W roku 1815 (abdykacja Napoleona) wydatki publiczne Francji stanowiły prawie 12 procent produktu krajowego brutto; przez kilka lat pozostawały na tym poziomie, potem obniżyły się do 10 procent; ten stan rzeczy utrzymywał się do 1870 roku, do wojny francusko-pruskiej Podczas wojny rosną do prawie 19 procent; potem opadają, ale nie do przedwojennych 10 procent, ale do 16 procent ( tylko w jednym roku 1914 opadają do 14 procent).
Po I wojnie światowej skaczą gwałtownie do 29 procent (i tylko w latach 1925-29 opadają do 15 procent), aby w kolejnych latach – 1930-34 – utrzymywać się na poziomie 30 procent PKB, a w latach 1935-1939 -… 36 procent! Po II wojnie światowej nie schodzą już poniżej 36 procent, a w latach 1965-69 podnoszą się do poziomu prawie 37 procent PKB Francji.
Niezależnie od postępu idei socjalistycznych w świecie – wojny stwarzają ekstra-okazje do umacniania się władzy wobec obywateli.
Przeżywamy dziś wojnę światową z koronawirusem i ekonomiści na ogół są zgodni, że będzie ona miała fatalny wpływ na światową gospodarkę. Różnice dotyczą tylko stopnia pesymizmu. Na wojnie, jak na wojnie – jedne kraje pokonają wroga szybciej, inne –wolniej, jedne poniosą większe straty, inne – mniejsze, jedne odbudują swe gospodarki szybciej, inne wolniej.
Podczas „walki z kryzysem finansowym” z pierwszej dekady obecnego wieku Stany Zjednoczone „wykreowały” bilion dolarów wirtualnego pieniądza na zwalczenie wroga, Unia Europejska – prawie drugie tyle euro. Wpuszczenie w światowy obieg nawet wirtualnego pieniądza w takiej ilości - wszak dolar i euro to waluty światowe – oznacza zarazem zwiększenie udziału „wydatków publicznych” w stosunku do amerykańskiego i unijnego produktu brutto – jak i gigantyczne fałszerstwo pieniądza, jakim pozostaje zawsze jego arbitralna emisja. Takie działania muszą się odciskać na finansach świata efektem inflacyjnym – pytanie tylko, gdzie i kiedy efekt ten – w dobie globalizacji - występuje potem najostrzej i najprędzej. Że inflacja jest cichym złodziejem okradającym przede wszystkim biednych – rzecz wiadoma… Emisja pieniądza uratowano natomiast… banki. Czy nie byłoby korzystniej, gdyby to wyspecjalizowanym w spekulacjach bankom (z ich ledwo 10 procentową rezerwą!) pozwolono upaść?...
Podczas trwającej teraz wojny z koronawirusem poszczególne kraje deklarują nadzwyczajne wydatki przeznaczone na pokonanie wroga. Koszty tej wojny – łącznie ze stratami gospodarczymi – zapowiadają się jako bardzo wysokie. Rodzi się zatem pytanie, czy po tej wojnie wydatki publiczne powrócą do przedwojennego poziomu, czy też „wskoczą” na poziom wyższy i utrzymają się na nim …do kolejnego kryzysu wojennego?
Jak to może wyglądać w Polsce? Po wygranej wojnie z koronawirusem, gdy Bruksela (czytamy: Berlin) ochłonie z szoku, z pewnością zechce ze zdwojoną siłą odzyskać wpływy i nadwątloną ostatnio siłę oddziaływania na gospodarki swych członków, zwłaszcza – tych słabszych. Z pewnością zatem – i z większym animuszem - powróci do szantażu sankcjami, w związku z rzekomym „łamaniem praworządności” w Polsce. Taki szantaż może być tym skuteczniejszy, im więcej strat poniesie Polska w wojnie z epidemią. Na taką „miękkość powojenną” spekuluje chyba także cześć opozycji, próbująca utrudniać lub paraliżować bieżącą działalność władz w tej wojnie?...
Po wygranej – miejmy nadzieję – wojnie z koronawirusem staniemy, sądzę, przed dwiema możliwościami: odrabiać straty poprzez radykalną liberalizacje gospodarki, uwolnienie przedsiębiorczości i oddolnej inicjatywy gospodarczej, obniżenie podatków, opodatkowania pracy, likwidacji „obszarów koncesjonowanych” ,ograniczanie biurokracji państwowej i samorządowej – albo brnąć w rozwiązania etatystyczno-socjalistyczne, zatem iść w stronę większej centralizacji gospodarki, w stronę narodowego socjalizmu.
Ta pierwsza opcja nie byłaby chyba popularna pośród „obozu dobrej zmiany”, nawiązującego do gospodarczej polityki przedwojennej sanacji – ale jej realizacja przez „totalną opozycję” (gdyby do władzy doszła) groziłaby tym, czym zawsze charakteryzowały się dotąd rządy łże-liberałów: złodziejstwem, aferami i wysługiwaniem się zagranicznym mocodawcom.
Rządy PiS to nie jest, rzecz jasna, gospodarczy liberalizm; ale rządy PO też nie, a nawet – wcale.

Ilustracja © Digitale Scriptor (DeS) ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz