Zamknąć Arłukowicza!
Trudno jest rządzić państwem, a zwłaszcza takim, jak Polska. Niemcy, to co innego. Tam jak jest rozkaz, to wszyscy się słuchają. Literackie świadectwo temu posłuszeństwu wystawia poeta w wierszu: „Rewolucja w Niemczech”. W Niemczech, jak zresztą we wszystkich innych krajach, mogą oczywiście odbywać się rewolucje, ale w odróżnieniu od pozostałych, w Niemczech nawet rewolucje muszą być urzędowo dozwolone. „W szkołach rozdano dzieciom „Paketchen”, a w tych „Paketchen” i Fritzl i Gretchen znaleźli bombkę i chorągiewkę, rewolucyjny wierszyk i śpiewkę (…) I władza w zapale, w czerwone odświętne przybrana kokardki, ludności dynamit dawała na kartki; przy każdej karteczce był plan demonstracji”. Skoro w Niemczech nawet rewolucje pozostają pod kontrolą, to jaką przyczynę ma ogłoszony tam niedawno całkowity lockdown? Nawiasem mówiąc, jak tylko Nasza Złota Pani postanowiła zamknąć Niemcy, to zaraz rząd „dobrej zmiany” zrobił to samo w naszym nieszczęśliwym kraju. U nas przynajmniej wiadomo dlaczego, chociaż nie tyle może z wyjaśnień pana ministra Niedzielskiego, co niedyskrecji pana profesora Włodzimierza Guta.
Pan profesor Gut ujawnił, że narodowa kwarantanna została ogłoszona dlatego, że „zakwitło cwaniactwo”. Wiadomo bowiem, że co jeden człowiek chce zakryć, to drugi odkryje. „Święte pieczęcie złamie, powyskrobuje” - jak twierdzi inny poeta. Otóż cwaniactwo na tym właśnie polega, że rząd sobie, a cwaniacy – sobie. Konkretnie panu profesorowi Gutowi chodziło o to, że cwani hotelarze omijali zakaz przyjmowania gości. Rząd bowiem zabronił przyjmowania gości hotelowych, chyba, że przybywali oni tam służbowo. A kto przybywa do hoteli służbowo? Wiadomo – Umiłowani Przywódcy. Taki na przykład pan marszałek Borusewicz, służbowo latał nawet samolotem do Gdańska, żeby – jak powiadają – wyprowadzić pieska na obsikiwanko. Dzięki wprowadzonemu przez rząd pod pretekstem epidemii ograniczeniu możliwości korzystania z hoteli, Umiłowani Przywódcy nie musieliby się tam tłoczyć z plebsem, a podczas szusowania na nartach nie narażaliby się na kolizje. Tymczasem nic z tego! Cwani hotelarze zaczęli narciarzom wynajmować pokoje jako „schowki na narty”, albo żądali od nich certyfikatów, że ich przyjazd ma charakter służbowy. Oczywiście nie sprawdzali ich autentyczności, bo w naszym demokratycznym państwie prawnym, w dodatku urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej, entreprenerzy hotelowi nie mają uprawnień śledczych, więc z punktu widzenia praworządności, o którą tak zażarcie walczy z nami Unia Europejska, a zwłaszcza – Królestwo Niderlandów – wszystko było w jak najlepszym porządku. W tej sytuacji rząd nie miał innego wyjścia, jak wszystkich bez wyjątku zamknąć w narodowej kwarantannie – oczywiście do momentu, kiedy pojawi się zbawienna szczepionka. Wtedy każdy obywatel będzie musiał – oczywiście o ile zechce – wyjść z domu i podążyć do właściwego punktu szczepiennego, podobnie, jak na podstawie dekretu cesarza Augusta „aby spisano wszystek świat”, każdy musiał udać się do miasta swego, aby tam się zapisać. Oczywiście oprócz tych podobieństw są i różnice, bo o ile zapisanie się było przymusowe, o tyle wyszczepianie jest dobrowolne. Jak ta dobrowolność będzie wyglądała w praktyce – tego jeszcze nie wiemy, chociaż z okresu pierwszej komuny pamiętamy tak zwaną „dobrowolność przymusową”. Bardzo możliwe, że – chociaż oczywiście z komunizmem zerwaliśmy definitywnie – rząd wykorzysta tamten wynalazek. Bo z pewnością cwaniactwo i tutaj się ujawni i cwani obywatele nie będą chcieli opuszczać domów. Dobrze – ale jeśli by zdecydowali się je opuścić, żeby na przykład wsiąść do samolotu, albo nawet do pociągu byle jakiego, to nikt nie sprzeda im biletu, a kto wie, czy bez okazania certyfikatu dobrowolnego wyszczepienia, zostaną wpuszczeni do sklepu. Takie wynalazki bowiem mają to do siebie, że są stosowane ponad podziałami. Oto pan Zbigniew Ziobro, jeszcze przed dymisją rządu premiera Kaczyńskiego w roku 2007, wynalazł tak zwany „areszt wydobywczy”. Polega on na tym, że wsadza się delikwenta do aresztu i trzyma go tam dotąd, dopóki się do czegoś nie przyzna. Oczywiście dobrowolnie, jakże by inaczej! Ciekawe, że ten wynalazek został bez zmian utrzymany podczas rządów obozu zdrady i zaprzaństwa, który pryncypialnie krytykował i krytykuje obóz „dobrej zmiany” za łamanie praworządności.
