OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Politycy jednorazowego użytku

Artykuł polecamy konferansjerowi z TVN, który został wyznaczony na kandydata na prezydenta

Są jak plastikowe talerzyki i sztućce, na których w tanich barach podają kawałek kaszanki albo kiełbasę z grilla z łyżką musztardy. Albo jak chusteczki do nosa, które po użyciu wyrzuca się do kosza.

Politycy jednorazowego użytku. Pojawiają się w polityce, stają się modni niczym jakiś głupi trend modowy, po czym, spełniwszy swoje zadanie, znikają. Często wyrzuceni właśnie jak jednorazowy plastikowy talerzyk od kaszanki i tak trafiają na śmietnik historii. Często właśnie będąc na poziomie etycznych śmieci. Są równie „ekologiczni” jak te jednorazowe talerze albo jednorazowe chusteczki higieniczne – zaśmiecają tylko i zatruwają naszą planetę. w niektórych okresach czasu występowali stadnie, kiedy indziej byli pojedynczymi egzemplarzami. Mieli być gwiazdami, odgrażali się, że zmienią Polskę, byli promowani w zaprzyjaźnionych mediach z miernot robiących gwiazdy, po czym znikali bez śladu. Dziś jedni „tłusto jadają”, inni muszą przeżuwać gorycz porażki. O jednych i drugich warto pamiętać. Zwłaszcza teraz, kiedy pojawiła się na Wiejskiej kolejna dostawa polityków jednorazowego użytku.

Prekursorzy


Zaczęło się już w 1989 r. Najbardziej jednorazowym z jednorazowych był wówczas zapomniany dziś całkowicie Stanisław Tymiński (ur. 1948), tajemniczy przedsiębiorca, który na wybory przyjechał do Polski ze swoją peruwiańską żoną prosto z Ameryki Południowej. W kampanii prezydenckiej 1990 zmiótł Tadeusza Mazowieckiego i w II turze stanął w szranki z Lechem Wałęsą, wymachując czarną teczką, której zawartością groził uwielbianemu wówczas kandydatowi „Solidarności”. Szanse miał niewielkie, ale i tak „Gazeta Wyborcza” opublikowała opinię psychologa Andrzeja Samsona, który ogłosił, że Tymiński jest chory psychicznie (nawiasem mówiąc Samson w 2004 r. został skazany za pedofilię i posiadanie pornografii dziecięcej). I chociaż Wałęsa zapowiadał, że gdy wygra wybory nie dopuści do wyjazdu Tymińskiego przed opublikowaniem zawartości jego teczki, Tymiński bez problemu wrócił do Peru. Zawartości teczki nigdy nie ujawnił ani do polskiej polityki nie wrócił. Ale można powiedzieć, że stał się prekursorem i symbolem polityków jednorazowego użytku. Na kolejnego polityka jednorazowego użytku na miarę Tymińskiego przyszło trochę poczekać. Niewątpliwe była kimś takim Renata Beger – posłanka Samoobrony, w sejmie przez dwie kadencje (niewiarygodne, a jednak). W 2006 r. została bohaterką tzw. afery taśmowej, kiedy na jaw wyszło, jak proponowała Adamowi Lipińskiemu, wiceprezesowi Prawa i Sprawiedliwości, swoje warunki za ewentualne przejście do większości rządowej. Dziś takie targi to norma, ale wtedy wybuchł nieprawdopodobny skandal, który zakończył się przedterminowymi wyborami i przegraną PiS-u w 2007 r. Renata Beger błysnęła więc jak gwiazda na sejmowym niebie i zgasła. Pozostały jej najsłynniejsze wypowiedzi o upodobaniach („lubię seks jak koń owies”) i o „kurwikach” w jej oczach. Jej dokonania to jednak nic w porównaniu z innymi jej kolegami po fachu.

Ze świńskim łbem pod pachą


Janusz Palikot – w sejmie aż przez trzy kadencje, zasłynął jako prekursor mowy nienawiści i publicznego hejtu. Symbole: świński łeb, wibrator i małpka wódki – ze wszystkim występował publicznie. Na polityczne salony wprowadził chamstwo w niespotykanej wcześniej skali. Zaciekle walczył z Lechem Kaczyńskim i krzyżem w sejmie. Zapowiadał, że doprowadzi do usunięcia krzyża z sali obrad plenarnych. Cóż, o Palikocie w sejmie wszyscy zapomnieli, krzyż w sali plenarnej wciąż wisi.

Przybocznym Palikota w walce z krzyżem był Armand Ryfiński – w sejmie przez jedną kadencję (VII), polityk Ruchu (alias Rucha) Palikota, później Twojego Ruchu. Wielokrotnie karany za naruszenie etyki poselskiej. Podobnie jak Palikot rozpętał wojnę z krzyżem i Kościołem, z tym, że poszedł nawet dalej niż naczelnych cham „tenkraju”. Za nazwanie cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej „bohomazem z Jasnej Góry” (w ramach obrony świętokradcy, który rzucił w obraz żarówkami z czarną farbą), dostał reprymendę nawet od własnego Rucha Palikota. Ryfiński przebierał się za biskupa i ku uciesze prostactwa urządzał „happeningi” pod Dworcem Centralnym w Warszawie. Miał zmieniać rząd, miał kierować Polską, dziś kieruje taksówką. Nie, żeby w samym zawodzie było coś uwłaczającego – wręcz przeciwnie – taksówkarze zazwyczaj są ludźmi bystrymi i inteligentnymi, więc wykonywanie tego zawodu dla osoby pokroju Ryfińskiego to i tak za dużo (podobnie jak wykonywanie przez niego innych legalnych zawodów, w których ludzie ciężko pracują na chleb). Tylko, że Armand miał chrapkę na znacznie więcej. Ryfiński z jego ambicjami i publicznymi wystąpieniami to najlepszy przykład tego, że kto podejmuje walkę z Maryją, zostaje zwyczajnym przegrywem. Zresztą nie jedynym z Rucha Palikota.

Innym politykiem jednorazowego użytku od Palikota został Roman Kotliński. Kotliński w sejmie zasiadał przez jedną kadencję (VII). Zasłynął podobnie jak Ryfiński z ataków na krzyż i obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, ale jeszcze bardziej jako esbecki kapuś i wydawca zatrudniający mordercę ks. Jerzego Popiełuszki. Kariery politycznej raczej już nie zrobi – w 2019 r. został skazany na 10 lat bezwzględnego więzienia m.in. za podżeganie do zabójstwa żony i przywłaszczenie 1,2 mln zł.

Z sejmu wraz z Ruchem Palikota zniknęła także Anna Grodzka, w niektórych kręgach bardziej popularna pod swoim pierwszym imieniem i nazwiskiem – Krzysztof Bęgowski. W sejmie spędziła jedną kadencję. Pomimo lansowania (głównie na podstawie jej przejść z narządami płciowymi) na wszelkie sposoby, jej sejmowym osiągnięciem jest walka o haczyki w toaletach żeńskich w sejmie (żeby korzystające z nich kobiety miały gdzie powiesić torebkę). Za to została gwiazdą kabaretu (kto nie wierzy, niech obejrzy na YouTube „konferencję prasową Magdaleny Ogórek” w ramach „Kabaretowego Klubu 2”). Dobre i to.

W końcu mogła skończyć jak jej partyjny kolega – jednorazowy poseł i takiż polityk Jacek Najder z Rucha Palikota, który w sejmie spędził jedną kadencję (VII) i wyróżnił się w nim dokładnie niczym (no dobrze – dwóm jego zapytaniom w ciągu całych czterech lat nadano dalszy bieg, zabrał też głos 91 razy w ciągu całej kadencji sejmu).

Jedną kadencję spędził w sejmie także Wojciech Penklaski, oczywiście z Ruchu (alias Rucha) Palikota (można powiedzieć, że była to wręcz wylęgarnia polityków jednorazowego użytku). Penkalski wyróżnił się tym, że przez cztery lata 116 razy zgłosił się do wypowiedzi, czyli zabrał głos raz na miesiąc. Jednorazowy polityk zakończył na tym swoją karierę w sejmie. Większą „karierę” zrobił w niemieckim dzienniku dla Polaków, gazecie „Fakt”, która w 2016 r. napisała o nim per „bandyta”. Smaczku całej sprawie nadaje fakt, że w sejmie Penkalski, wówczas prawa ręka Palikota, zasiadał w komisji spraw wewnętrznych i zajmował się… ustawą o policji i dostępie do broni palnej. Nawet „Newsweek” (kolejna niemiecka gazeta dla Polaków) sarkastycznie komentował, że w obu sprawach Penkalski dysponował doświadczeniem, bowiem zanim poszedł w posły, „biegał po Braniewie w ortalionowym dresie i wyrównywał rachunki za pomocą kija bejsboowego i pistoletu”1. Trafił za to do więzienia, które, jak twierdzi – ukształtowało jego charakter. Ale też przyznał, że do więzienia wraca jako poseł, namawiając osadzonych, żeby na niego głosowali. Bez skutku, bo polityczną karierę zakończył po jednym razie.

Podobnie jak jego partyjny kolega Michał Pacholski, także polityk jednorazowego użytku, którego do sejmu wprowadził Janusz Palikot i który zakończył karierę po jednej kadencji. Osiągnięciem Pacholskiego w sejmie było zgłoszenie się 100 razy do wypowiedzi, chociaż głos zabrał 80 razy. Na tym swoją karierę w polityce zakończył, chociaż niewykluczone, że będzie chciał wrócić.

Ryśka Petru różne przypadki


Ciekawe, czy o powrocie do sejmu myśli jeszcze gwiazda TVN-u, teczkowy Leszka Balcerowicza Ryszard Petru, pseudo „Rysiek”. Ryszard Petru to klasyczny przykład kariery „od zera do bohatera” – od momentu, kiedy założył Nowoczesną był pompowany niemożebnie przez mainstream i pokazywany prawie jako mąż stanu, mąż opatrznościowy i ekonomiczny geniusz. Wpompowany ponad próg wyborczy, w sejmie spędził jedną kadencję i zasłynął z kompromitowania siebie, swego ugrupowania, swoich promotorów i swoich wyborców. Jego znakiem rozpoznawczym stało się opowiadanie głupot, językowe lapsusy oraz wyprawa na Majorkę w czasie pamiętnego ciamajdanu w grudniu 2016 r., kiedy wystawił do wiatru wszystkich swoich partyjnych towarzyszy i pofrunął świętować Nowy Rok w towarzystwie kochanki. Biedna Katarzyna Lubnauer kompromitowała się opowieścią o służbowym wyjeździe swego ówczesnego szefa, a ten po powrocie oznajmił, że był prywatnie. Zabrał walizki, wystawione mu przed drzwi przez żonę, która o wyjeździe męża dowiedziała się ze zdjęcia opublikowanego w Internecie i zamieszkał z inną polityczką jednorazowego użytku, Joanną Szmidt, obecnie już Joanną Mihułką, bo po ujawnieniu ich wspólnego wyjazdu także jej mąż wystawił walizki przed drzwi i zabronił używać swego nazwiska. Joanna Mihułka, która w czasie kampanii wyborczej reklamowała się jako „polityczna dziewica”, stała się sławna za sprawą jednego zdjęcia, na którym rozkochanym wzrokiem wpatruje się w swego mentora, wpatrzonego z kolei w polityczną dal. Oboje już do sejmu nie wrócili. Rysiek Petru próbuje niekiedy coś powiedzieć, ale nawet TVN przestał w niego wierzyć.

Z pewnością o powrocie do sejmu marzy jeden z bardziej znanych polityków jednorazowego użytku – poseł Piotr Misiło. Reprezentując Nowoczesną spędził w sejmie jedną kadencję, zaznaczając swoją obecność łażeniem po krzesłach i rzucaniem dokumentami, a także straszeniem dziennikarzy TVP Info, którzy to relacjonowali, odpowiedzialnością „za współudział w niszczeniu polskiej demokracji”. Okazał się nie tylko politykiem jednorazowego użytku, ale jeszcze o bardzo małym rozumku – powinien wiedzieć, że od czasu Bronka Komorowskiego łażenie po krzesłach skutecznie eliminuje z polityki. Jego także wyeliminowało. Nawet dosłownie, bowiem w momencie, gdy je transportował przez salę w celu wlezienia na nie, z krzesła odpadło siedzisko, co wychwycili niezawodni internauci. Misiło „zamach” przeżył, ale w kolejnych wyborach nawet nie kandydował. I nie pomogło mu pomaszerowanie do Platformy Obywatelskiej. Zresztą i Platforma ma na koncie polityków jednorazowego użytku. Najsłynniejszym okazała się chyba Beata Sawicka (jedna kadencja w sejmie), która swojemu „ukochanemu” radośnie opowiadała o kręceniu lodów w sejmie, a gdy na jaw wyszło, że „ukochany” był agentem CBA, zapłakana i usmarkana zarzekała się, że została oszukana i wykorzystana. Trzeba było aż rządów Platformy Obywatelskiej, by „niezawisły sąd” orzekł, że co prawda przyjęła łapówkę, ale może za to odpowiadać tylko „molarnie”. Politykiem jednorazowego użytku okazała się Katarzyna Hall, która w rządzie Ewy Kopacz została nawet ministrem edukacji. To kolejna polityczka „inteligentna inaczej”. Jest żywym symbolem łamania przez PO wyborczych obietnic – miała kupić po tablecie każdemu uczniowi w Polsce. No i kupiła, tyle że urzędnikom ze swojego resortu. Zasłynęła też z obniżania poziomu edukacji w szkołach. Jako prekursorka nowoczesności proponowała kupowanie w charakterze świątecznych prezentów dziewczynkom samochodzików na resorach, a chłopcom – zestawów zabawkowych naczyń kuchennych. Była też kolejnym jednorazowym politykiem, który za cel postawił sobie walkę z krzyżem. Czyniła to w sposób ostentacyjny – kiedy 28 lutego 2011 r. pojechała na spotkanie z samorządowcami i dyrektorami szkół we Włocławku, nie zgodziła się wystąpić na tle ogromnego zdjęcia – panoramy tamy Wisły z krzyżem w miejscu, gdzie oprawcy wyrzucili ks. Popiełuszkę do wody. Posłance PO przeszkadzał właśnie krzyż widoczny na zdjęciu. Na czas spotkania został zasłonięty. Jak to się skończyło – wiemy wszyscy – Katarzyny Hall nie ma, krzyż jest. Politykiem jednorazowego użytku okazał się Tomasz Cimoszewicz. Nazwisko nie jest przypadkiem – to syn komunistycznego aparatczyka, towarzysza Włodzimierza Cimoszewicza. Cimoszewicz junior dostał się do sejmu z list Platformy w 2015 r. Pouczał dziennikarzy, zamiast rozliczyć z przeszłości tatusia, próbował zaatakować przeszłość Antoniego Macierewicza („zapytując” o jego „powiązania z mafią rosyjską”), domagał się, by władza nie pokazywała publicznie przynależności religijnej. Był i znikł, chociaż oczywiście i w tym roku kandydował.

Sława zjechana na pysk


Oczywiście wśród polityków jednorazowego użytku można spotkać i prawdziwe sławy, które poleciały wysoko i potem zleciały na tzw. pysk. Tu modelowym przykładem jest Kazimierz Marcinkiewicz, z zawodu nauczyciel fizyki, który w sejmie spędził trzy kadencje, zaczynając jako chadek. Szczytem jego politycznej kariery była funkcja premiera RP, ale od kiedy stracił stanowisko i miejsce w szeregach PiS-u, systematycznie zjeżdżał po równi pochyłej. Finansowo powodziło mu się nieźle – bez znajomości języka angielskiego czy chociażby podstaw ekonomii dostał pracę w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju oraz nosił teczki w Goldman Sachs Group Incorporated w Londynie. Jego karierę pogrzebała miłośniczka częstochowskich rymów i białych kozaczków znana jako Isabel z Brwinowa, którą poznał w Londynie i dla której porzucił ciężko chorą żonę. Występy Marcinkiewicza z Isabel były jednymi z bardziej żenujących widowisk, ale dzięki nim Kazio został gwiazdą Internetu. Co ciekawe, najgorliwszym jego obrońcą został… Janusz Palikot. Karierę Kazia pogrzebała ostatecznie jego wielka miłość – Isabel oświadczyła, że przez niego nabawiła się nerwicy i przeczulicy, więc w momencie rozwodu wyrwała dla siebie niemałe alimenty, których Kazio płacić nie zamierzał. Dokładnie w momencie, kiedy szykował się do powrotu na scenę polityczną w szeregach PO, Isabel, znudzona czekaniem na kasę, napuściła na niego komornika i pogrzebała ostatecznie marzenia Kazia o wielkiej czy choćby małej scenie politycznej. I tak Kazio został nie tylko politykiem jednorazowego użytku, ale i pośmiewiskiem. Ponoć kręci się po Warszawie usiłując wyrwać jakiś „towar”, ale z powodu komornika na karku i filmików w Internecie idzie mu tu kiepsko.

Kandydaci na jednorazowych


Rzecz jasna i w tej kadencji już można wyodrębnić jednorazowych polityków. Na taki element zapowiada się chociażby miłośniczka selfie, bardziej prostacka wersja Palikota, „posła” Platformy Obywatelskiej Klaudia Jachira. W II RP nie wpuściliby jej do sejmu nawet w charakterze sprzątaczki; w tym roku dzięki „młodym, wykształconym, z wielkich ośrodków” została „posłą” Platformy Obywatelskiej, co wiele mówi o jej elektoracie. Najnowsza „zakupa” Grzegorza Schetyny na razie podjęła walkę z polskim zwyczajem całowania kobiet w rękę, w naszej kulturze będącym wyrazem szacunku. Z kulturą, zwłaszcza osobistą, Klaudia Jachira nic wspólnego nie ma, więc nic dziwnego, że robi to co robi. W dodatku nie wyciąga wcale wniosków z przeszłości i ku niezadowoleniu własnego ugrupowania zamierza podjąć walkę z krzyżem w sejmie, co zapowiada, że w parlamencie jest po raz pierwszy i ostatni, i skończy jak wszyscy, co łapy na krzyż podnosili. Ale co sobie selfie narobi i co kasy nakosi, to jej – z pewnością będzie to więcej niż z żenujących i chamskich występów w Internecie. Być może jej los podzieli kolejna mocna kandydatka na jednorazową polityczkę – Iwona Hartwich, wcześniej znana jako organizatorka „apolitycznego” strajku na sejmowych korytarzach oraz z oświadczeń, że polityka jej nie interesuje. Mocnym kandydatem do polityka jednorazowego użytku jest też poseł Lewicy Krzysztof Śmiszek, prywatnie „żon” (albo „mąż”, kto ich tam wie) europosła Roberta Biedronia. Śmiszkowi nie udało się dostać z ukochanym do Europarlamentu, więc musiał się zadowolić mandatem w Warszawie. Postuluje gejowskie małżeństwa, seksualizację dzieci w szkołach oraz próbuje walczyć z Kościołem, zatem jego los wydaje się przesądzony. Zawsze na osłodę pozostanie mu seks z Biedroniem. Na podobne wrażenia nie może liczyć (chyba)…

I tak to się toczy. Jedni z polityki uczynili zawód, zmieniając upodobania w zależności od tego, z której strony wieje wiatr; innych polityka przeżuła i wypluła. Szkoda tylko, że zamiast mieć ludzi, którzy są w stanie coś dla Polski zrobić, część narodu wciąż lubuje się w jednorazowych, plastikowych i tanich. Dziwnym trafem zwykle jest to ta sama część, która propaguje ekoterroryzm, walkę z polskimi tradycjami, historią i kulturą, i za wszelką cenę chce odciąć się od Polski. Z drugiej strony, może w ten sposób leczy własne kompleksy? Podobno nic tak ich leczy jak znalezienie głupszego od siebie…


© Aldona Zaorska
25 stycznia 2020
źródło publikacji: „Politycy jednorazowego użytku. Artykuł polecamy konferansjerowi z TVN, który został wyznaczony na kandydata na prezydenta” / za: www.WarszawskaGazeta.pl









Ilustracja © Digitale Scriptor (DeS) ☞ tiny.cc/des

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2