Przypi*rdol Kaczorowi i krzycz o PRL-u – uniwersalny przepis na artystę męczennika
Nie odmówię sobie na wstępie małej przyjemności, w końcu każdy ma swoje fobie, nie tylko artyści. Z satysfakcją odnotowuję, że jest po „pandemii” i to bardzo dobra wiadomość. Na czym opieram śmiałą tezę? Nie na wypłaszczonej krzywej, nie na zamkniętym lodowisku w Hiszpanii, ale na temacie dnia. Wraca stara normalność, od dwóch dni tematem numer jeden jest rymowanka Kazimierza Staszewskiego do ludowego bum cyk cyk , bum cyk cyk. Słyszałem to, pożal się Boże, dzieło, gdy jeszcze niewielu o nim słyszało i praktycznie nikt nie mówił, bo i o czym. Ostatnio tak żenującą twórczość Staszewski zaprezentował w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy biegał z suszarką po scenie sopockiego festiwalu i udawał rapera.
Oczywiście to moja subiektywna ocena „utworu”, ale ma też dość mocne obiektywne podstawy. Jak wspomniałem słyszałem piosenkę zanim wybuchła afera, poza tym od dwóch miesięcy konsekwentnie krytykuję PiS i samego Kaczyńskiego za działania w czasach „pandemii”, w tym za „kwarantannę” i groteskową ustawę „kopertową”, która zaraz pójdzie do śmieci. I gdybym miał móżdżek wielkości przeciętnej gwiazdy muzycznej, aktora, czy innego celebryty, to powtarzałbym idiotyzmy o dyktatorze Kaczyńskim. Ponieważ mam pełnowymiarowy mózg, to jestem pewien, że Kaczyński ciska teraz ciężkim słowem w stronę osła, który urządził całą tę szopkę i nie chodzi o tajnego współpracownika SB Marka Niedźwiedzkiego pseudonim „Bera”. Dziecko i najgłupszy celebryta wie, że nadgorliwe i motywowane politycznie grzebanie przy listach przebojów i pozostałych konkursach, zawsze kończy się identycznie. „Gwiazda” produkując najpodlejszą ramotę staje się męczennikiem, a „ciemny lud” w ramach dzikiej satysfakcji na ślepo uznaję żałosną rymowankę za „Czarodziejski flet”.
Pojęcia nie mam kto wpadł na tę „genialną” myśl, ustalenia trwają, aby unieważnić wyniki głosowania „Listy Przebojów”, nawet jeśli były tam jakieś przekręty esbeckiego donosiciela „Bera”, w każdym razie efekt mógł być tylko jeden. Całe „środowisko” i fani kanału radiowego założonego przez SB dla współpracowników i dzieci SB, krzyczą o powrocie do PRL-u. Na przykład taka pani Olejnik, która podobnie jak Niedźwiedzki przyszła do radia w stanie wojennym, z dyplomem zootechnika, bez karty mikrofonowej i z dykcją na poziomie przekupy. Do chóru walczących z PRL-em dołączyli emerytowani rockmani, którzy za PRL-u grzecznie zanosili teksty swoich piosenek do „Instytutu Wolnego Słowa na Mysiej” i poprawiali po kolei wszystkie wersy, jakie im podkreślał urzędnik instytutu. Mam 48 lat i doskonale też pamiętam, że za PRL-u Kazik, Panasiewicz, czy Hołdys nie napisali jednego słowa o Kiszczaku, czy Jaruzelskim, a o przeboju to już w ogóle nie ma co mówić. Dlatego mnie to wszystko, co się dzieje jednocześnie nudzi, brzydzi i śmieszy.
Nudzi, bo przypierd.lić Kaczorowi każdy głupi grafoman potrafi, nie ma w Polsce w tej chwili łatwiejszego patentu na przebój i odświeżoną sławę emerytowanych gwiazd. Brzydzi mnie z kolei cała hipokryzja potulnych artystycznych ratlerków biegających za PRL-u na Mysią ze swoimi utworami muzycznymi, które nie zawierały grama krytyki pierwszych sekretarzy PZPR, by potem odebrać gażę w ZAIKS. Bunt nie przekraczał poziomu dramatycznego poszukiwania benzyny, celem odbycia stosunku płciowego z Jolką. Po drugiej stronie córki i synowie esbeków albo kapusie SB, prezentowali na antenie te wszystkie, skądinąd znacznie lepsze piosenki od weselnego mamrotania Kazika o „przygodzie” Kaczyńskiego na cmentarzu. Śmieszne jest wszystko razem i jeszcze ta niesamowita taniość w kreowaniu sztuki i męczeństwa. Klasyczni spóźnieni bohaterowie i bojownicy o wolność, a tak naprawdę chodzi o sprzedaż towaru i zapewnienie sobie nowej ciepłej posadki.
Na szczęście skutki tej sprowokowanej szopki, to mamy same pozytywy. Kolejny raz się okazało, co sobą reprezentuje lepsze towarzystwo. Kaczyński, któremu można zarzucić wszystko, ale nie to, że odwiedza groby i kultywuje pamięć brata, matki i przyjaciół od wielkiego dzwonu, po raz setny godnie znosi szyderstwa ze swojej osobistej tragedii. Wreszcie towarzystwo skupione wokół „Trójki” w gestach protestu opróżnia stołki i to chyba najlepsza w tym wszystkim wiadomość. Ostatnie wniosek jest odwiecznym banałem. Głupoty nie wolno cenzurować i tym samym uznawać za coś ważnego. Głupocie zawsze i wszędzie trzeba dać się wyszumieć, bo wtedy pozostaje wyłącznie głupotą i tak by się stało z ludową przyśpiewką Kazika, która błąkałaby się gdzieś po piwnicach Internetu.
W najbliższych dniach kampania Trzaskowskiego będzie przypominała Stonogę
Jeśli przesadzam to tylko trochę i być może bardziej właściwe byłoby przywołanie innego „polityka”, ale to nazwisko mieszkańca Biłgoraja nie przejdzie mi przy klawiaturę. Zastaję zatem przy Stonodze i już wyjaśniam o co chodzi. Kidawa-Błońska zostawiła Trzaskowskiemu zgliszcza, skala zniszczeń zaskoczyła wszystkich. Umówmy się, że jeszcze dwa miesiące temu nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby „polityczce” PO 2% poparcia sondażowego, bez względu na to, jak bardzo się kompromitowała. Prawidłowość u partyjnych kandydatów jest taka, że oni na starcie mają poparcie, którym dysponuje cała partia, to dość logiczne i normalne. Zadanie kandydata na prezydenta to wyjście poza partyjny elektorat.
Tymczasem Kidawa-Błońska doprowadziła do takiego stanu, że nawet najbardziej wierny elektorat PO uciekł i tak Bogiem, a prawdą nikt nie wie jacy ludzie zmieścili się w tych 2%. Nieważne, ten etap jest zamknięty, ktoś kiedyś może napisze pracę magisterską albo i doktorską pod tytułem „Jak perfekcyjnie spieprzyć kampanię wyborczą”, natomiast sztab PO musi myśleć o odrobieniu strat i nie ma na to wiele czasu. Najbardziej prawdopodobnym terminem wyborów wydaje się 28 czerwca, czyli nieco więcej niż miesiąc ma Trzaskowski na to, aby przynajmniej odbić elektorat PO, który rozszedł się do Hołowni, Kosiniaka-Kamysza i Biedronia. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić? No właśnie niekoniecznie, raczej należałby zmodyfikować to powiedzenie do następującej postaci: „Łatwo powiedzieć i prostacko wykonać”. Jaki jest najszybszy sposób nie przywołanie radykalnego elektoratu liberalno-lewicowego? Oczywiście walić w PiS i Kaczyńskiego bez opamiętania.
Trzaskowski od początku poszedł tą drogą, od pierwszego wystąpienia mówił o reżimie i zawłaszczaniu państwa, potem nagrał filmik, na którym obiecuje rozprawienie się z TVP Kurskiego. I tak te pierwsze dni, potem tygodnie, będę wyglądały. Przekaz Trzaskowskiego musi być radykalny, w przeciwnym razie zabraknie mu czasu na zbudowanie poparcia koniecznego do realizacji dwóch celów. Przede wszystkim PO za wszelką cenę musi doprowadzić do II tury wyborów, a w drugiej turze nie może wystartować nikt inny poza Trzaskowskim i Dudą. W przeciwnym razie PO skona, na pewno jako lider opozycji i być może jako partia. W tak trudnym położeniu zawsze stosuje się sprawdzone metody i tak też się stanie z kampanią Trzaskowskiego. Tym bardziej jest to pewne, że twardy elektorat antypisowski na poziomie 20% jest faktem i wystarczy po niego sięgnąć, starymi sprawdzonymi sposobami. Dość spojrzeć na wydarzenia ostatniego weekendu, aby wiedzieć, jakie są plany sztabu PO.
Żenujące wydarzenia z udziałem senatora Burego, to oczywiście nie jest przypadek, ale zaplanowana prowokacja, która miała pokazać po raz tysięczny „państwo policyjne PiS”. Desperacja w szeregach PO jest tak wielka, że zdecydowali się na złamania tabu „pandemii” i poszli robić zadymę bez zakrywania ust i nosa maseczką lub częścią garderoby. I cóż to innego jest jak nie polityczna Stonoga? Rzecz jednak polega na tym, że usłużne media nie zrobią z PO Stonogi, tylko będą trąbić o prawach konstytucyjnych. W kreowaniu pisowskiego reżimu pomagają też nadgorliwi nominaci PiS, patrz ta śmieszna aferka z „Trójką” i Kazikiem, a takich darów PO nigdy nie zmarnuje. Dodatkowo uruchomiły się środowiska artystyczne, znów jedzą banany i chronią puszczę. Trzaskowski zaczął odbudowywanie elektoratu tam gdzie to jest najłatwiejsze i dlatego na pierwszy ogień poszli „obrońcy konstytucji” i „elity”.
Obojętnie jakimi słowami podsumujemy prymitywne metody, nie zmienimy rzeczywistości, te metody po prostu działają i będą z pełną premedytacją wdrażane. Na zdobycie odpowiedniej liczby głosów koniecznej do II tury wyborów to wystarczy, w mojej ocenie z nawiązką. Pytanie, czy z takim radykalnym przekazem Trzaskowski jest w stanie coś ugrać w II turze. Nie jest i w dwa tygodnie tego też nie zamaże, ale w to, że Trzaskowski wygra wybory nie wierzy nikt, przede wszystkim sam Trzaskowski. Jego zdaniem jest uratowanie PO i jeśli w pierwszej turze zdobędzie 25%, a w drugiej 45%, to stanie się „nowym Tuskiem” i PO będzie grzmieć, że jest jedyną siłą zdolną pokonać PiS. Takie są założenia, ale jak zawsze życie wszystko zweryfikuje, bo to znów czeka nas kampania oparta na bieżących sensacjach i zadymach.
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP²
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz