Wystarczyło więc pięć dni, by zaczęły się kombinacje przeciwko Polsce, choć myślałem, że Berlin i Bruksela powstrzymają się do ratyfikowania przez Sejm ustaleń szczytu UE. Jak będą określane owe „ogólne uchybienia rządów prawa” i jaki będzie przyspieszony wyrok TSUE, z góry wiadomo. Zamiast ściemniać na temat kompromisu z Unią, trzeba jasno postawić trzy pytania. Czy musimy biec w niemieckim zaprzęgu? Może nasze uzależnienie zarówno większości sceny politycznej i elit, jak i gospodarki osiągnęło taki poziom, iż już nie możemy się wycofać? Jeśli tak nie jest, to czy chcemy biec w niemieckim zaprzęgu, a jeżeli tak, to na jakiej pozycji? W tej chwili wygląda na to, że przytłaczająca większość Polaków widzi korzyści z rezygnacji z suwerenności. Nie chodzi o przeciwników PiS, dla których przynależność do Niemiec jest traktowana jako jedyne realne narzędzie obalenia obecnego rządu, czy dewiantów, lewaków i zdeprawowaną młodzież, która w wejściu w skład niemieckiego państwa federalnego widzi doskonały sposób na likwidację Kościoła i urzeczywistnienie lewackich szaleństw, ale również o Polaków, którzy w podległości Berlinowi widzą sposób na mannę z nieba. Nade wszystko zaś za aktualną – na razie – możliwość wyjazdu z Polski i pracy na Zachodzie gotowi są zgodzić się na wszystko. Dopiero kiedy odpowiemy na te trzy zasadnicze pytania, będziemy mogli dyskutować nad działaniami, które należy podjąć.
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz