No bo co jest istotą chrześcijaństwa? Ano miłość wzajemna. I to nie tylko miłość do tych co nas kochają i głaskają po łepetynce, ale też miłość do wrogów. „Miłujcie nieprzyjaciół” mówi Jezus i rozwija to niełatwe zalecenie w dalszej części – choćby w Ewangelii Mateusza (5,38): „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?”.
No i co Wy na to Moi Drodzy Czytelnicy? Znamy to przykazanie Jezusa?
Tymczasem „otwieram” telewizor i leje się na mnie potok nienawiści. W telewizji publicznej – nienawiści a to do kasty sędziów, a to do opozycji. W tej drugiej, prywatnej, amerykańsko-niemieckiej też się leje potok, ale nienawiści do Kaczyńskiego, Dudy i PiS-u.
Nienawiść! Hejt! Całe nasze życie publiczne – jakie obserwuję – nacechowane jest prymitywnym, plemiennym poczuciem nienawiści do wrogów. Jesteśmy jak dwa obce plemiona – jacyś Tutsi i Hutu – dyszący do siebie zajadłą wrogością.
A na niedzielę udajemy się do naszych kościołów gdzie czasem nam tego Mateusza przeczytają i może nawet kto usłyszy i zapamięta. Ale ilu zapamięta? Jakoś nie widać już nie nawet miłości do politycznych przeciwników, ale zwykłej tolerancji, szacunku, traktowania tego drugiego rodaka z Platformy czy z PiS (niepotrzebne skreślić) nie jak zajadłego wroga, ale może jak kogoś kto też ma coś do powiedzenia i niekoniecznie to jest złodziej, ubek i trzeba go wdeptać w glebę.
Piszę o tym zjawisku, bo – niestety, moim zdaniem – pokazuje ono naskórkowość naszych religijnych wyborów. Nigdy, w żadnej debacie – mam na myśli cywilizowaną debatę - nie wolno odmawiać partnerowi prawa do wypowiedzenia się! Mówił o tym Jan Paweł II, kiedy słuchały go tłumy na gdańskiej Zaspie w 1987 r., kiedy konflikt polityczny był jeszcze bardziej ostry. Zdaje się, żeśmy nastawiali Wielkiemu Papieżowi pomników, ale zapomnieli o tym co głosił.
Piszę też o tym, żeby pokazać jak szybko na manowce wiedzie taki właśnie nienawistny sposób uprawiania choćby polityki. A widać to dobitnie na przykładzie tzw. „reformy wymiaru sprawiedliwości” prowadzonej przez Ziobrę i PiS. Od początku super-minister nikogo nie chciał słuchać – ani osób poszkodowanych, ani życzliwych posłów takich jak ja czy Jachnik, którzyśmy o zmiany w sądownictwie walczyli od lat. Nie, on wiedział lepiej. I od początku zmiany, które wprowadzał były wyraźnie nastawione na obsadzenie czego się da swoimi ludźmi, żeby zbudować polityczne zaplecze - co oczywiście nie ma nic wspólnego z „reformą”.
I od początku rządowa propaganda ustawiła wszystkich sędziów w roli złego luda - wrogów. Tak, ja wiem, że w sądach jest wiele patologii, ale są wśród sędziów ludzie, którzy gotowi byli poprzeć zmiany, tylko nikt ich, tak samo jak nikt nas – posłów życzliwie patrzących na zmianę rządu w 2015 r. – nikt nas do udziału w reformowaniu sądownictwa nie zaprosił. Uważano, że jak się naszczuje na sędziów w rządowej telewizji, to społeczeństwo ślepo poprze wszystko co robi minister Ziobro.
Tymczasem okazało się, że wiele rozwiązań wprowadzonych na siłę w zdominowanym przez PiS Sejmie jest po prostu konstytucyjnie wadliwych i już Polska płaci ogromną cenę na arenie międzynarodowej za nonszalanckie działania jednego ministra. Teraz nie wiadomo jak się mają chłopaki z PiS-u wycofać z własnych błędów, bo oni wstecznego biegu nie mają wbudowanego.
A było szanować innych uczestników życia publicznego! A było nie szczuć jednych na drugich! Było? Było! Ale się zmyło!
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz