Chińska Republika Ludowa od długiego czasu pozostaje największym importerem ropy naftowej na świecie. Poziom dostaw zagranicznego surowca do Chin rokrocznie zwiększa się, zaś w 2019 roku wyniósł on 506 mln t (10,2 mln baryłek dziennie). Dla porównania: to ponad 18 razy więcej, niż całkowite zapotrzebowanie na ropę w Polsce i około 1/8 łącznego, globalnego wydobycia. Skala uzależnienia chińskiej gospodarki od dostaw ropy naftowej ze świata jest więc ogromna. Zależność ta działa jednak w dwie strony, o czym skutecznie przypomniał obecny kryzys związany z pojawieniem się nieznanych dotąd odmian koronawirusa. Wystarczy rzut oka na giełdy surowcowe.
Na przestrzeni pierwszych dwóch miesięcy 2020 roku ceny ropy naftowej spadły o niemal jedną czwartą, obniżając się z poziomu 66 USD/bbl (ropa Brent) do nieco poniżej 50 USD/bbl. Głównym powodem dla tak drastycznego spadku (ostatni raz za ropę płacono tak mało w 2017 roku) stały się przestoje w ramach chińskiej gospodarki, powodowane właśnie epidemią koronawirusa. W lutym konsumpcja ropy naftowej w Chinach zmalała względem miesiąca poprzedniego o 4 mln bbl/d, tj. aż o 1/3. Za tym zaś musiały pojawić się kolejne efekty: przepełnione magazyny surowca, brak możliwości przyjmowania nowych ładunków z morza, a wreszcie: konieczność odwołania części dostaw.
W odpowiedzi na tak drastyczny spadek cen ropy, środki zaradcze spróbował podjąć największy na świecie kartel naftowy OPEC, działający we współpracy z kilkoma państwami niezrzeszonymi, w tym Rosją. Grupa ta, określana łącznie jako tzw. OPEC+, już od kilku lat ogranicza wydobycie ropy w celu podtrzymywania kursu surowca. Dodatkowe cięcia stanowiłyby odpowiedź na bieżący kryzys rynkowy. Sęk jednak w tym, że uczestnicy porozumienia nie dogadali się. 6 marca oficjalnie poinformowano o fiasku rozmów na linii OPEC-Rosja, w odpowiedzi na co automatycznie zareagowała giełda. Cena ropy Brent, ta sama która spadła już wcześniej do poziomu ok. 50 USD/bbl, zaczęła dalej pikować w dół, zatrzymując się dopiero na poziomie 45 USD/bbl. Co więcej, dalsze deklaracje ze strony poszczególnych uczestników OPEC+, w tym przede wszystkim Arabii Saudyjskiej, jedynie pogłębiły kryzys, a wartość baryłki spadła o kolejne kilkanaście dolarów. Jak się okazało, był to najbardziej radykalny spadek na rynku naftowym na przestrzeni ostatnich trzech dekad.
Omawiany przypadek cen ropy to jedynie przykład tego, jak bardzo światowa gospodarka zależy dziś od Chińskiej Republiki Ludowej. Co przy tym warto podkreślić, rzecz idzie nie tylko o surowcach naturalnych, które Chińczycy masowo importują. Analogiczne powiązania dotyczą jednocześnie eksportu ulokowanej w Chinach produkcji najróżniejszych towarów: zabawek, tekstyliów, ale także przedmiotów i substancji o znaczeniu strategicznym, jak np. elektronika czy szczepionki i komponenty lekarstw. Skutki dla rynków łatwo zaś dostrzec już teraz.
Choć Chińczycy robią co mogą, by minimalizować straty (w tym, jak donoszą media, wykorzystując chociażby Ujgurów jako przymusową siłę roboczą w fabrykach), problem jest duży. Pojawiające się informacje wskazują, że ograniczenia w produkcji chińskich zakładów, w zależności od branży, mogą sięgać nawet 80-90%. Co zaś kluczowe, nawet jeśli niektóre fabryki z powrotem się otwierają, to nie oznacza to wcale, że automatycznie wrócą one do działalności na uprzednią skalę.
O tym, jakie będą finalne skutki dla najróżniejszych branż na całym świecie dowiemy się dopiero później. Wiele będzie zależało też od tego, jak zareagują władze w Pekinie – już teraz obiecują bowiem chociażby ulgi podatkowe w celu stymulacji produkcji. Kto wie jednak, czy nie będzie to za mało.
WESPRZYJ NAS
Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP²
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz