Zamiast fikołków
Ajajajajajajaj! Jakby było mało zgryzoty z powodu zbrodniczego koronawirusa, który – oczywiście za pośrednictwem partii i rządu – nie tylko krok po kroku obdziera nas z podstawowych praw człowieka, przeciwko czemu usiłuje bezsilnie wierzgać zatrudniony na operetkowej posadzie rzecznika praw obywatelskich pan Adam Bodnar – ale i podcina ekonomiczne podstawy egzystencji, czemu mają zapobiec kolejne edycje sławnej “tarczy antykryzysowej” – a tu znienacka otworzony został nowy front – tym razem za sprawą niezawisłego Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Nawiasem mówiąc, niektórzy malkontenci, którym niepodobna dogodzić, rozpuszczają fałszywe pogłoski, że ta “tarcza antykryzysowa” może okazać się równie skuteczna, jak “tarcza antyrakietowa” w Redzikowie, którą zainstalowali Nasi Najważniejsi Sojusznicy gwoli uchronienia naszego i tak przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju, przed złowrogim Iranem – ale po co mamy martwić się na zapas, skoro i bez tego już nie wiemy o co martwić się w pierwszej, a o co – w drugiej kolejności? Siedząc w aresztach domowych nic innego zresztą zrobić nie możemy, chociaż telewizje – i ta rządowa i te nierządne – realizując leninowskie normy o organizatorskiej funkcji prasy, co i rusz wymyślają nam jakieś rozrywki, na przykład – żeby robić fikołki. Całe szczęście, że idą Święta, kiedy to wzorem dawnych Polaków z czasów saskich, będziemy mogli się pocieszać pobożnymi wierszykami w rodzaju: “ukrajemy szyneczki, umaczamy w chrzanie; jakżeś dobrze uczynił, żeś zmartwychwstał, Panie!” – ale jak tylko potem nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości, zmartwienia uderzą na nas ze zdwojoną siłą.
Chodzi o to, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości oczywiście niezawisły, jak żaden inny, surowo przykazał, by Polska natychmiast zawiesiła działalność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Rzecz w tym, że samo istnienie takiej Izby, wpędza niezawisłych sędziów w takie przygnębienie, że nie tylko nie są w stanie robić fikołków w swoich aresztach domowych, ale nawet – horrible dictu – orzekać. Tymczasem wpędzanie niezawisłych sędziów w nastrój przygnębienia nie mieści się w żadnych europejskich standardach. Co innego, gdy przygnębieni są podsądni; tym się to słusznie należy, niech taki jeden z drugim zna mores. Ale niezawiśli sędziowie? Od ich dobrego samopoczucia zależą losy Rzeczypospolitej, co każdy może sobie wydedukować z napisu wyrytego jeszcze w czasach stalinowskich na fasadzie gmachu sądów przy Alei Solidarności, że “sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej”. A tymczasem Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego wzbudza w duszach niezawisłych sędziów jaskółczy niepokój – jak to wyraził Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie “Towarzysz Szmaciak” – “że im zdobycze zabrać mogą” – a powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – cóż warta jest ta cała niezawisłość, bez “zdobyczy”? Ona nie jest warta funta kłaków, toteż nic dziwnego, że i Europejski Trybunał Sprawiedliwości, z odruchu korporacyjnej solidarności nakazał Izbę dyscyplinarną natychmiast zawiesić.
Kiedy tylko ta skrzydlata wieść dotarła do naszego nieszczęśliwego kraju, natychmiast zabrali głos utytułowani mądrale – ale oczywiście – jak to mądrale – wcale nie przemówili jednym głosem. Ci sympatyzujący z obozem zdrady i zaprzaństwa twierdzą, że skoro Trybunał tak orzekł, to nie ma rady, tylko Izbę Dyscyplinarną trzeba zawiesić, bo w traktacie lizbońskim, który 10 października 2009 roku ratyfikował pan prezydent Lech Kaczyński, zapisane jest, że orzeczenia tego Trybunału mają dla członkowskich bantustanów charakter “źródeł prawa”. Taki zapis rzeczywiście tam jest i był od samego początku, ale najwyraźniej obóz dobrej zmiany, ratyfikując traktat musiał dojść do wniosku, że tak sobie ci panowie z miasta, ci europejscy mądrale zapisali, żeby było ładniej, ale tak naprawdę to wszystko pozostanie po staremu. Może by tak i było, ale Nasza Złota Pani postanowiła odzyskać wpływy w naszym bantustanie i pragnie do tego doprowadzić na drodze nieubłaganej walki o praworządność, w związku z czym również w niezawisłym trybunale zapanowała szalenie jurydyczna atmosfera, no i zaczął dokazywać. Doszło do tego, że pan prof. Safian, który w Trybunale luksemburskim zasiada, ostrzegł nasz bantustan, że jak się nie posłucha, to zrobi krok w kierunku “polexitu”. Trochę to podobne do ultimatum, jakie meksykańska cesarzowa Charlotta przedstawiła Napoleonowi III – że jak nie podejmie interwencji w celu ratowania cesarza Maksymiliana, to oni oboje abdykują, -”Ależ abdykujcie jak najprędzej!” – wyrwało się Napoleonowi III. Ale mniejsza już o te ultimata, bo wiadomo, że wszystko zależy od tego, co nakaże niezwisłemu Trybunałowi Nasza Złota Pani. A poza tym utytułowani mądrale z obozu dobrej zmiany twierdzą, że strachy na Lachy, bo ten cały Trybunał nie ma do tego kompetencji, w związku z czym tym całym orzeczeniem można się podetrzeć. Już widzę oczyma duszy, jak rozwinie się doktryna i orzecznictwo, ile prac doktorskich i rozpraw habilitacyjnych dzięki temu powstanie, a każda, ma się rozumieć, będzie dowodziła czego innego, bo w przeciwnym razie autorzy mogliby narazić się na zarzut plagiatu.
Tymczasem jednak pani Małgorzata Gersdorf, której kadencja na stanowisku Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego upływa pod koniec kwietnia, rzutem na taśmę pokazała Naszej Złotej Pani, że na tym stanowisku jest człowiekiem niezastąpionym I wydała Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego rozkaz, by powstrzymała się od wszelkiej działalności. Jednak przedstawiciel Izby w słowach pełnych godności nie tylko rozkaz ten zlekceważył, ale uzupełnił go wykładnią, którą w krótkich, żołnierskich słowach można streścić popularnym porzekadłem: pocałujta (…) wójta! W święta nikt nie będzie miał głowy do tego, by się tym sporem ekscytować, ale po świętach nabierze on nieoczekiwanej aktualności. Ponieważ rząd rękami i nogami broni się przed proklamowaniem stanu klęski żywiołowej, kiedy to funkcje kadencyjne ulegają przedłużeniu do 90 dni po odwołaniu stanu nadzwyczajnego, to być może kadencja pani Małgorzaty Gersdorf nie zostanie w tym trybie przedłużona. W takiej sytuacji trzeba będzie mianować nowego prezesa, bo państwo nie może ani chwili pozostawać bez takiego ważnego dygnitarza, podobnie, jak nie może pozostawać bez prezydenta. Tu jednak zaczyna się dramat, bo procedura wyboru nowego Pierwszego Prezesa SN jest taka, że Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego przedstawia prezydentowi kandydatury, a on szczęśliwemu wybrańcowi wręcza nominację. Teraz jednak jest tak, że jedna część Sądu Najwyższego nie uznaje drugiej części Sądu Najwyższego i nawzajem, a sędziów nieuznawanych uważa za przebierańców. Nawiasem mówiąc, to nawet może być prawda, ale nie o to chodzi, tylko o to, czy w takiej sytuacji nie zbiorą się dwa Zgromadzenia Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego i każde z nich przedstawi panu prezydentowi Dudzie swoje kandydatury? W tej sytuacji pan prezydent miałby i owies i siano, a wiemy skądinąd, jak trudny jest to wybór. Myślę, że obserwowanie tych batalii o praworządność może i nam, przebywającym w aresztach domowych, dostarczyć więcej wesołości niż zalecane przez niezależne media głównego nurtu fikołki.
Drodzy Czytelnicy, Uczestnicy Forum i Widzowie
Osobliwe są w tym roku Święta Wielkanocne. Proklamowana została epidemia o zasięgu światowym, co skwapliwie wykorzystują rozmaite środowiska by – jak by to ujął zapomniany dziś literat Józef Ozga-Michalski - „uwędzić swoje półgęski ideowe”. Rządy na całym świecie przejęły władzę dyktatorską, chyba, że nie musiały, bo już ją miały. Czyż nie dlatego w Korei Północnej podobno nie zanotowano ani jednego przypadku zbrodniczego koronawirusa, który, mówiąc nawiasem, precyzyjnie uderza w schorowanych starców, poprawiając w ten sposób strukturę społeczną pod katem potrzeb central ubezpieczeniowych? W takiej sytuacji epidemia może potrwać długo, chociaż rządy powoli dochodzą do wniosku, że niektóre rygory trzeba będzie jednak poluzować, bo z dwojga złego śmierć głodowa jest jednak znacznie gorsza od śmierci z powodu zbrodniczego koronawirusa. Obawiam sie jednak, że wiele z nich już zostanie, zgodnie z zasadą, jaką dawno temu sformułował Władysław Gomułka, że „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”.
Dlatego w tej osobliwej sytuacji w której przypadło nam obchodzić Święta Wielkanocne życzę Państwu zdrowia – żeby zbrodniczy koronawirus omijał Was i Waszych Bliskich z daleka – oraz pogody ducha, tak potrzebnej dla cierpliwego znoszenia tych wszystkich restrykcji, a zwłaszcza – ich nieuchronnych następstw.
Nie będziemy się nudzić
Wydawałoby się, że w obliczu pandemii nic ważniejszego być nie może – ale to nieprawda. Zresztą, mówiąc nawiasem, jak długo pandemia może przykuwać uwagę opinii publicznej? Przewidział to już dawno Wojciech Młynarski, śpiewając w jednej ze swoich piosenek, jak to wszyscy wzdychają, by mogli robić to, „na co naprawdę zasługują”. Wyjątkiem nie był nawet sam Pan Bóg, który „rząd długi grzechów mych sumując”, westchnął zrezygnowany: „żebym ja kiedyś mógł robić to, na co naprawdę zasługuję – a tutaj tylko – Eeeech!” Toteż nawet niezależne media głównego nurtu, informujące o postępach pandemii w sposób podobny do teleturnieju z nagrodami, najwyraźniej musiały dojść do wniosku, że przydałaby się jakaś odmiana. I w tym momencie w sukurs niezależnym mediom pośpieszyła polityka. Jak zauważył kiedyś Aleksander Sołżenicyn - “z władzą radziecką nie będziesz się nudził” - i słusznie, ale dlaczego tylko z “radziecką”? Inne władze też nie od macochy, zwłaszcza kiedy się uprą, żeby “bronić demokracji”. Ale incipiam.
Zanim jeszcze objawił się w straszliwej postaci zbrodniczy koronawirus, który dlaczegoś specjalnie uwziął się na schorowanych starców, jakby obstalowały to u niego ubezpieczalnie społeczne, pani marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosiła termin wyborów prezydenckich na 10 maja. Wydawało się tedy, że wszystko zmierza do szczęśliwego finału, to znaczy – do wyborów, w których pan prezydent Andrzej Duda pokaże ruski miesiąc konkurentom wystawionym przez formacje parlamentarne, nie mówiąc już nawet o kandydatach “egzotycznych” - ale pojawił się zbrodniczy koronawirus, wraz z którym pojawiły się wątpliwości, czy skoro nawet na nabożeństwo nie może przychodzić więcej, jak 5 osób, to 10 maja tłumy powinny iść na głosowanie? Pani marszałek przekonywała, że epidemia – epidemią, ale porządek musi być tym bardziej, że przeprowadzenie wyborów w terminie innym, niż już zapowiedziany, byłoby “deliktem konstytucyjnym”, czyli złamaniem prawa – a wiadomo, że nie ma nic gorszego, niż złamane prawo. Wiedzieli o tym Rzymianie i nawet na tę okoliczność stworzyli pełną mądrości sentencję: pereat mundus, fiat iustitia, co się wykłada, że niech zginie świat, byle sprawiedliwości stało się zadość. Z drugiej jednak strony wiadomo też, że summum ius summa iniuria, co się z kolei wykłada, że najwyższe prawo, to najwyższa niesprawiedliwość. Toteż przy okazji głosowania nad sławną “tarczą antykryzysową”, klub parlamentarny Zjednoczonej Prawicy o drugiej w nocy dodał do niej zapis uprawniający schorowanych starców do głosowania korespondencyjnego. Senat w ramach poprawek zapis ten skreślił, ale większość sejmowa go przywróciła i pan prezydent Duda ustawę tę podpisał. Jednak wobec mnożących się doniesień o postępach zbrodniczego koronawirusa prezes Kaczyński przedstawił kolejną nowelę do kodeksu wyborczego – żeby przywilej głosowania korespondencyjnego rozciągnąć na wszystkich wyborców. Na takie dictum zawrzała gniewem nie tylko nieprzejednana opozycja, ale wątpliwości zaczął objawiać też wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin, będący jednocześnie liderem koalicyjnego ugrupowania Porozumienie, liczącego 18 posłów. Wysunął tedy propozycję, by przedłużyć kadencję pana prezydenta Dudy o 2 lata, ale jednocześnie pozbawić go prawa ubiegania się o powtórny wybór, zaś same wybory też odłożyć o 2 lata, kiedy już – esperons – wyjaśni się, co ze zbrodniczym koronawirusem. Wymagałoby to jednak zmiany konstytucji, o czym nieprzejednana opozycja nie chciała nawet słyszeć, a koalicja rządowa nie dysponuje w Sejmie wystarczającą większością. Ale wątpliwości i pomysły wicepremiera Gowina musiały zirytować prezesa Kaczyńskiego, bo pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby podobno postawił mu ultimatum: albo poprze nowelę, albo wylatuje z rządu. Intensywne rozmowy “jak Polak z Polakiem” trwały prawie 2 dni, aż wreszcie gruchnęła wieść, że wicepremier Gowin podaje się do dymisji. Wywołało to falę spekulacji na temat przyszłości rządu Mateusza Morawieckiego, bo jeśli Zjednoczona Prawica straci 18 posłów, to zachwieje to fundamentami władzy. Przypominano sytuację z 2007 roku, kiedy to wciągnięty w “aferę gruntową” Andrzej Lepper z Samoobroną opuścił koalicję podtrzymującą rząd premiera Jarosława Kaczyńskiego, który w tej sytuacji zgłosił dymisję rządu, a po przedterminowych wyborach władzę na 8 lat przejął obóz zdrady i zaprzaństwa. Skoro jednak w związku z epidemią zbrodniczego koronawirusa rządy na całym świecie postawiły na instynkt samozachowawczy i przejęły dyktatorską władzę na całym świecie, to i prezes Kaczyński też się do tego odwołał, Jak się okazało – skutecznie. Wprawdzie w pierwszym głosowaniu nad nowelą 228 posłów głosowało “za”, ale 228 głosowało “przeciw”, ale wieczorem odbyło się drugie głosowanie nad jeszcze raz poprawionym projektem noweli i ten został uchwalony 230 głosami przeciw 227. Poprawka polegała na wyposażeniu marszałka Sejmu w prawo przełożenia wyborów prezydenckich na 17 maja. Rzecz w tym, że rząd nie dysponuje większością w Senacie, który ma 30 dni na wniesienie poprawek. Jeśli wykorzysta ten termin, to pojawia się ryzyko, że ustawa trafi do Sejmu 6 maja, czyli na 4 dni przed wyborami, a wtedy może zabraknąć czasu na ich przygotowanie, Stąd na wszelki wypadek nowela dała pani marszałek dodatkową możliwość wyznaczenia innej daty. Okazało się też, że postawienie przez Naczelnika Państwa na instynkt samozachowawczy posłów Porozumienia było słuszne, bo większość nie chciała ryzykować przyspieszonych wyborów i stanęła na nieubłaganym gruncie współpracy z rządem. Taką deklarację złożył nawet Jarosław Gowin, który na stanowisko wicepremiera rekomendował panią Jadwigę Emilewicz. Sytuacja z roku 2007 się nie powtórzyła być może z powodu instynktu samozachowawczego, a być może stąd, że – w odróżnieniu od posłów Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin, którzy dostali się do Sejmu samodzielnie – posłowie Porozumienia kandydowali z list Prawa i Sprawiedliwości, więc nie byli pewni, czy w przeciwnym razie w ogóle by się do Sejmu dostali. Tak czy owak – czy instynkt, czy lojalność – dość, że przesilenie rządowe zostało oddalone, ale cośmy się napatrzyli, tośmy się napatrzyli.
Bo wiele radości dostarczyła konferencja prasowa z udziałem posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i posła Budki, jednego z liderów obozu zdrady i zaprzaństwa. Jako kandydatka na prezydenta, posągowa pani Małgorzata miała wygłosić oświadczenia – ale najwyraźniej nie była pewna, co właściwie ma powiedzieć, toteż tylko głośno powtarzała to, co poseł Budka jej scenicznym szeptem podpowiadał. Ale dzięki mikrofonom nie tylko ona to słyszała, ale i dziennikarze obecni na konferencji, a za ich pośrednictwem – cały nieszczęśliwy kraj. Ciekawe, że tak samo wyglądała konferencja prasowa generała Lucjana Żeligowskiego po proklamowaniu tzw. Litwy Środkowej. Za generałem stał kapitan Aleksander Prystor i kiedy padło jakieś pytanie, generał spoglądał na kapitana Prystora, a ten prężył się i odpowiadał: “pan generał uważa, że...” - i tak dalej. Widać wyraźnie, że kontynuacja jest większa, niż nam się wydaje, ale jakże ma być inaczej, skoro z jednej strony mamy Naczelnika Państwa, a z drugiej – posła Budkę, któremu pewnie podpowiada ktoś starszy i mądrzejszy.
Jeśli ma dojść do straszliwej katastrofy, powinniśmy o tym wiedzieć, by mieć czas na działanie
Stanisław Michalkiewicz wypowiada się na temat Rzezi Wołyńskiej, ówczesnych działań Armii Krajowej, a także żydowskich roszczeń wobec polski w kontekście dziań Polonii amerykańskiej. Zdaniem Pana Stanisława Polonia nie ma politycznej siły przebicia, a nie zawsze tak było. O dezintegracje polityczną Polonii Pan Stanisław oskarża Bronisława Geremka, który kierował Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Wypowiada się także na temat Moniki Jaruzelskiej, emeryturach ubeckich, a także wspomina dzień, w którym zmarł Józef Stalin. Wypowiada się również na temat książki Sławomira Cenckiewicza „Wałęsa. Człowiek z teczki”.
© Stanisław Michalkiewicz
11-12 kwietnia 2020
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
11-12 kwietnia 2020
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz