OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Rozmowa z pewnym Panem (dokończenie)

Dokończenie zapisu rozmowy, jaką – po ponad trzech latach namawiania na wywiad – przeprowadziłam pod koniec lata tego roku z autorem felietonów i grafik satyrycznych, panem „Digitale Scriptor” znanym także, a może przede wszystkim jako „des”.
POPRZEDNIA CZĘŚĆ ☞ TUTAJ



Anna Pomorska, ITP²:
— Porozmawiajmy więc o historii. Od kiedy Pan się nią zajmuje?

Digitale Scriptor:
— Historią? Tak ogólnie? Droga Pani, współczesność, chwila obecna, to przecież rezultat tego, co wydarzyło się w chwili poprzedniej, a ona była z kolei rezultatem tego, co wydarzyło się w chwili jeszcze wcześniejszej – i tak dalej, aż do czasów niespisanych przez nikogo. Historia to dzisiaj.
To składnik wszystkiego, co nas otacza. Bardzo ważny, czasami wręcz kluczowy, bo przecież współczesność, teraźniejszość, to niezaprzeczalny wynik tego, co wydarzyło się wcześniej, czyli historii. Nie można zajmować się np. polityką nie znając historii. Właściwie to niczym nie można się zajmować nie znając chociażby pobieżnie tego, co było wcześniej. Prosty przykład: i Pani, i ja używamy pseudonimów – a dlaczego? Bo oboje wiemy z historii, że otwarte mówienie rzeczy niepokornych lub nieodpowiadających władzom zawsze kończyło się źle dla takich kontestatorów. Tak więc historia wpłynęła na Pani i mój wybór anonimowości. Każdy z nas, świadomie lub nie, ale zawsze w jakiś sposób zajmuje się historią. Historii nie sposób pominąć, nie można nie zajmować się historią. Nawet jeśli komuś wydaje się, że w ogóle nie zajmuje się historią, to i tak – jak każdy z nas – jest pod jej wpływem zawsze, w taki czy inny sposób.

— Czy Pan zawsze unika odpowiedzi w taki sposób?

— W jaki sposób?

— W taki właśnie, nie wiem jak to powiedzieć… zawoalowany? Pokrętny?

— Odpowiadam na pytania szczerze albo wcale, a dotąd chyba tylko raz czy dwa nie udzieliłem odpowiedzi, prawda? Nie uważam, żebym odpowiadał pokrętnie, przecież mówię tak, jak myślę i jak uważam – albo nie mówię nic.

— Czasami trudno podążyć za Pana specyficznym, że tak powiem, myślotokiem. Jak z aborcją i „pasożytem”.

— Aż tak Panią tym uraziłem?

— Nie nie, tylko ten „pasożyt” był taki… niespodziewany i wulgarny. Dawno nic mnie tak nie zaskoczyło.

— Ale taka jest prawda. Niech Pani zajrzy do Wikipedii czy innej encyklopedii i sprawdzi definicję pasożyta. Zapewniam, że płód, i do pewnego momentu nawet dziecko w łonie matki, jak najbardziej odpowiadają jego definicji. Jedyna różnica jest taka, że płód jest ciałem częściowo pochodzącym z organów samego nosiciela (matki), a „normalny” pasożyt zawsze jest ciałem obcym.

— Skoro płód to dla Pana „pasożyt”, to jednak jest Pan za prawem do aborcji?

— Ależ Pani drąży ten temat. Powiedziałem już Pani, być może pokrętnie, że jako mężczyźnie, czyli człowiekowi, który nigdy nie będzie mógł znaleźć się w ciąży – nie mnie o tym decydować, więc dodam dla jasności, że uważam, iż żaden mężczyzna nie powinien mieć prawa wypowiadania się, a tym bardziej decydowania o czymkolwiek na ten temat. Powiedziałem też Pani, być może także w – Pani zdaniem – pokrętny sposób, że już zygotę uważam za człowieka. Myślę, że gdybym był kobietą, to prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałbym się na aborcję bez jakiegoś szczególnie ważnego powodu, jak np. zagrożenie mojego życia. Jestem jednak mężczyzną i sam fakt, że dzięki naturze tych spraw nigdy nie będę musiał osobiście stawić czoła takiemu dylematowi nie uprawnia mnie do wyrażenia jednoznacznej opinii na temat aborcji. […] Z pewnością jest to zabicie życia, człowieka nienarodzonego czy poczętego czy jak kto chce nazywać, ale jednak człowieka.
Ale też podobnie jak zabicie kogoś w obronie własnej uważam za jak najbardziej usprawiedliwione w niektórych przypadkach, tak samo pewne przypadki aborcji są usprawiedliwione i nigdy nie powinny być przez nikogo potępiane. […]

— Trudno mi Pana zrozumieć.

— Bo Pani nie słucha tego, co mówię, tylko ocenia moje wypowiedzi pod kątem swojej wiary. Proszę nie zaprzeczać, nawet jeśli świadomie Pani tego nie chce robić, to i tak w podświadomości każdy neuron w Pani mózgu aż krzyczy, że to niezgodne z tym, w co Pani wierzy. To normalne. Dlatego dialog – prawdziwy dialog – między ludźmi odmiennych wyznań czy pogladów jest zwykle niemożliwy.

Ciekawy jestem, co powiedziałaby Pani, jako katoliczka, na proces odwrotny – czyli na przymusową ciążę i rodzenie dzieci, powiedzmy – teoretycznie – wymuszane przez państwo na wszystkich obywatelach?

— Jak Pan to sobie wyobraża?

— Załóżmy, że Konstytucja nakazywałaby każdemu obywatelowi, kobiecie i mężczyźnie między 20 a 35 rokiem życia posiadanie dwójki dzieci. Nie wiem, w jaki sposób byłoby to wymuszane na obywatelach, po prostu załóżmy, że w celu zachowania minimalnej liczby ludności tak nakazuje Konstytucja i rząd kraju jest w stanie to wymusić, nie wiem jak – finansowo czy inaczej, to nieważne, po prostu załóżmy, że tak jest. Czy jako katoliczka protestowałaby Pani przeciw temu?

— To nie byłoby możliwe. Przecież nie można zmusić kogoś do posiadania dzieci.

— No właśnie. Teraz widzi Pani sprzeczność we własnej logice? W temacie „aborcja” uważa Pani, że jednak można kogoś zmusić do posiadania dzieci.

— Ależ to są zupełnie różne przykłady! I w ogóle jak Pan to sobie wyobraża, jakiś nakaz zapłodnienia, porodu…?

— Nasza cywilizacja osiągnęła taki poziom, że ludzie – pomimo zwyczajowego narzekania – obecnie stali się najbardziej leniwi, najbardziej rozkapryszeni i być może najbardziej samolubni w historii ludzkości. Jeszcze sto lat temu osoby nie posiadające dzieci wiedziały, że na starość nikt nie poda im przysłowiowej szklanki wody w potrzebie, jeżeli nie będą posiadały własnych potomków (lub nie będą wystarczająco bogaci na starość, aby sobie taką opiekę kupić). Po dwóch wojnach światowych jednak pojawiło się tzw. państwo socjalne, opieka zdrowotna, emerytury, i tak dalej i te pe, no i dzisiaj posiadanie własnych dzieci nie jest już jednym z kluczowych składników naszego zabezpieczenia na starość, bo tę rolę w całości przejęło państwo. I to właśnie jest, moim zdaniem, najważniejszy powód braku płodności rodzimych mieszkańców Zachodu i krajów cywilizowanych. Obecnie dzieci nie są nikomu do niczego potrzebne, poza wyjątkami osób pragnących spełnić się w macierzyństwie czy ojcostwie. Dlatego obecnie więcej Białych ludzi ma psy czy koty niż dzieci. Bo pies czy kot mniej kosztuje, a przede wszystkim nie jest obciążeniem – bo dzisiaj posiadanie dziecka to bardzo duże obciążenie, nie tylko finansowe, ale także psychologiczne dla przeciętnego człowieka Zachodu, gdyż typowy przedstawiciel Zachodu od dzieciństwa nie był uczony do podejmowania jakichkolwiek decyzji za siebie, a co dopiero za kogoś, lub do ponoszenia odpowiedzialności choćby za własne czyny, ale to już osobny temat. Problem w tym, że nasza cywilizacja ewoluowała w takim kierunku a nie innym, i posiadanie dzieci faktycznie nie jest nikomu potrzebne do niczego. Mam na myśli na poziomie rodziny.
Jednak na poziomie narodu, w wymiarze kraju, brak dzieci jest równoznaczny ze zmniejszaniem się populacji, a więc i ze spadkiem dochodów państwa, czyli jego osłabieniem. Dlatego podatki we wszystkich krajach cywilizowanych w tym właśnie okresie czasu – od zakończenia II wojny światowej do dziś – wzrosły wielokrotnie, wzrastają i będą nadal wzrastać. Niektóre rządy, jak Francja, Wielka Brytania, czy ostatnio Niemcy, po to otworzyły się na imigrantów, jednak jest to tylko tymczasowa prowizorka, gdyż jak wiemy z historii, a z czasów współczesnych najlepiej na przykładzie Francji, imigranci wcale nie rozwiązują problemu spadku dochodów, lecz wręcz przeciwnie – z czasem także stają się coraz większym obciążeniem dla państwa, rozbijając jednocześnie spoistość społeczeństwa rodzimego. […]
Tak więc jedynym logicznym i zarazem najprostszym (w teorii) rozwiązaniem tej sytuacji jest zwiększenie dzietności własnego, rodzimego społeczeństwa. Dlatego tak samo, jak w okresie powojennym rządy państw Zachodu rozwinęły szeroką opiekę nad swymi społeczeństwami, tak samo przecież mogą ją zmienić, albo nawet zaprzestać. Wymuszenie posiadania potomków przez rząd nie jest wcale tak fantastyczne, jak się Pani wydaje. Dla nas, wychowanych w okresie jednej z największych swobód społecznych w historii, z pewnością może wydać się to drastyczne, ale wcale nie niemożliwe do osiągnięcia.

— To brzmi jak fabuła do filmu fantastycznego, coś jak „Sekmisja” w wersji na serio i na poważnie.

— Ale dlaczego? Przecież wiadomo, że aby jakiekolwiek społeczeństwo przetrwało – nie rosło, tylko zachowało się w tym samym stanie [ilościowo -red. ITP] – każda kobieta w takim społeczeństwie musi mieć dwoje dzieci, dokładnie 2,1 średnio. Jeżeli jest mniej, to takie społeczeństwo musi zaniknąć, prędzej czy później. Przecież to są powszechnie znane fakty udowodnione naukowo, a nie fantastyka. Przykład Francji, w której imigracja trwa już od ponad pół wieku, pokazuje najdobitniej, że ogromna większość imigrantów z kultur obcych rodzimej populacji nawet po 3 pokoleniach nie asymiluje się, a imigranci nie mają najmniejszego zamiaru pracować na emerytury i opiekę zdrowotną dla starzejących się tubylców, którzy ich przyjęli do swego kraju. […]
Więc nie ma innego innego wyjścia, jak zmuszenie własnych obywateli do zwiększonej dzietności i jestem przekonany, że do tego dojdzie w tych z krajów Zachodu, których społeczeństwa nadal będą miały wolę przetrwania jako własnej, odrębnej kultury. A w tych, w których tego nie zrozumieją, nastąpi stopniowy rozpad społeczeństwa i ostatecznie rozpad kraju i przejęcie jego terenów przez imigrantów i ich potomków, którzy stworzą tam coś zupełnie innego. Zapewniam Panią, że jeszcze za naszego życia będziemy świadkami bardzo spektakularnych upadków, rozpadów i przekształceń niektórych państw europejskich w np. „republiki islamskie” […]
Natomiast istnienie klinik aborcyjnych takich jak sieć „Planned Parenthood” w USA, w których wielki biznes zarabia ogromne pieniądze na nieszczęściu przeważnie nastoletnich dziewcząt, uważam, że powinno być zdelegalizowane i zabronione. Zamiast upowszechniać takie kliniki aborcyjne dlaczego nie udostępnimy wszystkim darmowe prezerwatywy?
Kiedyś widziałem w amerykańskim liceum stoisko z darmowymi kondomami dla uczniów. Ustawiono je tak, aby młodzież miała do niego łatwy i nieskrępowany dostęp, tuż przy samym wyjściu ze szkoły. I to jest moim zdaniem bardzo dobre podejście. Nie znam statystyk z tej szkoły, ale jestem absolutnie przekonany, gdyż tak dyktuje logika, że liczba ciężarnych nastolatek w tej konkretnej szkole po prostu musi być niższa od innych szkół. Jednak jest to tylko połowiczne podejście, bo co z nastolatkami z innych szkół? Co z resztą społeczeństwa? Przecież wszyscy uwielbiają seks, niezależnie od wieku, więc nie rozumiem, dlaczego ograniczyli dostęp do darmowych prezerwatyw tylko do tej jednej, czy też może kilku wybranych szkół, zamiast postawić automaty z kondomami wszędzie, gdzie to możliwe – tak, aby były zawsze łatwo dostępne i pod ręką dla każdego, bo dopiero wtedy byłoby to kompleksowe i właściwe rozwiązanie.

— Jak Pan to sobie wyobraża? Automat z prezerwatywami na każdym rogu?

— Dlaczegoby nie? Przecież wyprodukowanie prezerwatyw to dosłownie grosze, jeśli nie ułamki jednego grosza; ich opakowanie i transport kosztują więcej, a największy koszt zawarty w cenie prezerwatyw to z pewnością koszty ich reklam oraz zachłanność (zysk) producenta. Ale gdyby objąć ich produkcję patronatem państwa, co nie wymagałoby efektownych opakowań i drogich reklam w telewizji, to koszt ich produkcji stałby się w takim momencie praktycznie żaden i nawet tak biedny kraj jak Polskę byłoby na to stać. To automaty czy stoiska do ich rozdawania stanowiłyby największy koszt takiego przedsięwzięcia [...]
Jak wiemy – profilaktyka i zapobieganie są przecież zawsze o wiele bardziej efektywne i o wiele tańsze od leczenia skutków, czyli w tym wypadku od udostępniania aborcji na życzenie. I pomijam przy tym najważniejsze, czyli skutki zdrowotne. No, ale do tego potrzeba byłoby przede wszystkim woli społeczeństwa, oraz rządu rzeczywiście niezależnego nie tylko od wielkiego biznesu, ale – w przypadku Polski – także od Kościoła [...]
Myślę, że na temat aborcji wyciągnęła Pani ze mnie już wystarczająco, proszę o inny temat.

— W „internetach” chodzą obecnie pogłoski o potencjalnych nagrodach Nobla m.in. dla polskiej pisarki Tokarczuk i szwedzkiej dziewczynki Grety Thunberg. Tokarczuk wyśmiał Pan już kiedyś jako politpoprawną grafomankę, a co Pan sądzi o kandydaturze Grety Thunberg? Czy dostanie nagrodę Nobla i czy na nią zasługuje?

— Jestem w trakcie pisania felietonu o tej dziewczynce, więc już wkrótce dowie się Pani, co o niej sądzę. [chodzi o artykuł „Możliwe tylko w XXI wieku” dostępny ☞ TUTAJ - red. ITP] Nie dostanie Nobla, bo jest tylko nieświadomym narzędziem lewactwa. Podobnie jest z Tokarczuk, chociaż ona jest odwrotnie [od Thunberg – red. ITP], ona jest jak najbardziej świadomym narzędziem lewactwa z własnego wyboru, najprawdopodobniej dla pieniędzy i poklasku. Uprzedzam jednak z góry, że zupełnie nie znam jej pisaniny, bo uważam, że życie jest za krótkie aby marnować czas na śmieci i po jednej parustronicowej próbce dałem sobie spokój z jej wyrobami literaturopodobnymi i raczej nigdy już nie spróbuję ponownie. […] Po co mam spożywać tanią kaszanę wyprodukowaną przez jakąś–tam Tokarczuk, jeżeli za tę samą cenę mogę nakarmić ducha np. najlepszym parmeńskim prosciutto, prawda? Nie wiem więc i nie chcę wiedzieć, co ta typowa lewacka karierowiczka wypociła w swych wątpliwych dziełach i absolutnie nie obchodzi mnie to, co napisała, ale wiem, że jeśli było to wystarczająco lewackie i politycznie–poprawne, to nie wykluczam, że kiedyś i jej dadzą Nobla. […] Przede wszystkim zależy to od tego, czy i jak bardzo niesprzyjająca PiS–owi i Polsce atmosfera zapanuje na lewackim Zachodzie, gdyż obecnie jest to atmosfera tylko nam niepochlebna, ale już nie jest tak wroga, jak to było np. 2 lata temu […] Dlatego bardzo wątpię, aby to śmieszne babsko akurat teraz dostało literackiego Nobla. Rok czy 2 temu – tak, wtedy byłbym na 100% pewny, że lewacka akademia obecnie dysponująca spadkiem po panu Noblu dowartościuje akurat Tokarczuk. Ale gdybym się mylił i jednak tak się stało, to w takim przypadku rząd PiS powinien natychmiast przygotować się na wielką wojnę propagandową, jaka wówczas z pewnością się rozpęta przeciw Polsce na Zachodzie, bo Nobel dla Tokarczuk czy jakiejkolwiek innej lewackiej propagandzistki polskojęzycznej oczywiście będzie pierwszą oznaką przygotowań zachodniego lewactwa do nasilenia działań mających na celu obalenie rządów PiS i przywrócenia „właściwych” – ich zdaniem – rządów w Polsce [...]
Bo Nobla literackiego od dawna nie przyznaje się nikomu dla talentu autorów, tylko z powodów politycznych. Jest to decyzja polityczna [...] Od paru dekad zawsze otrzymują go osoby przeważnie bez talentu, ale zawsze lewackie z poglądów i będące w opozycji w kraju swego pochodzenia. I zwykle jest to kraj, który z takich czy innych powodów akurat „podpadł” eurolewactwu i jest w danym czasie pod pręgierzem Unii Europejskiej.

— Ale w takim razie Nobel dla Tokarczuk, pod kątem Pańskich słów, powinien być bardzo prawdopodobny.

— Faktycznie tak to może nawet wyglądać [...] ale po prostu nie chce mi się wierzyć, aby decydenci ze szwedzkiej akademii w tym roku nagrodzili Noblem akurat Polkę. Jak wspomniałem wcześniej [...] Polska nie jest już głównym obiektem ataków zachodniego lewactwa. Obecnie na Zachodzie plują okropnie na Iran oraz, jak widzimy w ich mediach, od paru miesięcy jeszcze bardziej nasilili propagandę pomocy dla pseudoemigrantów z trzeciego świata, czyli przyjmowania nachodźców do Unii. Więc najbardziej prawdopodobne wydaje mi się, że laureatem literackim będzie ktoś z kręgów islamskich, raczej na pewno z Bliskiego Wschodu. [...] Chociaż, z drugiej strony, kto go tam wie, co ona [Tokarczuk] wypociła w tych swoich dziełach? Jeżeli wystarczająco solidnie opluła kaczystowską prawicę supernazistów z kraju nad Wisłą, jeśli z odpowiednią pasją pobroniła pedałów czy innych zboczeńców przed katolickim ciemnogrodem, jakby dorzuciła do tego jeszcze wątki o małych żydowskich dziewczynkach brutalnie gwałconych w 1968 roku przez nacjonalistycznych i szowinistycznych brudnych polskich chłopów cuchnących winem marki „Wino” i „Sportami” w obleśnych ustach, z wielkimi tatuażami Orła w Koronie, husarii czy Jana Pawła II na włochatych piersiach – to kto wie… [śmiech]

Niestety, gdyby nagroda Nobla była przyznawana sumiennie jak dawniej, zgodnie z wolą pana Alfreda Nobla i według rzeczywistych zasług, bo od kilku dekad jest to tylko jedna z wielu form głównie promocji lewackich ideologii i / lub politycznych zagrywek, to nigdy nie usłyszelibyśmy o takich śmiesznych kandydaturach jak stara grafomanka udająca młódkę z dredami, czy ta nastoletnia szwedzka świrka, która jest tylko narzędziem w rękach ludzi Sorosa.

— Świrka?! Będzie Pan chciał, żeby to później usunąć.

— Ależ w żadnym wypadku! Co takiego nie podoba się Pani w określeniu „świr”? […] Przecież ta dziewczynka została już kilka lat temu zdiagnozowana jako psychicznie chora, a obecnie cierpi na aż trzy różne choroby psychiczne, czyli jest najprawdziwszym, dosłownym świrem, a więc świrką w mało używanej, ale poprawnej formie żeńskiej polskiego języka. Ale przeczyta Pani o tym w moim następnym felietonie już niedługo, zaś o lewackich grafomankach z dredami naprawdę nie chcę więcej wspominać. […] Dlaczego nie zapyta mnie Pani o Emily Brontë, Marię Konopnicką czy jakąkolwiek inną normalną kobietę i zarazem wspaniałą autorkę, o których można rozmawiać długo i z przyjemnością dla duszy, tylko marnuje Pani swój i mój czas na jakieś lewackie plewy lub psychicznie chory plebs? Następne, tylko już ostatnie pytanie poproszę.

— Chwileczkę, powróćmy jeszcze do Grety. Przecież jej cele są bardzo chwalebne, ograniczyć emisję dwutlenku węgla, chronić przyrodę, nawet „walka z klimatem” nie jest aż tak głupim wymysłem, jeśli prowadzi do mniejszego zatrucia środowiska – a Pan nazywa ją „świrką”!

— Droga Pani, niejaki Adolf Hitler też miał bardzo chwalebne cele, a nawet osiągnięcia, bo to jego nazistowski rząd po raz pierwszy na świecie wprowadził urlopy macierzyńskie dla kobiet, to dzięki niemu najpierw w III Rzeszy, a obecnie chyba wszędzie, karzemy ludzi za znęcanie się nad zwierzętami i to jemu zawdzięczamy jeszcze sporo innych, że tak powiem, „wynalazków” – nawet lądowanie na Księżycu to w pewnym stopniu pochodna decyzji Hitlera sprzed 30 lat wcześniej o podjęciu produkcji rakiet V-2. A jednak pamiętamy go dzisiaj nie za dobroć dla zwierząt czy urlopy macierzyńskie, tylko za doprowadzenie świata do najokrutniejszej i najbardziej krwawej wojny w historii ludzkości oraz zdziesiątkowanie europejskiego żydostwa. Niezaprzeczalnie jednak Hitler miał wiele bardzo szlachetnych i chwalebnych celów, prawda? I tak samo „walka ze zmianami klimatycznymi” młodej szwedzkiej świrki ma tyle samo wspólnego z ochroną środowiska, co obozy koncentracyjne z obozami harcerskimi. Wszystko za czym opowiada się i stoi ta niedouczona, ale arogancka w swej pysze nastolatka, to więcej pieniędzy dla międzynarodowych szwindlerów finansowych. Tak, jestem niestety przekonany, że ona szczerze wierzy w to, co wykrzykuje, ale nie zmienia to faktu, że jest tylko narzędziem. Zręcznie i zarazem okrutnie – bo przecież to jest chore dziecko – wykorzystywanym przez lewactwo, ale tylko narzędziem w ich oszukańczej propagandzie. Niczym więcej. Narzędzia się używa, a nie nagradza za ich użyteczność. Dlatego żadnego Nobla dla niej nie będzie. Jestem wręcz przekonany, że pogłoskę o Noblu rozpuszczono tylko w celu zwiększenia atrakcyjności jej przekazu w mediach.

No dobrze, na koniec jeszcze powiem Pani, że jestem pewny, iż jeszcze długo będziemy o niej słyszeli w mediach, bo ta Szwedka to skarb dla propagandzistów walki z klimatem. Nie wiem, czy ci, co ją wybrali, długo szukali czy też mieli po prostu szczęście, że na nią natrafili, ale muszę z uznaniem przyznać, że wybrali wręcz idealnie: dziewczynka nie jest ani ładna, ani brzydka i pochodzi z kraju, do którego chyba nikt na świecie nie ma obecnie żadnej urazy. Jest też Biała, a z punktu propagandy jest to bardzo ważne, aby jej odbiorcy mogli się z nią identyfikować (gdyż nie oszukujmy się: celem propagandy klimatycznej są tylko Biali ludzie z bogatych krajów Zachodu; z afrykańskiej czy azjatyckiej biedoty nie można przecież wycisnąć żadnych pieniędzy na walkę z klimatem i dlatego tam nikt nie uprawia klimatycznej propagandy). Proszę też zauważyć, że nie jest ona zbytnio oszpecona swą chorobą, tylko na tyle, aby można było jej chorobę dostrzec na twarzy, ale nie do tego stopnia, aby poczuć odrazę – bo przecież im chodzi o uczucia litości i współczucia dla niej, ale jednocześnie aby odebrać większości potencjalnych krytyków odwagę na pisanie źle o „chorym dziecku”. Także myślę, sądząc po jej rodzinie, że dziewczynka za kilka lat stanie się pulchna, a może nawet tłusta i gruba (jeśli będą mieli szczęście), a więc ogromna większość Zachodu, przede wszystkim amerykańskich nastoletnich dziewczyn z podobną nadwagą uzna ją za swoją, a to przecież przyszły elektorat; no i jak powiedziałem wcześniej, dziewczynka najwyraźniej wierzy, że – będąc urodzoną w jednym z najbogatszych krajów Zachodu i żyjąc w warunkach o jakich ogromna większość ludzkości może tylko pomarzyć – że naprawdę „ukradziono jej przyszłość”! A to jest już luksus, którego nawet za największe pieniądze nie można uzyskać ze zwykłych sprzedawczyków propagandy klimatycznej.

— Wiem, że uważa Pan „walkę z klimatem” za globalne oszustwo, jednak…

— Napisałem na temat szereg artykułów i felietonów, zaczynając jeszcze w czasach tzw. „dziury ozonowej” która miała nas wszystkich spopielić bodajże w 2010 roku, a o której dzisiaj rzadko kto nawet spośród ekolewactwa wspomina, bo to było – dzisiaj już łatwe do sprawdzenia – bezczelne oszustwo. Nie widzę potrzeby omawiania tych samych kłamstw w kółko Macieju, niech Pani po prostu załączy linki do moich artykułów, kilka z nich widziałem nadal dostępnych na witrynie ITP. […]
Od lat 90. ubiegłego wieku nic się pod tym względem nie zmieniło, dokładnie te same grupy i ci sami ludzie ogłupiają teraz już kolejne, nowe pokolenie swoich wyznawców coraz to bezczelniejszymi fałszerstwami, bo dzięki nim mogą doić coraz bardziej wszystkie te ogłupione społeczeństwa z ogromnych pieniędzy. A zidiociałe społeczeństwa Zachodu łykają, niestety, ich zakłamaną propagandę bez zastanowienia. […]
Jak Pani myśli, co pierwszego robią ci wszyscy imigranci w Europie Zachodniej czy Ameryce? Kupują samochody. Spalinowe, nie elektryczne. Potem kupują domy z klimatyzacją, gdy już ich na to stać. A gdy już się zadomowią i zarabiają tyle, co rodzimi tubylcy, to bez wahania latają samolotami na wakacje na Maltę czy inną Kubę. Bo po to właśnie przenieśli się ze swych krajów większej lub mniejszej biedoty na Zachód, przecież to oczywiste. Ci wszyscy Chińczycy czy Hindusi, którzy tak masowo najeżdżają Kanadę i Australię, Latynosi kolonizujący Stany Zjednoczone, czy Afrykanie i Arabowie kolonizujący Europę Zachodnią – oni wszyscy nie po to tam się przenieśli, aby zasuwać do pracy czy sklepu na rowerach! Oni chcą żyć tak, jak Biali ludzie, których oglądali na amerykańskich filmach. Przecież to oczywiste.
A wielu z nich nawet chce żyć jeszcze lepiej i kombinują tak, żeby Biali tubylcy na nich pracowali i dawali im zasiłki (ale to tylko w kilku zachodnich krajach Unii Europejskiej, czyli najbardziej zidiociałych społeczeństwach ze wszystkich krajów Zachodu).

— Wielu ludzi Zachodu uważa, że jest to swoista forma zapłaty za grzechy czasów kolonialnych.

— Bo są niedouczeni i nie znają nawet własnej historii. Przecież nie tylko kolonizatorzy, ale i skolonizowani skorzystali na tym, ale na Zachodzie o tym nie wiedzą i nie chcą wiedzieć. Co jest wynikiem zaprzestania rzeczywistej edukacji ludności w szkołach Zachodu parę dekad temu. Szkoły, także w Polsce niestety, od dawna nie uczą już myślenia, nie uczą historii; ich zadaniem jest wychowywanie posłusznych współczesnych niewolników mających reagować jak psy Pawłowa na odgórne rozkazy, ślinić się na widok coraz to nowych zabawek zajmujących im coraz więcej czasu (przez co nie mają czasu na myślenie o czym innym), trzymać łby w fejsbukach i nie przeszkadzać możnym tego świata w ich zniewalaniu, które przewrotnie nazywają wolnością […] ale to już osobny temat.
Czasy kolonialne z pewnością nie były usłane różami dla kolonizowanych. Ale też, ogólnie biorąc, nie były jakieś szczególnie okrutne. Jest natomiast absolutnie pewne, że bez kolonizatorów nadal nie istniałaby dzisiaj jakakolwiek cywilizacja w Afryce. Proszę tylko pomyśleć: nawet dzisiejsze warunki panujące w Afryce wydają się nam ogromnie prymitywne, prawda? To teraz proszę wyobrazić sobie, jak wyglądałaby ta prymitywna dla nas współczesna Afryka, gdyby nie okres jej kolonizacji i dziedzictwo pozostawione tam przez Białych ludzi z Europy?

— Rzeczywiście, raczej trudno to sobie wyobrazić.

— No właśnie, jest to dla nas praktycznie nie do wyobrażenia. Nie ulega więc najmniejszym wątpliwościom, że czasy kolonialne pchnęły Afrykę w rozwoju o kilka tysięcy lat do przodu. Oczywiście nie stało się tak za darmo, kolonizatorzy czerpali z dóbr tych ziem pełnymi garściami, ale proszę jednak nie zapomnieć, że tubylcy sami nie byli zupełnie zainteresowani złożami ropy, rud, czy innych bogactw, z których – według współczesnej propagandy – „okradali” ich wtedy kolonialiści. Proszę też nie zapomnieć, że to Biali ludzie wymusili tam zaprzestanie niewolnictwa, z resztą nie tylko w Afryce ale na całym świecie. I stało się to właśnie w tych jakże „niesłusznych” czasach kolonialnych […] Dlatego twierdzę, że ci z Niemców, Holendrów czy Brytyjczyków, którzy tak bardzo dzisiaj wstydzą się okresu dawnej potęgi swych krajów, to zwykli niedouczeni i otumanieni przez lewactwo głupcy, nie mający o niczym pojęcia. I dlatego ekolewacka propaganda jest możliwa właśnie tylko wśród takich zidiociałych Białych społeczeństw Zachodu, wśród ludzi sytych i żyjących od tak dawna w dobrobycie, że nawet nie mają pojęcia, co to znaczy głód lub brak czystej wody, którzy od kilku pokoleń mają wszystkie podstawowe (i więcej) warunki bytowe zabezpieczone. Którzy dzięki temu mają zbyt wiele wolnego czasu na zajmowanie się głupotami, a zarazem zbyt mało własnego rozsądku i wiedzy, aby odróżnić oszustwa od spraw rzeczywiście ważnych i zająć się czymś rzeczywiście pożytecznym.

Właśnie to, oraz brak elementarnej wiedzy o otaczającym ich świecie, stanowią najlepszy grunt dla ekolewackich idiotyzmów i dlatego cwaniactwo finansowe może je szerzyć tylko w bogatych krajach Zachodu. Gdyż większość ludzkości ma, za przeproszeniem, głęboko w dupie wszelką walkę ze zmianami klimatycznymi i dlatego w Chinach, Indiach i Afryce – czyli większość ludzkości! – do dzisiaj używają np. klimatyzacji, zamrażarek i sprężarek z gazem, który niszczy ozon. Dlaczego nikt o tym nie wspomina? Bo ta cała walka z klimatem to oszustwo, mające na celu zalegalizowane wydojenie pieniędzy z Pani, ze mnie i z innych ludzi w krajach, które na to stać, a takich krajów nie ma w Afryce i jest zaledwie kilka w Azji. […]

Czy Pani wie, że same Chiny już od dekady produkują co roku więcej dwutlenku węgla niż reszta świata razem wzięta (proszę to podkreślić), a będzie tylko gorzej, bo emisja zanieczyszczeń w Chinach wzrasta każdego roku o 10% do 20%? Ale na Zachodzie jakoś nikt o tym nie mówi, nie pisze, nie protestuje, prawda? Dlaczego tak jest? Dlaczego propagandyści od walki z klimatem nie organizują protestów przeciwko Chinom produkującym więcej zanieczyszczeń niż wszystkie kraje Zachodu i reszta świata razem wzięte? Bo jak mówiłem, im nie chodzi o żadne ograniczenie zanieczyszczeń czy emisji dwutlenku, ale o pieniądze. I oni doskonale wiedzą, że żaden rząd Chińskiej Republiki Ludowej nie przekaże im grantów na ich pseudonaukowe badania, nie nakaże swoim elektrowniom węglowym kupno niemieckich filtrów (jak to miało miejsce w Polsce), nie wyda pieniędzy na dotacje dla producentów wiatraków czy ogniw słonecznych, itd., itp. i właśnie dlatego nikt nigdy nie protestuje przeciw gigantycznemu zanieczyszczaniu naszej planety przez Chiny. Bo tam nie ma głupich, którzy daliby cwaniaczkom ani grosza, centa, czy innego złamanego juana. Dlatego świrka Greta nie pojechała do Chin aby tam wywrzeszczeć swe wyimaginowane boleści, tylko uczyniła to w USA, a wszystkie zachodnie ekomatołki jej wtórują i tak ochoczo protestują przeciw – w rzeczywistości nic nie znaczącym w porównaniu z chińskimi – zanieczyszczeniom wytwarzanym w bogatych krajach Zachodu. Bo tylko tam są pieniądze do wyrwania przez cwaniaczków finansowych sterujących całym tym ekomatolstwem.

— Jeżeli ma Pan rację, to jest to po prostu przerażające. Przypomina mi się pański felieton o „planowym zużyciu”, który był jednym z pierwszych pańskich felietonów, jakie przeczytałam. Wtedy uważałam, że Pan ogromnie przesadza, dopiero z czasem przekonałam się, że miał Pan rację. Dlatego mam nadzieję, że tym razem Pan się naprawdę myli.

— Czy pamięta Pani takiego popularnego jeszcze dekadę lub dwie temu bogatego gogusia, Ala Gore?

— Oczywiście. „Niewygodna prawda”.

— Dokładnie. I co Pani o nim sądzi?

— Dobrze pamiętam ten film, bo to był chyba pierwszy film, jaki zwrócił moją uwagę na sprawy zanieczyszczenia środowiska. Zrobił na mnie ogromne wrażenie.

— Właśnie. Nie wiem, czy Panią ponownie zaskoczę, ale już sam tytuł tego wątpliwego dzieła miał tyle wspólnego z prawdą, co sowiecka gadzinówka „Prawda” wydawana kiedyś w ZSRS. Nie chcę tego [wywiadu] przeciągać, więc powiem krótko: ten obrzydliwy cwaniaczek napisał książki i wyprodukował filmy, w których bezczelnie nawoływał Panią, mnie i wszystkich innych ludzi do np. ograniczenia zużycia energii elektrycznej, podczas gdy w tym samym czasie tylko jeden z jego sześciu (czy ośmiu, nie pamiętam już) domów zużywał średnio 300 tysięcy kilowatów energii rocznie. To jest 300 Megawatów! Czy Pani wie, ile to jest energii?

— Chyba dużo?

— To skromnie powiedziane. 300 MWh to naprawdę ogromnie dużo. Przeciętny dom w Polsce zużywa jakieś 3 tysiące kWh rocznie, a Al Gore tylko w jednym ze swych licznych domów zużywał aż 100 razy więcej! Mówię zużywał, bo parę lat temu czytałem gdzieś, że podobno udało mu się ograniczyć zużycie do 250 MWh czy coś koło tego, ale to i tak nieważne, bo to nadal są gigantyczne liczby. Ten oszust Al Gore w jednym tylko roku nadal zużywa tyle energii, co przeciętny polski dom zużywa przez około sto lat, ale ogłupione społeczeństwa Zachodu i nawet niektórzy Polacy uważają takiego hochsztaplera za jednego z „działaczy pro–ekologicznych” i nagradzają za to różnymi tytułami! Czy można wyobrazić sobie większe ogłupienie, czy też zidiocenie społeczeństwa? […]
I tak dalej, mógłbym podać mnóstwo takich przykładów – bo prawie każdy z tych, którzy nawołują do „walki z klimatem” to oszuści tacy sami, jak Al Gore – tylko po co? Każdy kto chciał, ten już dawno temu dowiedział się, jacy ludzie stoją za tym całym oszustwem, a ogłupieni wyznawcy religii „walki z klimatem” i tak uznają, że to nieprawda nawet jeśli przedstawimy im fakty. Bo to jest już religia, zakłamana pseudoreligia.

— Ale kłamstwa prawie zawsze wychodzą na jaw. Czasami dopiero po wielu latach, ale jednak.

— Niestety, obawiam się, że akurat ten szwindel nie skończy się szybko, może nawet nie w tym stuleciu. Najstarszy znany nam, udowodniony szwindel globalny, czyli „konspiracja żarówkowa” trwa przecież od 100 lat i nadal nie zakończył się, tylko przekształcił w inną formę. A „walka z klimatem” to są zbyt gigantycznie wielkie pieniądze, aby ci oszuści raz ich posmakowawszy pozwolili się odciągnąć się od tak łatwego zarobku. Z pewnością nie nastąpi to za naszego życia, bo podobnie jak „przemysł holokałstyczny” jest to robione przez te same kręgi w kolejnych już pokoleniach.

— Ma Pan na myśli Żydów?

— Ich także, ale nie tylko. Żydzi po prostu są zawsze tam, gdzie jest możliwość łatwego zarobku, więc nie wińmy ich za to, że korzystają z możliwości, jakie my sami im dajemy. Zamiast ich obwiniać powinniśmy się od nich uczyć i dlatego niedawno temu radziłem swemu chrześniakowi, że wybór [zawodu który sobie wybrał] z pewnością nie może być dobrą profesją, bo nigdy nie słyszałem, aby żydzi masowo obsiadywali ten zawód. Nie twierdzę, że nie ma żadnego żyda w tym zawodzie, twierdzę jedynie, że z pewnością nie jest to profesja tak popularna wśród żydów jak przysłowiowy prawnik czy lekarz. Dlatego pod względem wyboru profesji na przyszłość dałem swemu chrześniakowi żydów za wzór do naśladowania. Jako przedstawiciel pokolenia urodzonego i wychowanego w świecie internetu i smartfonów, czyli tzw. „Millenialsów”, jak jego pokolenie nazywają na Zachodzie, dzięki wszechobecnej w całym jego życiu propagandzie „przemysłu holokałstycznego” jest on bardzo uczulony – moim zdaniem przeczulony – na wszystko, co ma związek z żydami. Mam więc cichą nadzieję, że dzięki ich przykładowi wziął sobie do serca moje uwagi i za te same pieniądze jednak zdecyduje się studiować coś innego.

— Trzeba ukończyć studia aby zostać **** ?! [nazwa zawodu została usunięta przez p. Digitale Scriptora – red. ITP]

— Mnie także wydało się to dziwne. Niestety, takie mamy czasy [śmiech]

— Wnioskuję więc, że nie jest Pan antysemitą?

— Nic do żydów nie mam poza tym, że ich nie lubię, brzydzę się ich koszernym jedzeniem, uważam ich kobiety za okropnie brzydkie (o mężczyznach nie wypowiadam się, bo jestem heteroseksualny i trudno mi oceniać ich atrakcyjność lub jego brak), nie uznaję ich okupacyjnego i rasistowskiego państewka, od dawna razi mnie propaganda ichniego „przemysłu holokałstycznego”, który zrealizował już więcej filmów o żydowskich bohaterach z warszawskiego getta niż było wszystkich bojowników z ŻOB i ŻZW razem wziętych i to nie tylko podczas powstania w getcie, ale przed, podczas, a nawet po całej II wojnie światowej… Ale po za tym nic do żydów nie mam, niech sobie żyją jak chcą, byle dali żyć innym.
No, ale według żydów, to po stwierdzeniu powyższego chyba jestem antysemitą? [śmiech]
A mówiąc zupełnie poważnie: uważam, że Żydzi to jeden z najbardziej podłych narodów, z jakimi my, Polacy, kiedykolwiek się zetknęliśmy. Jedynie Ukraińcy są od nich gorsi […]
Chyba zna Pani naszą historię, prawda? Tak więc przez 800 lat hodowaliśmy tego słabego, zdychającego węża na własnych piersiach, ale teraz ten wąż doszedł do zdrowia, nabrał już sił no i pierwsze, co zrobił, to… nas ukąsił. Uważam jednak, że nie możemy winić węża za to, że nas kąsa, bo przecież taka jest jego natura i wszyscy o tym wiedzą. Wińmy jedynie naszych przodków za to, że przygarnęli tego węża do naszego domu. Przeszłości nie możemy zmienić, ale przyszłość możemy jak najbardziej, pamiętajmy więc o tym i tak pilnujmy naszego domu, żeby więcej węży w nim się nie zalęgło i żeby nikt z naszych domowników nigdy więcej nie litował się i nie ratował żadnych zdychających węży w przyszłości.

— Ale w Polsce praktycznie nie ma Żydów.

— Bardzo jestem ciekawy, na czym opiera Pani to stwierdzenie? Gazownia Szechtera tak twierdzi, albo tak mówili w TVPiS? Droga Pani, gdy byłem dzieckiem, nastolatkiem, oprócz filmów oczywiście, nigdy nie widziałem prawdziwego Żyda w Polsce. A teraz widzę ich w każdym mieście, więc proszę mi nie mówić, że w Polsce ich „prawie nie ma”, bo w rzeczywistości jest ich teraz o wiele, wiele więcej niż kiedyś i to jest fakt, z którym chyba ani Pani, ani nikt inny nie będzie się sprzeczać? Nie wiem ilu ich już jest w Polsce, ale wiem z całą pewnością, i każdy z nas widzi to przecież na własne oczy, że jest ich o wiele więcej niż było 20 lat temu i sam ten fakt powinien już być wystarczająco alarmujący dla polskiego społeczeństwa.

Z resztą jest ich bardzo wielu w Izraelu, państewku, które już tak trzeszczy w szwach, że obawiam się, iż może nawet za naszego życia przestanie istnieć, bo Ameryka od 2 dekad ma coraz większe zadyszki gospodarcze i nawet tam nikt już nie zaprzecza – bo widać to już gołym okiem – że „tort do pokrojenia” jest z roku na rok coraz mniejszy, a jego okruszków, z których żyje ogromna większość społeczeństwa, jest także coraz mniej, a jednocześnie jest na nie coraz więcej chętnych. Jeżeli ten trend potrwa przez kolene pokolenie i „Ameryka nie stanie się wielką ponownie”, to Amerykanom po prostu zabraknie wkrótce pieniędzy na dalsze utrzymywanie swego żydowskiego sojusznika. Gdy tak się stanie, to chyba dla nikogo nie ulega wątpliwości, że koniec Izraela nastąpi w jeszcze gorszym stylu, niż gdy ZSRS kończył swój żywot. O nieograniczonych wręcz zasobach barbarzyństwa i okrucieństwa islamistów, do jakich prawdopodobnie wtedy dojdzie, nawet nie wspominam, bo to chyba oczywiste dla każdego myślącego człowieka. Holokałst z drugiej wojny światowej może wtedy okazać się niewielką stratą w porównaniu z tym, co nastąpi po zalaniu Izraela przez jego islamskich sąsiadów, ale to mnie mało obchodzi, przecież żydzi także wiedzą, że „jak sobie pościelesz – tak się wyśpisz” i nawet nie będzie mi ich żal… Dla mnie ważniejsze jest co wtedy nastąpi w Polsce? Bo ja bardzo poważnie obawiam się, że gdy już do tego dojdzie, to moi litościwi, miłosierni i łatwowierni Rodacy najpewniej szeroko otworzą granice Rzeczypospolitej i ponownie przygarną do siebie tych biednych, prześladowanych żydów, prawda? Oczywiście mam ogromną nadzieję, że mylę się co do naiwności i łatwowierności Polaków; niestety logika bazowana na naszej historii mówi mi, że właśnie tak będzie, bo Rodacy prawie nigdy niczego nie uczyli się z własnej historii i najczęściej powtarzali te same błędy.

Po za tym, zgodnie z obecnym rozdawnictwem naszych paszportów przez polską ambasadę w Izraelu, oraz amerykańską Ustawą 447, całkiem znaczna liczba Żydów może już wkrótce zawitać w progach Rzeczypospolitej nawet bez rozdeptania Izraela przez barbarzyńskie islamskie hordy.

— Arabów też Pan nie lubi?

— Bo powiedziałem barbarzyńskie hordy? Proszę więc łaskawie zauważyć także, że powiedziałem też islamskie, a nie arabskie. To ogromna różnica. Arabowie, przed ogłupieniem ich przez islam, byli ludźmi wysoko cywilizowanymi, w ich krajach nauka czy sztuka kwitły nie gorzej od Rzymu czy starożytnej Grecji. Dopiero rozplenienie się wyznawców religii wymyślonej przez Mahometa na podstawie elementów podkradzionych z religii Chrześcijan, Żydów i innych, obecnie nazywanej islamem, doprowadziło te kraje do stanu, z jakiego je znamy dzisiaj: zacofanych zadupi świata. Brzydzę się islamską barbarią, natomiast cywilizowanych Arabów bardzo poważam.

— Przecież musiał Pan widzieć zdjęcia choćby z Dubaju…

— Byłem w Dubaju kilkakrotnie, ale co to ma do rzeczy?

— Jak to co, a Burż–al–Kalifa, sztuczne wyspy, drogi…

— Ach… Pani uważa, że te cuda architektury są pochodzenia, że tak powiedzmy, islamskiego – bo zostały postawione w islamskim kraju? Bardziej nie mogła się Pani pomylić. To wszystko projektowali ludzie z Zachodu, nie pamiętam kto, ale zapewniam, że w przypadku Burż–al–Kalifa byli to Amerykanie i mogę się założyć, że byli to Biali ludzie. Według ich projektów zbudowali to wszystko Azjaci (bodajże Koreańczycy? Ale pewności nie mam), a sfinansowały w całości – od podstaw po czubek iglicy wieży – tylko i wyłącznie kraje Zachodu, kupując ropę od Arabii Saudyjskiej! Islam nie miał absolutnie nic wspólnego z rozkwitem Dubaju. Powiem brutalnie: to głupi Biali ludzie, zamiast po prostu zabrać roponośne piaski nieumiejącym, nie potrafiącym i nierzadko nie chcącym ich wykorzystać zislamizowanym Arabom, oni dobrowolnie, z własnej głupoty, zgodzili się, aby barbarzyńskie plemiona islamskich handlarzy wielbłądów stały się najbogatszymi ludźmi na świecie. Żeby znów nie pomyślała Pani, że jestem rasistą, pozwolę sobie przytoczyć słowa władcy Arabii Saudyjskiej, szejka Raszyda, który sam powiedział, że jego dziadek jeździł na wielbłądzie, jego ojciec jeździł na wielbłądzie, on jeździ Mercedesem, jego syn i wnuk Porsche, ale już syn jego wnuka będzie na powrót jeździł na wielbłądzie – bo wtedy skończy się ropa. Jeżeli Arabowie nie sprzedadzą wtedy całego Dubaju komuś z zagranicy, to wraz z ropą to wszystko zniknie, włącznie z wieżą Burż–al–Kalifa, bo bez pieniędzy uzyskanych od Zachodu za ropę kto będzie miał dalej utrzymywać te wspaniałości? Poganiacze wielbłądów? Proszę mnie nie rozśmieszać.

— Przyznam, że zgadzam się z prawie wszystkim, co Pan mówi. Tylko sposób, w jaki Pan to mówi, dobór pewnych słów, budzą moje zastrzeżenia jako pochodzące z pogranicza rasizmu.

— Bo jest Pani już przesiąknięta co najmniej odpryskami politycznej poprawności i nawet nie zdaje z tego sprawy. Odwykła Pani od słuchania brutalnych słów prawdy. Nawet jeśli Pani się przed tym broniła, to jednak propaganda politycznej–poprawności wywarła już swe piętno na Pani sposobie myślenia, co wyraża się właśnie w doborze czy akceptacji słów. Ale proszę się tym nie martwić, nie tylko Pani odczuwa jakiś wewnętrzny niepokój lub nawet dyskomfort gdy ktoś dzisiaj używa tak jednoznacznych określeń jak świr, głupek, czy choćby Biały człowiek, które to natychmiast u większości poddanej wieloletniemu polit–poprawnemu praniu mózgu natychmiast kojarzy się negatywnie z rasizmem czy inną dyskryminacją. Przecież sama Pani wie, że ludzie mają wiele różnych kolorów skóry i jest to tak naturalne, jak naturalne są różne barwy sierści u psów czy kotów, prawda? Wiem, że nie jest Pani lewaczką, a jednak wszechobecna propaganda lewacka u Pani także wyrobiła już określone odruchy warunkowe. Dlatego stwierdzenie faktu, że to „Biali ludzie” w rzeczywistości zbudowali niby–islamskie cuda w Dubaju natychmiast wywołało u Pani takie, a nie inne uczucia. Spotkałem się z tym wielokrotnie i wcale mnie to już nie dziwi, bo bardzo trudno jest oprzeć się jakiejkolwiek propagandzie trwającej lata, a nawet dekady.

Jednak czego jak czego, ale akurat rasizmu nie można mi zarzucić, bo nigdy nie uważałem, aby brak pigmentu lub jego duża ilość w skórze mogła mieć jakikolwiek wpływ na rozwój umysłu człowieka. Przecież ostatnio na Zachodzie pojawili się także Biali barbarzyńcy–islamiści i zapewniam Panią, że nimi gardzę dokładnie tak samo, jak gardzę arabskimi, czarnymi czy azjatyckimi islamistami, a nawet bardziej, bo jakże wielkim trzeba być głupcem, aby będąc urodzonym i wychowanym w najwyższej znanej ludzkości cywilizacji dobrowolnie zamienić ją na barbarzyństwo?
Kolor skóry barbarzyńcy nie ma absolutnie żadnego znaczenia. To mózg, umysł, myślenie – tylko to określa, czy dany człowiek jest cywilizowany, czy też jest gadającą małpą. Przecież to tak oczywiste, że nawet nie powinno się tego nigdy dyskutować.

— Być może ma Pan rację. Ale – ale, a na Pana ta sama wieloletnia propaganda lewacka nie działa?

— Oczywiście, że działa. Staram się to w sobie zwalczać i dlatego dobrze rozumiem Pani reakcje na niektóre z celowo przeze mnie użytych słów i zwrotów.

— W jaki sposób Pan to zwalcza?

— Powiedzmy, że „to już całkiem osobny temat na inny artykuł” [śmiech] Nie chcę niegrzecznie się rozłączać w pół zdania, ale dobrych kilka pytań temu miało to być już ostatnie pytanie…

— Oj, to niech Pan odpowie na to jedno, naprawdę ostatnie pytanko! Bardzo proszę!

— [westchnienie] No dobrze.

— Niech Pan opisze siebie samego, oczywiście na tyle, na ile pozwala Panu przezorność. Kim Pan jest, Panie Digitale Scriptor?

— Każdy widzi siebie samego zawsze i tylko i wyłącznie przez różowe okulary. Choćbym się starał, z pewnością nie byłbym wyjątkiem od tej reguły, więc to raczej bezcelowe. W zamian może powiem Pani, jak widzą mnie niektórzy z Czytelników?

— Proszę bardzo.

— Homofob, germanofob, rusofob, ukrainofob, antysemita, wredna menda, katolib, gnój pierd***y, sk***syn, ch***, …

— No tak…

— Ale ja jeszcze nie skończyłem! To dopiero początek tych najpopularniejszych jakie pamiętam [śmiech]

— Reszty możemy się domyśleć.

— To może podam te dziwniejsze: mokry moher i niedobity plemnik katolski.

— Dlaczego mokry?

— Też nie mam pojęcia. Może ktoś z Czytelników nas później oświeci w komentarzu? Natomiast niedobitego plemnika chyba rozszyfrowałem – wydaje mi się, że to za dowcipem o chłopaku, który po seksie z dziewczyną zaraz złapał kapeć w dłoń i zaczął nim walić ją po udach.

— Nie znam tego. Dlaczego ją bił?

— W tym właśnie cały dowcip. On jej nie bił, tylko w ten sposób dla pewności dobijał plemniki pozostawione na jej udzie!

— Ooo… no tego nie mogę dać do publikacji.

— Umawialiśmy się przecież, że tylko ja dokonam skreśleń.

— Więc rozmowa będzie kończyła się dowcipem o plemnikach? Nie tak to sobie wyobrażałam.

— A dlaczego nie? Od plemnika przecież zaczyna się życie, no i od jajeczka oczywiście, ale dywagacje nad tym, co było pierwsze to temat nie do rozwiązania…

— Jak dylemat z jajem i kurą.

— Absolutnie nie. Kura musi wyląc się z jaja, więc logiczne jest, że jajo musiało być i było pierwsze.

— Ale…

— Nie, jajo z którego wylęgła się pierwsza kura mogło być mutacją jaja np. kaczki czy innego dinozaura, po prostu nie musiało pochodzić od innej kury i przepraszam, że Pani przerwałem, ale właśnie to chciała Pani powiedzieć, prawda? A ja naprawdę chciałbym już zakończyć naszą rozmowę, bo tak długie siedzenie przy jednej kawie nawet [w tym przybytku] nie jest normalne.

— W takim razie serdecznie dziękuję Panu za rozmowę i z niecierpliwością czekam na kolejne felietony. Bardzo mi miło, że zgodził się Pan na kilka minut, a spędził ze mną tyle czasu […]

— To ja dziękuję, że Pani wytrzymała ze mną tak długo i ze swojej strony także dziękuję za możliwość wyrażenia moich zwykle–niepopularnych opinii i pozdrawiam całą ekipę Projektu Repozytorium oraz wszystkich Czytelników. Kiedy chce Pani opublikować ten nasz chaotyczny dialog?

— Tak jak Pan sobie zażyczył: za kilka miesięcy, więc to będzie gdzieś w grudniu. Najprawdopodobniej na sam koniec roku.

— W takim razie już teraz życzę wszystkim prawdziwym Polakom jak najlepszego i najszczęśliwszego Nowego Roku 2020, a wszystkim wrogom Polski jak najwięcej nieszczęść i najokropniejszych tragedii, zaś Panią żegnam – wirtualnym niestety – pocałunkiem dłoni.

— Jeszcze raz dziękuję. W ostatniej chwili zaświtała mi taka myśl: może umówmy się na kontynuację tej rozmowy za kilka lat?

[sygnał rozłączenia komunikatora Skype]


Od Autorki:
Powyższy zapis rozmowy został skrócony przez rozmówcę zgodnie z naszą umową, że wywiad będzie o wszystkim i na luzie, ale poważny, a po spisaniu transkrypcji pozwolę swemu interlokutorowi dokonać skreśleń tych fragmentów tekstu, które uzna za zbyt prywatne lub zbyteczne. Zgadzając się na takie warunki jednak nawet nie podejrzewałam, że mój rozmówca usunie mi więcej niż połowę tekstu z transkrypcji. Dlatego później niejako wymusiłam na swym rozmówcy zgodę na opublikowanie „nieocenzurowanej” całości w bliżej niesprecyzowanej przyszłości, na co Pan Digitale Scriptor ostatecznie przystał, ale pod następującymi warunkami: nie nastąpi to wcześniej niż w roku 2030, oraz tylko i wyłącznie wtedy, gdy teksty nowych felietonów przestaną do nas przychodzić od niego przez co najmniej 5 kolejnych lat z rzędu (gdyż będzie to znaczyło – jak sam stwierdził – że „z takich czy innych powodów przestałem pisać jako Digitale Scriptor, lub po prostu już nie żyję”).



Rozmowa i transkrypcja © Anna Pomorska
opublikowano 2 stycznia 2020
specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polski²:
tiny.cc/itp2





[…] = obszerniejsze fragmenty, które po transkrypcji zapisu rozmowy zostały usunięte z tekstu przez Pana Digitale Scriptora.

Ilustracja: © DeS specjalnie dla ITP²

16 komentarzy:

  1. Al Gore ma obecnie 5 domów i 1 'wakacyjny'. Z publicznie dostępnych informacji wiadomo jedynie o zużyciu energi przez te 2 domy:
    - dom w Nashville: 221 MWh (w 2006)
    - dom w Kalifornii: 233 MWh (w 2010)
    - dom w Nashville: 370 MWh (w 2017)
    Liczba z 2017 na podstawie rachunku za prąd pokazującego zużycie 30 993 kWh za miesiąc wrzesień 2017 (30.9MWh x 12 = 370MWh)

    Al Gore w jednym roku zużywa w swych 5 domach tyle energii co przeciętny Polak zużywałby przez co najmniej 500 lat! PIĘĆSET LAT !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stać go na to więc co tobie do tego? Zazdrościsz?

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. Dobrze facet mówi. Żadko kto ma dziś jaja żeby walić prosto w oczy co myśli. Szacunek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu mówi co myśli, a właściwie mówi co im ślina na język przyniesie, bez zastanowienia. Natomiast niewielu mówi tak otwarcie i zarazem logicznie, a jeszcze mniej potrafi poprzeć swoje racje faktami w tak naturalny sposób. Wielki szacun dla pana DeS-a

      Usuń
    2. Zgadzam się. Pozdrowienia dla Autora i Pani Anny. Proszę o więcej!

      Usuń
  3. Podoba mi się ten Pan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba sie bo napewno masz tak samo pojeb...e we łbie więc nic dziwnego

      Usuń
  4. mokry moher to katolibska piz*a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. LOL!!!!!!!!!!

      Usuń
    2. :))
      dobre

      Usuń
    3. ale jak to sie ma jedno do drugiego, prosze wyjasnij powiazanie katolika i kobiecych narzadow z mokrym beretem moherowym?

      Usuń
    4. Ja też dołączam do prośby o wyjaśnienie bo nie widzę związku?

      Usuń
    5. Pan Des poprosił nas, abyśmy zamieścili Jego odpowiedź na powyższy komentarz:
      ---
      Anonimowy 16 lutego 2020 14:15
      "mokry moher to katolibska piz*a"

      Ha ha ha!
      Być może, ale nie sądzę. Chylę jednak z szacunkiem głowę dla Pańskiej/Pani wyobraźni,
      z pozdrowieniami - Digitale Scriptor
      ---

      Usuń
  5. Pan Des znowu miał rację i wykrakał , tylko narody pomylił . . . durni rodacy przygarnęli miliony potomków swych morderców o jeszcze są z tego dumni (!!!)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze pisze ale nie wiem dlaczego sposób wypowiedzi jest dla mnie po prostu wkurwiajacy

    OdpowiedzUsuń

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2