Przypomnijmy, iż swego rodzaju kością niezgody jest osoba Roberta Bąkiewicza, a dokładniej jego wizja polskiego patriotyzmu (patriotyzmu, bo on sam o nacjonalizmie chyba nie chce nawet słyszeć…).
Nasza organizacja została natomiast upokorzona poprzez wykluczenie nas ze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, które to w najbliższym czasie będzie znajdować się w rękach nieprzychylnych nam osób (na czele z Robertem). Niedawno zostało wydane oświadczenie, w którym ogłosiliśmy zakończenie współpracy z MW i Ruchem Narodowym. Warto nadmienić jednak, iż dotychczasowa współpraca ograniczała się de facto do organizacji Marszu Niepodległości czy różnego rodzaju lokalnych imprez. W rzeczywistości bowiem relacje na linii ONR-Ruch Narodowy były napięte co najmniej od 2016 roku, kiedy to RN postanowił wejść w sojusz z ugrupowaniem Kukiz15.
Podziały nie są jednak bolączką, tylko i wyłącznie środowiska narodowego. W końcu w Polsce już od kilku lat trwa wojna domowa pomiędzy PiS-em i PO. Kłótnie polityczne usłyszeć można wszędzie: w poczekalni u lekarza, w tramwaju i na spotkaniach rodzinnych.
Pewnie wielu z nas zadaje sobie pytanie: czy ten konflikt kiedyś się skończy? W końcu wszyscy jesteśmy Polakami, pomimo różnicy zdań na niektóre tematy, łączą nas przecież jakieś wspólne cele. Przykładowo, wszyscy chcemy pobierać pensje, które zapewnią nam życie na ponadprzeciętnym poziomie, wszyscy chcemy posyłać dzieci do dobrych szkół, wszyscy też chcemy mieć dostęp do profesjonalnej opieki medycznej (ten ostatni element jest chyba jedną z naszych największych bolączek). My nacjonaliści w pewnym sensie jesteśmy ekspertami w znajdywaniu wspólnych celów. W końcu deklarujemy się jako zwolennicy tak zwanej trzeciej drogi, która łączy ze sobą elementy zarówno z szeroko pojętej prawej, jak i lewej strony.
Nie łudźmy się jednak, po ostatnich wydarzeniach, trudno będzie odbudować zaufanie pomiędzy nami a Młodzieżą Wszechpolską czy Ruchem Narodowym. Trzeba powiedzieć wprost: Ruch Narodowy jest partią skompromitowaną. Zwolennicy utworzenia Konfederacji mówią, co prawda o sojuszu taktycznym oraz o posiadaniu wspólnych wyborców, jednak nazywanie siebie polskim narodowcem przy jednoczesnym deklarowaniu poparcia dla idei wolności gospodarczej, jest zazwyczaj wynikiem luk w wiedzy. Żaden ze zwolenników Konfederacji chyba nawet nie miał w rękach dzieł Mosdorfa, Korolca, Piaseckiego czy nawet Dmowskiego (a nawet jeśli miał, to nie wiele z nich zrozumiał). Oczywiście, żaden z wymienionych wyżej przedwojennych Kolegów nie uważał, iż posiada monopol na prawdę, ale każdy z nich z pewnością potrafiłby bez problemu wykazać szkodliwość liberalizmu gospodarczego.
Jednak to nie przeciętni zjadacze chleba odpowiadają za błędy osób pokroju Roberta Winnickiego czy Krzysztofa Bosaka. Nie jest również ich winą, że tak zwane Media Narodowe już dawno przestały być narodowe. Wszyscy oni bardzo często mają dobre intencje. Godnym pochwały jest na przykład zaangażowanie w zbiórkę podpisów przeciwko ustawie 447. Jednak to wciąż za mało. Dlatego my, jako działacze Obozu Narodowo-Radykalnego musimy zrobić wszystko, aby dotrzeć do ludzi, którym dobro Polski nie jest obojętne. Nie każdy musi znać na pamięć „Wczoraj i jutro”, każdy może posiadać jednak przynajmniej minimalną wiedzę, którą de facto streścić można za pomocą kilku słów: katolicyzm, narodowy solidaryzm, homogeniczność etniczna.
W czasie zeszłorocznego Marszu Niepodległości Krzysztof Bosak deklarował szacunek do wyborców PiS-u. Wypowiedź ta wpisuje się rzecz jasna w propagowane przez Roberta Bąkiewicza rozmywanie idei narodowej i swego rodzaju ugrzecznienie Marszu: niechęć do falang, bo ponoć niektórym źle się kojarzą, jarmarczny patriotyzm zamiast narodowo-radykalnego buntu itp.
Narzędziem do propagowania opisanego tu bezideowego patriotyzmu mają być słynne Roty Niepodległości. Czym dokładnie jest ta organizacja? Sprawdźmy u źródła i zajrzyjmy na jej oficjalną stronę internetową: „Roty Niepodległości to organizacja Polaków wspierająca aktywność społeczną na szczeblu lokalnym i ogólnokrajowym. Naszym celem jest mobilizacja Polaków do dbania o interes narodowy, suwerenność państwa i krzewienie patriotyzmu. Roty Niepodległości powstały, aby stworzyć przestrzeń porozumienia dla ludzi myślący po polsku. Nie patrzymy na szyldy i podziały partyjne – w Rotach wszyscy jesteśmy polskimi patriotami”.
Ktoś mógłby zadać jednak zasadne skądinąd pytanie: czy dążenie do jedności i usuwanie podziałów nie jest czymś godnym pochwały? Odpowiedź jest oczywista: tak. Usuwanie podziałów nie może być jednak mylona z tuszowaniem ich, udawaniem, iż nie istnieją one w ogóle.
Oczywiście, musimy być realistami: nawet jeśli w dalekiej przyszłości uda nam się dojść do władzy, to przecież nie każdy Polak z automatu stanie się nacjonalistą. Naszym obowiązkiem zawsze będzie jednak troska o wszystkich rodaków. Bo pomimo występujących różnic wszyscy domagają się przecież jednego: nadziei na lepsze jutro, poprawy sytuacji materialnej. I powiedzmy sobie szczerze: kluczem do sukcesu Prawa i Sprawiedliwości jest właśnie rozbudowany program socjalny. Bo choć liberałowie rzucają gromy na 500+, to chętnych na pobieranie tych pieniędzy nie brakuje. Nie chcę rzecz jasna powiedzieć przez to, że Polacy to materialiści, a obowiązkiem polityka jest zaspokajanie prymitywnych ludzkich instynktów. Nie, tu nie o to chodzi. W sytuacji, gdy zdecydowana większość Polaków pracuje na najniższej krajowej lub na niewiele wyższych stawkach, ledwo wiąże przysłowiowy koniec z końcem i nie może pozwolić sobie na kupno mieszkania czy założenie rodziny, to opływający w luksusach politycy powinni czerwienić się ze wstydu.
Jakiś czas temu w jednym ze swoich artykułów polemizowałam z referatem Marii Pilarczyk, która w pewnym momencie użyła następującego sformułowania: „My mamy być głosem większości”. Choć w pierwszej kolejności mamy być „głosem prawdy”, to w pewnym znaczeniu słowa Marii są w pełni prawdziwe. ONR nie może i nie chce być głosem prezesów wielkich firm czy wszelkiej maści materialistów, musi być przede wszystkim głosem ludzi uczciwych, którzy poprzez solidną pracę chcą troszczyć się o swoją rodzinę oraz przyczyniać się do rozwoju polskiej gospodarki. Musimy być głosem tych, dla których system kapitalistyczny nie przewidział miejsca, albo wręcz przeciwnie: przewidział pracę w korporacji, niekiedy 7 dni w tygodniu, w ciągłym stresie i napięciu.
Uważam, iż mówiąc o działaniu ponad podziałami, musimy zwracać uwagę właśnie na opisane wyżej problemy społeczne. W ten sposób może zawiązać się między nami nić porozumienia. Jeszcze ważniejsze jest jednak usuwanie podziałów sztucznych. Myślę tu przede wszystkim o ciągnących się kontrowersjach związanych z reformą sądownictwa. Nie dajmy się wciągnąć w międzypartyjne wojenki.
Współpraca pomiędzy ONR-em a PIS-em z przyczyn oczywistych nie jest oczywiście możliwa. Nie zmienia to jednak faktu, iż obecny elektorat PIS w przyszłości mógłby być naszym elektoratem. Wyborcy partii rządzącej to ludzie o szeroko pojętych konserwatywnych poglądach (my co prawda nie uważamy się za konserwatystów, jednak mam tu na myśli konserwatyzm obyczajowy) oraz liczący na pomoc finansową ze strony państwa. Ponadto nie ulega również wątpliwości, iż w kwestiach gospodarczych bez większych problemów moglibyśmy dogadać się z osobami o poglądach lewicowych.
Istnieją jednak kwestie, w których nie wolno nam ustąpić. Myślę tu przede wszystkim o naszym stosunku do religii. To właśnie katolicyzm i wynikająca z niego miłość bliźniego nakazuje nam troskę o Naród, zwłaszcza o najsłabszą jego część. To katolicyzm nakazuje nam potępiać kapitalizm i wszechobecną w Polsce dyktaturę „wielkich tego świata”. Konsekwentnie wystrzegajmy się również jakichkolwiek ciągotek do polityki i wchodzenia w sojusze z liberalną demokracją. Kasta rządząca jest kastą tak bardzo zdemoralizowaną, iż nie można bratać się z nią bez uszczerbku na sobie.
I o ile Robert Bąkiewicz zdaje się zwolennikiem swego rodzaju politycznego multikulturalizmu i dla niego polskim patriotą może być zarówno zagorzały wolnorynkowiec, jak i wyborca Prawa i Sprawiedliwości, tak my nie możemy zamykać się na ludzi, możemy porównywać naszą ideę z poglądami innych, możemy szukać punktów wspólnych, które dadzą nam pole do współpracy, jednak absolutnie nie wolno nam rezygnować z własnych ideałów. Politolodzy mówią o nas, że jesteśmy organizacją skrajną, my sami natomiast nazywamy siebie radykałami. Jednak nasz radykalizm jest de facto synonimem normalności i troski o drugiego człowieka.
I na koniec pamiętajmy o jednym: Robert Bąkiewicz zawłaszczył sobie tylko wydarzenie, które organizowane jest raz do roku. Nie pozwólmy jednak, aby wraz z Marszem Niepodległości zabrał nam ideowość i siłę do dalszej działalności.
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz