OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Jak Polska urodziła Izrael

Rząd polski przed wojną wspierał legalną emigrację Żydów do Palestyny. Nieoficjalnie wspierał też emigrację nielegalną, zwaną przez syjonistów „alija bet”. I w tajemnicy szkolił syjonistycznych bojowników, którzy chcieli walczyć o swoje państwo.

Z drugiej Rzeczpospolitej legalnie i nie całkiem wyemigrowało 400 tysięcy Żydów, z czego co trzeci do Palestyny. A jak szacowała Agencja Żydowska, chęć do emigracji przejawiał co piąty polski Żyd. Mniejszość żydowską w II RP obliczano na około 3 miliony 400 tysięcy osób, czyli 10% mieszkańców kraju.

Wprawdzie Żydzi spotykali się w Polsce z silną niechęcią wobec nich rozmaicie motywowaną, w czym przodowała endecja, ale nie sposób nie wziąć pod uwagę, że oprócz napięć narodowościowych, kulturowych i religijnych, chęć do emigracji wywoływały także powody czysto ekonomiczne. Żydzi trudniący się w miastach handlem i rzemiosłem nie mogli się z tego utrzymać, bo polski rynek nie potrzebował tylu kupców i rzemieślników.

Polska była przeludniona a o emigracji marzyli nie tylko Żydzi, ale i bezrolni chłopi. Tylko co drugi emigrant z przedwojennej Polski był Żydem, a państwo polskie – co dzisiaj brzmi nieco egzotycznie – popierało te tendencje.

Żydom było trudniej, bo w krajach docelowych nie bardzo ich chciano. Marzenie emigranta z Polski, czyli Stany Zjednoczone po wybuchu kryzysu światowego nie przyjmowały emigrantów. W przypadku emigrantów żydowskich z Polski dodatkowe znaczenie miały naciski diaspory na amerykański rząd, aby zastopować ich emigrację – obawiano się, że wzmocni ona nastroje antysemickie w USA. Od 1881 roku do wybuchu Wielkiej Wojny z terenów zaboru rosyjskiego i Galicji wyjechało do USA ponad dwa miliony Żydów i to ich organizacje sprzeciwiały się dalszemu napływowi pobratymców.

Naturalnym miejscem emigracji Żydów była Palestyna, terytorium mandatowe brytyjskie, ziemia biblijnego Izraela, starożytna siedziba narodu. W ideologii syjonistycznej to nie była emigracja, lecz powrót. Do ziemi obiecanej, poza syjonistami, chciała wyjechać także niewielka część ortodoksyjnych Żydów, którzy chcieli być pochowani w Jerozolimie.

Nie czekać na Mesjasza


Syjonizm, czyli w skrócie pogląd, że Żydzi powinni być narodem jak inne i mieć swoje państwo w historycznej siedzibie nie zrodził się na ziemiach polskich, ale częściowo na byłych terenach I Rzeczpospolitej znalazł swoje uzasadnienie. Impulsem do powstania ruchu był antysemicki amok, jaki ogarnął Francję po sprawie Dreyfussa – oficera niesłusznie oskarżonego o zdradę Francji tylko dlatego, że był Żydem.

Syjonistów umocniła w ich dążeniach także fala pogromów, jak przeszła prze tzw. strefę osiedlenia cesarstwa rosyjskiego czyli miejsce, gdzie carowie pozwalali mieszkać Żydom. Południowo – zachodnią część tej strefy stanowiły ziemie polskie sprzed pierwszego rozbioru.

Przyczyną pogromów było zamordowanie cara Aleksandra II w 1881 roku przez członka Narodnej Woli Ignacego Hryniewieckiego. Ten udany to był już szósty zamach na cara dokonany przez narodników, wśród których byli Rosjanie i Polacy oraz jedna Żydówka. Hryniewiecki był polskim szlachcicem.

Dlaczego za śmierć Gosudara ludność kilkuset miejscowości Rosji zaczęła mordować i grabić – niekiedy przy otwartej aprobacie policji – właśnie Żydów, nie sposób logicznie odpowiedzieć. Następna fala pogromów w latach 1905 – 1907, gdzie wśród oskarżeń wobec Żydów pojawił się motyw mordów rytualnych, również wzmocniła popularność idei syjonistycznych wśród europejskich Żydów.

W międzywojniu ci z polskich Żydów, którym doskwierała przede wszystkim bieda starali się dostać do obu Ameryk, niekiedy do Anglii. Ale najlepszą ucieczką przed antysemityzmem miało być własne państwo, a raczej miejsce, gdzie trzeba było je założyć, czyli Palestyna. Większość ortodoksów uważała jednak, że powrót do Izraela nastąpić powinien po przyjściu Mesjasza, a mniej lub bardziej zeświecczeni przyzwyczaili się przez pokolenia do diaspory.

Syjoniści musieli zwalczać niechęć wśród swoich. Wyglądało to, jak ironizował jeden z ich przywódców, Władymir Żabotyński, że nawet wśród niby przekonanych jeden Żyd daje pieniądze drugiemu, aby ten wysłał trzeciego do Palestyny.

Zapatrzeni w Legiony Piłsudskiego


Nadspodziewanie łatwo entuzjaści syjonistycznych idei znaleźli sprzymierzeńca w z pozoru nieoczekiwanym miejscu – we władzach II Rzeczypospolitej. Dla Polski liczna i w większości nie mająca nic wspólnego z polskością mniejszość żydowska stanowiła problem i ich emigracja była pożądanym rozwiązaniem.

Jako, że historię tworzył nie jeden paradoks, nie zabrakło go i tutaj. Wśród przywódców syjonistycznych nie brakowało ludzi znających kulturę i historię Polski i z niej czerpiących wzory, szczególnie z epopei legionowej Józefa Piłsudskiego. Zapatrzenie w dążenia niepodległościowe Polski właściwe było organizacji paramilitarnej Betar i jej przywódcy Żabotyńskiemu. Abraham Stern, kierujący w Palestynie Irgunem organizacją o podobnym charakterze, chciał żydowskich osadników nauczyć miłości do szabli, którą sam poznał z lektur Sienkiewicza.

Wprawdzie bardziej złośliwi wśród syjonistów imputowali Polakom, że tradycyjne hasło „Za wolność naszą i waszą” w przypadku stosunku do Żydów ma brzmienie „Za wolność naszą od was”, ale cel był wspólny. Była też sympatia kół wojskowych i rządowych w Polsce lat trzydziestych do romantycznego nacjonalizmu syjonistów.

Współpraca Żydów z polskimi władzami musiała odbywać się sekretnie. Palestyną administrowali Brytyjczycy, a z Anglią Polska miała sojusz wojskowy i nie mogła jej drażnić po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech.

Anglicy nie mogli pozwolić sobie na niechęć Arabów nie tylko w Palestynie, ale i w całym roponośnym regionie. Rosnące od lat dwudziestych osadnictwo Żydów w Palestynie powodowało arabski terroryzm i zamieszki w 1921, 1923 oraz regularne powstanie antybrytyjskie w 1936 roku. Na skutek tego Wielka Brytania zmniejszała systematycznie kwoty emigracyjne dla Żydów, które pod koniec lat trzydziestych stały się symboliczne.

Dla stabilizacji regionu Anglia szybko zapomniała o deklaracji Balfoura z 1917 roku, która była obietnicą stworzenia państwa żydowskiego w Palestynie. Mimo to liczba żydowskich osadników w przyszłym Izraelu wzrosła z 84 tysięcy tuż po objęciu mandatu w 1920 roku do 460 tysięcy przed samą II wojną światową. Oczywiście, nie przyjechali tylko Żydzi z Polski, ale byli grupą dominującą. Jak to było możliwe?

Podróż poślubna za posag


„Usiadłem na ławce. Wokół mnie pakowano pudła, które miały być wysłane do Izraela. W kufry i wiklinowe skrzynie upychano bieliznę pościelową, książki, ubrania, sprzęty, a nawet suchą kiełbasę. Wykrzykiwano nazwy dalekich miast. (…) Na moich oczach spełniała się obietnica Boga, że przywiedzie swój wędrujący naród ponownie do ziemi ojców.” Tak gorączkę wyjazdową wśród młodych warszawskich syjonistów widział bohater powieści „Certyfikat” Isaaka Bashevisa Singera.

Organ samorządu żydowskiego w Palestynie, Agencja Żydowska opiekowała się oficjalnie legalnymi, czyli ujętymi w brytyjskich kwotach emigracyjnych, przybyszami. Nieoficjalnie miała znacznie więcej podopiecznych. Żydzi z Polski przyjeżdżali na wizach turystycznych, czy jako studenci i zostawali.

Ślub z obywatelem terytorium mandatowego dawał prawo pobytu. Często były to śluby ze z góry opłaconym rozwodem, zawierane na odległość i w Polsce, bo wielu młodych posiadaczy emigracyjnego certyfikatu brytyjskiego czuło się zobowiązanych dać szansę pragnącym wyjazdu znajomym pannom, które w ramach „posagu” z reguły opłacały podróż obojga.

Ogłoszenia o wycieczkach ukazujące się w prasie żydowskiej wychodzącej w Polsce dawały jednoznacznie do zrozumienia, że jest to podróż w jedną stronę. Wycieczki organizowały firmy turystyczne i redakcje żydowskich gazet, a także polskie przedsiębiorstwa Orbis i Poltur.

Trasy wiodły pociągami do Grecji, częściej do Rumunii i stamtąd statkami do Tel Awiwu lub w jego okolice, gdzie turystami bez wiz, którzy nie mogli zejść na ląd w porcie zajmowała się Hagana, samoobrona żydowska, przewożąc ich nocą na ląd łodziami.

Urzędy wojewódzkie i policja w całej Polsce miały instrukcje, aby pomagać i nie pytać o szczegóły tych wypraw „turystycznych”. Przydzielano dewizy po cenach urzędowych, niższych od rynkowych, rezygnowano często z opłat za paszporty. Dyplomacja polska podejmowała wysiłki na forum Ligi Narodów i u samych Brytyjczyków na rzecz zwiększenia żydowskich kwot emigracyjnych do Palestyny. Kwestia ta była tematem wystąpień w Lidze ministra Józefa Becka.

Karabiny podarowane przez Polskę


Osobną i bardziej niebezpieczną, gdyby się wydała przed Brytyjczykami, była pomoc dla Betaru. Betar był organizacją paramilitarną i potrzebował szkoleń oraz broni. Nie powstał w Polsce, ale wkrótce po założeniu centrala przeniosła się do Warszawy. Pod koniec lat trzydziestych na 50 tysięcy betarczyków, 40 tysięcy działało w Polsce. Była to największa organizacja narodowo-radykalna w kraju. Kilkutysięczny ONR nie mógł z nią się równać.

Umundurowani w koszule koloru „piasków Palestyny” członkowie Betaru uczestniczyli w polskich uroczystościach państwowych, oprócz flagi syjonistycznej używali polskiej i byli – jak już powiedziano – zapatrzeni w Legiony Piłsudskiego i podobnie jak one chcieli walczyć o swoją ojczyznę nie tylko z zamieszkującymi Palestynę Arabami, ale także z Wielką Brytanią. Tylko wybuch wojny sprawił, że nie zrealizowali planu desantu morskiego na wybrzeża Palestyny.

Dla interesów Polski, która liczyła na angielską pomoc w razie wojny z Hitlerem naprawdę niebezpieczne było zadawanie się z Betarem. A jeszcze bardziej z Irgunem, nielegalną organizacją palestyńską uważaną przez władze mandatowe i to nie bez racji, za terrorystów i zwalczaną. Irgunowcy potajemnie przyjeżdżali do Polski na szkolenia, mieli zakaz kontaktowania się z miejscowymi, nawet Żydami i wracali do siebie. Kursanci z Polski uczyli się pod warunkiem wyjazdu po skończeniu kursu.

Do 1939 roku Polska wyszkoliła wojskowo około 10 tysięcy bojowników. Przydali się bardzo w walkach o powstanie państwa Izrael i tworzeniu izraelskiej armii. Późniejszy premier Izraela, Menachem Begin, był ostatnim komendantem Betaru w Polsce (a od 1943 roku w Izraelu przywódcą Irgunu).

Pomimo niebezpieczeństwa pogorszenia stosunków z Anglią w pięciu tajnych obozach oficerowie Wojska Polskiego (także z tzw. Dwójki czyli wywiadu) szkolili betarowców i irgunowców w walce ulicznej i partyzanckiej, łączności i minowaniu.

Przywódca Betaru, Włodzimierz (Zeew) Żabotyński, pokwitował dwie kilkusettysięczne darowizny, a w ładowniach statków do Tel Awiwu pojawiały się transporty broni z Polski. Amunicja w dokumentach przewozowych była cementem, a karabiny z zatartymi numerami produkcyjnymi wypełniały kotły przewożonych maszyn parowych. Były też, mniej liczne, oficjalne transporty broni dla legalnej Hagany, nawet trzy samoloty RWD.

Plan B


Była wspierana przez rząd polski przed wojną emigracja legalna do Izraela, czyli ta w ramach kwot przyznawanych przez Wielką Brytanię. Była wspierana nieoficjalnie emigracja nielegalna, zwana przez syjonistów „alija bet”. Alija to każda emigracja, w terminologii syjonistycznej powrót do Izraela, a „bet” to druga litera hebrajskiego alfabetu. Coś co ma być uzupełnieniem, czy dopełnieniem, często nazywa się „planem B” nie tylko wśród syjonistów.

Była też tajna pomoc wojskowa rządu polskiego dla walki syjonistów o swoje państwo. Czy te wszystkie zjawiska miał na myśli urodzony w Polsce były dwukrotny premier i prezydent Izraela, Szimon Peres, czy coś jeszcze, gdy powiedział publicznie: „Polska była 800 lat w ciąży i urodziła Izrael”?


© Krzysztof Zwoliński
17 stycznia 2020
źródło publikacji:
www.Tygodnik.TVP.pl





Ilustracja © domena publiczna / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2