Czy w wyborach prezydenckich w ogóle jest możliwy triumf Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, miałkiej i niezbyt mądrej, wyfiokowanej paniusi z miasta? Teoretycznie nie powinien być możliwy, gdyż jest to postać pozbawiona atutów intelektualnych i kompromitująco spisująca się w czasie wywiadów czy debat. Problem w tym, że polska polityka nie kieruje się rozsądkiem, a plemiennymi niechęciami. Dlatego niezależnie od tego, jak w kampanii wypadnie Kidawa (a jestem przekonany, że wypadnie bardzo słabo), pewne jest, że awansuje do drugiej tury, a tam odbędzie się już nie głosowanie na osoby, nie trzeźwe ocenianie walorów kandydatów, lecz plebiscyt sympatii politycznych pod hasłem "kto przeciw PiS, ten głosuje na Kidawę". Dlatego publicyści i analitycy sympatyzujący z patriotyczną prawicą ostrzegają: nie dajcie się zwieść sondażom! To, że Duda ma wyniki sondażowe na poziomie około 43–47 procent w pierwszej turze, jeszcze nic nie znaczy. Nie wygrywa się wyborów mając 47 procent, ale mając co najmniej jeden głos powyżej 50 procent.
Oczywiście trudno sobie wyobrazić, by duża część elektoratu PSL zagłosowała w drugiej turze na Kidawę. To przecież małomiasteczkowy i wiejski elektorat konserwatywny, twardo stąpający po ziemi, więc miejska damulka, nadająca się do kawiarnianych ploteczek i kawusi z koleżankami, raczej go nie przyciągnie. Nie zauroczy ludzi ciężko pracujących i borykających się z problemami, które nie tylko Kidawy nie dotyczą, ale o których pewnie nigdy ona nie słyszała, tak samo jak nie słyszały o nich jej koleżanki – bogate pańcie z pseudoelitarnej "warszawki". Sądzę również, że nawet biorąc pod uwagę jadowitą i bezsensowną niechęć części elektoratu Konfederacji do PiS i do Dudy, ciężko sobie wyobrazić, by cały elektorat Konfederacji gremialnie poparł Kidawę. Oczywiście zdarzą się takie patologiczne przypadki, jednak myślę, że większość wyborców Konfederacji raczej zostanie w domach lub zagłosuje na obecnego prezydenta. Z tego typu wyliczeń wynika, że prezydent nie powinien mieć kłopotów z wynikiem na poziomie 53 procent. Problem w tym, że pięć lat temu też mieliśmy wielkiego pewniaka, a Bronisław Komorowski miał wygrać, a to w pierwszej turze, a to bez trudu w drugiej turze, tymczasem sromotnie wybory przerżnął, co stanowiło preludium do całego cyklu klęsk wyborczych Platformy.
Jeżeli Duda przegra, czekają nas trzy lata administrowania krajem przez PiS bez mocy uchwalania ustaw, gdyż prezydent z opozycji każdy projekt będzie wetował z czystej złośliwości. Nie trzeba chyba nawet tłumaczyć, jak rujnujące byłoby to dla państwa polskiego. Międzynarodowe wygłupy marszałka Senatu, Tomasza Grodzkiego, dały nam też przedsmak tego, jak mogłaby wyglądać polityka międzynarodowa prowadzona przez opozycyjnego prezydenta. Jak pozwalałaby ona na „rozgrywanie” Polski przez wrogie mocarstwa, jak szkodziłaby polskim interesom zarówno dyplomatycznym, jak i gospodarczym. Na gruncie rodzimym można byłoby się spodziewać trzech lat wojny opozycji z rządem, gdzie tym razem sztab wyborczy opozycji i jej centrum kierownicze znajdowałyby się w Pałacu Prezydenckim.
Kiedy spoglądam na wyniki sondaży zamieszczone w tabelce, uderza mnie przede wszystkim słabiutki wynik Szymona Hołowni, wieloletniego konferansjera z TVN, człowieka pozującego na katolika (ale to taki progresywny katolik, który wzywa do zdejmowania krzyży, więc jak dla mnie jest to katolicyzm wątpliwej jakości). W momencie wejścia Hołowni na "sondażowy rynek" jego notowania sięgały nawet 16 procent, a w prasie ukazały się artykuły zatytułowane "Hołownia goni Kidawę", sugerujące, że walka o drugie miejsce może być zacięta. Teraz wyniki Hołowni spadły niemal dwu–trzykrotnie. Jeżeli miałoby to oznaczać (charakterystyczne dla polityki) przeminięcie okresu fascynacji czy zainteresowania wyborców nowością, to trzeba przyznać, że tym razem nastąpiło ono bardzo szybko. Niektórzy wręcz podejrzewają, że w związku z tymi słabymi sondażami „projekt Hołownia” zostanie wygaszony, a sam kandydat jeszcze przed pierwszą turą wezwie do oddania głosów na Kidawę. Uderza też bardzo, bardzo zły wynik Roberta Biedronia, plasujący się znacznie poniżej wyniku wyborczego SLD (12,5%), z którego poparciem ma on startować. Pisałem od samego początku, że obiektywnie patrząc Biedroń jest fatalnym kandydatem i byłem gotów założyć się, że osiągnie słabszy wynik niż Lewica w czasie wyborów do Sejmu. Wynik jednocyfrowy będzie dla SLD porażką i też świadectwem, że partia ta nie potrafi wykreować poważnego, popularnego i charyzmatycznego lidera.
Oczywiście czeka nas kampania, w której wiele może się zdarzyć. Zawsze powtarzam, że Bronisław Komorowski zapewne wygrałby wybory, gdyby w kampanii w roku 2015 ogóle nie uczestniczył. Ponieważ przegrał dzięki temu, że Polacy wreszcie mieli okazję zobaczyć, jaki naprawdę jest i przestali wierzyć sympatycznym, uładzonym i nierealnym portretom kreowanym przez sprzyjające ówczesnemu prezydentowi media. Rzecz jasna nie umniejsza to zasług samego Dudy, którego kampania była bardzo dobra, a on sam okazał się sprawnym liderem. Pokazał zresztą, że nie popełnia gaf, które mogłyby mu odebrać sympatię wyborców, jest politykiem aktywnym, uczestniczącym w spotkaniach z obywatelami, przemawiającym z pamięci, a przy tym nie próbuje udawać wszechwiedzącego, zadufanego w sobie „ojca narodu”. Dlatego nie sądzę, by stało się coś strasznego w czasie jego kampanii, by nastąpił jakiś gigantyczny skandal, wpadka, która zachwieje jego pozycją (choć polityka nauczyła nas, że niczego nie można a priori wykluczać).
Kidawa na pewno będzie się kompromitować w czasie kampanii (zwłaszcza w czasie debat prowadzonych na żywo, jeśli takie w ogóle się odbędą), jednak nie sądzę, by nawet największe wpadki i największe wygadywane przez nią głupstwa odebrały jej pewne drugie miejsce i awans do drugiej tury wyborów. A w drugiej turze, jak już pisałem, będziemy mieli do czynienia z plebiscytem (kto przeciw PiS, ten z Kidawą), a nie z realną oceną kandydatów. Wypada tylko kibicować, by scenariusz z Kidawą-Błońską, osobą o mentalności postkolonialnej, jako prezydentem nigdy się nie ziścił, gdyż oznaczałby dla Polski ogromne kłopoty zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej. Oznaczałby także zatrzymanie reform mających usprawnić kraj i umocnić jego pozycję w świecie oraz zniszczyłby naszą podmiotowość w ramach Unii Europejskiej. Ta podmiotowość i tak jest już niewielka, ale z wysługującym się Unii prezydentem, gotowym służyć na każde gwizdnięcie unijnych notabli, byłaby wręcz niemożliwa do utrzymania.
Wyniki dotyczą sondaży United Survey, IBRiS oraz Estymator (wszystkie z połowy stycznia tego roku)
Andrzej Duda – 43% ; 44% ; 47,7%
Małgorzata Kidawa-Błońska – 23% ; 23,3% ; 22,7%
Robert Biedroń – 7,3% ; 6,6% ; 9%
Władysław Kosiniak-Kamysz – 7% ; 7% ; 8,8%
Szymon Hołownia – 6,7% ; 5,7% ; 6,7%
Krzysztof Bosak – 5,3% ; 5,1% ; 4,3%
Ilustracja © Digitale Scriptor (DeS) ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz