OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Studnicki, Władysław

Władysław Studnicki – szkoła politycznego myślenia


Istotą spuścizny Studnickiego nie jest proniemieckość, która była wyborem podyktowanym ówczesnymi uwarunkowaniami, lecz szkoła twardej, beznamiętnej i pozbawionej złudzeń politycznej kalkulacji.

I. Właściwe wzorce


Są różne wzorce na różne czasy. Przykładowo, Józef Piłsudski ze swą nieugiętością może być znakomitym wzorem na czasy niewoli i zamętu, a jego mit zwycięskiego przywódcy i Naczelnika, który wywalczył, a następnie obronił niepodległość przed bolszewicką nawałą znakomicie sprawdził się w czasach komuny,
krzepiąc serca polskich antykomunistycznych patriotów. Ale tenże Piłsudski – zwłaszcza z okresu po 1926 r., kiedy to z biegiem lat stawał się coraz bardziej zamordystycznym, ponurym satrapą – słabo nadaje się na wzorzec czasów pokoju i niepodległości. W takich czasach „krzepiące serca” mity dobrze jest odsunąć nieco na bok (nie odrzucić czy zapomnieć, ale właśnie nieco przesunąć z dotychczasowej, centralnej pozycji), a to z prostego powodu – o ile w niewoli idealistyczne opowieści pełnią funkcje terapeutyczne, podtrzymując naród na duchu i motywując do walki, o tyle w warunkach wolności, gdy musimy zadbać o rozwój odzyskanego państwa, ta sama mitologia uporczywie wtłaczana do głów, może nam zaciemniać osąd sytuacji i prowadzić do rozmaitych, czasem tragicznych, błędów. A zatem, niepodległości winno towarzyszyć przewartościowanie pewnych paradygmatów w sposobie myślenia, a główną potrzebą staje się umiejętność trzeźwej kalkulacji, opierającej się na zimnym szacowaniu sił, realnych możliwości oraz rozumowaniu w kategoriach rachunku interesów, strat i korzyści.

I tutaj, jako wzorzec na obecne czasy, proponowałbym postać Władysława Studnickiego – nie w sensie niewolniczego kopiowania wszystkich jego koncepcji w skali 1:1, do czego często miewają predylekcję rozmaici samozwańczy epigoni wybitnych postaci (z Dmowskim i jego naśladowcami bywa podobnie), ale w sensie przyjęcia jego realistycznej, pozbawionej złudzeń metody politycznego myślenia i wyciągania racjonalnych wniosków. Chłodne analizy bywają przykre i często równie przykro się ich słucha – ale są niezbędne, by wyzwolić się z potencjalnie zabójczych fantazmatów i urojeń. A mistrzem takich analiz był właśnie Władysław Studnicki – niewysłuchany prorok, którego usiłowano zepchnąć na margines i zamilczeć, gdyż burzył samozadowolenie i zatęchły, psychiczny komforcik sanacyjnych elit. Jak się okazuje, jest niewygodny również i dzisiaj – i śmiem twierdzić, że z bardzo zbliżonych powodów.


II. Wiecznie niewygodny prorok


Powyższe refleksje naszły mnie po awanturze związanej z tegoroczną edycją konkursu „Książka Historyczna Roku” z którego wskutek ingerencji trojga fundatorów (TVP, Polskiego Radia i Narodowego Centrum Kultury z pominięciem czwartego fundatora, czyli IPN) w atmosferze skandalu usunięto prowadzącą w plebiscycie czytelników książkę Piotra Zychowicza „Wołyń zdradzony” (o tym było głośno) i właśnie książkę Władysława Studnickiego „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” (o czym było znacznie ciszej), co finalnie skończyło się unieważnieniem całej imprezy. Pracy Studnickiego, startującej w kategorii „Wydawnictwo źródłowe” postawiono kuriozalny zarzut „antysemityzmu” - a dokładnie nie tyle samej pracy, bo stawianie tego typu zarzutu archiwalnemu materiałowi byłoby kompromitacją oskarżycieli, ile wydawcy (wyd. „Universitas”) i redaktorowi opracowania oraz przedmowy, Janowi Sadkiewiczowi. Jego grzechem było to, że we wstępie nie odciął się i nie potępił wszetecznych poglądów autora.

Poszło konkretnie o drugi, zaledwie dziesięciostronicowy rozdział („Żydzi a wojna”), poświęcony nastawieniu Żydów do nadchodzącego starcia. Wedle autora, narastający antysemityzm III Rzeszy i restrykcyjne ustawodawstwo powoduje, iż „światowe żydostwo” (powszechnie stosowany wówczas termin publicystyczny) używa wszelkich swych wpływów w świecie polityki, finansów i prasy by popchnąć kraje Zachodu (w szczególności Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię) do wojny z Niemcami, obiecując sobie po niej ponadto szereg dodatkowych korzyści. Spójrzmy:
„Nowa wojna światowa rozstrzygnie los Żydów. Gdy inne narody mają dużo do stracenia, to Żydzi dużo do wygrania, lecz ich wygranie to klęska tych narodów, w których porach siedzą. Niech Francja wyludni się przez nową wojnę, będzie tam więcej miejsca dla Żydów, niech ochotnicza służba przetrzebi inteligencję Anglii, tym łatwiej Żydzi zajmą wpływowe stanowiska, niech przez Polskę przejdzie zniszczenie wojenne lub okupacja ogołacająca ze wszystkich zasobów, niepotrzebna będzie Palestyna. Polska stanie się tą Palestyną, a Polacy nie tymi Arabami, którzy napadają na Żydów i ich niszczą, ale tymi, którzy pracować będą pod ich kierownictwem. Niech Stany Zjednoczone zapanują nad światem, będzie to panowanie Żydów, gdyż oni stają się czynnikiem decydującym w Stanach Zjednoczonych”.
Coś, co dziś może brzmieć kontrowersyjnie, wówczas stanowiło pogląd jak najbardziej dopuszczalny w szerokiej debacie publicznej – i Studnicki nie widział powodu, by się cenzurować (zresztą nie cenzurował się co do zasady, zawsze pisząc „między oczy”, bez względu na konsekwencje, co jest kolejnym walorem jego dorobku). Jednak podczas obrad jury uznano, iż takie treści, pozbawione odpowiedniego, odredakcyjnego komentarza wywołają „międzynarodową awanturę”. W efekcie, Studnickiego wycofano – z przyczyn jawnie politycznych, zupełnie jak 80 lat temu, za sanacji. Na marginesie – ależ musiało naszym decydentom utkwić w pamięci pokazowe przeczołganie przez środowiska żydowskie, Izrael i USA po nowelizacji ustawy o IPN (wtedy też zrejterowali), skoro dziś na samą myśl o potencjalnej reakcji „strategicznych partnerów” chowają się ze strachu we własne buty...


III. Wołanie na puszczy


Ale mniejsza o Żydów, wróćmy do Studnickiego i jego książki. Otóż „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” jest pozycją unikalną, choć niewielkich rozmiarów, właściwie nieco większą broszurą. Autor pisał ją wiosną 1939 r. w reakcji na przyjęcie brytyjskich „gwarancji” i w zamyśle stanowiła ona rozpaczliwy głos, mający przemówić do rozsądku rządzących, ślepo popychających Polskę do samobójczej wojny. Książkę poprzedził list wysłany 13 kwietnia do ministra Józefa Becka, który dopiero co odtrąbił jako sukces świeżo zawarty sojusz z Wielką Brytanią. W piśmie Studnicki przestrzegał, iż wojna zakończy się dla Polski katastrofą, a Beck „zapisze się w historii” jeśli jej zapobiegnie. Wkrótce potem (5 maja) rozesłał memoriał do wszystkich ministrów (poza premierem Sławojem-Składkowskim, którego premierostwo uważał za „poniżenie dla narodu”), w którym podnosił, iż Polska nie jest zdolna do obrony przed Niemcami, chociażby ze względu na kształt granic i różnice potencjałów przemysłowych i militarnych. Jedyną reakcją był wniosek Składkowskiego na posiedzeniu rządu, by Studnickiego zamknąć w Berezie Kartuskiej. Nie doszło do tego tylko wskutek sprzeciwu Rydza-Śmigłego, który pamiętał Władysława Studnickiego z patriotycznej działalności w Galicji podczas I wojny światowej. Wreszcie, zdecydował się napisać i opublikować własnym sumptem „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej”, by wobec głuchoty politycznych elit (a prócz pisania rozmawiał także z wieloma politykami) przedrzeć się ze swymi racjami do szerszej opinii publicznej. Nic z tego nie wyszło, bowiem cały nakład skonfiskowano jeszcze w drukarni. Istnym cudem ocalało kilka egzemplarzy wysłanych uprzednio do korekty – i tylko dzięki temu możemy dziś tę książkę przeczytać. Jest to tak naprawdę jej pierwsza edycja od 1939 r. - i, jak widać, również dziś zawiera treści na tyle obrazoburcze, że lepiej o niej zbyt głośno nie wspominać.

Autor dokonuje w niej wszechstronnej analizy (dziś powiedzielibyśmy „geopolitycznej”) porównując sytuację polityczną, gospodarczą i militarną poszczególnych graczy przyszłego starcia i prognozując przebieg nadchodzącej wojny. I mimo że zdarzało mu się pomylić w drugorzędnych kwestiach, to zasadniczy trzon jego pracy, w szczególności odnoszący się do losów Polski, uderza proroczą wręcz celnością przewidywań. Ale nie ma to nic wspólnego z nadnaturalnymi, profetycznymi zdolnościami. Przenikliwa trafność wniosków wypływa wprost z chłodnego osądu rzeczywistości, nie zaciemnionego „chciejstwem” i mrzonkami. Studnicki pisze bez ogródek, że jedynym celem Wielkiej Brytanii jest popchnięcie nas do wojny, tak by to przeciw Polsce, jako najsłabszemu ogniwu „sojuszu”, obrócił się pierwszy impet niemieckiego uderzenia, dzięki czemu Anglia zyska na czasie. Jednoznacznie stwierdza, iż Polska stoi tu na z góry przegranej pozycji – chociażby ze względu na przewagę przemysłu i uzbrojenia III Rzeszy. Uważa za nieuchronne, że w przypadku niemieckiego ataku do agresji włączy się również ZSRR, zajmując nasze wschodnie tereny (przypominam, było to na trzy miesiące przed paktem Ribbentrop-Mołotow!). Co więcej, jest pewien, że zachodnim „aliantom” w gruncie rzeczy chodzi o pozyskanie do antyniemieckiego sojuszu sowieckiej Rosji – po naszym trupie, rzecz jasna. Biorąc to pod uwagę, z punktu widzenia Wielkiej Brytanii jesteśmy tymczasowym „sojuszniczkiem” rzuconym na pożarcie i w jej interesie wręcz leży, byśmy zostali pożarci – bo dzięki temu Niemcy i ZSRR będą miały bezpośrednią, wspólną granicę, co musi się zakończyć niemiecko-rosyjską wojną, a wtedy droga do koalicji Wielkiej Brytanii z Sowietami stanie otworem. Ceną za ten sojusz, którą Londyn ochoczo zapłaci, będzie rzecz jasna Polska. Jak wiemy, właśnie tak się stało, co zostało ostatecznie przyklepane na konferencjach w Teheranie i Jałcie.

Powtarzam, wszystkie te przewidywania nie wynikały z jakichś mistycznych objawień, lecz zimnych praw polityki, którymi kierował się w swych analizach Studnicki. Ciekawostka – przewidział nawet, iż generał Władysław Sikorski, jako „agent francuskiej propagandy”, może za swą służbę i przychylne stanowisko prezentowane wobec Sowietów zostać przez Francję wynagrodzony w przyszłej wojnie funkcją naczelnego dowódcy – i tak też się stało po wrześniowej klęsce, kiedy to Sikorski pod naciskiem Francji został premierem i głównodowodzącym polskich sił zbrojnych na Zachodzie.

Co Studnicki proponował w zamian? Przekierowanie niemieckiej agresji na zachód, na Francję – postulował, błagał wręcz, byśmy wystąpili wobec Niemiec z propozycją naszej „zbrojnej neutralności”. Inaczej mówiąc, pozostając na uboczu wojny, chronilibyśmy Niemcom tyłek od wschodu, stanowiąc zaporę przed ewentualnym ciosem w plecy ze strony Sowietów – co stanowiłoby podstawę do przyszłego, antyrosyjskiego sojuszu. Racjonalne? I to jeszcze jak. Co więcej, w innych okolicznościach (przed przyjęciem gwarancji brytyjskich) Niemcy może nawet by i na to poszli. Studnicki nie wziął jednak pod uwagę dwóch okoliczności – po pierwsze, że na czele III Rzeszy stoi nieobliczalny szaleniec, który po przyjęciu przez nas gwarancji „zapisał nam śmierć w duszy”; po drugie – że Polską rządzi banda zadufanych w sobie, nadętych mocarstwowymi urojeniami półgłówków, wierzących ponadto w pomoc, która obiektywnie rzecz biorąc nie mogła nadejść. Na tym polegał fatalizm sytuacji: jak w antycznej tragedii, to nie mogło się dobrze skończyć, a Studnickiemu przypadł los Kasandry, która za swe przepowiednie omal nie trafiła do Berezy.


IV. Racjonalny germanofil


Na koniec sprawa bodaj najbardziej kontrowersyjna. To wlokąca się za nim po dziś dzień słynna „germanofilia” z powodu której spotkały go oskarżenia o zdradę i późniejsza, gorzka izolacja na emigracji (choć trzeba oddać, że swych łamów użyczyły mu londyńskie „Wiadomości”, na łamach których w serii artykułów opisał swe przedwojenne założenia i działalność w okupowanej Polsce). Owszem, Studnicki wręcz sam przedstawiał się jako germanofil („Mówię z podniesionem czołem: »Jestem germanofilem polskim«. Czy znajdzie się polityk, który będąc moskalofilem, powie to o sobie?”). Wynika to m.in. z doświadczeń kilkuletniego zesłania syberyjskiego za działalność niepodległościową, kiedy to napatrzył się na azjatyckie zdziczenie moskiewskiej barbarii i pozbył się jakichkolwiek złudzeń co do permanentnie agresywnego charakteru rosyjskiego imperium („Zaborczość Rosji pozostaje niezmienną, zmienia się tylko ideologia zaborów”). To skłoniło go do poszukiwania oparcia w Austrii, a później w Niemczech, w których widział m.in. cywilizacyjną zaporę przed rosyjskim zagrożeniem, co poróżniło go z Dmowskim i środowiskiem endeckim. Studnicki zresztą nigdzie nie pasował – przed zesłaniem był niepodległościowym socjalistą, potem endekiem, następnie w Galicji współpracował z piłsudczykami, później jeszcze (1916 r.) był współarchitektem Aktu 5 Listopada i członkiem Tymczasowej Rady Stanu – zalążka polskiej państwowości pod kuratelą okupacyjnych władz niemieckich, by po odzyskaniu niepodległości trafić na margines polityki za swe proniemieckie sympatie.

Tyle, że znów – jego proniemiecka orientacja nie wynikała z jakichś tanich, parweniuszowskich fascynacji „wyższą kulturą” i „zachodem”, lecz z beznamiętnej kalkulacji. O ochronie przed Rosją wspominałem. Kolejny motyw był natury geopolitycznej - Studnicki uważał, że potencjały Europy Środkowej i Niemiec w naturalny sposób się dopełniają, a niemiecka technologia i zaawansowany przemysł potrzebują surowcowego i żywnościowego zaplecza w postaci naszego regionu. Toteż był zwolennikiem sojuszu państw Europy Środkowej (z wiodącą rolą Polski) pod patronatem Berlina, uważając, iż w przymierzu z Niemcami wyrośnie siła Polski jako regionalnego lidera. Coś nam to przypomina? Toż to wypisz-wymaluj obecnie realizowana inicjatywa Trójmorza – z tą różnicą, że dziś zamiast Niemiec wybraliśmy sobie na protektora Stany Zjednoczone, cała reszta w zasadniczym zrębie pozostaje bez zmian.

Ta postawa zaowocowała podczas okupacji. Jeszcze przed wojną, w 1936 r. jako członek polskiej delegacji zaproszonej na parteitag NSDAP (m.in. wraz ze Stanisławem Catem-Mackiewiczem) Studnicki poznał osobiście czołowe postaci III Rzeszy, z Hitlerem, Ribbentropem i Goebbelsem. Pozwoliło mu to później skutecznie interweniować na rzecz zwolnienia z Pawiaka czy Oświęcimia szeregu osadzonych Polaków, a także docierać do władz niemieckich z memoriałami wskazującymi na konieczność przywrócenia jakiejś formy polskiej państwowości i sił zbrojnych w obliczu nieuchronnej wojny z ZSRR (i to zanim jeszcze Hitler w ogóle pomyślał o wojnie z Sowietami) oraz zaniechania okrucieństw nieludzkiej polityki okupacyjnej. Cóż, szybko zorientował się jednak, że III Rzesza to nie wilhelmińskie Niemcy z czasów I wojny, kiedy to od biedy szło się z Niemcami dogadać - a w końcu sam trafił na ponad rok na Pawiak... Zmarł w 1953 r. w Londynie, spoczywa na cmentarzu St. Mary's w Kensal Green.


V. Spuścizna


Co pozostało po Studnickim? Jak wspomniałem na początku, istotą jego spuścizny nie jest proniemieckość (tak jak w przypadku Dmowskiego nie jest nią orientacja prorosyjska), która była wyborem podyktowanym ówczesnymi uwarunkowaniami, lecz szkoła twardej, beznamiętnej i pozbawionej złudzeń politycznej kalkulacji. W relacjach międzynarodowych nie ma wiecznych sojuszy (sam Studnicki, liczący początkowo na Austro-Węgry, po klęskach CiK armii bez sentymentów postawił na Niemcy) – nie funkcjonują w nich takie pojęcia jak lojalność, przyjaźń czy honor. Jest siła bądź słabość, interes bądź jego brak, korzyść bądź strata. I stosownie do tego poszukuje się partnerów – by, jeśli zajdzie potrzeba, znaleźć sobie innych, gdy tylko z punktu widzenia interesów państwa i narodu będzie to konieczne.

Niestety, ówczesne sanacyjne elity kierowały się w swej polityce zaprzeczeniem tych zasad, uprawiając politykę irracjonalną, urojeniową wręcz, nie popartą kalkulacjami lecz z gruntu infantylnym chciejstwem, biorąc swe mocarstwowe pragnienia za rzeczywistość i koniec końców doprowadzając kraj do zagłady. Warto (co ja mówię – trzeba!) z tej lekcji wyciągnąć wnioski i zaaplikować sobie kurację trzeźwego myślenia, a Studnicki na lekarza nadaje się jak mało kto. Inaczej, gdy tylko odwróci się koniunktura, znów przegramy Polskę – lecz tym razem, wobec ogromu zagrożeń współczesnego świata, możemy już nigdy jej nie odzyskać.


© Piotr Lewandowski
8 grudnia 2019
Autor publikuje w sieci pod pseudonimem „Gadający Grzyb”
źródło publikacji: blog autorski






O Władysławie Studnickim – bez politrucznych smrodów



Na łamach najnowszego tygodnika „W Sieci” Piotr Gursztyn bierze jakby z buta sylwetkę Władysława Studnickiego, a już flekuje bezpardonowo „ludzi promujących dzisiaj Studnickiego”, co do których „nie wie, czy są tylko nieodpowiedzialnymi pożytecznymi idiotami, czy świadomymi prowokatorami”. I konkluduje w agitatorskim stylu jakby z gazety żydowskiej Michnika wyjętym: „Wiadomo za to jedno z pewnością – państwo polskie, jego instytucje i przedstawiciele, a także wszyscy przyzwoici ludzie powinni trzymać się od tego śmierdzącego tematu jak najdalej”.

(Przypomina mi to słynne wezwanie gazety żydowskiej sprzed lat: kto dociekał będzie, czy Jerzy Buzek był TW „Karol” i „Docent” , czy nie – ten powinien zostać uznany za świnię, bojkotowany towarzysko i zamilczany na wieki…)

Mniejsza o „państwo polskie, jego instytucje i przedstawicieli” – ale czemu „wszyscy przyzwoici ludzie” mieliby „trzymać się z dala od tego śmierdzącego tematu”? I dlaczego właściwie ten temat jest aż „śmierdzący”?...

Nie jestem ani germanofilem, ani „promotorem Studnickiego” (cokolwiek znaczyłoby słowo „promotor” w tym kontekście), ale nie widzę najmniejszych powodów, by „trzymać się z daleka od tego tematu”. Bo ten temat – to pytanie: Czy gdybyśmy w 1939 roku nie przeciwstawili się Niemcom zbrojnie - za poduszczeniem Anglii – wyszlibyśmy na tym lepiej, czy gorzej niż na przykład Rumunia, Węgry czy Słowacja?

Sądzę, że nie jest to temat tylko dla „pożytecznych idiotów lub prowokatorów” – jak mniema p.Gursztyn – ale dla poważnych debat i dyskusji historycznych lub politologicznych. Także dla poważnej młodzieży. Podwyższający poprzeczkę pożądanej wiedzy. Bardzo pouczający. Tym bardziej, że historia lubi się powtarzać i – wbrew znanemu porzekadłu – nie zawsze powtarza się jako farsa, ale niekiedy znacznie bardziej dosłownie.

W innym miejscu swego tekstu („Po co Polsce Studnicki?”) Gursztyn pyta histerycznie: „Co współczesna Polska zyska na wykreowaniu kultu germanofila Studnickiego? (…) Co się stanie, gdy zachęcona opinia publiczna sięgnie do książki Studnickiego”?

Czy jednak komukolwiek chodzi w Polsce o „wykreowanie kultu Studnickiego”?... Czy tylko o przywrócenie do intelektualnego obiegu i świadomości jego postaci i publicystyki? Tematyki, jaką poruszał?...

Konkretnie chodzi o książkę „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej” Wł. Studnickiego opublikowanej w 1939 roku, a właściwie o ten jej fragment, w którym Studnicki zwraca uwagą na zainteresowanie „światowego żydostwa” konfliktem zbrojnym w Europie. Czy to aby nie najistotniejszy powód histerycznego tekstu p.Gursztyna, w którym proponuje par excellence cenzurę polityczną publicystyki Studnickiego?...

Chciałbym zwrócić uwagę, że właśnie żydowska finansjera w Ameryce wspierała po I wojnie światowej odbudowę przedwojennej, silnej pozycji Niemiec (vide: wspomnienia Dmowskiego o konferencji w Wersalu !), a lektura (owszem, rzadkich, ale istniejących) publikacji na temat kredytowania i finansowania przez niektóre amerykańsko-żydowskie banki drogi Hitlera do władzy powinna być raczej upowszechniana, niż zamilczana!… Znana jest odpowiedź Hitlera amerykańskim bankowcom, ile kosztowało będzie pokojowe, demokratyczne objęcie władzy przez nazistów – a ile w drodze przewrotu… Finansowanie dojścia Hitlera do władzy w Niemczech i jego sukcesy gospodarcze spowite są dziwną mgłą tajemnicy, zwłaszcza pośród „światowych historyków”…

Obawy p.Gursztyna względem tego, jak zareagują na świecie żydowscy rasiści lub politycy niemieccy na publikację publicystyki Wł.Studnickiego zawierają w sobie logikę bardziej politruka, niż dziennikarza czy intelektualisty. Takie obawy – to zachęta do ulegania politycznemu szantażowi. Tymczasem uleganie szantażowi jest niekiedy rozsądne w polityce - ale nie w debacie intelektualnej, w sporach ideowych, historycznych, naukowych. Krótko mówiąc – w polityce, ale w żadnym wypadku w kulturze czy w nauce. Ale i w polityce obawa przed szantażem bywa często większa, niż realne zagrożenie, jakie niesie. Trzeba sprawdzać… Odnoszę nieprzyjemne wrażenie, że pośród obecnych polskich elit politycznych obawa przed żydowskim szantażem politycznym wynika głównie z żałosnej, tchórzliwej obawy o własne stołki, a nie z realnego zagrożenia…

Pisze też p.Gursztyn, że Studnicki nie mógł nie zauważyć mowy Hitlera z 1939 roku, w której Hitler mówił o zniszczeniu „światowego żydostwa”. Hm. Czy p. Gursztyn sądzi, że ewentualną ( a wobec sowieckiej praktyki, znanej już wówczas od 20-lat – niemal pewną!) eksterminację polskich elit podczas II wojny światowej i po niej, w sowieckiej strefie - powinien Studnicki oceniać jako coś ewentualnie znacznie l e p s z e g o od hitlerowskiej ewentualnej eksterminacji europejskich Żydów?...

Warto też zwrócić uwagę – o czym p.Gursztyn nie wspomina – że Studnicki uprawiał swą publicystykę i skromną działalność polityczną (wymagającą wielkiej odwagi cywilnej) na swój osobisty, indywidualny rachunek, od nikogo nie pobierał za to pieniędzy, ponosił osobistą odpowiedzialność.

Czy Studnicki był antysemitą? Nie wiem, ale wydaje mi się to najmniej ważne. Antysemita to ktoś, kto nie lubi Żydów tylko dlatego, że są Żydami. Jak to było w przypadku Studnickiego – nie wiem, nie siedziałem mu w duszy. Dopóki taki antysemita nie wywodzi ze swej antypatii dyskryminujących wobec Żydów żądań albo obelg – jego sprawa. Dziś jednak za „antysemitów” uznaje się łatwo osoby, których nie lubią Żydzi, ot, choćby dlatego, że krytykują rasistowskie żydowskie żądania finansowe, albo krytykują politykę państwa Izrael, albo przeciwne są tej czy innej formie uprzywilejowania prawnego Żydów.

Nie trzeba ani okadzać, ani potępiać Studnickiego. Warto go czytać ze zrozumieniem.

Pan Gursztyn nie wygląda na totalniaka, dziwi więc jego gwałtowna filipika za zamilczeniem Studnickiego. Czyżby „promotorzy” Studnickiego ubiegali się o grant na wydanie jego książki, minister kultury bał się przyznać ten grant, więc p.Gursztyn daje zaporowy odpór?...


© Marian Miszalski
31 marca 2021
źródło publikacji:
www.MarianMiszalski.pl







Władysław Studnicki-Gizbert


Polski polityk i publicysta, członek tymczasowego zarządu Polskiego Skarbu Wojskowego w 1912 roku. Urodził się 15 listopada 1867 w Dyneburgu.

W młodości uczęszczał do Gimnazjum w Dyneburgu. Od 1887 był studentem Szkoły Handlowej Leopolda Kronenberga. W 1888 r. był jednym z założycieli II Proletariatu, za działalność socjalistyczną aresztowany jesienią 1888 po ośmiu miesiącach śledztwa zesłany na Syberię. Po powrocie z zesłania w 1896 zamieszkał w Petersburgu, a wkrótce potem w Warszawie. W 1897 wyjechał razem z bratem, Wacławem do Wiednia, a następnie osiadł w Heidelbergu. Działał w Związku Zagranicznych Socjalistów Polskich i był członkiem jego władz, tzw. Centralizacji, publikował także w emigracyjnej prasie socjalistycznej, m.in. „Przedświcie”.
Stopniowo jednak oddalał się od ruchu socjalistycznego w stronę poglądów bardziej narodowych. W 1901 zamieszkał w Galicji i został najpierw członkiem tamtejszego Stronnictwa Ludowego, a 1902 Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. W 1903 założył we Lwowie „Tygodnik Lwowski”.

W 1904 wydał zbiór swojej publicystyki Od socjalizmu do nacjonalizmu, gdzie przedstawił przyczyny zmiany swoich poglądów. Ostatecznie rozstał się jednak z ruchem nacjonalistycznym wobec różnic w stosunku do Rosji. W latach 1905–1910 mieszkał głównie w Warszawie, był aktywnym publicystą, zwalczającym prorosyjską politykę Romana Dmowskiego. W 1910 wydał Sprawę polską, w której głosił potrzebę odbudowy niepodległej Polski w oparciu o państwa centralne. Wysunął wówczas koncepcję tzw. trializmu, czyli poszerzenia austro-węgierskiej unii realnej o trzeci człon, którym miało być odbudowane państwo polskie. Był zwolennikiem rozbicia Rosji, która zajęła 80% terytorium I Rzeczypospolitej (w granicach z 1772). W ostatnim okresie przed wybuchem I wojny światowej był działaczem Polskiego Skarbu Wojskowego i Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, czynił kroki na rzecz stworzenia politycznej nadbudowy dla polskich organizacji paramilitarnych. Do idei tej, w 1912 r., starał się przekonać płk. Tadeusza Rozwadowskiego w późniejszym czasie jedynego generała Polaka w służbie austriackiej, który nawiązał kontakty z polskim ruchem strzeleckim. Członek Wydziału Finansowego Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych. Po klęskach armii austro-węgierskiej jesienią 1914 stał się jednym z najwybitniejszych przedstawicieli orientacji proniemieckiej. 10 maja 1916 spotkał się z generał-gubernatorem Hansem von Beselerem, któremu przedłożył projekt powołania niepodległej Polski, ze wschodnią granicą na Dźwinie i Berezynie, z zachowaniem zachodniej granicy Kongresówki z Niemcami z 1815. 21 lipca 1916 założył Klub Państwowców Polskich. Nazywany był jednym ze współautorów aktu 5 listopada, który obiecywał utworzenie państwa polskiego. W grudniu 1916 wszedł do 25-osobowej Tymczasowej Rady Stanu dzięki poparciu okupacyjnych władz niemieckich, został z niej wykluczony w sierpniu 1917. Do końca wojny popierał ekspansję przyszłego państwa polskiego na wschód w sojuszu z Niemcami. W 1918 był zaangażowany w rozmowy o obsadzeniu tronu polskiego przez księcia saskiego Christiana. Mianowany członkiem Rady Stanu w 1918 roku.

W II Rzeczypospolitej pracował jako naczelnik Wydziału Statystycznego Cywilnego Zarządu Ziem Wschodnich (1919–1921), konsultant w Ministerstwie Przemysłu i Handlu (1922–1926), konsultant w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (1928–1930), wykładowca w Instytucie Nauk Handlowo-Gospodarczych w Wilnie (1930–1934). Przede wszystkim jednak był aktywnym publicystą, autorem wielu książek i artykułów prasowych, poświęconych m.in. współpracy polsko-niemieckiej, krajom bałtyckim, m.in. w 1935 opublikował książkę System Polityczny Europy a Polska, w której postulował stworzenie bloku państw środkowoeuropejskich opartego o Polskę i Niemcy. W 1935 i 1938 kandydował bez powodzenia w wyborach do Sejmu RP.

W 1924 roku poślubił Alinę Brylińską, lektorkę języka angielskiego na Uniwersytecie Wileńskim. W momencie ślubu Studnicki miał 57 lat, a jego żona 38. W roku 1926 urodził się ich jedyny syn, Konrad.

1 lipca 1928 został wybrany członkiem komisji rewizyjnej założonego wówczas Związku Sybiraków. W 1938 wydał książkę Kwestia Czechosłowacji a Racja Stanu Polski.

W związku z dynamiką wydarzeń międzynarodowych (wkroczenie wojsk niemieckich do Czech, otoczenie Słowacji niemieckim protektoratem oraz aneksja Kłajpedy przez Niemcy) Studnicki nawoływał do spokoju, pomimo podkreślania, że Niemcy popełniły w ten sposób błąd polityczny i mogą zrazić w ten sposób do siebie resztę państw Europy Środkowo-Wschodniej i wepchnąć je w „angielską pułapkę”. 13 kwietnia wysłał list do ministra Józefa Becka, w którym przekonywał o tym, że związanie się z Wielką Brytanią będzie miało dla Polski fatalne konsekwencje. Zapewniał w nim ministra Becka, ze:
Uchronienie Polski przed samobójczym uczestnictwem w wojnie historia poczytywać będzie Panu, Panie Ministrze, za zasługę.
W czerwcu 1939 w związku z obawami o kurs przyjętej przed rząd Rzeczypospolitej polityki zagranicznej Studnicki wydał Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej, w której prognozował m.in. izolowaną wojnę Polski z Niemcami i niewykonanie zobowiązań sojuszniczych wobec RP przez Wielką Brytanię i Francję. Jednocześnie apelował o nawiązanie porozumienia z Niemcami polegającego na zachowaniu zbrojnej neutralności w przypadku wojny Niemiec z Francją i Wielką Brytanią, która miałaby polegać przede wszystkim na nieprzepuszczeniu ewentualnych wojsk sowieckich idących na pomoc aliantom zachodnim. Wskazywał w niej na nieprzygotowanie do wojny zarówno Francji, jak i Wielkiej Brytanii, a wojnę z Niemcami uważał za niebezpieczną z powodu ryzyka ataku Związku Sowieckiego oraz okoliczności geograficznych (wojna pozycyjna na zachodzie, manewrowa na wschodzie, co nawet przy neutralności ZSRR będzie oznaczało okupację niemiecką części terytorium Polski, a najpewniej przegraną z powodu odcięcia Śląska – głównego rejonu poboru mocy, produkcji wojennej etc).

Książka została pozbawiona debitu w Polsce, a jej nakład skonfiskowany w dniu, gdy książki był drukowane w drukarni. Jako protest Studnicki napisał list do ministra Józefa Becka z prośbą, aby ten raczył książkę przeczytać i cofnąć konfiskatę. Gdy to nie przyniosło efektu, Studnicki zdecydował się zaskarżyć sprawę w sądzie. W trakcie procesu bronił każdego argumentu użytego w swojej książce przed wyimaginowanymi zarzutami pod którymi została dokonana konfiskata. Po latach Studnicki zapisał w pamiętniku:
Polska jest niepodległa, lecz dla zachowania swej niepodległości winna być wolna, winna korzystać ze swobody dyskusji, w sprawach zasadniczych, w sprawach polityki zagranicznej. Gdy mówiłem o niebezpieczeństwie sowieckim, o losie ziem wschodnich w razie wojny, a co za tem idzie o opanowaniu ich przez Sowiety, nie wytrzymały mi nerwy. Rozpłakałem się. Wiem, że moja mowa sprawiła duże wrażenie, prokurator nie przytaczał żadnych argumentów contra, tylko twierdził, że podtrzymuje konfiskatę.
Po latach sędzia prowadzący sprawę wyznał, że polecenie konfiskaty było bezpośrednim nakazem premiera i miał on w związku z tym związane ręce.

Sierpień 1939 roku Studnicki spędził w Rabce, dokąd pojechał, aby odwiedzić swojego syna Konrada. Po latach zapisał, że był to najcięższy okres w jego życiu, gdy słuchał maszerujących oddziałów idących nad granicę.

23 listopada 1939 skierował do władz III Rzeszy Memoriał w sprawie odtworzenia Armii Polskiej i w sprawie nadchodzącej wojny niemiecko-sowieckiej, w którym postulował odtworzenie Wojska Polskiego, które w sojuszu z Wehrmachtem miało walczyć w wojnie przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

20 stycznia 1940 napisał w Warszawie i wystosował Memoriał dla Rządu Niemieckiego w sprawie polityki okupacyjnej w Polsce, w którym protestował przeciwko nazistowskim metodom terroru i oskarżał niemieckie władze o popełnianie zbrodni w Polsce. Wyjechał do Berlina i z memoriałem dotarł do Goebbelsa. Jednak został aresztowany przez Gestapo, po czym internowany w sanatorium w Neubabelsbergu. Zwolniono go po klęsce Francji.

W sierpniu 1940 powrócił do Warszawy, utrzymywał kontakty z władzami okupacyjnymi, które wykorzystywał także do krytyki działań niemieckich wobec Polaków oraz do interwencji, niejednokrotnie skutecznych, w sprawach osób uwięzionych. 10 lipca 1941 ponownie aresztowany przez Gestapo; uwięziony na Pawiaku. Został zwolniony w wyniku interwencji Maurycego Stanisława Potockiego 15 sierpnia 1942. W dalszym ciągu propagował ideę polsko-niemieckiej współpracy politycznej i wojskowej. W lipcu 1944 wyjechał na Węgry, następnie do Austrii, gdzie wciąż apelował do władz hitlerowskich o mobilizację Polaków i ich zwolnienie z obozów koncentracyjnych.

W 1945 zamieszkał w Rzymie, a pod koniec 1946 w Londynie. Izolowany w środowiskach emigracyjnych z uwagi na bezkompromisowość w głoszeniu niepopularnych poglądów, co pogłębiła jeszcze decyzja o zgłoszeniu się na świadka obrony w procesie feldmarszałka Ericha von Mansteina (1948), nie doszło jednak do wezwania go na salę rozpraw.

W PRL wszystkie jego utwory zostały w 1951 roku objęte cenzurą i podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek i zniszczeniu.

Władysław Studnicki zmarł 10 stycznia 1953 w Londynie i został pochowany na rzymskokatolickim cmentarzu St. Mary’s w Kensal Green, w północno-zachodnim Londynie (numer grobu 89 GK).

Przed śmiercią opublikował wspomnienia z okresu II wojny światowej Tragiczne Manowce, gdzie próbował wyjaśnić swoje proniemieckie stanowisko, jakie zajmował przed wojną.

[Wikipedia]






Ilustracja © domena publiczna / Archiwum ITP

OSTATNIE UAKTUALNIENIE: 2021-03-31-23:27 CET

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2