OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

80. Rocznica ludobójstwa polskiej inteligencji przez Rosjan

Nieukarana zbrodnia


Wielki Terror w Związku Sowieckim zdziesiątkował w latach 1937-1938 tysiące niewinnych, przypadkowych ludzi oraz tych, którzy kontestowali zbrodnicze rządy Józefa Stalina. Ofiarami byli również Polacy, którzy po traktacie ryskim w 1921 r. pozostali w granicach Związku Sowieckiego. 11 sierpnia 1937 r. szef NKWD, Nikołaj Jeżow, wydał rozkaz rozpoczęcia tzw. Operacji Polskiej, która doprowadziła do śmierci nie mniej niż 111 tys. naszych rodaków, zamordowanych na podstawie fikcyjnych zarzutów lub deportowanych do łagrów. W zasadzie wystarczyło być tylko Polakiem i to już w ujęciu NKWD stanowiło powód do podejrzeń, a w konsekwencji zasądzenie surowego wyroku. Represje z lat 1937-1938 były dramatycznym sygnałem dla Polaków za wschodnią granicą, ostrzegały bowiem, jaki może być ich los, gdyby nieoczekiwanie w przyszłości wpadli w ręce sowieckie.

Geneza zbrodni


Dramat oficerów Wojska Polskiego i tysięcy innych naszych rodaków zatrzymanych na Kresach Wschodnich rozpoczął się 17 września 1939 r. W tym dniu Armia Czerwona, z opóźnieniem realizująca ustalenia układu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r., dokonała agresji na Polskę. Do sowieckiej niewoli dostało się około ćwierć miliona żołnierzy, w tym 10 tys. oficerów, których uwięziono w kilku miejscach odosobnienia.

Następnie przeniesiono ich do trzech obozów zlokalizowanych w Kozielsku (żołnierze), Ostaszkowie (policjanci) i Starobielsku (żołnierze i przedstawiciele innych służb). 5 marca 1940 r. władze Związku Sowieckiego podjęły decyzję w sprawie wszystkich jeńców. Do elitarnego grona dygnitarzy z Józefem Stalinem na czele dotarł dokument Ławrientija Berii, w którym zatrzymani Polacy zostali określeni jako zawzięci wrogowie Związku Sowieckiego nierokujący jakiejkolwiek poprawy. Wyrok był łatwy do przewidzenia: najwyższy wymiar kary.

Podróż w nieznane


Transporty z trzech obozów do miejsc egzekucji rozpoczęły się nocą z 3 na 4 kwietnia lub nad ranem 4 kwietnia 1940 r. Enkawudziści do ostatniej chwili ukrywali przed Polakami cel podróży. Przed wyjazdem odbyły się propagandowe pogadanki i rewizje. Oficerowie otrzymali obiad, nawet dużo lepszy i bardziej obfity w porównaniu z poprzednimi. Na drogę dostali prowiant, po 800 gr chleba, odrobinę cukru oraz po 3 śledzie, po raz pierwszy zapakowane w papier. Nawiasem mówiąc, papier ten był następnie wykorzystany przez jeńców do pisania listów i notatek – ostatnich w życiu. Ci, którzy zostali w obozach, zazdrościli wyjeżdżającym.

Wydawało się im, że koledzy jadą do lepszego świata, a może nawet do domu… Rtm. Józef Czapski, więzień ze Starobielska, wspomina, że pojawiły się nawet plotki, iż jeńcy będą wydani Francuzom i Anglikom. Dezinformacja była celowa. Miała wyeliminować wszelkie podejrzenia i ewentualne bunty. Nikt wówczas nie przypuszczał, że będzie to dla nich ostatnia podróż w życiu. Transporty śmierci dotarły do miejsc egzekucji po kilku godzinach. Podróżni pozostawili w wagonach swój ostatni ślad – napisy: nazwisko, datę lub informację, że dojechali do konkretnego miejsca, ci z Kozielska pod Smoleńsk.

Bezcenna relacja z miejsca zbrodni


Więzień Kozielska, Stanisław Swianiewicz, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, wybitny specjalista zajmujący się m.in. niemiecką i sowiecką gospodarką, któremu Sowieci darowali życie, był jednym z nielicznych świadków, który przeżył tę podróż w nieznane. Można zaryzykować nawet konkluzję, że od śmiertelnego strzału w tył głowy dzieliło go dosłownie kilkanaście minut. Świadek zanotował: „Na placu stał zwykły pasażerski autobus średnich rozmiarów z zasmarowanymi wapnem oknami. (…) Autobus zabierał około 30 jeńców i znikał za drzewami. Wracał mniej więcej po pół godziny lub trzech kwadransach, żeby zabrać następną partię”. Profesor nie zdawał sobie wówczas sprawy, że koledzy zostali już w tym czasie zgładzeni.

Polacy byli mordowani w siedzibach NKWD w Smoleńsku, Katyniu, Charkowie i Twerze, zaś chowani potajemnie w bezimiennych jamach grobowych w Bykowni, Katyniu, Miednoje i Charkowie (Piatichatkach). Niektórzy, młodsi i sprawniejsi fizycznie, stawiali opór. Świadczyły o tym odkryte później szczątki pomordowanych. Mieli ręce skrępowane sznurem, pętle założone na szyję z jednoczesnym związaniem rąk, na głowy zarzucone worki i płaszcze oplecione sznurem oraz usta wypełnione trocinami. W Kozielsku liczbę skrępowanych sznurami można było oszacować na około 20% (czyli około 800 oficerów).

Zbrodniarze z NKWD zamordowali w sumie 21 857 osób (wirtualna ekspozycja tablic z nazwiskami poległych uwzględnia mniejszą liczbę, ponieważ w oparciu o znane współcześnie dokumenty, umieszczone na niej zostały listy osób pochowanych na cmentarzach w Katyniu, Charkowie, Miednoje i Bykowni – na obecny stan badań jest to najdokładniejszy wykaz pomordowanych). ​

Pierwsze egzekucje odbyły się 4 kwietnia 1940 r. w godzinach popołudniowych. Wśród ofiar dominowali oficerowie Wojska Polskiego i policjanci. Były również kobiety, np. w Katyniu zginęła córka gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego – pilot por. Janina Lewandowska, którą żołnierze Armii Czerwonej zestrzelili podczas lotu patrolowego we wrześniu 1939 r. Osiemnastoletni licealista, Stanisław Ozimek, syn policjanta z Oszmiany, nie zostawił ojca samego w obozie w Ostaszkowie. Zamordowano ich podczas egzekucji w Twerze. Nie jest wykluczone, że ich katem był Wasilij Błochin.

Morderca w skórzanym płaszczu


W egzekucje polskich oficerów i pozostałych jeńców było zaangażowanych 125 funkcjonariuszy NKWD, począwszy od stróżów i kierowców, przez urzędników różnej rangi, a skończywszy na tych, którzy bezpośrednio wykonywali wyroki. Rosyjski historyk, Nikita Pietrow, liczbę zbrodniarzy obliczył na podstawie listy nagrodzonych za wzorowe wykonanie akcji specjalnej w 1940 r. Współcześnie znamy ich biografie oraz zasługi dla NKWD. Tę listę hańby otwiera w kolejności alfabetycznej kierowca Aleksandr Aleksandrow, zaś kończy Wasilij Żylcow, funkcjonariusz z więzienia w Twerze. Największym zbrodniarzem był jednak w tym gronie major bezpieczeństwa publicznego, Wasilij Błochin. Ów kat w całej swojej zbrodniczej karierze zamordował 10-15 tys. osób, w tym m.in. swoich przełożonych oraz tych, którzy wpadli w niełaskę Józefa Stalina, np. marszałka Michaiła Tuchaczewskiego oraz szefów NKWD, Gienricha Jagodę i Nikołaja Jeżowa. Uczestniczył również w egzekucjach polskich policjantów z Ostaszkowa. Na potrzebę egzekucji przygotował specjalny ubiór: długi skórzany płaszcz i czapkę oraz gogle zakrywające twarz. Być może nie chciał poplamić krwią munduru. Dzienną normę rozstrzelanych początkowo ustalił na 300 osób. Potem niechętnie zmienił zdanie i zmniejszył ich liczbę do 250. Ponoć powiedział wówczas, że noc była krótka i egzekucję trzeba było zakończyć o świcie. Zawodził też sprzęt – pistolety nie były technicznie przygotowane do tak dużej eksploatacji, przegrzewały się. Bazę przypominającą „wagon sztabowy” zorganizował na dworcu kolejowym w specjalnej salonce. Po egzekucjach odbywały się tam libacje alkoholowe. Zbrodniarze z Charkowa, Katynia, Smoleńska i Tweru nigdy nie ponieśli żadnych konsekwencji za popełniony czyn.

Ocaleni z sowieckiej kaźni


Z zagłady ocalało jedynie 394 jeńców, wyselekcjonowanych z różnych powodów (np. unikatowych zawodów, osiągnięć naukowych, zasług wojskowych z przeszłości, chęci podjęcia współpracy z Sowietami, interwencji np. niemieckich, włoskich, litewskich). Gen. Jerzy Wołkowicki, któremu darowano życie, jako chorąży armii carskiej był w 1905 r. bohaterem wojny rosyjsko-japońskiej w bitwie pod Cuszimą. Z kolei rtm. Narcyzowi Łopianowskiemu, który razem ze swoimi ułanami puścił z dymem kilkanaście sowieckich czołgów pod Kodziowcami we wrześniu 1939 r., Sowieci zaproponowali służbę na dowolnie wybranym stanowisku w Armii Czerwonej. Oficer Wojska Polskiego odmówił, ale przeżył, gdyż obóz w Kozielsku był już rozładowany. O wolność dla rtm. Józefa Czapskiego apelowała natomiast włoska rodzina królewska, wykorzystując do tego celu Niemców, którzy w 1940 r. byli jeszcze sojusznikami Sowietów. W końcu np. gen. Zygmunt Berling, z gronem kilku innych oficerów, zadeklarował współpracę z Sowietami.

Przełom w sprawie zbrodni


Do wiosny 1943 r., władze RP bezskutecznie poszukiwały zaginionych oficerów. Gros inicjatyw wykonali: premier rządu gen. Władysław Sikorski oraz dowódca Polskich Sił Zbrojnych w ZSSR gen. Władysław Anders. W kwietniu 1943 r. propaganda niemiecka nagłośniła odkrycie grobów polskich oficerów pod Smoleńskiem. Niemcy, pewni swojej niewinności, przeprowadzili wówczas największą w latach wojny akcję propagandową, w tym zorganizowali na masową skalę wyjazdy do Smoleńska i Katynia. Uczestniczyło w nich około 31 tys. osób z całej okupowanej Europy, krajów neutralnych oraz żołnierzy Wehrmachtu. Niemcy przywieźli również ponad 60 Polaków. Niektórzy członkowie wycieczek wywozili z Katynia naramienniki z mundurów, guziki, sznury, którymi były pętane ręce zamordowanych. Jeden z lekarzy, Duńczyk Helge Tramsen, wywiózł czaszkę polskiego oficera.

Cel propagandy niemieckiej był czytelny: rozbicie sojuszu pomiędzy aliantami – Anglosasami i Sowietami. Plan się nie powiódł. Anglicy i Amerykanie, ze względów militarnych (wszak Stalin mógł w każdej chwili rzucić tysiące żołnierzy na front, a możliwości Polski były już wyczerpane) stanęli po stronie Sowietów. Poświęcili natomiast rząd RP na uchodźstwie i cały naród polski. Można to potraktować jako początek kłamstwa katyńskiego, którego skalę Sowieci wzmocnili w styczniu 1944 r. po sfałszowanych ustaleniach komisji Nikołaja Burdenki.

Emigracja nadal walczy o prawdę


W 1946 r., po raz pierwszy w historii, zbrodnia popełniona na polskich oficerach została określona ludobójstwem. Była to inicjatywa sowieckich prokuratorów na posiedzeniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, którzy mordem w Katyniu postanowili obarczyć Niemców. Termin egzekucji ustalili na jesień 1941 r. Anglosasi odrzucili sowiecki postulat. Zbrodnia Katyńska nie została wpisana na konto Niemców. Wszyscy zadali wówczas pytanie: jeżeli nie Niemcy, to kto? Odpowiedź była jasna.

Wydarzenie z Norymbergi stało się ważnym sygnałem dla polskiej emigracji (w tym dla byłych żołnierzy 2. Korpusu gen. Andersa), która wzmocniła zaangażowania w nagłośnienie zbrodni. W przestrzeni publicznej pojawiły się kolejne artykuły, broszury, wywiady oraz film dokumentalny z 1953 r. Znaczącym wydarzeniem była również edycja książki pt. „Zbrodnia Katyńska w świetle dokumentów” z przedmową gen. Władysława Andersa, której pierwsze wydanie ukazało się w 1948 r. Następnie została ona przetłumaczona na języki: angielski, francuski, hiszpański i włoski. Gros zasług przypisałbym również dwóm pisarzom: Józefowi Mackiewiczowi i Ferdynandowi Goetlowi. W sowietyzowanej Polsce z kłamstwem katyńskim walczyły przede wszystkim rodziny pomordowanych, które za swoje starania były narażone na represje. Głoszenie prawdy na temat Katynia karano więzieniem.

Konsekwencje Zbrodni Katyńskiej


Mord w Katyniu był nie tylko ludobójstwem. Była to przede wszystkim planowa zagłada polskich elit intelektualnych. Uzasadniona jest również teza, że Sowieci w 1940 r. zemścili się za klęskę bolszewików w bitwie warszawskiej w 1920 r. Za takim ujęciem sprawy przemawia fakt, że niemal w tym samym terminie kiedy zbrodniarze z NKWD mordowali Polaków, inni funkcjonariusze NKWD przeprowadzali na Kresach Wschodnich drugą deportację ludności polskiej w głąb Związku Sowieckiego. Dotknęła ona rodziny ofiar katyńskich, które przed dwudziestu lat osiedliły się na Kresach Wschodnich, z zadaniem rozwoju gospodarki oraz krzewienia świadomości narodowej i kultury polskiej.

Zamordowani oficerowie (w większości we wrześniu 1939 r. powołani do służby wojskowej z rezerwy) stanowili około 30% Polaków z wyższym wykształceniem. Wśród ofiar znalazło się kilkuset wybitnych naukowców (z tytułami profesorów), działaczy społeczno-politycznych, lekarzy, pisarzy, dziennikarzy i sportowców – olimpijczyków. Ich absencja była szczególnie zauważalna po zakończeniu wojny.

Nie był to jedyny dramat wynikający ze zbrodni. Kolejny dotyczył losów państwa polskiego i jego obywateli. Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych pomiędzy rządem RP i Związkiem Sowieckim w kwietniu 1943 r. spadła drastycznie ranga władz polskich na uchodźstwie (Polacy nie byli już traktowani jako goście, lecz jako intruzi). Anglicy i Amerykanie stanęli po stronie Związku Sowieckiego w międzynarodowym dyskursie na temat Katynia. Jednocześnie oddali Polskę i inne kraje w regionie środkowoeuropejskim pod kontrolę Kremla. Józef Stalin stworzył w tej części Europy strefę swoich wpływów, zaś w ujarzmionych krajach ustanowił rządy komunistyczne. Cały region oddzielił tzw. żelazną kurtyną od reszty Europy. I jeszcze jedna sprawa. Po 1945 r. było już pewne, że Polacy z emigracji nie wrócą do kraju…


© prof. Tadeusz Wolsza
brak daty publikacji / dostęp: 13 IV 2020
źródło publikacji:
www.80rocznicaKatynia.pl





Ilustracja © brak informacji / za: www.80rocznicakatynia.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2