Jak widzimy, z cwaniactwem trzeba walczyć wszelkimi sposobami zwłaszcza gdy chcemy upodobnić się do Europy, a w szczególności – do Niemiec, gdzie Ordnung muss sein! Z drugiej jednak strony cwaniactwo, podobnie jak korupcja, umożliwiają przeżycie w warunkach, które za sprawą Umiłowanych Przywódców nie sprzyjają przeżyciu. Na przykład w Generalnym Gubernatorstwie za zabicie świni w celu późniejszej spekulacji rąbanką, groziła kara śmierci, podobnie jak za ukrywanie Żyda. Mimo to cwaniacy oddawali się szmuglowaniu żywności do wygłodniałych miast, dzięki czemu, kto tylko był na wolności, to z głodu nie umarł. Warto to przypomnieć zwłaszcza w sytuacji, gdy zastępczyni przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, ongiś niemiecka minister sprawiedliwości Katarzyna Barley wpadła na pomysł, by „zagłodzić Polaków” - na początek „finansowo” - ale przecież nie jest to ostatnie słowo. Niemcy bowiem, za pośrednictwem instytucji Unii Europejskiej, którymi kierują rozmaite niemieckie owczarki, mają możliwości jeszcze większe, niż Generalny Gubernator Hans Frank, który – podobnie jak dzisiaj pan profesor Gut – też nie znosił polskiego cwaniactwa i jak tylko mógł, próbował je wykorzenić.
Toteż co i rusz pojawiają się coraz to nowe pomysły racjonalizatorskie. Taki na przykład pan Bartosz Arłukowicz, co to z niejednego komina wygartywał, doszedł do wniosku, że w święta Bożego Narodzenia trzeba pozamykać kościoły, jako że są one najbardziej niebezpiecznymi miejscami - chociaż statystyka mówi co innego. Wprawdzie Beniamin Disraeli twierdził, że są „kłamstwa, ohydne kłamstwa i statystyka” - ale skoro rząd opiera się przecież na statystykach, to wypada zwrócić uwagę, że według statystyk, w kościele chyba nikt jeszcze nie umarł, natomiast najwięcej ludzi umiera w szpitalach. Ze statystycznego punktu widzenia to właśnie one wyglądają na najbardziej niebezpieczne miejsca. Skoro tedy już cokolwiek zamykać, to może w pierwszej kolejności właśnie szpitale? To jednak byłoby skomplikowane, a może nawet głęboko niesłuszne, bo statystyka jest tylko jednym z możliwych punktów widzenia. Znacznie łatwiej byłoby zamknąć pana Bartosza Arłukowicza, najlepiej w jakimś domu bez klamek.
W przededniu „narodowej kwarantanny”
Ach jakże odmienne są tegoroczne święta Bożego Narodzenia od dotychczasowych! Dotychczas wraz z pierwszą gwiazdką cały kraj pogrążał się w nirwanie – ale nirwanie rozkosznej, w czymś, co Włosi nazywają dolce far niente - aż do Trzech Króli, które to święto zostało najpierw zlikwidowane, ale potem znowu przywrócone. Tym razem jest inaczej; niby z zewnątrz wszystko takie samo; i choinki i opłatek i rybka, co to „lubi pływać” - ale o ile nawet nadejdzie nirwana, to podszyta trwogą, podsycaną przez Umiłowanych Przywódców, niezależne media głównego nurtu, wynajętych celebrytów i pożytecznych idiotów. Wszystkie te osoby i środowiska uprawiają coś w rodzaju szantażu moralnego, że jak tylko ktoś podnosi wątpliwości co do zasadności tak zwanych „obostrzeń”, to będzie odpowiedzialny za śmierć nie tylko osób najbliższych, ale również tych dalszych. Na osoby wrażliwe ten szantaż działa bardzo mocno, więc chociaż ORMO zostało u progu transformacji ustrojowej rozwiązane, to teraz można by je bez trudu odtworzyć i przy pomocy tej formacji zapewnić świadomą dyscyplinę. Wśród restrykcji bowiem jest również i ta, że przy świątecznym stole oprócz domowników, może zasiadać tylko pięcioro gości. Wystarczy tedy, by taki ormowiec przebrał się za spóźnionego wędrowca, albo dziewczynkę z zapałkami, poprosił o gościnę, a zaraz potem zaalarmował policję, to gospodarze mieliby zmartwienie co się zowie, bo „król srogie głosi kary”, których wysokość może sięgać nawet 30 tysięcy złotych. Podobno są one „bezprawne”, a w każdym razie tak twierdzą adwokaci, ale im też do końca nie można wierzyć, bo mają oczywisty interes w tym, by ukarani obywatele odwoływali się do niezawisłych sądów i bujali się przed nimi całymi latami. Tedy na każdy dzwonek u drzwi zwiastujący zapóźnionego wędrowca, wigilijni biesiadnicy będą zastygać w trwożnym oczekiwaniu, czy przypadkiem na padną zaraz ofiarą policyjnej prowokacji.
A przecież okres Bożego Narodzenia będzie miał jeszcze przebieg łagodny, bo zgodnie z rządowym dekretem, „narodowa kwarantanna” rozpoczyna się od 28 grudnia i ma trwać do 17 stycznia – o ile oczywiście nie zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności. Na przykład w Sylwestra od godziny 19 do 6 rano w Nowy Rok ma obowiązywać godzina policyjna i kto zostanie schwytany na ulicy bez jakiegoś przekonującego uzasadnienia, zostanie ukarany, a kto wie, czy nawet nie zamknięty w areszcie wydobywczym, gdzie będzie musiał do czegoś się przyznać – oczywiście dobrowolnie, bo jakże by inaczej? Tymczasem niespodzianka już pojawiła się na horyzoncie w postaci nowej mutacji zbrodniczego koronawirusa, która zaatakowała ze szczególną zajadłością Wyspy Brytyjskie. Zawsze mówiłem, że zbrodniczy koronawirus jest politycznie wyrobiony, toteż nic dziwnego, że zmutował i zaatakował Wielką Brytanie akurat teraz, kiedy powinna ona podpisać umowę z Unią Europejską co do warunków „brexitu”. Nie jest wykluczone, że nowa mutacja zaatakuje również nasz nieszczęśliwy kraj, ponieważ – po pierwsze – przed świętami wylądować ma w Krakowie kilkanaście samolotów z co najmniej trzema tysiącami przybyszów z Wielkiej Brytanii – a po drugie – że z walką o praworządność, którą Nasza Złota Pani prowadzi w naszym bantustanie od 2017 roku, nie ma żartów. Wprowadza to komplikacje do zaplanowanego przebiegu epidemii, bo jak tylko narodowa kwarantanna by się zakończyła, to zaraz rozpoczęłyby się masowe szczepienia obywateli – oczywiście dobrowolne, jakże by inaczej? Czy jednak szczepionki zakupione pod pretekstem pierwszego koronawirusa okażą sie użyteczne wobec nowej jego mutacji? Producenci uspokajają, że oczywiście, jakże by inaczej, że szczepionka jest dobra na wszystko, nawet „na ładną niewinną panienkę” - ale czy można im wierzyć, skoro sam prezes koncernu Pfizer przezornie się nie zaszczepił, chociaż jego rodzice ocaleli z holokaustu? Może dlatego, że wie, iż politycznie wyrobiony koronawirus go nie zaatakuje z obawy przed oskarżeniem o antisemitismus, które może przecież oddziaływać paraliżująco nawet na wirusy. Głupi goje, to co innego;. Oni muszą się wyszczepiać, żeby tam nie wiem co – do czego przekonują nie tylko Umiłowani Przywódcy, nie tylko niezależne media, nie tylko celebryci, ale również pan profesor Krzysztof Simon, który szczepionkowych sceptyków z satysfakcją topiłby w łyżce wody. Trudno mu się dziwić, skoro właśnie pojawiły się pogłoski, jakoby od koncernu Pfizer brał tak zwane „granty” i teraz musi się odwdzięczyć. To nawet ładnie z jego strony, że przynajmniej nie jest niewdzięcznikiem, podobnie jak doskonały doradca premiera Morawieckiego do spraw epidemii, pan prof. Andrzej Horban, który uczestniczyć miał w tak zwanych „galach”, gdzie na koszt koncernu Pfizer można było i wypić i zakąsić. Celebryci natomiast w nadziei że ich poświęcenie zostanie zauważone, gdzie trzeba, jeden przez drugiego zgłaszają gotowość zaszczepiania się przed kamerami telewizyjnymi. To znakomity pomysł, jednakże pod warunkiem, że nie szczepiliby się w ramię, tylko w pośladek, a najlepiej – w obydwa. Takie transmisje, zwłaszcza z udziałem najpopularniejszych gwiazd, z pewnością biłyby wszelkie rekordy oglądalności, zwłaszcza gdyby w przerwach między seansami puszczane byłyby reklamy w rodzaju: bierz szczepionkę przed stosunkiem, albo – szczepionka lepsza, niż viagra. Przynajmniej urozmaiciłoby to narodową kwarantannę, bo na razie scepytycyzm szczepionkowy się nasila tym bardziej, że pojawiły się informacje o bardzo dobrych wynikach leczenia zbrodniczego koronawirusa znanym od dawna specyfikiem pod nazwą Amantadyna. Pacjenci walą podobno drzwiami i oknami, ale skoro rząd już zakontraktował szczepionki, to nic dziwnego, że z kół oficjalnych dobiegają groźne pomruki, że leczenie Amantadyną jest nie tylko „niebezpieczne”, ale i „nielegalne”. Wygląda tedy na to, iż wszystkie zwierzęta w zwierzęcym folwarku będą musiały poddać się szczepieniu, bo – chociaż na razie rząd o tym nie mówi, ale przecież jesteśmy dopiero na początku etapu surowości – w przeciwnym razie bez certyfikatu szczepionkowego nie będzie można dostać się do sklepu – czego przypilnują już zmobilizowani ormowcy.
Tymczasem ni z tego, ni z owego odezwał się pan dr Andrzej Olechowski, w swoim czasie tajny współpracownik sławnego „wywiadu gospodarczego” o pseudonimie „Must” i aktualny członek nowojorskiej Komisji Trójstronnej, założonej przez Davida Rockefellera. Wyraził zaniepokojenie, że w razie ewentualnej utraty władzy przez PiS, „wpadlibyśmy” na PO, do czego nie można dopuścić, bo ta partia nie ma żadnego pomysłu na państwo. To akurat prawda – ale nie chodzi o to, czy to prawda, czy nie, tylko, że ta deklaracja może oznaczać, iż stare kiejkuty, które od lat uczestniczą w aranżowaniu politycznej sceny w naszym bantustanie, postawiły krzyżyk na ugrupowanie Wielce Czcigodnego posła Pupki. Ponieważ i Naczelnik Państwa, który ma coraz większe zgryzoty z walczącymi o schedę po nim Umiłowanymi Przywódcami, z tej desperacji ogłosił, że wycofa się z życia politycznego najpóźniej w roku 2024, a może nawet wcześniej, to pojawia się możliwość, iż obóz „dobrej zmiany” takiego eksperymentu nie przetrwa, że pozostaną po nim ruiny i zgliszcza, z których można będzie ewentualnie coś sklecić, ale oczywiście nie natychmiast, tylko kiedyś… później. No a w takim razie, co natychmiast, skoro nie powinniśmy „wpaść” na PO? Nie ma potrzeby się domyślać, bo już przecież wiemy, „w kogo nieszczęsny ma wpatrzeć się naród, by szukać jasnego idola, w którego umyśle zbawienia tkwi zaród”. Jasne, że w pana Szymona Hołownię, który stanowi tylko dekorację dla idola prawdziwego w osobie pana Michała Kobosko, podobnie jak kiedyś Lech Wałęsa dla starych kiejkutów.. Najwyraźniej Nasz Najważniejszy Sojusznik, pamiętając o spiżowych słowach Józefa Stalina, że w demokracji najważniejsze jest podstawienie wyborcom prawidłowej alternatywy, zawczasu taką alternatywę nam przygotował.
Bardziej niż życie cenię inne wartości. Co myślę o eutanazji i przereklamowany Czesław Miłosz
Stanisław Michalkiewicz odpowiada na pytania dlaczego patrioci z tajnych służb nie wspierają @Konfederacja, Grzegorza Brauna i@KORWiN TV (Janusz Korwin-Mikke), skoro ich pomysły na Polskę są bardzo dobre. Mówi, co sądzi o Krzysztofie Kononowiczu, ewentualnym odszkodowaniu od Rosji za okupację Polski po II wojnie światowej, twórczości Czesława Niemena i Czesława Miłosza, zwożeniu odpadów z innych krajów europejskich do Polski i 1999 roku, w którym Polska została przyjęta do NATO…
Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz