OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Kościół przyjacielem robotnika, czyli esej o Katolickim Towarzystwie Robotników w Poznaniu

Nie od dziś wiadomo, iż jednym z podstawowych celów działaczy Obozu Narodowo-Radykalnego jest walka z kapitalizmem i działalność w duchu narodowego solidaryzmu. Naszą podstawową inspiracją jest natomiast społeczna nauka Kościoła. W swoim artykule postaram się przybliżyć postać ks. Antoniego Stychla i założonego przez niego Katolickiego Towarzystwa Robotników Polskich w Poznaniu.

Ogromny wpływ na działaczy z Wielkiego Księstwa Poznańskiego miała myśl niemiecka. Pamiętać należy, iż Niemcy mieli ogromny wkład w rozwój katolickiej nauki społecznej. Z Niemiec wywodził się chociażby ks. Wilhelm Emmanuel Ketteler (papież Leon XIII uważał się nota bene za jego ucznia). W Wielkopolsce problem robotniczy narastał stopniowo, wraz z rozwojem przemysłu (wcześniej był to teren typowo rolniczy). Kościół podjął działania na rzecz robotników stosunkowo późno, ponieważ wcześniej skupiał swoją uwagę na polu włościańskim i mieszczańskim, gdzie rozgrywała się walka ekonomiczna z polityką Bismarcka. Przełomem było, rzecz jasna, pojawienie się encykliki papieża Leona XIII (15 V 1891), która wzywała do zakładania stowarzyszeń robotniczych. Postulat zakładania takiego typu organizacji poruszył ks. prałat Florian Stablewski na wiecu katolickim w Toruniu w dniach 27-28 września 1891 roku. Żądania swoje ponowił po objęciu rządów a archidiecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej.

Za pierwszą próbę założenia towarzystwa robotników w Wielkopolsce uznaje się 13 lipca 1890 roku, kiedy to w gnieźnieńskim wyborczym komitecie miejskim dla pracodawców i robotników odbył się wiec walny. Głównym celem wiecu było poinformowanie robotników o obowiązkach, jakie nakładała na nich ustawa z 22 czerwca 1889 roku. W czasie zgromadzenia swoje przemówienie wygłosił ks. dr. Antoni Kantecki. Kapłan wskazywał, iż najlepszym przyjacielem robotnika jest Kościół, który głosi mu naukę Pana Jezusa i który, w myśl tej nauki, zawsze opiekował się robotnikiem, zakładał cechy i stowarzyszenia, budował ochronki, szpitale czy przytuliska. Drugim przyjacielem robotnika jest natomiast on sam. Robotnik sam musi bowiem dbać o siebie, pamiętając jednak jednocześnie o przestrzeganiu przykazań, zachowaniu trzeźwości i pilnowaniu domowego ogniska.

W dniach 20-30 września 1892 roku w München-Gladbach (okolice Kolonii) odbył się kurs socjalny (nazwany później uniwersytetem ludowym), w którym udział wzięło 10 duchownych z Wielkopolski, w tym ówczesny penitencjarz archikatedralny ks. Antoni Stychel, patron Katolickiego Towarzystwa Rzemieślników Polskich. Wśród wykładowców byli przede wszystkim działacze społeczni, którzy posiadali doświadczenie w pracy na polu socjalnym. Codziennie rano odbywały się trzygodzinne prelekcje. Po południu uczestnicy zwiedzali natomiast przytuliska, towarzystwa, mieszkania robotników czy szkoły gospodarstwa domowego.

W relacji ze zjazdu czytamy, iż uczestnicy zwiedzili 4 szkoły robót ręcznych. Nauki pobierało tam ok. 800 osób (głównie dziewczęta z fabryk, które w domu nie miały możliwości zdobycia umiejętności potrzebnych w pracy gospodyni domowej). Ze szkołą robót ręcznych połączona była natomiast szkoła gotowania (obiady dostawało tu ok. 30 dziewcząt w cenie 30 fenygów za porcję).

W listopadzie 1892 roku na łamach “Kuriera poznańskiego” ukazał się artykuł pt. “Po kursie w München-Gladbach”. Autor stwierdził w nim, iż zapatrywania na kwestię socjalną wynikają ze stosunku do zasad chrześcijańskich. I tak z jednej strony mamy socjalistów, który “wichrzą i okłamują lud, ukazując mu obrazy przyszłości, które się nigdy nie spełnią”. Z drugiej natomiast kapitalistów, którzy “wyzyskując dalej pracę robotnika, podniecają coraz więcej gorączkę socyalną”. Pośrodku natomiast znajdują się ludzie “bezmyślni”, niezainteresowani rozwiązaniem problemu oraz wszyscy ci, którzy “czują zakłopotanie, widzą, że cośby trzeba zrobić, ale co, nie wiedzą bezradni”. Jedyną, skuteczną receptę posiada tu natomiast Kościół, który “czerpiąc ze starej swej przez wieki przechowanej skarbnicy na nowe choroby- stare, wypróbowane a jedynie skuteczne podaje lekarstwa”. Tu pojawia się jednak zasadnicze pytanie: w jaki sposób wprowadzić w życie nauczanie Kościoła? Zdaniem autora nie można czynić tego poprzez uniwersytety, ponieważ “katedry uniwersyteckie obsiadł zaślepiony, wrogi Chrystusowi liberalizm”. Rozwiązaniem mogą być kursy socjalne, czego przykładek jest kurs w München-Gladbach. Zjazdy takiego typu dają dużo więcej niż drukowana literatura, ponieważ dają możliwość wymiany zdań czy oglądanie w praktyce głoszonych teorii. Autor porównał stosunki panujące na katolickim zachodzie Niemiec do tych, które panowały w zaborze pruskim: “Jesteśmy w tyle. Biedy u nas dużo. Takich instytucji humanitarnych jak przytułki dla niezdolnych do pracy, dla sierót, ochrony dla dzieci, domy czeladzi, domy młodych robotników, domy robotnic i tym podobnych nie mamy prawie wcale”. Ubolewał również nad bezczynnością katolickiej inteligencji, która nie dokumentuje swojego katolicyzmu w życiu publicznym.

Ukazanie się artykułu zbiegło się w czasie z organizacją przez ks. Stychla tajnymi zebraniami w Pałacu Działyńskich, uczestnikami których było kilkudziesięciu zaufanych robotników poznańskich. Zgromadzenia te umocniły go w przekonaniu o konieczności zrzeszania robotników w stowarzyszeniach, zgodnie z zaleceniami “Rerum novarum”. 8 stycznia 1893 kapłan zwołał robotników na prywatne zebranie do lokalu posiedzeń konferencji św. Wincentego a Paulo parafii św. Małgorzaty i założył pierwsze towarzystwo robotnicze. Towarzystwo to stawiało sobie następujące cele: obrona wiary, kształcenie umysłu, polepszenie doli robotnika za pomocą środków przedstawionych przez Leona XIII, a także wspólna zabawa nadająca siłę do dalszej pracy.

Patronem Katolickiego Towarzystwa Robotników Polskich został, mianowany przez arcybiskupa Stablewskiego, ks. Stychel. Na wicepatrona powołano natomiast ks. Gibasiewicza. Podczas zebrania na członków zapisało się 50 obecnych. Przyjęto zasadę, iż stowarzyszenie dostępne będzie dla robotników z całego miasta, a w przypadku kiedy ich liczba wzrośnie, zostaną rozdzieleni wedle parafii.

Pierwsze publiczne posiedzenie Towarzystwa odbyło się 29 stycznia na sali czerwonej Pałacu Działyńskich. Udział wzięło w nim ponad 700 osób. W czasie zebrania ks. Stychel wygłosił przemówienie, w którym wskazywał na niebezpieczeństwo socjalizmu, które zagraża właściwemu rozwojowi społeczeństwa. Pouczał, iż wszystkie świeckie usiłowania i prawodawstwa ochraniające robotników będą bezużyteczne, jeśli społeczeństwo nie wróci do zasad chrześcijańskich. Co ciekawe, wspominał również o równowadze między stanami i wzajemnych obowiązkach. Równowagę tą reguluje sumienie. Kapłan zaznaczał, iż do Towarzystwa oprócz robotników mogą należeć również osoby z innych stanów, tak aby “łagodzić przeciwieństwa stanów i łączyć je”.

Ks. Stychel swój kolejny wykład wygłosił 16 kwietnia, w pałacu hrabiego Zamojskiego. Kapłan nauczał, iż aby naprawa stosunków społecznych powiodła się, potrzebna jest współpraca państwa, Kościoła, pracodawcy i pracobiorcy. I tak państwo zobowiązane jest wydawać prawa chroniące robotników od przemocy przy zawieraniu umowy z chlebodawcą, zabezpieczających przy samej pracy jego życie i zdrowie, a także zapewniających chleb na wypadek kalectwa. Kościół ma natomiast wpajać naukę Chrystusa, popierać dzieła miłosierdzia i opieki. Poszczególne stany w społeczeństwie, zarówno pracodawcy, jak i robotnicy, powinni pracować nad reformą poprzez zakłady humanitarne, szkółki i azyle, zdrowe mieszkania czy biblioteki.

14 maja kapłan przedstawił natomiast członkom towarzystwa wykład pt. “O przędzalni i zakładzie tkackim Fr. Brandts’a w München-Gladbach. Właściciel tej fabryki urządził panujące w niej stosunki w sposób niemalże wzorowy. Czas pracy zredukowany został do 10 godzin, a regulamin fabryczny zwracał uwagę na zasady moralności. Małoletni robotnicy odbierali wraz z zapłatą specjalne książeczki, w których ojcowie lub opiekunowie zapisywali swoje uwagi i pokwitowania, tak aby młodzież nie wykorzystywała zarobionych pieniędzy na niegodziwe cele (do sytuacji takich dochodziło w innych fabrykach).

Fabryka zatrudniała tylko kobiety niezamężne. Wychodzono bowiem ze słusznego założenia, iż miejsce mężatek jest przy domowym ognisku. W niedziele i święta co do zasady nie pracowano. Jeśli jednak z jakiś przyczyn praca w te dni była konieczna, robotnik miał prawo do udziału w Mszy, a w następnym tygodniu otrzymywał wolną niedzielę.

Dniem przeznaczonym na odbiór wypłat była natomiast środa, a nie tak jak w innych zakładach, sobota. Chciano bowiem uniknąć sytuacji, kiedy robotnik wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze na zabawę. W fabryce funkcjonował ponadto tak zwany wydział robotniczy, złożony z zaufanych robotników wybranych przez innych pracowników. Osoby te znały doskonale potrzeby swoich kolegów i przedstawiały je pracodawcy. Rozporządzenia dotyczące pracy nie wychodziły natomiast bezpośrednio od kierownictwa, ale właśnie od wydziału, stąd nie miały charakteru despotycznego.

W fabryce funkcjonowały dwie kasy chorych, jedna dla pracowników, druga natomiast dla ich rodzin. Istniała też kasa robotnicza, użyczająca pracownikom bezprocentowych pożyczek oraz kasa dedykowana robotnikom dotkniętych chorobą lub innym nieszczęściem (takim pieniądze pożyczano bez obowiązku zwrotu). W zakładzie funkcjonowała również ochronka dla dzieci robotników, a także szkoła szycia dla robotnic (do 18 roku życia nauka w tej szkole była dla nich obowiązkowa).

Na robotników starano się wpływać nie za pomocą kar, ale za pomocą premii dla tych, którzy na nią zasłużyli. Przykładowo, premię otrzymywali ci, którzy uczciwie zaręczali, że w minionym miesiącu nie pili alkoholu lub ani razu nie spóźnili się do pracy. Jeśli ktoś pracował w fabryce 3 lata, w dniu wesela otrzymywał od pracodawcy specjalny dar. Jeśli 10 lat, w dniu imienin odbierał książeczkę oszczędnościową na 50 marek.

Właściciel wybudował przy fabryce kilkadziesiąt domów z mieszkaniami dla robotników. Wszystkie mieszkania były równe, na parterze znajdowały się dwa pokoje lub pokój z kuchnią, na piętrze jeszcze trzy dodatkowe pokoje. Obok zakładu znajdował się natomiast wielki ogród, z którego korzystać mogli wszyscy robotnicy wraz z rodzinami.

Od momentu powstania Towarzystwa w Poznaniu, podobne stowarzyszenia powstawały w innych miastach Wielkiego Księstwa Poznańskiego. W październiku na łamach “Kuriera Poznańskiego” ukazał się natomiast artykuł poświęcony koloniom roboczym. Autor opisał w nim działalność założonego w 1883 roku “Związku przeciw wędrownemu żebractwu” (w 1884 roku jednym z członków zarządu był ks. Stychel). Głównym objawem działalności Związku była założona w 1886 roku kolonia robocza w Starych Laskach pod Wieleniem. Robotnicy mogli znaleźć tam przytułek i możliwość pracy. W zależności od posiadanych zdolności, zatrudniano ich w kuchniach, pralniach, warsztatach rzemieślniczych lub w polu. Kolonia ta miała swoją organizację, na czele której stał gospodarz i gospodyni. Co istotne, robotnicy mieli też zapewnioną opiekę duszpasterską.

Działalność ks. Stychla i założonego przez niego Towarzystwa niewątpliwie wymaga dalszego zgłębienia i jego osoba pewnie jeszcze nie raz pojawi się w moich artykułach. Świat co prawda nie jest już taki sam, jak w XIX wieku. Sytuacja poniekąd zmieniła się na lepsze, większość pracowników fizycznych nie żyje w skrajnej biedzie. Ofiarą systemu kapitalistycznego niekoniecznie jest więc robotnik. Równie dobrze może być nim zarabiający śmieszne pieniądze pracownik biurowy lub zarabiający co prawda dużo, ale za cenę utraty cennego wolnego czasu, pracownik korporacji. Dlatego działalność organizacji takich jak Towarzystwo Robotników Polskich czy fabryka w München-Gladbach może i powinna być dla nas wzorem. Przykładowo, osobiście bardzo przemawiają do mnie wybudowane przez właściciela fabryki mieszkania przeznaczone dla robotników. Spójrzmy chociażby na sytuację przeciętnego Polaka: kupno mieszkania bez kredytu z banku zagranicznego jest dla niego niemalże niemożliwe, a na otrzymanie mieszkania socjalnego szansę mają tylko najbiedniejsi. Lekarstwem na takiego typu choroby jest postawa katolicka. Postawa, która kierując się miłością do bliźniego, nie dąży do zysku za wszelką cenę i cudzym kosztem. Postawa katolicka, która nie odrzuca bynajmniej własności prywatnej, ale dla której prawo do własności nie jest prawem świętym, która nakazuje dawać jałmużnę i zna pojęcie sprawiedliwej płacy czy sprawiedliwej ceny.


© Małgorzata Jarosz
9 grudnia 2020
źródło publikacji:
www.Kierunki.info.pl





Ilustracja Autorki © brak informacji / www.kierunki.info.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2