OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

„Oficer i szpieg” Romana Polańskiego

Nie wiem czy najnowszy film Romana Polańskiego „Oficer i szpieg” jest „metaforą losów reżysera”, jak chcą niektórzy. Czy jest to film o nietolerancji, antysemityzmie i Bóg jeden wie jeszcze o czym – nie wiem.
To dla mnie bez znaczenia, bo znów obejrzałem świetny film wielkiego artysty. I co najważniejsze widziałem film o państwie, mechanizmach władzy z kontrwywiadem i wywiadem w rolach głównych, intrygach, poczuciu bezkarności ludzi wojska, a nawet o archiwistyce i puzzlach służb specjalnych… No i oczywiście o honorze i prawdzie jako imperatywie działania.

Polański zekranizował powieść Roberta Harrisa o sprawie Alfreda Dreyfusa. Nie będę tu pisał kim był kapitan a później podpułkownik Dreyfus i czym była dla Francji, dla francuskiej prawicy (dla lewicy też), ale i dla świata jego sprawa. Pamiętam, że na zajęciach podczas studiów poświęciliśmy jej naprawdę sporo czasu... I tak powinno być, bo jej znaczenie wykracza daleko poza Francję.
W każdym razie Stanisław Mackiewicz pisał kiedyś, że „sprawa Dreyfusa jest wielkością”. I to jest prawda.

Obejrzałem wspaniały film historyczny – z tą typową dla Polańskiego i Zachodu „detalistyką” i precyzją historyczną: te mundury, stroje cywilów, wnętrza, wąsy, maniery, ruchy, a nawet uroda… – wszystko oddaje duch epoki przełomu XIX/XX wieku. I ukazuje przewagę nad beznadzieją polskiego kina historycznego z plastikowymi oknami w międzywojniu, implantami w ustach zamiast zębów, przedsoborowymi kościołami z portretami Jana Pawła II…

Bez wielkich przestrzeni, scen batalistycznych, w pokojach i studiach, w uliczkach i w perspektywie niewielkich placów można zrobić film wielki, prawdziwy, wierny detalom i trzymający w napięciu. Jest to też film o rodzącym się nowoczesnym kontrwywiadzie – z żelaznymi zasadami BHP, realną tajnością korespondencji, zasadzie wiedzy niezbędnej, wyposażania decydentów politycznych w wiedzę z ryzykiem dekonspiracji włącznie. Cechy te uosabia właśnie płk Georges Picquart, który przychodzi do kontrwywiadu jako nowicjusz a wprowadza zasady obowiązujące w XXI wieku. I te sceny kiedy zastany aparat tajnej służby próbuje „dosiąść” nowego szefa tłumacząc mu, że tego się nie da, a generalnie wszystko powinno pozostać po staremu (skąd my to znamy?).

Ale to nie jest wcale tu najważniejsze, bo po latach spojrzałem na sprawę Dreyfusa nieco z polskiej, ale i uniwersalistycznej perspektywy. Pomyślałem sobie, że to, co wydawało się oczywiste prawicy francuskiej, armii, Kościołowi i arystokracji, a które tak mocno zostały doświadczone w czasie czerwonego terroru rewolucji sto lat wcześniej i odrodziły się na dobre w czasie Karola X, z perspektywy czasu pozbawione jest sensu. Bo uważam za błąd tylko przemocą armii, przemocą urzędu, przemocą sądu i przemocą intelektualną bronić fałszu, nawet wtedy, kiedy już wie się, że brnie się w coraz większe kłamstwo i fałsz poświęcając dobre imię człowieka niewinnego (i na odwrót – człowieka winnego uznaje się za niewinnego, zwłaszcza w Polsce!). Wiem, że chodziło wówczas o obronę autorytetu – tak ważnego dla państwa, dla armii, dla filozofii działania prawicy, ale bronić jej orężem fałszu i zła się nie godzi. Pomimo wszystkich strat, jakie przyznanie się do błędu prowadzić musi.

Wiem, że dla wielu szaleńców sprawa Dreyfusa jest od ponad stu lat argumentem przeciwko polowaniu na agentów, a u nas przeciwko lustracji. To oczywiście niemające związku z meritum problemu „demokratyczne wojny totalne”, jak pisał kiedyś Tomasz Gabiś. Paradoksalnie sprawa Dreyfusa a film Polańskiego w szczególności jest zilustrowaną wielką pochwałą uporu, konsekwencji, umiłowania prawdy wbrew środowisku, własnym uwikłaniom towarzyskim i stanowym, ryzyku infamii, utraty pozycji zawodowej i socjalnej, na nawet za cenę więzienia…

Jest to w końcu film o tym, że prawda powinna posiadać przewagę nad polityką rozumianą wyłącznie jako gra. Lub inaczej – polityka, która jest coraz częściej wyłącznie grą powinna być zasilana prawdą i etyką, bo bez kryterium prawdy można zagubić realną ocenę sytuacji politycznej. Wreszcie jest to też film o tym, że prawda bez oręża (polityki także) zginie. Bo gdyby nie polityczny przełom, to Dreyfus gniłby na wyspie, a Picquart w więzieniu.

Moja jedyna uwaga do filmu Polańskiego to pozbawienie sprawy Dreyfusa kontekstu wcześniejszej tzw. afery panamskiej.

Polecam stanowczo!


© Sławomir Cenckiewicz
28 grudnia 2019
źródło publikacji: wpis autora na portalu
www.facebook.com










Ilustracja © Légende Films / R.P. Productions
Wideo © Gutek Film

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2