Teorie i praktyki rewolucyjne
Kiedy ten felieton ukaże się w druku, będzie już wiadomo, kto wygrał wybory prezydenckie w USA – chyba, że prezydent Donald Trump ich nie uzna, no to wtedy – „Houston, mamy problem”. Nigdy jeszcze coś takiego się nie zdarzyło, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, więc niby dlaczego nie teraz, kiedy gołym okiem możemy i w Ameryce i w naszym bantustanie obserwować pogłębiający się kryzys demokracji politycznej? Przez USA bowiem co najmniej od 2015 roku przerwała się polityczna wojna, która nie tylko nie ustaje, ale z roku na rok się zaostrza, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu. W USA socjalizm postępuje, więc od strony rewolucyjnej teorii wszystko b y się zgadzało, a skoro tak, to tylko patrzeć, jak do głosu dojdzie rewolucyjna praktyka. Jej istotę wyraził w krótkich słowach proletariacki poeta Włodzimierz Majakowski: „Ciszej tam mówcy! Dzisiaj głos ma towarzysz Mauzer!” A czego, jak czego, ale mauzerów różnych marek w USA nie brakuje, więc w razie czego może się tam polać krew, nie tylko z nosa, jak u nas, ale również z serca gorejącego. Proletariat zastępczy w postaci Murzynów i tych, którzy im się podlizują, już jest, więc tylko, patrzeć, jak tamtejsza rewolucja zacznie się instytucjonalizować – oczywiście poza konstytucyjnymi strukturami, które w tych okolicznościach staną się zbędne. Nie jest tylko jasne, kto w warunkach rozszalałej rewolucji będzie trzymał palec na atomowym cynglu. Wprawdzie – jak twierdził francuski premier Jerzy Clemenceau – wojna jest sprawą zbyt poważną, by ją powierzać wojskowym, ale kto wie, czy w tym przypadku wojsko nie może stać się jedyną ostoją porządku i bezpieczeństwa? Tak było i w starożytnym Rzymie, kiedy w miarę rozwoju imperium instytucje demokratyczne, dobre dla miasta, okazały się niewydolne i przyszła kolej na przepychanki Mariusza i Sulli, które położyły kres republice na rzecz wojskowej dyktatury. Jej skutkiem był triumwirat Pompejusza, Krassusa i Juliusza Cezara, a po jego rozpadzie - „wieczysta dyktatura” Juliusza Cezara. Po jego zamordowaniu w roku 44 przed Chrystusem, władzę objął jego spadkobierca Oktawian, którego rządy zapoczątkowały okres pryncypatu, to znaczy – monarchii współistniejącej obezwładnionymi instytucjami republikańskimi. Tę formę rządów zlikwidował w roku 284 Dioklecjan, zapoczątkowując dominat, to znaczy – monarchię absolutną, opartą na armii.
Na razie Ameryka zastygła w gorączkowym oczekiwaniu na rezultat głosowania. Ciekawe, że i w naszym bantustanie zapanowała gorączkowa atmosfera, jakby Polska była jednym ze stanów USA, w przecież chyba tak nie jest? Rząd „dobrej zmiany” podobnie jak rządowa telewizja, stanęły murem za Donaldem Trumpem, podczas gdy żydowska gazeta dla Polaków wprost wyłaziła ze skóry, żeby wygrał Joe Biden. Nie ma w tym nic dziwnego, że rząd „dobrej zmiany” zainwestował wszystko w Donalda Trumpa i nie ośmiela mu się w niczym sprzeciwiać, nawet w sprawie ustawy nr 447, podczas gdy żydowska gazeta dla Polaków realizuje linię polityczną amerykańskiej żydokomuny, która stawia na Bidena. Na co żydokomuna liczy? Możliwe, że na podeszły wiek swego faworyta, który po roku mógłby zostać zastąpiony przez Kamalę Harris, która wcześniej zataczała się od ściany do ściany, ale teraz „ostro skręciła w lewo”. W takiej sytuacji moglibyśmy wpaść spod sowieckiego deszczu pod amerykańską rynnę tym bardziej, że i Biden odrażał się, że będzie walczył o praworządność w naszym bantustanie. Niemcy walczą o nią od 2017 roku, więc gdyby jeszcze przyłączyły się do nich USA, to niech Bóg ma nas w swojej opiece. Jeśli chodzi o Donalda Trumpa, to jego dotychczasowa prezydentura była dla nas okresem straconych okazji. Ameryka ma do nas trzy interesy; po pierwsze – żebyśmy udostępniali Stanom Zjednoczonym swoje terytorium dla potrzeb globalnej rozgrywki. Po drugie – żeby Polska utrzymywała tu amerykańskie wojsko i kupowała amerykańską broń i po trzecie – by Polska kupowała amerykański gaz. I Polska pod rządami „dobrej zmiany” wszystko to robi, nie żądając w zamian nawet tego, by rząd USA nie zmuszał nas do zapłacenia Żydom haraczu pod pretekstem roszczeń – bo do tego właśnie się zobowiązał na podstawie ustawy nr 447. A przecież takie rzeczy można ewentualnie robić wobec państwa wrogiego, ale nie wobec państwa sojuszniczego. Niestety nasi dygnitarze kucają nawet przed panią Żorżetą, więc jakże mogliby postawić się prezydentowi Trumpowi?
Zresztą nie tylko przed panią Żorżetą. Pan prezydent Duda na widok wściekłych kobiet chciałby i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić, w związku z czym pośpieszył z inicjatywą ustawodawczą. Nie był to dobry pomysł, bo wściekłe kobiety go wyśmiały, a JE abp Stanisław Gądecki wyraził pogląd, że zaproponowane rozwiązanie jest dla katolików nie do przyjęcia. Zatem i wianuszek stracił i pieniędzy nie zarobił. „Stąd dla żuka jest nauka”, żeby z wściekłymi kobietami nie wchodzić w żadne kompromisy, tylko od razu wołać weterynarza. Tymczasem „rewolucja macic” właśnie się zinstytucjonalizowała w postaci Rady Konsultacyjnej, do której weszła pani Barbara Labuda i pani Monika Płatek, a także kobiety rodzaju męskiego, m.in. w osobie pana Michała Boniego. Rada przedstawiła ultimatum polityczne; rząd do końca roku ma się podać do dymisji, aborcja ma być na każde żądanie, a ze szkół ma zniknąć nauka religii katolickiej. Jaka religia wejdzie do szkół na to miejsce – tego Rada nie ujawnia, chociaż pewne światło na tę sprawę rzuca okoliczność, że pani Labuda była w swoim czasie związana z sektą „Antrovis”, której członkowie odbywali podobno kosmiczne podróże na miotle. Ale to, podobnie jak skład alternatywnego rządu, zostanie nam objawione we właściwym czasie. Na razie rozwija się rewolucyjna teoria, w której można wyróżnić dwa elementy; po pierwsze – że decyzję o życiu lub śmierci dziecka należy pozostawić „kobiecie”, która ma przyrodzone prawo wyboru. Skoro tak, to idźmy dalej. Na zasadzie wnioskowania a maiori ad minus (komu wolno czynić więcej, temu wolno czynić mniej) moglibyśmy decyzję co do kradzieży pozostawić złodziejom, a zwłaszcza złodziejkom, bo jeśli w ich kobiece ręce składamy decyzję w sprawie życia i śmierci, to tym bardziej powinniśmy złożyć decyzję co do kradzieży – i tak dalej. Drugim elementem rewolucyjnej teorii, do którego skłaniają się też niektórzy rozdokazywani ojczykowie, głównie z zakonu Dominikanów, jest pogląd, że nikogo nie powinno się zmuszać do bohaterstwa. To znaczy – do czego? Chyba chodzi o gotowość poświęcenia swojego życia dla jakiejś sprawy. Skoro tak, to jest to pogląd nie wytrzymujący krytyki, bo przecież państwo posyłające żołnierzy z poboru na wojnę, nie tylko żąda od nich bohaterstwa – a nawet je egzekwuje przy pomocy niezawisłych sądów polowych, a nawet regulaminu walki, który zezwala na natychmiastowe pozbawienie życia żołnierza odmawiającego walki w obliczu wroga. W tej sytuacji stwarzanie przywileju dla kobiet jest rażąco sprzeczne z zakazem dyskryminacji ze względu na płeć.
Amerykańskie cuda nad urną
Powinniśmy raz na zawsze pozbyć się wszelkich kompleksów, że nie nadążamy za resztą świata. Nie tylko nadążamy, ale można powiedzieć, że jesteśmy w awangardzie, bo reszta krajów zaczyna postępować tak, jak my, a nawet gorzej – bo o ile u nas permanentna wojna, jaka od 15 lat przewala się przez nasz nieszczęśliwy kraj jest efektem działań agentury w służbie państw walczących o wpływy w naszym bantustanie, to w takiej Francji, czy Stanach Zjednoczonych o żadnej agenturze nie ma mowy. No, we Francji może być trochę inaczej, bo – jak pamiętamy – ruch „żółtych kamizelek” z którymi tamtejszy rząd do dzisiaj nie może sobie poradzić, podobnie jak nasz z „rewolucją macic” - więc ten ruch objawił się w swojej straszliwej postaci zaraz potem, jak francuski prezydent Macron w niepojętym przypływie szczerości poinformował prezydenta Trumpa, że europejskie siły zbrojne będą broniły Europy przed... Stanami Zjednoczonymi, a tamtejszy premier skarcił amerykańskiego prezydenta, by nie wtrącał się w nieswoje sprawy. W Stanach Zjednoczonych z pewnością tak nie jest, bo CIA nie operuje na terenie USA, tylko w państwach obcych, jak np. Francja, czy choćby nasz bantustan. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych od co najmniej 2015 roku obserwujemy taką samą wojnę, jak i u nas, a wygląda na to, że ona nie tylko nie będzie wygasała, a przeciwnie – zaostrzała się, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu. Warto przypomnieć, że tę spiżową prawidłowość odkrył przed laty klasyk demokracji Józef Stalin – ten sam Józef Stalin, który odkrył też inną prawidłowość, że nieważne kto głosuje, a ważne – kto liczy głosy. No i – jak liczy.
W Stanach Zjednoczonych socjalizm czyni coraz większe spustoszenie, więc nic dziwnego, że i walka klasowa, która jest jego immanentną cechą, z roku na rok się zaostrza. Skoro tak, to warto pokusić się o odpowiedź, kto z kim w Stanach Zjednoczonych walczy, no i o co. Otóż wydaje mi się, że Włodzimierz Cimoszewicz, twierdzący, że to „wojna plemienna” może mieć rację, chociaż niechcący. W Stanach Zjednoczonych, podobnie jak gdzie indziej, walka klasowa toczy się nieubłaganie, między siłami Postępu i siłami Wstecznictwa. Zwrócił na to niedawno uwagę JE abp. Vigano, pisząc w liście do prezydenta Trumpa, że zarządzona w skali światowej epidemia zbrodniczego koronawirusa, ma na celu poddanie świata bezlitosnej, anonimowej tyranii. Warto zwrócić uwagę, że poddanie świata tyranii pod pretekstem wyzwolenia, jest celem każdej rewolucji, zwłaszcza rewolucji socjalistycznej.
„By mogła zapanować Równość,
trzeba wpierw wszystkich wdeptać w gówno.
By człowiek był człowieka bratem,
trzeba go wpierw przećwiczyć batem!” - przypomina poeta. Według abpa. Vigano tyrania ma być „anonimowa”, ale chyba nie do końca. Jeszcze przed II wojną pewne światło rzucił na tę sprawę Julian Tuwim w wierszu „Mocarstwo anonimowe”:
„Już w podziemiach synagog wszystko złoto leży,amunicję przenoszą czarni przemytnicy.Naradzają się szeptem berlińscy bankierzy,dzwoni tajny telefon w warszawskiej bóżnicy.
I zaraz Żydzi w Kremlu dostali depeszęi skoczyła iskrówka, zawrzały redakcje.Paryski Rotszyld ręce zaciera w uciesze;w Amsterdamie i w Rzymie wykupiono akcje.
W londyńskiej Wielkiej Loży już postanowiono;siedem pieczęci kładą masoni pod dekret.Nad skrwawionym Talmudem żółte świece płoną.W płachtę zwinęli szczątki i przysięgli sekret.
Smok olbrzymi od morza do morza się wije;nocą widzą go w ogniu najśmielsi lotnicy.Czarny łopoce w miastach i na trwogę bije;sygnał strzelił rakietę znad pruskiej granicy”.
Tuwim chciał w ten sposób sparodiować i wyśmiać Adolfa Nowaczyńskiego, ale.... Czy przypadkiem tamta kpina nie nabiera aby dzisiaj niepokojącej aktualności?
Bo w tej zmienności jest pewna ciągłość. Oto w awangardzie nieubłaganego, postępu, czy to w roku 1917, czy teraz, była i jest żydokomuna. Bo też rewolucja, zwłaszcza socjalistyczna, to jest najlepszy sposób zagwarantowania władzy mniejszości nad większością. Więc to, co się teraz przewala przez Amerykę Północną i Europę, a w każdym razie – przez jej część – to nic innego, jak komunistyczna rewolucja, zapoczątkowana w 1968 roku „długim marszem przez instytucje”, a jej celem jest uchwycenie i utrwalenie tyranii mniejszości nad większością. W Stanach Zjednoczonych to się chyba udało, a obecna faza wojny to tylko takie – jak mawiał Witkacy - „los ultimos podrigos”. Żydokomuna bowiem mocno już trzyma tamtejszych twardzieli za twarz, zarówno dzięki dominacji w sektorze finansowym, dzięki dominacji w mediach i dzięki dominacji w przemyśle rozrywkowym. Warto zwrócić uwagę, że opinie o dominacji żydokomuny w tych trzech sektorach życia publicznego potępiane są przez Ligę Antydefamacyjną, jako „antysemickie”. Oznacza to, że Liga stawia znak równości między „antysemityzmem” i spostrzegawczością. Nietrudno się domyślić – dlaczego. Oto w społeczeństwie teoretycznie dumnym z całkowitej wolności słowa, z roku na rok przybywa tematów tabu, których albo w ogóle nie wolno poruszać pod rygorem wykluczenia, będącego rodzajem śmierci cywilnej, albo wprawdzie wolno – ale tylko w zatwierdzony sposób. Antysemityzm należy do tej grupy; można go tylko potępiać – a ponieważ między anitysemityzmem, a spostrzegawczością położony został znak równości, to znaczy, że można, a właściwie powinno się potępiać również spostrzegawczość. Jeśli zostanie ona raz na zawsze potępiona, to ludzie będą skazani na rzeczywistość podstawioną, o której będą myśleli, że to wszystko naprawdę. Wtedy „można z nich wszystko zrobić i w każdą formę ulepić”.
Wracając tedy do Ameryki, to widzimy, że za kandydaturą Bidena opowiada się żydokomuna, która nie tyle jest przeciwna Trumpowi, co zieje do niego nieukrywaną nienawiścią, chociaż przecież nie było takiej rzeczy, jakiej by nie zrobił, byle podlizać się Żydom i Izraelowi. Zatem nie o żadną politykę tu chodzi, tylko o to, że Trump od czasu do czasu próbuje wkładać kij w szprychy rozpędzonego, rewolucyjnego parowozu dziejów. Dlatego żydokomuna gotowa jest na wszystko, byle nikt nie hamował rewolucyjnego zapału. Na wszystko, a więc również na cuda nad urną, które my doskonale znamy z czasów pierwszej komuny. „Urna to taka cudowna szkatułka. Wrzucasz „Mikołajczyk” - wychodzi „Gomułka””. W swoim czasie chodziłem na seminarium doktoranckie do pani prof. Janiny Zakrzewskiej, u której bywała też pani prof. Maria Turlejska. Któregoś razu opowiadała nam, jak to w latach 40-tych osobiście uczestniczyła w fałszowaniu wyborów i w jaki sposób to się odbywało. Ciekawe, że w Stanach odbywa się to podobnie. Oto mój Honorable Correspondant z Waszyngtonu przekazał mi informację, że w Pensylwanii sędzia Sądu Najwyższego nakazał ponowne przeliczenie głosów, ale tak, by osobno policzyć głosy złożone przed godziną 20, a osobno – głosy złożone po tej godzinie. Ciekawe, jak ludzie liczący te głosy odróżnią, czy zostały one złożone przed godziną 20, czy po – ale o to mniejsza, bo widać, że sytuacja dojrzała do tego, by zamiast rozhuśtywać miliony obywateli żeby głosowali i na kogo, można by wyłaniać prezydenta Stanów Zjednoczonych przez losowanie rękami jakiejś sierotki. Gorzej by nie było, a ileż mitręgi można by zaoszczędzić – bo w tych warunkach gadanie o demokracji wzbudza tylko śmiech pusty. Więc nie mamy co pogrążać się w kompleksy; u nas jest tak samo, jak i tam.
Wojna, panowie, to zbyt poważna sprawa, by powierzać ją wojskowym – powiedział francuski premier z czasu I wojny światowej, Jerzy Clemenceau. Chodziło mu zapewne o to, że wojskowi koncentrują się nadmiernie na jednym tylko aspekcie wojny - na aspekcie militarnym – ze szkodą dla pozostałych spraw. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w związku z zarządzoną pandemią, która rozwija się zgodnie z planem, znanym do końca tylko tym, którzy wydali stosowne rozkazy i którzy po pandemii wiele sobie obiecują. Tych anonimowych dobroczyńców Ludzkości słuchają posłusznie wszystkie rządy, którym z kolei doradzają lekarze. W Polsce na przykład doradcą doskonałym pana premiera Morawieckiego, jest pan prof. Andrzej Horban. Wiele wskazuje na to, że to właśnie on doradził panu premierowi, by z dnia na dzień pozamykał wszystkie cmentarze. Nie można temu odmówić logiki, bo wiadomo, że na cmentarzach śmiertelność sięga nie jakichś głupich promili, jak przy zbrodniczym koronawirusie, tylko jest stuprocentowa, więc jasne, że obywatele, w trosce o swoje zdrowie, powinni takich miejsc starannie unikać. Ale cmentarze nie są jedynymi niebezpiecznymi dla zdrowia miejscami. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że na całym świecie nie ma miejsca, o którym moglibyśmy powiedzieć, że nie szkodzi zdrowiu. Szkodzą zdrowiu miejsca chłodne, szkodzą mu też miejsca gorące, szkodzi zdrowiu jedzenie i picie, toteż dobroczyńcy Ludzkości, jeden przez drugiego obmyślają cudowne diety, dzięki którym wprawdzie nie można żyć wiecznie, ale przynajmniej długo. Ale taka dieta na jedno pomaga, a na inne szkodzi. Jak widać, trudno znaleźć jakiś złoty środek, więc nic dziwnego, że po heroicznej walce, wszyscy jak jeden mąż umierają.
Zanim jednak to nastąpi, to nie ma takiego poświęcenia, którego byśmy nie dokonali dla zdrowotności, która – jak się w tym roku okazało – jest źrenicą oka partii i rządu. Toteż pan prof. Andrzej Horban, doradzający premierowi Morawieckiemu, żeby dla zdrowotności do końca listopada zamknąć cały nasz nieszczęśliwy kraj, a w szczególności – kościoły. Tego można było się spodziewać, że po cmentarzach przyjdzie kolej na kościoły, bo przecież właśnie tam na okrągło mówi się o życiu wiecznym, co stanowi ewidentną dywersję wobec zdrowotności, nakierowanej przecież na życie doczesne. Zgodnie z prawem Murphy’ego, jak coś złego może się stać, to na pewno się stanie, więc tylko patrzeć, jak rząd ogłosi zamknięcie całego kraju, który przecież już od dawna został w całości zaliczony do strefy czerwonej. W rezultacie będzie tak, jak w wierszyku, skomponowanym ongiś na cześć mojego powrotu z zagranicy przez pana Pawła Grudnia: „Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary! Niech będzie szabat i ustanie praca! Dżysz Michalkiewicz do Ojczyzny wraca!” Czy będzie szabat – to się jeszcze okaże w zależności od tego, jak ostatecznie zostaną ustalone wyniki wyborów prezydenckich u Naszego Najważniejszego Sojusznika – ale praca może ustać, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Przede wszystkim z tą, że jeśli nawet wskutek tego wszyscy poumieramy, to jednak poumieramy całkowicie zdrowi, a przecież nie ma takiego poświęcenia, jakiego byśmy nie dokonali dla zdrowotności. Jak widzimy, pozostawienie zarządzania epidemią w rękach lekarzy ma oczywiście swoje plusy dodatnie, ale również – plusy ujemne. Pewnie z tego powodu prawie 200 dyrektorów szpitali skrytykowało pomysł pana ministra obrony Mariusza Błaszczaka, żeby żołnierze wojsk obrony terytorialnej sprawdzili łóżka w szpitalach – czy przypadkiem nikt ich nie ukrywa. A dlaczego szpitale miałyby ukrywać łóżka? Podejrzliwcy odpowiedzieliby, że pewnie dlatego, iż w ramach państwowych szpitali, funkcjonują również szpitale prywatne, a – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – co to za szpital, który nie ma łóżek? Toteż protestujący dyrektorzy uznali ten pomysł, za jeszcze jedną nieprawość reżymu „dobrej zmiany”, najwyraźniej traktując żołnierzy batalionów obrony terytorialnej nie jako część Wojska Polskiego, tylko za prywatne wojska Naczelnika Państwa.
Jak widzimy, od polityki uciec niepodobna nawet w warunkach epidemii, a może nawet zwłaszcza. Chodzi mi oczywiście o objęcie całego naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju strefą czerwoną. „Nie ma przypadków, są tylko znaki” - twierdził ks. Bronisław Bozowski – i rzeczywiście. Jak na komendę cały kraj został objęty strefą czerwoną – to znaczy – komunistyczną „rewolucją macic”, której przewodzi Rada Konstultacyjna. Przewodniczy jej pani Marta Lempart, a obok niej zasiadają („pocziemu on zasiedajet” - pytał retorycznie Aleksander Puszkin i odpowiadał - „potomu, czto żopa jest!”) panie Barbara Labuda i Monika Płatek. Pani Labuda w swoim czasie związana była z sektą Antrovis, której członkowie odbywali kosmiczne podróże, albo na miotłach, albo jakoś inaczej, a z kolei pani Monika Płatek zasłynęła spostrzeżeniem, że z par jednopłciowych rodzi się więcej dzieci niż z normalnych – co nie przeszkadza jej być wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi. Legendarny pan Władysław Frasyniuk doradza pani Marcie, żeby założyła organizację, bo w przeciwnym razie „rewolucja macic” zacznie cierpieć na uwiąd starczy.
Nie jest to takie oczywiste, bo oto całkiem niedawno, podczas demonstracji kobiet pod Ministerstwem Edukacji przy ulicy Szucha, policja otoczyła grupę starszych kobiet. Okazało się, że są to uczestniczki ruchu „Polskie Babcie Za Aborcją”, czy jakoś tak. Nie bez powodu ludzie mówią, że kto raz uwikłał się w niebezpieczne związki z bezpieką, ten będzie eksploatowany do końca życia. Otóż Polskie Babcie domagały się wyabortowania z Ministerstwa Edukacji pana ministra Czarnka, który się odgraża, że powyrzuca z uniwersytetów genderactwo i w ogóle. Z tego powodu utytułowani mądrale zapałali do niego nieprzejednaną nienawiścią i jeśli nie podpisują spontanicznych protestów, to wysyłają Polskie Babcie, żeby w interesie genderactwa demonstrowały. Dotychczas policja traktowała „kobiety” z zadziwiającą wyrozumiałością, co mogło brać się również z powodów opisanych przez Marię Konopnicką w nieśmiertelnym poemacie „Filuś, Miluś i Kizia”. Mimo iż wymachujące przed nosem policjantów „macicami” rewolucjonistki lżyły ich i prowokowały, to oni nic. Jak to wyjaśnia Maria Konopnicka? „Jeden drugi kundys krzepki ani dbał o te zaczepki. Psu nie honor bić się z kotem. Co mu po tem?” Teraz jednak policja otrzymała nowe rozkazy: „Działamy, nie negocjujemy!” Niektórzy powiadają, że chodzi tu o Marsz Niepodległości, który w tym roku ma przybrać postać manifestacji zmotoryzowanej. Ciekawe, czy uczestnikom pozabierają prawa jazdy i dowody rejestracyjne, czy też przywracanie porządku będzie się odbywało jeszcze inaczej?
„Zwycięży, kto najmocniej chce” - głosiła rewolucyjna piosenka, popularna w czasach stalinowskich. Przypominam o tym nie bez powodu, bo czyż nie inaczej jest w Stanach Zjednoczonych? Zwycięstwa Bidena najbardziej chcieli Żydzi nie tylko ci z Ameryki, ale nawet ci znad Wisły. Żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana redaktora Michnika wprost nie mogła się doczekać zwycięstwa swojego faworyta, podobnie jak Książę-Małżonek, czyli Radosław Sikorski. Niektórzy powiadają, że kobieta przyjmuje poglądy polityczne i wszystkie inne, mężczyzny, z którym sypia. Może tak jest – ale widzimy, że może też być odwrotnie – bo czy w przeciwnym razie w „rewolucji macic” brałoby udział aż tylu młodych mężczyzn? W tym przypadku może zresztą wchodzić w grę jeszcze inny motyw – że mianowicie spełnienie postulatu legalizacji aborcji na żądanie do dziewiątego miesiąca ciąży włącznie, uwolniłoby mężczyzn od wszelkich kłopotów, zwłaszcza gdyby przezornie zgromadzili sobie finansową rezerwę aborcyjną.
Wróćmy jednak do Ameryki, to znaczy – do tamtejszych wyborów. Odbywały się one, podobnie zresztą, jak i poprzednie, w 2016 roku, w atmosferze politycznej wojny, która nie ustała ani na chwilę po wyborze Donalda Trumpa, a w okresie jego prezydentury jeszcze się nasiliła. W awangardzie przeciwników Donalda Trumpa – jak zresztą w awangardzie wszystkich socjalistycznych rewolucji – jest żydokomuna, która najwyraźniej już nie może się doczekać opanowania Ameryki za pośrednictwem Joe Bidena. Dlaczego żydokomuna akurat w nim sobie upodobała? Powodów może być kilka. Po pierwsze – Bidena popiera Partia Demokratyczna, której prawe skrzydło, to socjaldemokraci, podczas gdy lewe – komuna w postaci czystej. Znakomitą tego ilustracją jest pani Kamala Harris, którą Biden wybrał sobie na zastępczynię, czyli wiceprezydenta. Czy on wybrał, czy jemu ją nastręczyli – mniejsza o to, bo ważniejsze, że pani Harris ostatnio „skręciła ostro w lewo”. Czegóż więcej potrzeba żydokomunie tym bardziej, że pani Harris może wkrótce zostać prezydentem i to bez żadnego głosowania, gdyby się okazało, że Joe Biden nie jest już w stanie pełnić swego urzędu? Po drugie – Biden też ma poglądy, może nie aż tak lewicowe, jak pani Harris, ale dobra psu i mucha. Wreszcie – po trzecie – Biden może zostać przez żydokomunę tak szczelnie obstawiony nastręczonymi współpracownikami, że bez ich pośrednictwa może nawet nie wiedzieć, czy jest dzień, czy noc.
Niektórzy jednak twierdzą, że przecież i Donald Trump podlizywał się Żydom na wszelkie możliwe sposoby; i podpisał ustawę nr 447 i przeniósł ambasadę amerykańską w Izraelu z Tel Awiwu do Jerozolimy i ma zięcia z korzeniami, więc o co chodzi? Myślę, że o to, że żydokomuna obawia się, iż przy Trumpie nie mogłaby jednak przeprowadzić w USA komunistycznej rewolucji z wykorzystaniem państwowych instytucji, a Biden rokuje pod tym względem lepsze nadzieje. Bo przez Stany Zjednoczone, podobnie jak przez Europę, a w każdym razie jej część, przewala się komunistyczna rewolucja, zapoczątkowana w 1968 roku hasłem „długiego marszu przez instytucje”. Przez ten czas zostały one opanowane przez żydokomunę, która za ich pośrednictwem narzuca całym narodom komunistyczne standardy. Tak jest w Ameryce i tak samo jest u nas. W Ameryce żydokomuna najpierw opanowała uniwersytety, w których wykształciła nauczycieli, a ci z kolei oduraczyli kilka pokoleń swoich uczniów. Oduraczenie polega na skłonności do przyjmowania frazesów za rzeczywistość, a – jak zauważa poeta - „kto w szpony dostał się hipostaz, rzeczywistości już nie sprosta”. Proch zatem został już przygotowany, więc do wytworzenia sytuacji rewolucyjnej wystarczy tylko iskra. Taką iskrą w Ameryce są Murzyni, których żydokomuna upatrzyła sobie na proletariat zastępczy, podobnie jak u nas - „kobiety” płci obojga. Toteż postawienie na Bidena, podobnie jak poprzednio – na Hilarzycę – było oczywistą oczywistością.
Zatem wojna rozpoczęta co najmniej w 2015 roku nie tylko nie ustanie, ale nawet będzie się nasilać, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu. Rewolucja w permanencji wymaga bowiem wskazywania nieubłaganym palcem coraz to nowych wrogów, na których można by kierować szlachetny gniew proletariatu, wyposażając go uprzednio w narzędzia terroru, na przykład – zwalczanie „mowy nienawiści”. Co to jest „mowa nienawiści”? To jest każda wypowiedź sprzeczna z aktualną linią partii, kształtowaną przez partię wewnętrzną, czyli żydokomunę. Toteż nic dziwnego, że zdominowane przez żydokomunę amerykańskie telewizje, w szlachetnej walce o wolność słowa, ocenzurowały nawet urzędującego prezydenta. W tej sytuacji oskarżenia o fałszowanie wyborów brzmią całkiem prawdopodobnie, bo klasyk demokracji Józef Stalin nie bez powodu mawiał, że nieważne, kto głosuje, ważne – kto liczy głosy. A właśnie mój Honorable Correspondant z Waszyngtonu zameldował, że w Pensylwanii jakiś obywatel zarejestrował do wyborów wszystkie swoje cztery psy i zagłosowały one – oczywiście na Joe Bidena! Okazuje się, że Zbigniew Brzeziński, formułując w latach 60-tych swoją teorię konwergencji, wszystko przewidział, chociaż wszystkich skutków upodabniania się Stanów Zjednoczonych do Związku Sowieckiego już nie dożył.
Dlatego właśnie żydokomuna zainwestowała w Joe Bidena, z którym przy okazji wiąże i inne, partykularne nadzieje. O ile za prezydentury Trumpa doszło do ochłodzenia stosunków z Niemcami i rozpoczęcia przenoszenia z Niemiec do Polski amerykańskiego kontyngentu wojskowego, to wygrana Bidena sprawia, że USA mogą podjąć przedstawioną niedawno przez Niemcy, ustami tamtejszej pani minister obrony ofertę sojuszu niemiecko-amerykańskiego. Jest to bardzo prawdopodobne, bo Biden już teraz zapowiada, że USA pod jego rządami zaangażują się w walkę o praworządność w Polsce, którą Niemcy prowadzą od roku 2016, chociaż początkowo akcentowały raczej demokrację, a na praworządności skoncentrowały się dopiero w roku 2017. Toteż nic dziwnego, że wygrana Joe Bidena uradowała nie tylko Żydów, ale również – nadwiślańskich folksdojczów, którzy też stanęli murem za Bidenem, w odróżnieniu od rządu i rządowej telewizji, nieubłaganie opowiadającej się za Trumpem. Rząd „dobrej zmiany”, który trzęsie się ze strachu przed panią Żorżetą, postawił bowiem wszystko na Trumpa i na to, co niesie ze sobą prezydentura Bidena, chyba nie jest przygotowany tym bardziej, że płaszczy się również przed Izraelem. W tej sytuacji jedyna nadzieja w tym, że amerykańskie niezawisłe sądy podważą uzyskany wynik wyborów, ale to by oznaczało potężny kryzys demokracji i pogrążenie Ameryki w jeszcze głębszym konflikcie.
Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com
Bo w tej zmienności jest pewna ciągłość. Oto w awangardzie nieubłaganego, postępu, czy to w roku 1917, czy teraz, była i jest żydokomuna. Bo też rewolucja, zwłaszcza socjalistyczna, to jest najlepszy sposób zagwarantowania władzy mniejszości nad większością. Więc to, co się teraz przewala przez Amerykę Północną i Europę, a w każdym razie – przez jej część – to nic innego, jak komunistyczna rewolucja, zapoczątkowana w 1968 roku „długim marszem przez instytucje”, a jej celem jest uchwycenie i utrwalenie tyranii mniejszości nad większością. W Stanach Zjednoczonych to się chyba udało, a obecna faza wojny to tylko takie – jak mawiał Witkacy - „los ultimos podrigos”. Żydokomuna bowiem mocno już trzyma tamtejszych twardzieli za twarz, zarówno dzięki dominacji w sektorze finansowym, dzięki dominacji w mediach i dzięki dominacji w przemyśle rozrywkowym. Warto zwrócić uwagę, że opinie o dominacji żydokomuny w tych trzech sektorach życia publicznego potępiane są przez Ligę Antydefamacyjną, jako „antysemickie”. Oznacza to, że Liga stawia znak równości między „antysemityzmem” i spostrzegawczością. Nietrudno się domyślić – dlaczego. Oto w społeczeństwie teoretycznie dumnym z całkowitej wolności słowa, z roku na rok przybywa tematów tabu, których albo w ogóle nie wolno poruszać pod rygorem wykluczenia, będącego rodzajem śmierci cywilnej, albo wprawdzie wolno – ale tylko w zatwierdzony sposób. Antysemityzm należy do tej grupy; można go tylko potępiać – a ponieważ między anitysemityzmem, a spostrzegawczością położony został znak równości, to znaczy, że można, a właściwie powinno się potępiać również spostrzegawczość. Jeśli zostanie ona raz na zawsze potępiona, to ludzie będą skazani na rzeczywistość podstawioną, o której będą myśleli, że to wszystko naprawdę. Wtedy „można z nich wszystko zrobić i w każdą formę ulepić”.
Wracając tedy do Ameryki, to widzimy, że za kandydaturą Bidena opowiada się żydokomuna, która nie tyle jest przeciwna Trumpowi, co zieje do niego nieukrywaną nienawiścią, chociaż przecież nie było takiej rzeczy, jakiej by nie zrobił, byle podlizać się Żydom i Izraelowi. Zatem nie o żadną politykę tu chodzi, tylko o to, że Trump od czasu do czasu próbuje wkładać kij w szprychy rozpędzonego, rewolucyjnego parowozu dziejów. Dlatego żydokomuna gotowa jest na wszystko, byle nikt nie hamował rewolucyjnego zapału. Na wszystko, a więc również na cuda nad urną, które my doskonale znamy z czasów pierwszej komuny. „Urna to taka cudowna szkatułka. Wrzucasz „Mikołajczyk” - wychodzi „Gomułka””. W swoim czasie chodziłem na seminarium doktoranckie do pani prof. Janiny Zakrzewskiej, u której bywała też pani prof. Maria Turlejska. Któregoś razu opowiadała nam, jak to w latach 40-tych osobiście uczestniczyła w fałszowaniu wyborów i w jaki sposób to się odbywało. Ciekawe, że w Stanach odbywa się to podobnie. Oto mój Honorable Correspondant z Waszyngtonu przekazał mi informację, że w Pensylwanii sędzia Sądu Najwyższego nakazał ponowne przeliczenie głosów, ale tak, by osobno policzyć głosy złożone przed godziną 20, a osobno – głosy złożone po tej godzinie. Ciekawe, jak ludzie liczący te głosy odróżnią, czy zostały one złożone przed godziną 20, czy po – ale o to mniejsza, bo widać, że sytuacja dojrzała do tego, by zamiast rozhuśtywać miliony obywateli żeby głosowali i na kogo, można by wyłaniać prezydenta Stanów Zjednoczonych przez losowanie rękami jakiejś sierotki. Gorzej by nie było, a ileż mitręgi można by zaoszczędzić – bo w tych warunkach gadanie o demokracji wzbudza tylko śmiech pusty. Więc nie mamy co pogrążać się w kompleksy; u nas jest tak samo, jak i tam.
Polskie Babcie Za Aborcją
Wojna, panowie, to zbyt poważna sprawa, by powierzać ją wojskowym – powiedział francuski premier z czasu I wojny światowej, Jerzy Clemenceau. Chodziło mu zapewne o to, że wojskowi koncentrują się nadmiernie na jednym tylko aspekcie wojny - na aspekcie militarnym – ze szkodą dla pozostałych spraw. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w związku z zarządzoną pandemią, która rozwija się zgodnie z planem, znanym do końca tylko tym, którzy wydali stosowne rozkazy i którzy po pandemii wiele sobie obiecują. Tych anonimowych dobroczyńców Ludzkości słuchają posłusznie wszystkie rządy, którym z kolei doradzają lekarze. W Polsce na przykład doradcą doskonałym pana premiera Morawieckiego, jest pan prof. Andrzej Horban. Wiele wskazuje na to, że to właśnie on doradził panu premierowi, by z dnia na dzień pozamykał wszystkie cmentarze. Nie można temu odmówić logiki, bo wiadomo, że na cmentarzach śmiertelność sięga nie jakichś głupich promili, jak przy zbrodniczym koronawirusie, tylko jest stuprocentowa, więc jasne, że obywatele, w trosce o swoje zdrowie, powinni takich miejsc starannie unikać. Ale cmentarze nie są jedynymi niebezpiecznymi dla zdrowia miejscami. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że na całym świecie nie ma miejsca, o którym moglibyśmy powiedzieć, że nie szkodzi zdrowiu. Szkodzą zdrowiu miejsca chłodne, szkodzą mu też miejsca gorące, szkodzi zdrowiu jedzenie i picie, toteż dobroczyńcy Ludzkości, jeden przez drugiego obmyślają cudowne diety, dzięki którym wprawdzie nie można żyć wiecznie, ale przynajmniej długo. Ale taka dieta na jedno pomaga, a na inne szkodzi. Jak widać, trudno znaleźć jakiś złoty środek, więc nic dziwnego, że po heroicznej walce, wszyscy jak jeden mąż umierają.
Zanim jednak to nastąpi, to nie ma takiego poświęcenia, którego byśmy nie dokonali dla zdrowotności, która – jak się w tym roku okazało – jest źrenicą oka partii i rządu. Toteż pan prof. Andrzej Horban, doradzający premierowi Morawieckiemu, żeby dla zdrowotności do końca listopada zamknąć cały nasz nieszczęśliwy kraj, a w szczególności – kościoły. Tego można było się spodziewać, że po cmentarzach przyjdzie kolej na kościoły, bo przecież właśnie tam na okrągło mówi się o życiu wiecznym, co stanowi ewidentną dywersję wobec zdrowotności, nakierowanej przecież na życie doczesne. Zgodnie z prawem Murphy’ego, jak coś złego może się stać, to na pewno się stanie, więc tylko patrzeć, jak rząd ogłosi zamknięcie całego kraju, który przecież już od dawna został w całości zaliczony do strefy czerwonej. W rezultacie będzie tak, jak w wierszyku, skomponowanym ongiś na cześć mojego powrotu z zagranicy przez pana Pawła Grudnia: „Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary! Niech będzie szabat i ustanie praca! Dżysz Michalkiewicz do Ojczyzny wraca!” Czy będzie szabat – to się jeszcze okaże w zależności od tego, jak ostatecznie zostaną ustalone wyniki wyborów prezydenckich u Naszego Najważniejszego Sojusznika – ale praca może ustać, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Przede wszystkim z tą, że jeśli nawet wskutek tego wszyscy poumieramy, to jednak poumieramy całkowicie zdrowi, a przecież nie ma takiego poświęcenia, jakiego byśmy nie dokonali dla zdrowotności. Jak widzimy, pozostawienie zarządzania epidemią w rękach lekarzy ma oczywiście swoje plusy dodatnie, ale również – plusy ujemne. Pewnie z tego powodu prawie 200 dyrektorów szpitali skrytykowało pomysł pana ministra obrony Mariusza Błaszczaka, żeby żołnierze wojsk obrony terytorialnej sprawdzili łóżka w szpitalach – czy przypadkiem nikt ich nie ukrywa. A dlaczego szpitale miałyby ukrywać łóżka? Podejrzliwcy odpowiedzieliby, że pewnie dlatego, iż w ramach państwowych szpitali, funkcjonują również szpitale prywatne, a – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – co to za szpital, który nie ma łóżek? Toteż protestujący dyrektorzy uznali ten pomysł, za jeszcze jedną nieprawość reżymu „dobrej zmiany”, najwyraźniej traktując żołnierzy batalionów obrony terytorialnej nie jako część Wojska Polskiego, tylko za prywatne wojska Naczelnika Państwa.
Jak widzimy, od polityki uciec niepodobna nawet w warunkach epidemii, a może nawet zwłaszcza. Chodzi mi oczywiście o objęcie całego naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju strefą czerwoną. „Nie ma przypadków, są tylko znaki” - twierdził ks. Bronisław Bozowski – i rzeczywiście. Jak na komendę cały kraj został objęty strefą czerwoną – to znaczy – komunistyczną „rewolucją macic”, której przewodzi Rada Konstultacyjna. Przewodniczy jej pani Marta Lempart, a obok niej zasiadają („pocziemu on zasiedajet” - pytał retorycznie Aleksander Puszkin i odpowiadał - „potomu, czto żopa jest!”) panie Barbara Labuda i Monika Płatek. Pani Labuda w swoim czasie związana była z sektą Antrovis, której członkowie odbywali kosmiczne podróże, albo na miotłach, albo jakoś inaczej, a z kolei pani Monika Płatek zasłynęła spostrzeżeniem, że z par jednopłciowych rodzi się więcej dzieci niż z normalnych – co nie przeszkadza jej być wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi. Legendarny pan Władysław Frasyniuk doradza pani Marcie, żeby założyła organizację, bo w przeciwnym razie „rewolucja macic” zacznie cierpieć na uwiąd starczy.
Nie jest to takie oczywiste, bo oto całkiem niedawno, podczas demonstracji kobiet pod Ministerstwem Edukacji przy ulicy Szucha, policja otoczyła grupę starszych kobiet. Okazało się, że są to uczestniczki ruchu „Polskie Babcie Za Aborcją”, czy jakoś tak. Nie bez powodu ludzie mówią, że kto raz uwikłał się w niebezpieczne związki z bezpieką, ten będzie eksploatowany do końca życia. Otóż Polskie Babcie domagały się wyabortowania z Ministerstwa Edukacji pana ministra Czarnka, który się odgraża, że powyrzuca z uniwersytetów genderactwo i w ogóle. Z tego powodu utytułowani mądrale zapałali do niego nieprzejednaną nienawiścią i jeśli nie podpisują spontanicznych protestów, to wysyłają Polskie Babcie, żeby w interesie genderactwa demonstrowały. Dotychczas policja traktowała „kobiety” z zadziwiającą wyrozumiałością, co mogło brać się również z powodów opisanych przez Marię Konopnicką w nieśmiertelnym poemacie „Filuś, Miluś i Kizia”. Mimo iż wymachujące przed nosem policjantów „macicami” rewolucjonistki lżyły ich i prowokowały, to oni nic. Jak to wyjaśnia Maria Konopnicka? „Jeden drugi kundys krzepki ani dbał o te zaczepki. Psu nie honor bić się z kotem. Co mu po tem?” Teraz jednak policja otrzymała nowe rozkazy: „Działamy, nie negocjujemy!” Niektórzy powiadają, że chodzi tu o Marsz Niepodległości, który w tym roku ma przybrać postać manifestacji zmotoryzowanej. Ciekawe, czy uczestnikom pozabierają prawa jazdy i dowody rejestracyjne, czy też przywracanie porządku będzie się odbywało jeszcze inaczej?
Żydokomuna wygrywa w Ameryce
„Zwycięży, kto najmocniej chce” - głosiła rewolucyjna piosenka, popularna w czasach stalinowskich. Przypominam o tym nie bez powodu, bo czyż nie inaczej jest w Stanach Zjednoczonych? Zwycięstwa Bidena najbardziej chcieli Żydzi nie tylko ci z Ameryki, ale nawet ci znad Wisły. Żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana redaktora Michnika wprost nie mogła się doczekać zwycięstwa swojego faworyta, podobnie jak Książę-Małżonek, czyli Radosław Sikorski. Niektórzy powiadają, że kobieta przyjmuje poglądy polityczne i wszystkie inne, mężczyzny, z którym sypia. Może tak jest – ale widzimy, że może też być odwrotnie – bo czy w przeciwnym razie w „rewolucji macic” brałoby udział aż tylu młodych mężczyzn? W tym przypadku może zresztą wchodzić w grę jeszcze inny motyw – że mianowicie spełnienie postulatu legalizacji aborcji na żądanie do dziewiątego miesiąca ciąży włącznie, uwolniłoby mężczyzn od wszelkich kłopotów, zwłaszcza gdyby przezornie zgromadzili sobie finansową rezerwę aborcyjną.
Wróćmy jednak do Ameryki, to znaczy – do tamtejszych wyborów. Odbywały się one, podobnie zresztą, jak i poprzednie, w 2016 roku, w atmosferze politycznej wojny, która nie ustała ani na chwilę po wyborze Donalda Trumpa, a w okresie jego prezydentury jeszcze się nasiliła. W awangardzie przeciwników Donalda Trumpa – jak zresztą w awangardzie wszystkich socjalistycznych rewolucji – jest żydokomuna, która najwyraźniej już nie może się doczekać opanowania Ameryki za pośrednictwem Joe Bidena. Dlaczego żydokomuna akurat w nim sobie upodobała? Powodów może być kilka. Po pierwsze – Bidena popiera Partia Demokratyczna, której prawe skrzydło, to socjaldemokraci, podczas gdy lewe – komuna w postaci czystej. Znakomitą tego ilustracją jest pani Kamala Harris, którą Biden wybrał sobie na zastępczynię, czyli wiceprezydenta. Czy on wybrał, czy jemu ją nastręczyli – mniejsza o to, bo ważniejsze, że pani Harris ostatnio „skręciła ostro w lewo”. Czegóż więcej potrzeba żydokomunie tym bardziej, że pani Harris może wkrótce zostać prezydentem i to bez żadnego głosowania, gdyby się okazało, że Joe Biden nie jest już w stanie pełnić swego urzędu? Po drugie – Biden też ma poglądy, może nie aż tak lewicowe, jak pani Harris, ale dobra psu i mucha. Wreszcie – po trzecie – Biden może zostać przez żydokomunę tak szczelnie obstawiony nastręczonymi współpracownikami, że bez ich pośrednictwa może nawet nie wiedzieć, czy jest dzień, czy noc.
Niektórzy jednak twierdzą, że przecież i Donald Trump podlizywał się Żydom na wszelkie możliwe sposoby; i podpisał ustawę nr 447 i przeniósł ambasadę amerykańską w Izraelu z Tel Awiwu do Jerozolimy i ma zięcia z korzeniami, więc o co chodzi? Myślę, że o to, że żydokomuna obawia się, iż przy Trumpie nie mogłaby jednak przeprowadzić w USA komunistycznej rewolucji z wykorzystaniem państwowych instytucji, a Biden rokuje pod tym względem lepsze nadzieje. Bo przez Stany Zjednoczone, podobnie jak przez Europę, a w każdym razie jej część, przewala się komunistyczna rewolucja, zapoczątkowana w 1968 roku hasłem „długiego marszu przez instytucje”. Przez ten czas zostały one opanowane przez żydokomunę, która za ich pośrednictwem narzuca całym narodom komunistyczne standardy. Tak jest w Ameryce i tak samo jest u nas. W Ameryce żydokomuna najpierw opanowała uniwersytety, w których wykształciła nauczycieli, a ci z kolei oduraczyli kilka pokoleń swoich uczniów. Oduraczenie polega na skłonności do przyjmowania frazesów za rzeczywistość, a – jak zauważa poeta - „kto w szpony dostał się hipostaz, rzeczywistości już nie sprosta”. Proch zatem został już przygotowany, więc do wytworzenia sytuacji rewolucyjnej wystarczy tylko iskra. Taką iskrą w Ameryce są Murzyni, których żydokomuna upatrzyła sobie na proletariat zastępczy, podobnie jak u nas - „kobiety” płci obojga. Toteż postawienie na Bidena, podobnie jak poprzednio – na Hilarzycę – było oczywistą oczywistością.
Zatem wojna rozpoczęta co najmniej w 2015 roku nie tylko nie ustanie, ale nawet będzie się nasilać, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu. Rewolucja w permanencji wymaga bowiem wskazywania nieubłaganym palcem coraz to nowych wrogów, na których można by kierować szlachetny gniew proletariatu, wyposażając go uprzednio w narzędzia terroru, na przykład – zwalczanie „mowy nienawiści”. Co to jest „mowa nienawiści”? To jest każda wypowiedź sprzeczna z aktualną linią partii, kształtowaną przez partię wewnętrzną, czyli żydokomunę. Toteż nic dziwnego, że zdominowane przez żydokomunę amerykańskie telewizje, w szlachetnej walce o wolność słowa, ocenzurowały nawet urzędującego prezydenta. W tej sytuacji oskarżenia o fałszowanie wyborów brzmią całkiem prawdopodobnie, bo klasyk demokracji Józef Stalin nie bez powodu mawiał, że nieważne, kto głosuje, ważne – kto liczy głosy. A właśnie mój Honorable Correspondant z Waszyngtonu zameldował, że w Pensylwanii jakiś obywatel zarejestrował do wyborów wszystkie swoje cztery psy i zagłosowały one – oczywiście na Joe Bidena! Okazuje się, że Zbigniew Brzeziński, formułując w latach 60-tych swoją teorię konwergencji, wszystko przewidział, chociaż wszystkich skutków upodabniania się Stanów Zjednoczonych do Związku Sowieckiego już nie dożył.
Dlatego właśnie żydokomuna zainwestowała w Joe Bidena, z którym przy okazji wiąże i inne, partykularne nadzieje. O ile za prezydentury Trumpa doszło do ochłodzenia stosunków z Niemcami i rozpoczęcia przenoszenia z Niemiec do Polski amerykańskiego kontyngentu wojskowego, to wygrana Bidena sprawia, że USA mogą podjąć przedstawioną niedawno przez Niemcy, ustami tamtejszej pani minister obrony ofertę sojuszu niemiecko-amerykańskiego. Jest to bardzo prawdopodobne, bo Biden już teraz zapowiada, że USA pod jego rządami zaangażują się w walkę o praworządność w Polsce, którą Niemcy prowadzą od roku 2016, chociaż początkowo akcentowały raczej demokrację, a na praworządności skoncentrowały się dopiero w roku 2017. Toteż nic dziwnego, że wygrana Joe Bidena uradowała nie tylko Żydów, ale również – nadwiślańskich folksdojczów, którzy też stanęli murem za Bidenem, w odróżnieniu od rządu i rządowej telewizji, nieubłaganie opowiadającej się za Trumpem. Rząd „dobrej zmiany”, który trzęsie się ze strachu przed panią Żorżetą, postawił bowiem wszystko na Trumpa i na to, co niesie ze sobą prezydentura Bidena, chyba nie jest przygotowany tym bardziej, że płaszczy się również przed Izraelem. W tej sytuacji jedyna nadzieja w tym, że amerykańskie niezawisłe sądy podważą uzyskany wynik wyborów, ale to by oznaczało potężny kryzys demokracji i pogrążenie Ameryki w jeszcze głębszym konflikcie.
Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz