O 13-tym grudnia 1981 roku napisano i powiedziano już chyba wszystko. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal wzbudza on kontrowersje i jest przedmiotem zażartych sporów. Czy Jaruzelski powinien był wprowadzić stan wojenny i wyprowadzić wojsko na ulice? Czy wojska Związku Radzieckiego, Czechosłowacji i NRD, stojące na polskich granicach, weszłyby, gdyby Jaruzelski nie interweniował?
Prawdy nie dojdziemy w oparciu o dostępne dokumenty, ale może możemy ją wydedukować, odwołując się do historii. Jedynym kluczem do zrozumienia żydostwa jest znajomość jego historii. Religia żydowska, to religia historyczna i polityczna. W przekroju teraźniejszości żydostwo dla każdego stanowić musi zagadkę niezgłębioną, coś nienaturalnego, po prostu niesamowitego. W świetle historii rozjaśniają się mroki tajemnicy. Tak pisał Henryk Rolicki w książce „Zmierzch Izraela”. Może więc, chcąc zgłębić tajemnice tamtego czasu, również wypada odwołać się do historii, nie tej żydowskiej, ale powszechnej, choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w tej powszechnej jest dużo żydowskiej, a może nawet większość.
Od r. 1841 intensywność akcji spiskowej w kraju stale wzrastała. Emisariusze z emigracji rozszerzyli sieć konspiracyjną na całą Polskę, agitując wśród szlachty, którą zyskiwano sobie hasłami walki orężnej z najeźdźcą. Przygotowane w ten sposób powstanie miało być skierowane przede wszystkim przeciwko caratowi moskiewskiemu. Dowodem tego jest manifest Rządu Tymczasowego w Królestwie Kongresowym, z datą 22 lutego 1846 r., który ogłaszał, że „walka rozpoczęta w Poznańskim, nie była skierowana przeciwko narodowi niemieckiemu, lecz przeciwko moskiewskiemu barbarzyńcy” (Limanowski, „Historia Demokracji Polskiej w epoce porozbiorowej”). Nie darmo bowiem na obchodzie listopadowym, urządzonym w 1848 r. w Paryżu przez Centralizację Tow. Dem. Pol., mówcy zaznaczali wyraźnie, że „Polsce przeznaczona jest misja zrewolucjonizowania Rosji” (Kucharzewski, „Od Białego Caratu do Czerwonego”). – tak pisał Stanisław Didier w pracy Rola neofitów w dziejach Polski.
Nie popełnimy dużego błędu, jeśli stwierdzimy, że wszystkie „polskie” powstania były skierowane przeciwko Rosji. Oczywiście nie dotyczy to powstania wielkopolskiego i powstań śląskich. I nie popełnimy dużego błędu, jeśli stwierdzimy, że „Solidarność”, to też było powstanie skierowane przeciwko Rosji, nazywającej się tymczasowo Związkiem Radzieckim. Ale jak wywołać takie powstanie? Zaczęło się od wielkiej pożyczki, która została przeznaczona na rozwój przemysłu. Ten przemysł zaczął produkować towary, które trzeba było sprzedać. Sprzedaż w ramach RWPG nie rozwiązywała problemu, bo to nie była sprzedaż za dewizy, czyli waluty krajów zachodnich. Sprzedaż na Zachód też nie rozwiązywała tego problemu, bo tam produkty polskiego przemysłu miały zamknięty rynek. W tzw. Trzecim Świecie mogły się sprzedawać, ale po cenach dumpingowych. W efekcie doszło do kryzysu, bo inwestycje nie przynosiły odpowiedniej ilości dewiz, umożliwiających spłatę rat kredytu. Jedyne co się sprzedawało na Zachodzie to węgiel i żywność i jej zaczęło brakować na rynku krajowym. A jak nie było co jeść, to robotnicy byli źli. Zaczęły się strajki i żądania podwyżki płac, bo ceny żywności rosły. W końcu groziło to tym, że cały kraj zastrajkuje. To tak w dużym skrócie i uproszczeniu, bo chodziło mi o pokazanie mechanizmu.
Mamy więc schemat: pożyczka – rozwój przemysłu – załamanie się gospodarki – strajki – stan wojenny. Ten, kto pożyczał pieniądze dobrze wiedział, dobrze znał ten scenariusz, bo sam go układał. Nie pierwszy raz w historii. Ten sam wywoływał strajki i ten sam kazał Jaruzelskiemu wprowadzić stan wojenny. Wobec rozwoju takiego scenariusza Zachód wprowadził sankcje, a Reagan zamęczył Związek Radziecki wyścigiem zbrojeń. Polska stanowiła narzędzie do wywołania w nim kryzysu i w końcu doprowadziło to do jego upadku. Dokonał się pewien proces dialektyczny, rozwój poprzez sprzeczności: teza, antyteza, synteza. Z tego konfliktu zrodziła się nowa rzeczywistość – synteza. Ostatecznie cała Europa Środkowa przeszła spod kurateli radzieckiej pod amerykańską i zamiast wojsk radzieckich mamy wojska amerykańskie.
Czy Jaruzelski powinien był wprowadzić stan wojenny? Nie miał wyjścia, był tylko marionetką. W 1985 roku spotkał się w Nowym Jorku z Dawidem Rockefellerem i sprzedał Polskę Żydom w zamian za ochronę dla siebie i swoich towarzyszy. Zresztą nie miał nic do gadania. Ochronę dostał za wierną służbę.
Pozostaje jeszcze jedno pytanie: Czy wojska Układu Warszawskiego weszłyby do Polski? Tu znowu wypada odwołać się do historii, w tym wypadku najnowszej, do października 1956 roku. Maria Dąbrowska pisze w swoim Dzienniku w dniu 22 X 1956 roku:
Wracam do dnia dzisiejszego. Anna poszła do pani Milskiej i Markowskiej. Tam dowiedziała się, skąd partja nabrała takiej śmiałości w stosunku do Rosji. Otóż Ochab wrócił tylko co z Chin i przywiózł wiadomość, że Chiny popierają Polskę. Same wzięły i wyprawiły wszystkich doradców sowieckich do granicy, suto ich obdarowawszy i za wszystkie „usługi” podziękowawszy. Poparcie znajdujemy też oprócz Węgier w Bułgarii, Jugosławii, Rumunii. Natomiast Czechy ani drgną, a nawet wyniośle patrzą na nasze „szaleństwo”. A jakie to by miało znaczenie, żeby teraz za nami stanęły!Dnia 14 XI 1956 roku pisze:
Z wczorajszej rozmowy z Bartelskim i dzisiejszej z Kottem dowiadujemy się coraz nowych szczegółów o owej nocy z 18 na 19 października. Więc, „że rozmowa toczyła się wśród ciągłych telefonów o wyruszeniu wojsk rosyjskich z baz i maszerowaniu ich na Warszawę. Gomułka i Ochab przerywali wtedy jakoby rozmowę, że w tych warunkach nie może ona się toczyć. Kiedy po trzeciej takiej wiadomości doszło do tego, że nasi uznali rozmowy za zerwane, Moskale zaczęli telefonować do swoich generałów i wreszcie oznajmili, że wojska zaczynają się wycofywać. Dopiero wtedy podjęto dalszą rozmowę”. Podobno żołnierze KBW, którzy otaczali Belweder (bo według tej wersji rozmowa toczyła się w Belwederze) poprzysięgli sobie, że w razie jakiejkolwiek prowokacji ze strony wojsk rosyjskich „goście” nie wyjdą żywi z Belwederu, cokolwiek miałoby się potem stać.Z tego cytatu, nie wdając się w rozważania o październiku 1956 roku, jedna informacja jest ważna, a mianowicie to, że wojska radzieckie wyszły z baz i ruszyły na Warszawę. W grudniu 1981 roku wojska radzieckie nadal były w tych bazach. Na tzw. Ziemiach Odzyskanych pełno ich było. One były przeznaczone do odparcia pierwszego ataku wojsk NATO, a więc były to siły poważne, które zapewne zostałyby użyte, gdyby Rosjanie uznali to za zasadne. W zupełności wystarczyłyby do spacyfikowania „Solidarności”. Jeśli więc na polskich granicach pojawiły się wojska radzieckie, niemieckie i czeskie, to tylko po to, by uwiarygodnić Jaruzelskiego, którego podobno trawiły iście hamletowskie dylematy: Wejdą, nie wejdą? To był blef. Zresztą wtedy wszyscy w Polsce zadawali sobie to pytanie, łącznie z piszącym te słowa.
Według innej wersji, gdy Gomułka i Ochab oznajmili, ze nie mogą rozmawiać wobec wiadomości o posuwaniu się wojsk rosyjskich ku Warszawie, Chruszczow, czy ktoś inny z owych przyjezdnych miał oświadczyć, że to są zdawna przygotowane manewry, na co Gomułka miał powiedzieć: „Nie mam żadnej podstawy nie wierzyć waszym twierdzeniom, że to są manewry. Ale naród polski twierdzi, że wojska posuwają się ku Warszawie. A dla mnie prawdą jest to, co mówi naród polski”. Rosjanie przybyli z 75 enkawudzistami, którzy otoczyli Belweder, a na to generał Komar otoczył owych enkawudzistów 100 żołnierzami KBW, tymi gotowymi na wszystko. Z tych wszystkich relacyj wychodzi coś niby „Noc Listopadowa” Wyspiańskiego. Może i była to trochę jakby antyczna tragedia.
Przeprowadzenie tak skomplikowanej organizacyjnie i logistycznie operacji, jaką był stan wojenny, wymagało wielu miesięcy przygotowań. Po jego wprowadzeniu od razu pojawili się we wszystkich zakładach i instytucjach komisarze wojskowi. Już nawet samo to wiązało się z wcześniejszym wytypowaniem konkretnych wojskowych do konkretnych zakładów i instytucji, a przecież na tym się nie kończyło. Skoro więc coś takiego zostało wcześniej przygotowane, to oznaczało to, że coś takiego zamierzano zrobić. Przygotowano scenę, dobrano aktorów i przypisano im role: Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają. Jak dla mnie, Szekspir jest największym poetą wszech czasów.
I na koniec, tak trochę inaczej o stanie wojennym. Po jego wprowadzeniu wszyscy dziennikarze telewizyjni występowali w mundurach. Tomasz Hopfer, dziennikarz sportowy, odmówił i został wyrzucony z telewizji. Był już wtedy ciężko chory. Krótko pracował jako galwanizer. Zmarł 10 grudnia 1982 roku na wirusowe zapalenie płuc. Tak pisze Wikipedia. Dziś pewnie napisaliby, że miał koronawirusa. Pewien Polak z Niemiec Zachodnich chciał mu wysłać lek, który prawdopodobnie uratowałby mu życie, ale władze PRL-u nie wyraziły zgody na lądowanie samolotu.
Był jednym z najlepszych polskich dziennikarzy sportowych. Miał jednak coś, czego zazdrościli mu pozostali dziennikarze. W tamtych czasach, w latach 70-tych, dziennikarze telewizyjni, czy to sportowi czy pozostali, czytali informacje z kartek. Nie było takich urządzeń jak obecnie, że mają przed oczami jakieś monitory i z nich czytają. Hopfer nie miał kartek. W tych swoich wystąpieniach – 5-, 10-minutowych – recytował, bez zająknięcia, z pamięci nazwiska, wyniki itp. Pamiętam, że patrzył prosto w kamerę, cały czas, bez zerkania na boki czy w dół. Któregoś razu pozostali dziennikarze zmusili go, by czytał z kartki. I przeczytał. Po zejściu z wizji pokazał im ją. Była czysta.
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP²
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz