W ramach transformacji wysoce niedoskonałego naszego systemu akademickiego utworzono Radę Doskonałości Naukowej, która „działa na rzecz zapewnienia rozwoju kadry naukowej zgodnie z najwyższymi standardami jakości działalności naukowej wymaganymi do uzyskania stopni naukowych, stopni w zakresie sztuki i tytułu profesora.”
Jak widać, przez doskonałość naukową nadal u nas rozumie się posiadanie stopni i tytułów, jakby to one były celem i największą wartością działalności naukowej. W rezultacie staliśmy się potęgą tytularną, ale pozostaliśmy mizerią naukową. Należało oczekiwać, że w ramach reformy powstaną inne kryteria doskonałości, aby wolna i niepodległa Polska miała oparcie w naprawdę doskonałych elitach.
Niestety innych kryteriów doskonałości nie znaleziono i koncepcji św. Franciszka Salezego wcale nie brano w tej transformacji pod uwagę.
Niedoskonała transformacja
Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów, spadkobierczynię Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, stanowiącej – jak mawiano – machinę władzy w PRL na odcinku nauki, przemianowano na Radę Doskonałości Naukowej, przy zachowaniu wielu członków poprzedniczki, rzecz jasna pochodzących z wyboru, ale z czego miano wybierać? Kryteria wyboru/kryteria doskonałości pozostały, jak i pula kadrowa do wybrania, uformowana/sformatowana przez poprzednie komisje i standardy.
Można rzec – NIEDOSKONALI, nawet wysoce, na drodze takiej transformacji stali się DOSKONAŁYMI, odpowiedzialnymi za doskonalenie mniej doskonałych, będących na drodze do doskonałości, czyli zdobycia kolejnych stopni i tytułów.
Dokąd taka transformacja nas doprowadzi ? Nic nie wskazuje, że do doskonałości.
Jej symbolem jest wynalazek – w ramach wdrożeniowych doktoratów – innowacyjnego urządzenia do oczyszczania nóg z piasku po wyjściu z plaży [Józef Wieczorek, Jak wychodzić z plaży, czyli innowacyjne wynalazki polskich naukowców, Kurier WNET 63/ 2019] a brak -postulowanego przeze mnie – urządzenia do wyciągania głów z piasku, co mogłoby doprowadzić do pozytywnych przeobrażeń w domenie akademickiej i całego kraju.
Głowa w piasku pogrążona, nic nie widzi, nic nie słyszy, a szare komórki się rozkładają i nawet kontakt intelektualny z taką głową staje się niemożliwy. Trzeba mieć na uwadze to co objaśniał św. Franciszek Salezy, który głowy do piasku nie chował: „Nie możemy zwalczać niedoskonałości, gdy ich nie widzimy…”
Do tej pory nawet nie rozpisano konkursu na takie „urządzenie” do należytego funkcjonowania nie tylko uniwersytetów, ale i całego państwa, jako że elity państwowe są formowane/formatowane na uczelniach.
„Bo wielka zachodzi różnica między stanem doskonałości a doskonałością„
Tak argumentował św. Franciszek Salezy i miał rację, co widać na przykładzie profesorów będących w stanie doskonałości – członków Rady Doskonałości Naukowej, którzy jak się okazuje, nieraz są nadzwyczaj niedoskonali. Pokazuje to przykład profesora od doskonałości naukowej – Bogusława Śliwerskiego, bardzo aktywnego na swoim blogu „Pedagog”, o którym już pisałem [ Kurier WNET 63/2019].
Niedawno profesor zdumiał się okrutnie, że ktoś zainteresował się tym co zrobił za pieniądze podatnika otrzymane na działalność naukową, jakby taka kwestia nie wchodziła rachubę przy prowadzeniu badań naukowych w Polsce. Finansowanie badań i badaczy, jak wiadomo jest u nas mizerne, a ma być dużo większe niż jest, aby cokolwiek wymagać od etatowych naukowców. Takie są mniemania badaczy. Jeśli ktokolwiek pyta się publicznie co z obecnego finansowania naukowców wynika – to budzi zdumienie, nie tylko profesora-blogera, bo i inni profesorowie podobno pukają się w głowę na wieść o takich zainteresowaniach.
Czyżby byli zdumieni, że po tylu latach, tak powszechnego w Polsce pozoranctwa naukowego, znajdują się jeszcze obywatele, którzy mogą sądzić, że cokolwiek interesującego z tego pozorowania działalności naukowej mogło powstać?
Wszak, jak wynika z braku reakcji społecznej, na mój artykuł o pracach naukowych nad sposobami wychodzenia z plaży, ludziska po tych pracach niczego się nie spodziewają.
Ja jednak od dziesiątków już lat, (Szary obywatel nieuczciwą konkurencją ? Kurier WNET 68/2020], starałem się dowiedzieć, na co tak naprawdę ten marny grosz publiczny jest przeznaczany w domenie naukowej, mając na uwadze historyczne motto Najwyższej Izby Kontroli „Ktokolwiek grosz publiczny do swego rozporządzenia odbiera, wydatek onegoż usprawiedliwić winien”.
W państwie demokratycznym, obywatel ma prawo i obowiązek kontrolować wszelkie władze, w tym i akademicką władzę nad groszem publicznym. Jawność tego, co naukowcy zrobili za przeznaczony na nich grosz publiczny, uważałem i nadal uważam za podstawową cechę normalnie funkcjonującego systemu akademickiego.
Chciałbym przy tym zauważyć, że przez lata nie miałem żadnych problemów z zapoznaniem się z tym co zrobili w ramach projektów badawczych amerykańscy naukowcy, bo było to i jest jawne, choć na te projekty nie płaciłem ani grosza.
Ale u nas jest inaczej i nie ma woli aby to zmienić, choć ja jako obywatel nie wyrażam zgody na finansowanie z mojej kieszeni utajnianych projektów z nazwy badawczych, ani na naukowców rekrutowanych do instytucji badawczych w ramach utajnianych konkursów, rzecz jasna ustawianych.
Nakłady na projekty, dzieła naukowe, jak i ich rezultaty, winny być jawne dla zainteresowanego i płacącego na nie podatnika.
DOSKONAŁY profesor twierdzi jednak, że „nikt jeszcze nigdy nie dochodził tego typu spraw” – wbrew faktom zawartym na moim, nieobcym mu, nonkonformistycznym blogu.
Gdyby nie chowano głów w piasek i te kwestie podnoszono na poziom opinii publicznej, nawet DOSKONAŁY profesor nie mógłby pisać tego, co pisze, bo dowiódłby tylko szkodliwości swojego pisania i został przeniesiony w stan nieszkodliwości.
Kto zarabia na filantropijnych [?] profesorach
Szokujące są informacje profesora-blogera, że „naukowcy nie czerpią korzyści ze swojej pracy naukowo-badawczej, kiedy w grę wchodzi opublikowanie jej wyników. Na naszych publikacjach, a więc korzysta ze środków publicznych i tym samym zarabia:
– redaktor książki, recenzent książki, składacz tekstu, ilustrator, drukarz, uczelnia (wydawca) sprzedająca dany tytuł.” z czego chyba ma wynikać, jacy to naukowcy są filantropijni [?], że utrzymują tak liczne gremia.
Bloger informuje „Autor nie tylko nie zarabia, ale utrzymuje przy profesjonalnym życiu wiele osób.” Jak wiadomo z mediów, pensje na uczelniach są głodowe, a tu się okazuje, że naukowiec nie tylko, że nie zarabia za swoją pracę, ale jeszcze utrzymuje gromadę innych! Skąd oni na taką filantropię biorą pieniądze?
Profesor nie podaje natomiast informacji na temat rocznych nakładów budżetowych na jednego badacza, które na początku wieku wynosiły średnio 45 667 USD, a obecnie są znacznie większe. To dla podatnika informacja wielce interesująca.
Mimo, że profesor jest na etacie (jak wynika z bazy danych o ludziach nauki – nie na jednym) i jest utrzymywany z kieszeni podatnika, również – bez mojej zgody – z mojej, nie radzi sobie z doskonaleniem mniej doskonałych i domaga się na swoim blogu „Pedagog”, abym ja [osoba bezetatowa, bez wsparcia z kieszeni podatnika], pomógł mu udoskonalić osobę z tytułem doktora, która zdaniem pana profesora nie jest doskonała. A przecież to on na doskonalenie innych otrzymuje środki podatnika, i ma, nie tylko służbowy, ale i moralny obowiązek doskonalić mniej doskonałych.
Przerzucanie kosztów swojej działalności na barki tych, którzy nie mają na nią żadnych środków (ani grosza), ani obowiązku doskonalenia innych, to co najmniej impertynencja, tym bardziej, że używa zwrotu „Może taki dr Józef Wieczorek…”
Może taki prof. Śliwerski [że użyję zwrotu specjalisty od doskonałości), który jest beneficjentem najlepszego z systemów i decydentem na drodze do doskonalenia innych, puknie się w głowę, zanim napisze coś tak kuriozalnego i poleci innym do wykonania.
Aby doskonali już nie doskonalili
Tym niemniej muszę poinformować pana profesora od doskonałości, że jako wyklęty/wypędzony z systemu akademickiego i to z oskarżenia (wystosowanego przez doskonałych w czasach PRL a utrzymywanego w mocy, przez jeszcze bardziej doskonałych w III RP) o negatywny wpływ na młodzież akademicką, część mojej działalności pro publico bono – rzec by można filantropijnej – poświęcam pomocy innym, niszczonym przez system i doskonałych beneficjentów tego systemu, co dokumentuje m. in. moja strona Niezależne Forum Akademickie – Sprawy Ludzi Nauki.
Jako wypędzony z systemu uniwersyteckiego – bo „uczył rzetelności i uczciwości naukowej oraz postaw nonkonformistycznego krytycyzmu naukowego” bo „był wzorem nauczyciela i wychowawcy” – nie mam w tym żadnego obowiązku służbowego, ani nie wykonuję żadnych poleceń DOSKONAŁYCH, którzy – na całe szczęście nie mają już nade mną żadnej władzy, choć niektórzy w takich dążeniach czasem tracą władzę nad samym sobą.
To co robię, robię z obowiązku ludzkiego, aby DOSKONALI jeszcze bardziej tego systemu nie udoskonalili na swoją modłę – bez wiedzy utrzymujących ich podatników.
Jak widać z zasobów cyberprzestrzeni, DOSKONALI do tej pory nie założyli żadnego ośrodka doskonalenia naukowego, ograniczają się jeno do stworzenia Rady, która chyba jest bezradna, skoro jej członkowie domagają się, aby wykluczeni z systemu (czyli tak niedoskonali, że nawet nie ma co zawracać sobie głowy ich doskonaleniem} wyręczali ich w doskonaleniu niedoskonałych.
Ja nie wyrażam zgody, aby na takich przeznaczano z moich podatków choćby 1 [słownie jednego] grosza!
Aby udoskonalić nasz system, należałoby w jego reformowaniu sięgnąć po koncepcję doskonałości św. Franciszka Salezego i zwalczyć niedoskonałości formowania kadr do stanu doskonałości, mając na uwadze, że „wielka zachodzi różnica między stanem doskonałości a doskonałością”.
♣
Tekst opublikowany w Kurierze WNET nr 70 – kwiecień 2020 r.
Ilustracja © Józef Wieczorek / za: www.blogjw.wordpress.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz