OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Bliskie spotkania z jasnym idolem, szantażyści zlizują wartości najwyższe i niższe, Morawiecki rośnie w siłę, kąpiel w ściekach i białoruski rząd na uchodźstwie

Wartości najwyższe i niższe


      Pan minister edukacji rozkazał, by 1 września uczniowie, no i oczywiście – nauczyciele – jak gdyby nigdy nic, rozpoczęli lekcje w szkołach. To znaczy, niezupełnie, bo będą i maseczki i mierzenie temperatury, a już środków odkażających zgromadzono tyle, że starczy nie tylko na dezynfekcję, ale i dla celów rozrywkowych. Zatem wszystko jest pod kontrolą, chociaż oczywiście opozycja próbuje sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, wskazując na smutny los starszych nauczycieli, którzy będą narażeni na zakażenie. Bo koronawirus nie ma względu na osoby, o czym świadczy przypadek Julii Tymoszenko, która znajduje się w stanie „krytycznym”. Ciekawe, czy wprowadzenie tak zwanego „szkodliwego” dla nauczycieli poprawiłoby ich odporność, czy też nie miałoby znaczenia? Być może że dojdzie i do tego, więc w tej sytuacji możemy zapytać, czego właściwie ci uczniowie będą się uczyli. Stawiam to pytanie mając w pamięci tak zwane „czytanki” dla klasy drugiej, gdzie na przykład można było przeczytać o wyższości ZSRR nad USA. Pierwszy punkt, będący jak gdyby kamieniem węgielnym, głosił, że „w ZSRR istnieje planowa gospodarka państwowa”, podczas gdy „w USA pracuje się bez planu”. Myślę, że takie czytanki teraz już nie mogą być w użyciu tym bardziej, że w USA, podobnie jak w innych krajach, „planowa gospodarka państwowa” już istnieje i robi nieustanne postępy. Toteż współcześni uczniowie będą się pewnie uczyli „tolerancji” oraz rozpoznawania wszystkich 77 płci, żeby wiedzieć, z którą i w jaki sposób można się masturbować, albo nawet odbywać bliskie spotkania III stopnia. Nie ma to nic wspólnego z potępioną powszechnie pedofilią, bo pedofilia jest wtedy, gdy z nieletnim uczniem bliskie spotkania III stopnia odbywa osoba dorosła, podczas gdy takie bliskie spotkania między nieletnimi nie tylko są dozwolone, ale nawet zalecane w ramach tak zwanej „samorealizacji”.

      Wróćmy jednak do planowej gospodarki państwowej. Istnieje ona nie tylko w USA, ale również w Polsce, a także wielu, może nawet we wszystkich krajach świata – a najlepiej pokazać to na przykładzie epidemii zbrodniczego koronawirusa. Od samego początku rozwijała się ona zgodnie z planem, jednak tu i ówdzie zdarzały się niedociągnięcia w postaci słynnych „trudności wzrostu”. Na przykład w jednych krajach wprowadzono obowiązkowe maseczki i wyłączono całe segmenty gospodarki, podczas gdy w innych wystąpiły opóźnienia. Dlatego właśnie zaplanowany został jesienny nawrót epidemii, podczas którego wszelkie międzynarodowe różnice zostaną zatarte, a na świecie pojawi się „jedna rasa – ludzka rasa” - jak od lat skandują nasi rasiści. Jak wyjaśniał mi kiedyś Guy Sorman, każdy kapitalizm jest odmienny, podczas gdy w socjalizmie wszystko musi być jednakowe. W takiej sytuacji bez planowania obejść się nie można tym bardziej, że na wszystkich uniwersytetach, a nawet wyższych szkołach gotowania na gazie, studenci uczą się „zarządzania” i „marketingu” - a bez planowania o żadnym „zarządzaniu” ani „marketingu” nie ma mowy.

      Toteż, o ile na przykład w naszym bantustanie wprowadzane są strefy czerwone i żółte, w których obowiązuje surowy reżym sanitarny, to na takiej Białorusi nie tylko nikt – oczywiście poza Aleksandrem Łukaszenką – nie walczy z 200-tysięcznymi manifestacjami, a przeciwnie – wszyscy zachęcają Białorusinów, żeby manifestowali jak najliczniej i jak najczęściej. Widać tu nie tylko planowanie, ale i hierarchię wartości; wprawdzie od II Soboru Watykańskiego życie ludzkie zostało uznane za „wartość najwyższą”, ale tak się tylko mówi, bo jeśli chodzi o demokrację, to nie ma niczego, z życiem ludzkim włącznie, czego nie można by dla niej poświęcić. Nieomylny to znak, że nie żadne „życie”, tylko demokracja jest wartością najwyższą. A dlaczego jest wartością najwyższą? A dlatego, że w demokracji łatwiej jest suwerenów zoperować, niż w jakimkolwiek innym ustroju. Oto do dnia dzisiejszego na Białorusi nie ma demokracji, chociaż oczywiście formalnie jest, jakże by inaczej. Czy jednak nie dlatego żadna z organizacji przemysłu holokaustu nigdy nie wystąpiła do Aleksandra Łukaszenki, żeby zadośćuczynił żydowskim roszczeniom majątkowym, chociaż właśnie na Białorusi „własności bezdziedzicznej” jest chyba nawet więcej niż w Polsce? Tymczasem coraz częściej krążą fałszywe pogłoski, a nawet nagrania pokazujące, jak to sekretarz stanu USA Mike Pompeo, podczas swego pobytu w Polsce 15 sierpnia podkręcał naszych Umiłowanych Przywódców, by w sprawie roszczeń przestali się ociągać. A dlaczego ich podkręcał? To proste, jak budowa cepa; dlatego, że u nas jest demokracja, podczas gdy na Białorusi niby też jest, ale tak naprawdę, to nie ma. Dopiero na tym tle zaczynamy lepiej rozumieć, dlaczego walka o demokrację na Białorusi przyćmiewa nawet tresurę do jesiennego nawrotu epidemii zbrodniczego koronawirusa. Niestety ten wątek jest w niezależnych mediach głównego nurtu, i to zarówno rządowych, jak i tych nierządnych, starannie pomijany, chociaż nie ma przecież żadnej cenzury, jak była za komuny. Cenzury może i nie ma, ale za to jest świadoma dyscyplina, która telewizyjnym funkcjonariuszom dyktuje, o czym mówić, a o czym nie, a jeśli nawet mówić, to w jaki sposób. Pod tym względem media rządowe nie różnią się niczym od mediów nierządnych, poza oczywiście wektorem – ale i to nie zawsze. Na przykład w sprawie fałszywych pogłosek i nagrań z panem sekretarzem Pompeo, niezależne media głównego nurtu z obydwu orientacji, zachowały się identycznie, to znaczy – nie wspomniały o tym ani słowem, niczym o sznurze w domu wisielca. A skoro już mowa o orientacjach medialnych, to warto przytoczyć spostrzeżenie poczynione jeszcze za komuny przez felietonistę Hamiltona, który zauważył, że w Polsce „są dwa światopoglądy, bo są dwie kasy”. Teraz też są dwie kasy; niemiecka i amerykańska, ale obydwie pozostają w służbie tego samego światopoglądu, czyli sodomii i gomorii. Mogliśmy przekonać się o tym z deklaracji pani Żorżety, że zboczeńcy są w USA solą ziemi czarnej, ale jeszcze bardziej – z decyzji ministra edukacji o odwołaniu łódzkiego kuratora oświaty za wypowiedź o „wirusie LGBT”. Ponieważ okazało się, że deficyt za ostanie 7 miesięcy przekroczył 110 mld złotych, to rząd stara się o 11 mld euro pożyczki z Unii Europejskiej. Musi zatem podlizywać się zboczeńcom, bo inaczej nic nie dostanie, więc tylko patrzeć, jak „homofobia” będzie karana sądownie i u nas i to pod rządami „dobrej zmiany”. Ale nie tylko to; przewielebny ksiądz Boniecki i rabin Schuldrich, w towarzystwie innych osobistości, poręczyli za „Margota”. Najwyraźniej mamy do czynienia ze zwiastunem ekumenicznej teologii sodomii i gomorii, jako fundamentu „judeochrześcijaństwa”.



Szantażyści zlizują


      Nie wolno ulegać szantażystom, bo kto raz zrobi takie głupstwo, to już się od nich nie uwolni aż do śmierci. Inna sprawa, że szantażyści muszą zawsze wykorzystać jakiś pretekst do szantażowania. Jeśli to tylko pretekst, to pół biedy, bo wtedy można na szantaż wzruszyć ramionami. Gorzej, jeśli w charakterze pretekstu wykorzystany został jakiś rzeczywiście istniejący - jak to nazywał Stanisław Cat-Mackiewicz - „wstydliwy zakątek”. Wtedy sprawa może być poważna, chyba, że sprawca owego „wstydliwego zakątka” specjalnie się go nie wstydzi. Jak wiadomo, wspomniany Stanisław Cat-Mackiewicz, powrócił do Polski z wojennej emigracji w Londynie, gdzie był nawet premierem emigracyjnego rządu. Oczywiście bezpieka wzięła go pod lupę, zresztą znacznie wcześniej, bo jeszcze na emigracji, rejestrując go jako „kontakt operacyjny”. Kiedy wrócił do Polski, pod swoje opiekuńcze skrzydła przyjął go Pax, - ale Cat-Mackiewicz pisywał jednocześnie do paryskiej „Kultury”. A ponieważ do kobiet miał już nawet nie skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość, to bezpieka postanowiła to wykorzystać i narobiła mu mnóstwo tak zwanych „kompromitujących” fotografii. Któregoś dnia przyszli do niego ubecy, żeby go zwerbować, czy coś takiego i gwoli zmiękczenia ewentualnego oporu, rzucili na stół cały plik tych zdjęć. Mackiewicz obejrzał je sobie dokładnie, a potem mówi do nich: czy mogę pokazać to Wańkowiczowi, bo jak mu opowiadam, to nie wierzy?

      Zupełnie inna sytuacja jest wtedy, gdy szantażowany chce jakiś „wstydliwy zakątek” ukryć. Wspomina o tym Adam Mickiewicz w balladzie „Lilie”, gdzie Pani która zabiła Pana, powiada: „ach, pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła!” Piekłu takich rzeczy nie trzeba dwa razy powtarzać, toteż wysłannicy Piekła, czyli bezpieczniacy, skrzętnie taką okazję wykorzystują, by szantażowanego już ze swoich szponów nie wypuścić. A ponieważ archiwa nie płoną, to okazji jest co niemiara, zwłaszcza w naszym i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwym kraju. Jak bowiem 4 czerwca 1992 roku poinformował parlamentarzystów złowrogi minister Antoni Macierewicz, dokumentacja MSW przed częściowym jej spaleniem, została zmikrofilmowana co najmniej w trzech kompletach, z czego dwa są „za granicą”, a jeden - „w kraju”. „Za granicą”, to wiadomo; jeden w Moskwie, a drugi – pewnie wszędzie, a w każdym razie prawdopodobnie i w USA i w Izraelu i w Niemczech. Jest to, nawiasem mówiąc, jeden z wielu argumentów na rzecz mojej ulubionej teorii spiskowej, według której Polską rotacyjnie rządzą trzy stronnictwa: Stronnictwo Ruskie, Stronnictwo Pruskie i obecnie nam miłościwie panujące Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie. Za ich pośrednictwem zainteresowane mocarstwa (bo Izrael, mimo swoich niewielkich rozmiarów, też jest mocarstwem), walczą o wpływy w naszym bantustanie, wykorzystując raz pretekst „demokracji”, innym razem - „praworządności”, no a teraz pojawił się pretekst nowy w postaci „równości”. Chodzi o to, by zboczeńcy i wariaci, pod pretekstem walki z dyskryminacją prawną, której od 1932 roku w Polsce nie ma, zostali wyposażeni w specjalny przywilej, z którego ludzie normalni nie korzystają. Wysuwają oni roszczenie o „komfort psychiczny”, to znaczy – żeby byli powszechnie podziwiani, a przynajmniej, żeby nie byli krytykowani. Bo jak nie są podziwiani, tylko krytykowani, to jest im smutno, co uważają za przekreślenie swego niezbywalnego prawa do szczęścia. Jest to oczywiście bezczelne uroszczenie, bo zmierza ono do sterroryzowania ludzi normalnych, by nie zachowywali się zgodnie z własnymi odczuciami i wolą, tylko akomodowali się do odczuć i woli zboczeńców i wariatów. Jest to poza tym uroszczenie bardzo groźne, tym bardziej, że zboczeńcy i wariaci stanowią część proletariatu zastępczego, przy pomocy którego żydokomuna chce zniszczyć historyczne narody, sprowadzając je do tak zwanego „nawozu historii”. Ten proletariat zastępczy korzysta z bardzo szerokiego i potężnego wsparcia nie tylko różnych sfiksowanych osobistości, ale przede wszystkim – instytucji państwowych i międzynarodowych, w rezultacie „długiego marszu przez instytucje” opanowanych przez żydokomunę. W rezultacie przeżywamy prawdziwą falę naporu ze strony zboczeńców i wariatów, podobną do naporu ze strony obrońców „demokracji”, czy obrońców „praworządności”.

      Ten napór okazał się skuteczny również w stosunku do środowiska, które teoretycznie nie powinno być podatne na żadne szantaże, zwłaszcza z tej strony. Teoretycznie tak – ale obawiam się, że rzeczywistość może tu rozmijać się z teorią. Mam oczywiście na myśli ostatni list Episkopatu, który nie tylko kładzie fundamenty pod teologię sodomii i gomorii, ale również zapowiada tworzenie diecezjalnych ośrodków terapeutycznych dla zboczeńców – oczywiście utrzymywanych przez Bogu ducha winnych parafian. Ale - jak to zwykle bywa w przypadku ulegania szantażystom – te umizgi do zboczeńców i wariatów na nic się nie zdały. Teologia sodomii i gomorii nie wzbudziła w tych środowiskach najmniejszego zainteresowania, a pomysł terapii został wzgardliwie wyśmiany przy użyciu argumentacji tradycyjnie w takich okolicznościach używanej przez żydokomunę – że „ciemne Średniowiecze”. Rozkaz rzucony w 1990 roku przez Światową Organizację Zdrowia, która teraz administruje epidemią koronawirusa, skrupulatnie planując jej „nasilenia” i „nawroty” aż do szczęśliwego końca, który nastąpi nie wcześniej, aż kiedy będzie trzeba – więc ten rozkaz brzmi, by zboczeńców nie leczyć, bo ich dolegliwości nie są żadnym patologicznym zboczeniem, tylko szlachetną „orientacją”. Nawiasem mówiąc, decyzja ta została podjęta przez głosowanie, co stawia WHO na pozycji lidera w korumpowaniu i bastardyzowaniu nauki. Toteż zatrudniony w żydowskiej gazecie dla Polaków na stanowisku proroka mniejszego (bo stanowisko proroka większego jest zarezerwowane dla pana red. Michnika, ewentualnie innych członków ścisłego, redakcyjnego Judenratu) pan red. Jacek Żakowski, postuluje tworzenie specjalnych poradni dla biskupów, sugerując, że „kilka nurtów terapii byłoby oczywistych”. Znane porzekadło mówi wprawdzie: nie bądź gorzki, bo cię zgryzą – ale dopowiada – nie bądź słodki, bo cię zliżą. No więc właśnie zlizują.



Bliskie spotkania z jasnym idolem


Motto:
„I ty za młodu niedorżnięta megiero, co masz taki tupet, że szczujesz na mnie swe szczenięta...”
Julian Tuwim

      Jak się kreuje autorytety moralne? „Bierze się do tego celu tęgiego starego pryka, sadza się go na fotelu...” - pisał poeta – ale to było dawno, bodaj w XIX wieku i w dodatku – w Krakowie, gdzie żyły „matrony”, które poeta też uczcił mową wiązaną: „Za co stwór podeszły wiekiem, co kobietą być już przestał, a nigdy nie był człowiekiem, windujemy na piedestał?” Nietrudno nie zauważyć zasadniczej odmienności ówczesnego podejścia do kreowania męskiego autorytetu moralnego, a autorytetu kobiecego – chociaż i to podlegało ewolucji. W takim Rzymie matrona była niemal obiektem kultu, ale to była ciemna starożytność, być może nawet gorsza od Średniowiecza, którym tak pogardza moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, co to walczyła z komuną jeszcze w późnych latach 90-tych. Musiało to być podobne do działań tego partyzanta, co to jeszcze w 20 lat po wojnie wysadzał tory i wysadzał. Toteż w miarę postępów nowoczesności, matrony zaczęły odchodzić w mglistość. Degradacja matrony nie jest zresztą ostatnim słowem, bo przecież trwają prace zarówno nad eutanazją, jak i „aborcją opóźnioną”, to znaczy – legalizacją ćwiartowania osób nie tylko urodzonych, ale nawet metrykalnie dorosłych. W takiej sytuacji o żadnym kulcie „matrony” nie może być mowy, a starsze damy mogą się cieszyć, jeśli nie zostały skierowane do chloru. W tych okolicznościach koronawirus może okazać się niezwykle przydatny nie tylko do tresury postępowej Ludzkości, ale również do zadbania o „planetę”, która – jak twierdzi pan prof. Ehrlich, zresztą z pierwszorzędnymi „korzeniami” - wymaga zredukowania światowej populacji do najwyżej miliarda osobników – żeby było komu pożyczać pieniądze na wysoki procent. O kogóż zacząć tę redukcję, jeśli nie od osób – jak to się kiedyś mówiło - „w latach”? Nie tylko przyniosłoby to zbawienne skutki dla ekonomii, która dzisiaj ugina się pod ciężarem świadczeń emerytalnych, ale również dla kultury. W czasie młodzieżowej rewolucji 1968 roku, padło ostrzeżenie, żeby nie ufać nikomu po trzydziestce. W tej sytuacji również pomysł, by jako kandydata na autorytet moralny, brać jakiegoś starego pryka, nie wydaje się szczęśliwy.

      No dobrze – ale skoro ani stary pryk, ani tym bardziej matrona się nie nadają, to kogo wysunąć na jasnego idola? Nie ma rady; trzeba uciec się do taktyki wypróbowanej jeszcze za pierwszej komuny, a mianowicie – cięcia po skrzydłach. Małe dzieci, o których Henryk Sienkiewicz mawiał, że stanowią „zakałę ludzkości”, przeznaczone są do aborcji – i to jest jedno skrzydło do odcięcia, a drugie – to właśnie stare pryki i matrony. Kto w tej sytuacji pozostaje, skoro nie można ufać nikomu po trzydziestce? Ano – nastolatki, które po okresie pokwitania, kiedy to na skórze występują im rozmaite pryszcze, osiągają dojrzałość płciową i to w zakresie wszystkich 77 dotychczas zidentyfikowanych płci. Ciemna masa myśli, że płcie są tylko dwie, ale takie poglądy to dowód zacofania, bo w międzyczasie powstała straszliwa wiedza i cały wokabularz pojęć określających rozmaite odmienności. W tej sytuacji nic dziwnego, że postępowa część Ludzkości, zamieszkała w naszym bantustanie, do rangi autorytetu moralnego podniosła niejakiego „Margota”, który „uważa się” za kobietę, chociaż wszystkie męskie klejnoty podobno ma w jak najlepszym porządku.

      Skoro tedy „Margot” został wyniesiony tak wysoko, że każdy może zobaczyć jego małość, to zatroskani o własną przyszłość osobnicy „w latach” nie tylko zaczynają mu się podlizywać, również dostarczając dobrych rad. Na przykład nie do końca pokonana w walce z upływem czasu dama i pisarka, pani Manuela Gretkowska radzi „Margotowi”, żeby „pierdolił poprawność”, a do „ministra tego badziewia” pisał „ty jebany chuju”. Toteż „Margot” najwyraźniej poczuł się tymi hołdami i zbawiennymi radami uskrzydlony do tego stopnia, że aż zaskoczyło to nawet biegającego po Krakowie za „filozofa” pana prof. Jana Hartmana. Oczywiście został natychmiast pryncypialnie skrytykowany przez wyznawców i przyjaciół „Margota”, więc myślę, że w obawie przed śmiercią cywilną zreflektuje się i dołączy do cmokierów, wśród których znalazła się również Matka Boska Komorowska – bo tak w latach 80-tych figlarze nazywali panią Maję Komorowską-Tyszkiewicz. Bo na tamtym etapie wypadało być pobożnym, jako że rozdzielnictwem zachodniej pomocy dla opozycjonistów zajmował się Kościół. Toteż nawet pan red. Michnik uprosił przewielebnego księdza Jankowskiego, żeby ochrzcił mu syna, a tuzy dziennikarstwa, dawniej w PZPR, wtedy skupiały się wokół „Dzwonka Niedzielnego”. Zwiodło to duszpasterza środowisk twórczych, który myślał, że te objawy nawrócenia, to zasługa jego perswazji – ale jakież było jego rozczarowanie, gdy – kiedy okazało się, że Zachód nie wymaga już kościelnego certyfikatu – domniemani konwertyci nie tylko wynieśli się z zakrystii, ale w dodatku rozpoczęli wściekłą kampanię przeciwko „ajatollahom”. Po prostu zmienił się etap, a wraz z nim – również „mądrości etapu”.

      Toteż i teraz pewnie na „pierdoleniu poprawności” się nie skończy, bo w ostatnim wywiadzie „Margot” powiedział, że „pierdoli Polskę”. Takiego ambitnego programu nie da się oczywiście zrealizować od razu, ale skoro słowo się rzekło, to trudno – trzeba zacisnąć zęby i przystąpić do dzieła. Jeśli tylko „Margotowi” starczy determinacji, no i tak zwanej „męskiej siły”, to może wszyscy się doczekamy, ale wypada od kogoś zacząć. A od kogóż, jeśli nie od wielbicieli to znaczy – wielbicielek? W pierwszej kolejności trzeba by doprowadzić do bliskiego spotkania III stopnia z panią Manuelą, która przecież pragnie z Polski wyjechać. W takiej sytuacji – również z tego względu – periculum in mora i jeśli ma to mieć sens, a przede wszystkim – by w ogóle było możliwe, to trzeba się pospieszyć i uwijać.

      Kiedy w naszym bantustanie takie trwają zabawy i spory, to w chwili gdy piszę te słowa, pani Swietłana Cichanouska, jasny idol Białorusi, szykuje się do przemówienia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Zaprosiła ją Estonia, ale warto zwrócić uwagę, że musiała zgodzić się na to Rosja, będąca stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ z prawem weta. Wygląda na to, że sprawa musiała być od początku pilotowana przez Kreml, który stworzył, a w każdy razie - wykorzystał okazję, by tak osłabić prezydenta Łukaszenkę, by błagając zimnego ruskiego czekistę Putina o pomoc, jako prezydent Białorusi podpisał mu wszystkie wymagane cyrografy. Ciekawe, co z tego będzie miał nasz nieszczęśliwy kraj.



Morawiecki rośnie w siłę, kąpiel w ściekach i białoruski rząd na uchodźstwie (w Polsce?)






Stanisław Michalkiewicz w komentarzu tygodnia odnosi się do sytuacji politycznej w Polsce. Zaczyna od analizy przetasowań w obozie zdrady i zaprzaństwa, wspominając przy tym Rafała Trzaskowskiego, który zapowiada stworzenie ruchu politycznego, mimo że jest wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Komentuje także słowa Aleksandry Dulkiewicz, mówi o Szymonie Hołowni. Komentuje ponadto zawirowania w obozie dobrej zmiany, w tym zapowiadaną rekonstrukcję rządu, która ma polegać na redukcji ministerstw, co ma w rezultacie doprowadzić do osłabienia koalicyjnych partnerów Prawa i Sprawiedliwości - Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Porozumienia Jarosława Gowina. Kosztem tych ugrupowań, ma się wzmocnić pozycja Mateusza Morawieckiego. Wspomina również o ustawie o ochronie zwierząt, demonstracji ekologów w Warszawie, a także komentuje wydarzenia na Białorusi, gdzie rozgorzała walka o schedę po Alaksandrze Łukaszence.



© Stanisław Michalkiewicz
8-10 września 2020
www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA








Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2