Twarze oraz stroje Hucułek i Hucułów rozpalały wyobraźnię wybitnych malarzy polskich: Teodora Axentowicza, Kazimierza Sichulskiego, Józefa Rapackiego, Fryderyka Pautscha i Władysława Jarockiego. Obrazy ich autorstwa są chlubą wielu muzeów w Polsce i poza jej granicami. Reprodukcje tych obrazów w postaci pocztówek były w przedwojennej Polsce masowo używane w korespondencjach prywatnych. Tematyka huculska zajmuje ważne miejsce także w historii polskiej grafiki. W latach II Rzeczypospolitej takie miejscowości jak: Worochta czy Mikuliczyn, były wybierane na plenery przez malarzy i grafików zafascynowanych kulturą i pejzażem Huculszczyzny.
Na tym tle, opiewanych artystycznie Hucułek, Hucułów i walorów krajobrazowych oraz barwnej obrzędowości będącej pochodną autentycznej kultury duchowej tego ludu góralsko-pasterskiego, jak „zgrzyt żelaza po szkle” wciska się w moją świadomość i wyobraźnię najtragiczniejszy z możliwych rozdział życia rodziny Wydrów, tkwiącej korzeniami w Warochcie, mającej odwagę konkurować z Zakopanem o tytuł centrum sportów zimowych w przedwojennej Polsce. I o miano kurortu II Rzeczypospolitej.
Bo oto kilka dni temu zacny pan Jerzy Wydra, niegdyś prominentny pracownik Kancelarii Prezydenta RP, przysłał mi książeczkę „Ocalić od zapomnienia – galicyjskie losy rodzin Drelichów i Wydrów”. Takie inicjatywy ze strony rodzin szukających swoich korzeni i wychowujących następne pokolenia w duchu szacunku dla minionych pokoleń, zasługują na uznanie, podziw i społeczną aprobatę. Już we wstępie do tej pracy czytamy: „Przodkowie nasi musieli stawić czoła biedzie międzywojnia, zawierusze wojennej, ciężkim czasom okupacji i odbudowie kraju. Towarzyszyła im ciągła walka o przetrwanie”.
Korzenie rodziny Jerzego Wydry sięgają miejscowości Racławice k. Niska i Worochty. Ta huculska miejscowość zapisała się tragicznie w dziejach rodziny Wydrów. Otóż 31 grudnia 1944 roku bandyci spod znaku UPA napadli na polskich mieszkańców tej miejscowości. Zamordowali wówczas 72 osoby, wśród nich 9 członków rodziny Wydrów. Szczególnie okrutny był los Józefa Wydry, który z Węgier przedzierał się do rodzinnej wioski docierając tam rano w sylwestrowy dzień. Ponieważ był zmitrężony drogą i przeziębieniem od razu znalazł się w łóżku, po raz pierwszy po paru miesiącach nieobecności.
Niestety, były to ostatnie godziny jego życia. W sylwestrową noc banderowcy zamordowali jego wraz z dziećmi: synem Edwardem, małą córeczką Elżunią, która miała na ciele 9 pchnięć bagnetem. Z tej rodzinnej tragedii uratował się brat Józefa – