Oczywiście „skromność” monarchów – nawet po abdykacji kosztuje miliony. My – Polacy coś o tym wiemy, bo jak nasz ostatni król Stanisław August Poniatowski abdykował po rozbiorach, to caryca, która wzięła go na utrzymanie musiała spłacić jego wielomilionowe długi. Jakby ten – „miłośnik sztuki” wydawał więcej na armaty, to pewnie wygralibyśmy tę wojnę z Rosją, Konstytucja 3 Maja by się utrzymała i nie musiałby – gamoń – abdykować.
Ale co zrobić?
Nie mieliśmy w zasadzie szczęścia do monarchów. Jak niezbyt pobożny Zygmunt, to zbyt rozrzutny Stasio nam się zdarzał. Finał zna każdy – słabość państwa i w końcu rozbiory.
Po odzyskaniu niepodległości mamy republikę, ale i tak zastanawiam się czy zmiana formy rządów poprawiła ich jakość. Spędziłem w środę dwie godziny w Sejmie słuchając wystąpień posłów, oświadczenia premiera i doszedłem do wniosku, że są pewne dobre strony sytuacji, w której nie muszę już tego cyrku oglądać. Owszem polityka to z gruntu podejrzane zajęcie, ale czy może być poważnie traktowane państwo, które najpierw nie wie, że jego główny sojusznik podjął decyzję o zabiciu generała innego państwa, a potem wprost uważa, że nic się nie stało i że nasi żołnierze pozostaną na misji zagranicznej w podminowanym regionie, w którym nie mamy żadnych, ale to żadnych interesów – „dopóki sojusznicy tak zadecydują”.
Sprawy zagranicznej polityki to jedno, a tzw. polityka wewnętrzna to druga płaszczyzna, na której polskie państwo nie potrafi znaleźć choćby minimum równowagi. Najpierw wchodzimy do Unii, po to by teraz protestować przeciwko przyjazdowi do Polski tzw. Komisji Weneckiej nadzorującej przestrzeganie prawa w państwach członkowskich. W ogóle uważamy, że Unia powinna siedzieć cicho i nie wtrącać się w nasze sprawy, tylko forsę dawać. No to po co było podpisywać te Pakty Lizbońskie, które ograniczają suwerenność państw narodowych? A przypomnę, że podpisał je nie kto inny jak nieżyjący już prezydent Lech Kaczyński.
W dziedzinie narodowej ekonomiki rząd zapowiada przyznanie emerytom dodatkowego wynagrodzenia. Jakoś tak – zapewne przypadkiem – pierwsza emerycka trzynastka w tym roku zostanie wypłacona w kwietniu, miesiąc przed wyborami prezydenckimi. No fajnie – kto by się nie ucieszył z tego, że rząd mu kapnie tysiąc złotych? Nawet opozycja popiera ten projekt (wiadomo – wybory). Ale w normalnym państwie obywatele nie muszą oczekiwać łaski rządu, tylko sami sobie wypracowują emerytury – bo jak zauważyła niegdyś premier Wielkiej Brytanii Małgorzata Thatcher – „rząd nie ma swoich pieniędzy”.
A zatem, żeby rząd dał emerytom 5 miliardów, musi zabrać wszystkim Polakom (emerytom też) jakieś 7 mld, bo jeszcze trzeba przecież opłacić działanie rządu i jego urzędników, którzy „robią wszystkim dobrze”. Głośno – przed wyborami – dają, a po cichu codziennie zabierają, na to co mają dać i jeszcze na swoje utrzymanie.
W Anglii książę Harry i jego żona rezygnują z dobrodziejstwa rządowej pensji, a jednym z głównych powodów ich decyzji jest to, że jako prywatni celebryci zarobią kilka razy więcej. Do tej pory – jako członkom rodziny królewskiej – nie wolno im było czerpać dochodów z reklam. Teraz nic ich nie będzie ograniczało i liczą, że jako najsławniejsi celebryci zarobią znacznie więcej.
Biedni polscy emeryci zdołowani wieloletnim socjalizmem, oczywiście takiego wyboru nie mają. Rząd daje jałmużnę – będą się cieszyć.
A wiedza, że forsa nie spada z nieba i bogactwo bierze się z pracy, a nie z zasiłków i jałmużny – jakoś się w naszym kraju nie przyjęła. „Za króla Sasa – jedz, pij i popuszczaj pasa” – mawiała polska szlachta zadowolona z rozrzutności królów z Saksonii. A to, że państwo upadło w wyniku półwiecza takich rządów – a kogo to obchodziło?
Coś mi mówi, że era saskich porządków jakby się w Polsce powtarzała.
Ilustracja © Digitale Scriptor (DeS) ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz