OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Zjem Was

Zezwolenie na oddychanie
Zapewne niektórych to zdziwi, ale nie mam nic ani do wegetarian, ani do wegan. Ba, nawet takich znam i żyję z nimi w zgodzie. 
Jeżeli ktoś z powodów zdrowotnych czy ideowych ustala sobie taką, a nie inną dietę, to co mi do tego? Czasem z ciekawości nawet spróbuję jakiejś wegetariańskiej czy wegańskiej potrawy i bywają całkiem smaczne. Zawsze jednak później muszę dojeść kiełbasą.

Pamiętam kłopoty z mięsem w latach osiemdziesiątych. A właściwie nie tyle kłopoty, co brak mięsa, którego w zasadzie w sklepach nie było, a przynajmniej w sklepach małej podbiałostockiej miejscowości. Cudem „załatwione” przez Rodziców mięso bywało w najlepszym wypadku raz w tygodniu, choć nie wiem, czy pamięć mnie nie zawodzi, i to najczęściej mięso rybie, które akurat czasem bywało.

W latach dziewięćdziesiątych nie było lepiej. I ze względu na zawał „transformacji”, i ze względu na – powiedzmy – rodzinne problemy. Mięso, które wtedy najczęściej zdarzało mi się jeść, to najtańsze parówki w przerwie dniówki w lokalnej cegielni. Musiałem jeść cokolwiek, co by chociaż mięso przypominało, inaczej nie miałbym siły przerzucać kilkunastu ton cegieł dziennie.

Ciągle mi tego mięsa brakowało, ciągle byłem „na głodzie”. Pamiętam, jak kiedyś dłuższy czas pomieszkiwałem u Cioci, złotej, kochanej kobiety, która jednakowoż któregoś dnia musiała mi powiedzieć: „Czaruś, chyba musisz jechać do domu, bo mam już pustą zamrażarkę”. Natomiast, jak wspomniałem na wstępie, rozumiem, że nie wszyscy tak mają, nie mają obowiązku mieć i szanuję ich wybory.

Jednego, czego nie znoszę, to, że ktoś usiłuje utrudnić spożywanie mięsa mnie. I nie mówię tu o tych dziwnych miastowych „wędlinach”, co to wędzarni nie widziały, tych nie tykam, ale o mięsie. Religijnym fanatykom neomarksizmu nie wystarcza, że mięsa nie jedzą sami, do czego mają pełne prawo, oni chcą jedzenia mięsa zakazać mnie. A na początek przynajmniej utrudnić, nakładając podatki, które nie tyle są potrzebne jako dochód państwa, co właśnie mają spożycie mięsa ograniczyć.

To wszystko wywrzaskują jednym tchem z okrzykiem: „Aborcja jest OK!”. W ich świecie, niestety nabierającym coraz bardziej realnych kształtów, każde życie jest cenne, oprócz życia ludzkiego. Wystarczy odebrać mu człowieczeństwo, nazywając „płodem”. Bardzo ciekawe. A co z futrami z karakułów? Chyba są „eko”, bo są z „płodów” owiec.

Tak czy siak, skoro felieton ma być możliwie lekki, nie chcę zabrnąć w tematy zbyt ciężkie, jedno Wam powiem. A może nie tyle Wam, co fanatykom. Sobie podnoście podatki na jarmuż czy soję, ale nie na moje mięso. Wy macie prawo mieć inaczej, ale ja zostałem stworzony tak, że mięsa potrzebuję, co nie przeszkadza mi ratować małych kotków i przenosić ślimaków przez drogę.

A jak się będziecie ze mną drażnić i wprowadzicie mi mięsną prohibicję, to zjem Was.


© Cezary Krysztopa
12 lutego 2020
źródło publikacji: „[Felieton "TS"] Cezary Krysztopa: Zjem Was”
www.TySol.pl









Ilustracja © Digitale Scriptor (DeS) ☞ tiny.cc/des

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2