim, publikowanymi przez „The Histadrut”, największy izraelski związek robotniczy. Przez 9 lat pracował w muzeum Ghetto Fighters House, głęboko interesując się historią Żydów.
Ilustracja:
dziewczęta w maskach podczas żydowskiego święta Purim w Bnei Brak, Izrael © brak informacji / Associated Press / za: www.reportasje.vl.no
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz