Doktryna katolicka naucza bowiem, iż istnieją trzy duchy, z którymi może mieć do czynienia człowiek: duch Boży, duch szatański i w końcu duch ludzki. Ten ostatni wykazuje zazwyczaj charakter negatywny, ponieważ pochodzi z braku nadprzyrodzonych pobudek w działaniu i z kierowania się względami czysto przyrodzonymi. Duch ten co prawda nie czyni nas jeszcze złymi, ale może okazać się niebezpieczny.
Św. Bernard w dwudziestym piątym wykładzie „Pieśni nad pieśniami’ pisze wprost: „Każdy jest sam sobie wrogiem”. Jedynym czynnikiem, które może zagrozić naszemu zbawieniu jest de facto nasze własne przyzwolenie. Nawet jeśli szatan ciągnie nas do złego, to przecież nie może uczynić nic bez naszej zgody.
W niniejszym artykule pragnę podzielić się bardzo ciekawymi rozważaniami o. Fryderyka Williama Fabera, które zawarł w książce pt. „Postęp duszy, czyli wzrost w świętości”. Co ciekawe, urodzony w 1814 roku, o. Faber przez większość swojego życia wyznawał anglikanizm. Na katolicyzm nawrócił się dopiero w 1845 roku. Mimo to jednak uważany jest za jednego z najwybitniejszych pisarzy duchowych.
O. Faber poucza nas, iż nasze zapatrywania na działalność szatana nie powinny wykraczać poza granice zdrowej teologii. Bardzo często o wiele łatwiej jest nam zrzucić winę na piekielne moce, niż przyznać się do własnego tchórzostwa, wygodnictwa czy samolubstwa. Postawa taka jest bowiem dla nas mniej upokarzająca. A przecież logiczną konsekwencją takiej postawy jest bluźniercze przekonanie o konieczności grzechu. W rzeczywistości człowiek nie jest automatem, którego Bóg usiłuje odbić spod panowania szatana za pomocą wiary, łaski czy sakramentów.
Co ciekawe, duch ludzki pobudza nas niekiedy do czynów dobrych. Przykładowo, może zapalić nas do modlitwy, przy czym zapał tan mylony jest z nawiedzeniem Ducha Świętego. O. Faber przestrzega, że nie należy być nigdy ufnym postanowieniom powziętym w chwilach takiego podniecenia i zapału. W miejscu tym trudno nie wspomnieć o niebezpieczeństwach płynących z ruchów charyzmatycznych, gdzie zjawiska mające źródło w naszych emocjach (np. tak zwane zaśnięcia w Duchu Świętym) mylnie brane są za dary Boże.
Duch ludzki ponadto bardzo często podstępnie wślizguje się w nasze dobre intencje, odwraca je od pierwotnego kierunku. Przykładowo, kiedy widzimy, że coś niedobrze nam poszło, budzi w nas niezadowolenie i chęć naprawienia wszystkiego po naszej myśli. W tym celu podejmujemy umartwienia z popędu czysto fizycznego, pod naciskiem naturalnej żądzy odwetu.
Co gorsza, duch ludzki umie do pewnego stopnia ułatwić nam wykonywanie dobrych uczynków. Dlatego jeśli, przykładowo, zaobserwujemy w sobie olśnienie wewnętrznym światłem, nie powinniśmy przypisywać tego działaniu łaski (a przynajmniej powinniśmy zachować w tym ostrożność). Równie dobrze może działać tu spotęgowanie przyrodzonych czynników, na przykład wprawa w rozważaniu prawd religijnych lub czysto rozumowe zgłębianie spraw Boskich czy ludzkich. Jak rozpoznać, że wewnętrzne światło rzeczywiście było działaniem łaski? Po owocach. Wewnętrznym oświeceniom muszą towarzyszyć dobre czyny, które za nimi pójdą. W tej kwestii musimy wystrzegać się lekkomyślności, która jest szczególnym znamieniem ducha ludzkiego. I tak na przykład jeśli z uczuciem łatwości skłaniamy się do czynienia dobra, fakt ten powinien jednocześnie obudzić w nas obawę czy nie działamy przypadkiem pod wpływem ciała. Szczególnie niebezpieczne mogą być tu nasze naturalne upodobania, w tym również radość. Duch Święty jest bowiem zawsze umiarkowany, cierpliwy i spokojny.
Objawem ducha ludzkiego jest również niesmak na widok własnych błędów. Niekiedy pewne usposobienia bardziej boleją nad niedoskonałością swych dzieł, niż nad aktualnym grzechem. Musimy pamiętać jednak, iż Duch Boży wylewa się w nas powoli, „na kształt spokojnej rzeki, rozlewającej się na nadbrzeżnych mokradłach”. „Wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim porządku- oto zasada Bożego postępowania”- poucza nas o. Faber.
Kolejnym znamieniem działalności ducha ludzkiego jest wybuchowość usposobienia. Podobnie jest ze złudzeniem, które głosi, iż przez szacunek do samego siebie winniśmy tak a tak postępować. Pobudka ta nie jest oczywiście grzechem, ale postępowanie takie jest jednak czysto ludzkie i za takie też powinno być uważane. O. Faber przestrzega również przed tak zwaną ludzką roztropnością, ponieważ wiąże się ona z obywaniem się bez Boskiej pomocy. Prawdziwa roztropność nie może polegać na przykład na byciu nadętym czy w braku chęci zadawania się z prostymi ludźmi. Roztropność musi polegać bowiem na złączeniu się z Bogiem i na nieuprzedzania Jego kroków.
Najbardziej niebezpiecznym działaniem ducha ludzkiego jest jednak fakt, iż zwodzi nas pozorami cnoty. Często odczuwamy bowiem przyrodzoną łatwość do pewnej określonej cnoty i błędnie bierzemy to za działanie łaski. W efekcie wyobrażamy się sobie innymi, niż jesteśmy w rzeczywistości. I tak na przykład ktoś może być szczególnie pomysłowym w wykonywaniu dzieł miłosierdzia. Czynności te mogą nie mieć jednak nic wspólnego z cnotą miłości i gorliwości, ale być efektem zapalnego i nieustatkowanego usposobienia. Ktoś inny może posiadać natomiast łagodne i pokojowe usposobienie, które nie jest niestety cnotą łagodności, ale efektem flegmatycznego temperamentu. I tak słodycz płynąca z naturalnego zadowolenia, żywość doznawanych wrażeń czy wprawa w rozmyślaniu może być kluczem do zagadki, dlaczego niektóre osoby pomimo gorących przeżyć, tak często upadają i mało postępują w życiu duchowym.
O. Faber przestrzega nas, iż niszczycielska potęga ducha ludzkiego przejawia się w przeróżnych sposobach, jakimi nadużywa naszego przyrodzonego usposobienia do zatrucia naszych dobrych uczynków. I tak duch ludzki człowieka o temperamencie cholerycznym czyni przykrego dla drugich, z melancholika czyni odludka, a umysły towarzyskie czyni roztargnionym na modlitwie.
Duch ludzki charakteryzuje się również tym, iż pod pozorem służenia Bogu szuka de facto własnego zadowolenia. Dlatego tak ważne jest zachowanie umiaru w umartwieniach. Często główną sprężyną naszego postępowania jest tu bowiem nie cnota gorliwości, ale chęć zwrócenia na siebie ludzkiej uwagi.
Oznaką ducha ludzkiego jest również nadmierne przywiązanie do własnych obowiązków, choćby najlepszych i najświętszych. Gdy przełożeni zmienią je nam na inne, popadamy w żal, tak jakby ktoś zamknął nam drogę do doskonałości. Przykrość, którą wówczas odczuwamy nie pochodzi jednak z utraty rzekomo najlepszych środków do świętości, ale z wadliwego przywiązania. W wypełnianiu obowiązków ważne było dla nas własne zadowolenie, nie Boża chwała.
W tym miejscu nasuwa się rzecz jasna pytanie: jak rozpoznać ducha ludzkiego i jak doprowadzić go na dobrą drogę? Pierwsze pytaniem który pozwoli nam go wykryć, brzmi następująco: czy jesteśmy gotowi rozstać się ze swoimi nawykami na skinienie posłuszeństwa; drugie: czy naszej cnocie towarzyszą wszystkie przymioty, które zwykły występować przy działaniu Ducha Świętego. Drogą oczyszczenia ducha ludzkiego jest natomiast ciągłe kierowanie intencji ku chwale Bożej. Bardzo ważny jest również tak zwany duch poddaństwa. Łaska jest bowiem przeciwieństwem natury, o ile natura ciągnie do swawoli, tak łaska domaga się poddaństwa. Poddaństwo względem obowiązków, wskazówek kierownika duchowego (niekiedy wbrew własnemu zdaniu), czy względem wyroków Bożej Opatrzności. Duch poddaństwa może objawiać się również w codziennych i obowiązkowych praktykach pobożnych czy wewnętrznym skupieniu pomimo trudności. Musi być powszechny, rozciągający się na wszystko, co nawet nie jest grzeszne. Musi być trwały, nigdy nie raz gwałtowny, raz natomiast ospały. Musi nie ustawać nawet wtedy, gdy zabraknie uczuciowej pociechy.
Ufam, iż jako narodowo-katoliccy radykałowie nie chcemy zadowalać się tak zwaną bylejakością, ale naszym celem jest osiągnięcie świętości. Dlatego warto zajrzeć w głąb naszego życia duchowego, zastanowić się co dokładnie motywuje nas do działania. Co motywuje nas do bycia członkiem Obozu Narodowo- Radykalnego, do pracy społecznej na rzecz Narodu? Być może motorem jest tu tylko i wyłącznie duch ludzki. Być może z natury jesteśmy osobami energicznymi, dlatego organizację zbiorki charytatywnej traktujemy jako swego rodzaju samorealizację, jako rozrywkę. Być może robimy to tylko na pokaz, chcemy jedynie pochwalić się na Facebook’u zdjęciami ze zorganizowanej przez nas akcji? Postawa taka nie jest postawą chrześcijańską. Jako katolicy musimy mieć przed oczami ostateczny cel, jakim jest własne zbawienie. Dlatego wszystkie nasze codzienne obowiązki, rodzinne, zawodowe czy organizacyjne, musimy wykonywać z myślą o Bogu, ku Jego chwale. W działalności społecznej nie możemy szukać natomiast naszego samozadowolenia, ale w potrzebujących bliźnich musimy nauczyć się dostrzegać Chrystusa.
© Małgorzata Jarosz
27 grudnia 2020
źródło publikacji: „To jest wojna… z duchem ludzkim”
www.Kierunki.info.pl
27 grudnia 2020
źródło publikacji: „To jest wojna… z duchem ludzkim”
www.Kierunki.info.pl
Ilustracja Autorki © brak informacji / za: www.kierunki.info.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz