OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Czy państwo opiekuńcze jest lekarstwem na kryzys?

Koronawirus wciąż nie daje o sobie zapomnieć. Choć rząd powoli wycofuje się z wprowadzonych uprzednio obostrzeń, to powrót do rzeczywistości będzie bardzo powolny. Sporo wody upłynie w Wiśle, zanim będziemy mogli wyjść na spacer bez maseczki lub poruszać się swobodnie po galeriach handlowych. Badania opinii społecznej nie pozostawiają jednak złudzeń: Polacy bardziej niż utraty życia lub zdrowia obawiają się utraty pracy. Czy słusznie? Taki sposób myślenia z pewnością jest dowodem na zmaterializowanie współczesnego świata. Co prawda w dzisiejszych czasach pieniądze mogą pomóc w otrzymaniu odpowiedniej pomocy medycznej, jednak możliwości lekarzy są ograniczone, a za pieniądze nie można kupić sobie zdrowia ani życia. Ponadto mało kto ubolewa nad ogromnymi obostrzeniami w dziedzinie sprawowania kultu religijnego. Hierarchia wartości została skrajnie zaburzona, braku dostępu do Mszy świętej i sakramentów boimy się najmniej.

Z drugiej strony jednak lęk przed utratą pracy jest w pełni zrozumiały. Powody do obaw mają przede wszystkim osoby zatrudnione na tak zwanych śmieciowych umowach oraz osoby wykonujący na co dzień pracę, której w czasie pandemii nie mogą wykonywać w ogóle (np. kelnerzy lub pracownicy sklepów odzieżowych). Pracownicy biurowi wcale nie są w lepszej sytuacji. Posiadają oni co prawda przywilej możliwości pracy zdalnej, jednak ich przyszłość uzależniona jest od branży, w której są zatrudnieni. Wszyscy wiemy, iż pracodawcy potrafią być bardzo kreatywni w szukaniu powodów do zwolnienia. Osoba zwolniona w tym trudnym czasie nie boi się o brak środków na markowe ubrania czy na wyjazd na wakacje, boi się o brak środków na opłacenie czynszu czy na produkty codziennego użytku. Inni natomiast mają problem odwrotny, osoby pracujące w sklepach spożywczych czy kurierzy bardzo często pracują teraz od świtu do nocy, a ich wysiłek najprawdopodobniej nie przełoży się zbytnio na wynagrodzenie.

Obecna sytuacja wymusza na politykach i ekonomistach szukania odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób zapobiec gospodarczej katastrofie. Niestety, w Polsce mówi się przede wszystkim o pomocy dla przedsiębiorców. Owszem, dobrobyt przedsiębiorcy może przełożyć się na dobrobyt pracownika etatowego, ale bardzo często mamy do czynienia z sytuacją skrajnie odwrotną. Ba, niejeden przedsiębiorca nie kryje się z tym, że obecna sytuacja jest dla niego de facto sytuacją korzystną. Zwolnienie pracownika nigdy nie było tak proste, jak teraz. Wystarczy powołać się na konieczność cięcia wydatków. Z badań wykonanych przez Polski Instytut Ekonomiczny wynika, iż aż 46% polskich pracodawców zdecydowana jest na obniżkę wynagrodzeń.

Z drugiej strony obecna sytuacja nawet na najbardziej zagorzałych wolnorynkowcach wymusiła konieczność opowiedzenia się za przynajmniej minimalnym interwencjonizmem państwowym. Jednak o ile wyznawcy korwinizmu mówią o konieczności ratowania przedsiębiorstw, a socjaliści o konieczności ochrony pracownika przed „krwiożerczym” pracodawcą, tak my, jak zwykle, powinniśmy szukać tak zwanej trzeciej drogi. Część z nas opowiada się za wizją gospodarki przedwojennego ONR „ABC”, części natomiast zdecydowanie bliżej jest do „Falangi”. W jednym jesteśmy natomiast zgodni: kapitalizm jest systemem skrajnie niesprawiedliwym, a kryzys spowodowany pandemią jest na to najlepszym dowodem.

W niniejszym artykule pragnę pochylić się nad postulatami gospodarczymi, które część osób zakwalifikowałaby jako lewicowe. Zdaję sobie sprawę z tego, że mają one zarówno swoje plusy, jak i minusy. Z pewnością mogą stanowić one jednak ciekawą alternatywę dla obecnego systemu, stąd moim zdaniem warto przynajmniej zastanowić się nad możliwością zaszczepienia ich w polskich warunkach.

W Hiszpanii, w której nota bene koronawirus zebrał o wiele większe żniwa niż w Polsce, trwają obecnie prace nad wprowadzeniem bezwarunkowego dochodu podstawowego (BDP) Na chwile obecną nie wiadomo jednak, czy dochód ten obejmie wszystkich obywateli, czy jedynie rodziny posiadające dzieci. Co ciekawe, za BDP opowiedział się niedawno sam papież Franciszek. „Wprowadzenie dochodu podstawowego zapewniłoby byt pracownikom pozbawionym praw. Byłby to zarówno gest bardzo ludzki, jak i bardzo chrześcijański”- pisał Ojciec Święty w swoim wielkanocnym liście do liderów ruchów społecznych. Niejeden wolnorynkowiec pewnie nie pozostawiłby na papieżu suchej nitki, a w zacytowanych powyżej słowach widziałby herezję i kolejny dowód na szkodliwość poglądów obecnego następcy św. Piotra. Sama jestem tradycyjnym katolikiem, a Franciszek nie jest „moim papieżem”, jednak jego stanowisko w tej kwestii nie jest w żaden sposób sprzeczne z tradycyjną nauką społeczną Kościoła.

Czym właściwie jest bezwarunkowy dochód podstawowy? Polska Sieć Dochodu Podstawowego podaje następującą definicję: „równe, powszechne, bezwarunkowe świadczenie pieniężne, wypłacane regularnie przez państwo indywidualnie każdej obywatelce i obywatelowi (rezydentce/rezydentowi), którego wysokość pozwala na zaspokojenie podstawowych potrzeb społecznych”. My nacjonaliści widzielibyśmy to rzecz jasna nieco inaczej, BDP dostępny byłby tylko i wyłącznie dla rodowitych Polaków.

Za najlepiej opracowany eksperyment sprawdzający wpływ BDP na gospodarkę uważa się rozwiązania wprowadzone w indyjskim stanie Madhja Pradeś w latach 2011- 2012. Organizatorami programu był UNICEF oraz Stowarzyszenie Samozatrudnionych Kobiet. Wysokość bezwarunkowego świadczenia wynosiła 200 rupii miesięcznie dla osoby dorosłej (z czasem wartość podniesiono do 300) i 100 dla dziecka (z czasem 150). Podkreślić należy, iż granica ubóstwa na terenach wiejskich wahała się w okolicach 810 rupii miesięcznie. W eksperymencie udział wzięło 20 wiosek o zbliżonych cechach ekonomicznych. Świadczenie otrzymywali jednak tylko mieszkańcy 8 z nich, co umożliwiło porównanie obydwu grup.

Wyniki eksperymentu społecznego były interesujące. Okazało się, że wśród osób otrzymujących BDP wzrosła ilość spożycia świeżych produktów spożywczych, takich jak owoce, warzywa czy ryby. Poprawiła się również higiena, w 8 eksperymentalnych wioskach zbudowano dwukrotnie więcej toalet i studni, niż w 12 pozostałych. Ponadto otrzymywane środki inwestowano w ochronę przed komarami (w Indiach owady te są źródłem wielu groźnych chorób), mieszkańcy montowali siatki na okna oraz zaopatrywali się w środki chemiczne.

Co jednak najistotniejsze, wśród osób otrzymujących BDP wzrosła aktywność zawodowa. Przepracowali oni znacznie większą ilość godzin w ramach pracy na własny rachunek lub pracy najemnej. Zakładano również liczne kooperatywy. Przykładowo, grupa mężczyzn wydała środki na zarybienie stawu i zakup sprzętu do łowienia ryb. Grupa kobiet założyła natomiast kooperatyw szwaczek.

Rozwiązaniem zbliżonym do BDP jest nasze polskie 500+ Wbrew obiegowym opiniom, iż program ten uczy tak zwanego nieróbstwa, a pieniądze te są przepijane przez rodziny patologiczne, okazuje się, iż otrzymane wsparcie socjalne bardzo często staje się bodźcem do aktywizacji zawodowej.

Oczywiście, nikt z nas nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy BDP sprawdziłby się w europejskich warunkach. Jedno jest jednak pewne: obecna sytuacja powinna zmusić nas do całkowitego odrzucenie wolnorynkowego spojrzenia na gospodarkę. Ekonomiści podkreślają, iż obecny kryzys wziął się z zaprzestania wydawania pieniędzy. Przestaliśmy chodzić do restauracji czy różnego rodzaju punktów usługowych, przestaliśmy wydawać pieniądze na zbytki. Beneficjentami obecnej sytuacji są chyba jedynie producenci maseczek i środków dezynfekujących, ewentualnie firmy kurierskie. Dlatego zwraca się uwagę na to, że kryzysu nie można pokonać oszczędzaniem, bo to właśnie oszczędzanie jest jego przyczyną. Stąd nonsensem są na przykład propozycje odebrania 500+ czy innych świadczeń, ponieważ przyczyni się to do wzrostu ubóstwa, a co za tym idzie, również do załamania popytu.

Wnioski wydają się być następujące: Tak, państwo opiekuńcze może być lekarstwem na kryzys. Państwo ma moralny obowiązek wziąć na siebie obowiązki związane z pokonaniem kryzysu gospodarczego, a przede wszystkim ze wsparciem służby zdrowia. Dlatego nie buntujmy się, jeśli władza każe nam chodzić w maseczkach, albo zabrania wchodzić do parku. Jednak wszyscy wiemy, że hasło „zostań w domu” nie wystarczy. Potrzebne są radykalne zmiany w zarządzaniu państwem, potrzebna jest bezpłatna możliwość wykonania testu na koronawirusa (ten element wydaje się być kluczem do sukcesu). My jako działacze społeczni musimy być teraz szczególnie aktywni. ONR musi wchodzić wszędzie tam, gdzie nie radzi sobie państwo. Zrobiliśmy już bardzo dużo, wspieraliśmy szpitale, z własnych pieniędzy kupowaliśmy żywność dla lekarzy. Musimy jednak iść o krok dalej. Musimy rozpocząć dyskusję nad rozwiązaniami, które pomogą nam przetrwać kryzys. Bezwarunkowy Dochód Podstawowy? A może niekoniecznie, może jesteśmy w stanie zaproponować coś innego? Nawet jeśli nasze rozważania na chwilę obecną nie będą brane pod uwagę, to może przyniosą obfite owoce w przyszłości.

Pamiętajmy jednak o najważniejszym: nasz program musi być przepełniony duchem chrześcijańskim. W czasach pandemii nie może liczyć się pieniądz, musi liczyć się drugi człowiek. Stąd nie ma mowy o płatnych testach na koronawirusa, na wykonanie których mogą pozwolić sobie nieliczni. Nie ma mowy o jakimkolwiek czerpaniu zysków kosztem innych jednostek…

I na koniec najważniejsze: módlmy się o zakończenie epidemii. Zaopatrzmy się w Cudowny Medalik, który kiedyś okazał się być najskuteczniejszym lekarstwem na cholerę. Poradzi sobie również z COVID-19.


© Małgorzata Jarosz
28 kwietnia 2020
źródło publikacji:
www.Kierunki.info.pl





Ilustracja © brak informacji / za: www.kierunki.info.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2