OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Niepełnosprawna Platforma. Największa polska partia opozycyjna nie potrafi znaleźć charyzmatycznego lidera

Charyzmatyczny jak Grzegorz Schetyna (szef Platformy), błyskotliwy jak Małgorzata Kidawa-Błońska (kandydatka Platformy na premiera) – te słowa brzmią jak żart. Największa partia opozycyjna nie może znaleźć w swoich szeregach charyzmatycznego lidera.

Donald Tusk ‒ jaki był, taki był ‒ ale nie można było odmówić mu umiejętności porywania tłumów. Zastąpienie go najpierw przez Ewę Kopacz, a potem przez Schetynę wygląda tak, jakby laureat szansy na sukces prosto po konkursie próbował swoich sił jako gwiazda estrady. Tusk za swoich rządów usunął z PO wszystkich ludzi, których potencjał uważał za niebezpieczny m.in. Jana Marię Rokitę, Andrzeja Olechowskiego, nieżyjących już Macieja Płażyńskiego czy prof. Zytę Gilowską. Teraz okazuje się, że PO bez Tuska jest po prostu zbiorem średniaków.

Operacja Czempińskiego


W 2009 r. w chwili szczerości były szef Urzędu Ochrony Państwa (następca prawny Służby Bezpieczeństwa) wypalił publicznie, że to on wymyślił koncepcję Platformy. Było jak w słynnym tekście pisarza Giuseppe Tomasi di Lampedusa, który w powieści „Gepard” (wydanej w Polsce jako „Lampart”) napisał, że „wiele musi się zmienić, aby wszystko zostało po staremu”. Wysocy rangą funkcjonariusze tajnych służb, po wyczerpaniu formuły Akcji Wyborczej „Solidarność” i w świetle zbliżających się rządów lewicy (postkomunistów z Sojuszu Lewicy Demokratycznej) podjęli decyzję, aby stworzyć formację, która będzie mogła uchodzić za alternatywę dla zgrzybiałej Unii Wolności. Tusk po przegranym starciu z prof. Bronisławem Geremkiem, ikoną salonu III RP, nieoczekiwanie dla wszystkich wspólnie z Andrzejem Olechowskim (zajął II miejsce w wyborach w 2000 r. na prezydenta RP, za Aleksandrem Kwaśniewskim) założył ugrupowanie, które miało nie być partią. Dość szybko ten frazes uległ zmianie, gdy zorientowano się, że tylko forma prawna partii pozwala ubiegać się o dotacje z budżetu. Ciekawe było co innego: program Platformy, w którym liberalne poglądy na gospodarkę połączono z hasłem uzdrowienia państwa i przecięcia komunistycznych układów. Mało kto dziś pamięta, że Donald Tusk domagał się dymisji premiera z lewicy Marka Belki, za to, że zataił on współpracę z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa. To z kręgów Platformy rzucono hasło: budowy IV RP – nowego ustroju państwa, wobec kompromitacji starego. Wszystko to okazało się grą, aby oszukać wyborcę. Gdy PO w 2007 r. zdobyła władzę, stała się konserwatorem układu III RP. Nie tylko nie obniżyła, ale wręcz podnosiła podatki. Nie dokonała też żadnych rozliczeń. Rządy Tuska zaczęły być ironicznie określane mianem rządów „ciepłej wody w kranie”, czyli administrował krajem bez większych zmian i ryzyk.

Opcja niemiecka


„Unia Demokratyczna, w której byli Kuroń czy Geremek, wydawała im się zbyt lewicowa, prezydent Wałęsa z kolei nieobliczalny. Podobnie oceniali braci Kaczyńskich, którzy wtedy zaczęli budować Porozumienie Centrum. Postkomuniści oczywiście nie wchodzili w grę. Odpowiedni wydawał się Kongres. CDU [Niemiecka partia chrześcijańsko-demokratyczna – red.] bezzwrotnie darowało KLD [Kongresowi Liberalno-Demokratycznemu – pierwszej partii Donalda Tuska – red.] kilkaset tysięcy marek. To były pieniądze w gotówce, które działacze KLD wymieniali w kantorach na złotówki w Warszawie. Pieniądze poszły na budowanie partii w 1991 r.” – opowiadał w 2014 r. Paweł Piskorski, jeden z liderów Platformy, wyrzucony przez Tuska, aby mu nie zawadzał. To właśnie z tego powodu PO była dowcipnie nazywana przez dziennikarza Stanisława Michalkiewicza „stronnictwem pruskim” lub „stronnictwem niemieckim”. Mimo dużego ładunku szyderstwa to były prawdziwe diagnozy. PO dogadywała się z Niemcami, często kosztem polskich interesów. To dlatego, gdy po aferze taśmowej pozycja Tuska w Polsce zaczęła się sypać, potężna niemiecka kanclerz Angela Merkel załatwiła Tuskowi fuchę szefa Rafy Europejskiej. Na dobrą sprawę, poza wysoką pensją, to stanowisko można porównać do organizatora spotkań szefów najważniejszych państwa w UE. Pozornie jesteś prezydentem UE, ale faktycznie menadżerem spotkań tych, którzy naprawdę o czymś decydują.

Prawie jak Tusk


Wyjeżdżając na „saksy” do UE, Tusk namaścił na swojego następcę Ewę Kopacz. 58-letnia wówczas (w 2015 r.) była lekarka, o charyzmie szefowej powiatowej przychodni, nie dała rady. Przegrała wybory. Jej miejsce zajął Grzegorz Schetyna. Relatywnie młody (miał wówczas 52 lata) Schetyna nie był i nie stał się liderem. Przez całą swoją polityczną karierę był bowiem „cieniem” Tuska. Jego specjalistą od brudnej roboty. To on na polecenie Tuska wypychał z Platformy Olechowskiego, Płażyńskiego, prof. Gilowską, Jana Marię Rokitę czy wreszcie Pawła Piskorskiego. Ale z bycia świetnym egzekutorem nie wynikają kwalifikacje do rządzenia strukturą. W ostatnich wyborach rzutem na taśmę izraelska firma doradcza kazała Schetynie się schować i promować na lidera Małgorzatę Kidawę-Błońską. Świetnie prezentująca się na zdjęciach polityk, mające jeszcze lepsze koligacje rodzinne (jest prawnuczką „ojca” złotówki w latach 20. XX wieku – Władysława Grabskiego i socjalistycznego prezydenta Stanisława Wojciechowskiego), nie ma wiele do powiedzenia. Z tego, jak duka na spotkaniach z wyborcami, że trzeba łączyć, a nie dzielić, że liczy się wspólnota, niewiele wynika.

Inny kandydat na lidera Radosław Sikorski ma taki problem, że nie jest lubiany przez ludzi. Jest politykiem dziewiętnastowiecznego formatu. W demokracji polityk, który aspiruje do bycia liderem, nie może promieniować poczuciem wyższości nad zwykłymi ludźmi.

Kolejny ambitny „rywal” Schetyny to Bogdan Zdrojewski. Były minister w rządzie Tuska ze Schetyną może jednak tylko rywalizować na brak charyzmy.

Kreowany na „młodego gniewnego” Borys Budka okazał się jednak zwykłym pantoflarzem, którym steruje żona. W Platformie dziś zapanował autentyczny kryzys przywódczy. Jest trochę jak słynnej mądrości – żarcie Konfucjusza, który głosił, że „trudno jest znaleźć czarnego kota w ciemnym pokoju”, szczególnie gdy go tam nie ma. Podobnie wyglądają dziś poszukiwania lidera Platformy.

Konia z rzędem temu, kto powie, jaki dziś ma program Platforma Obywatelska, poza hasłem: „odsunąć PiS od władzy”. Nie wiadomo, czy to partia lewicowa (popiera, acz nieśmiało związki partnerskie i LGBT), czy centrowa. W tej chwili to kółeczko wzajemnej adoracji ludzi polujących na bycie utrzymankami podatników.


© Bogdan Konopka
4 stycznia 2020
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2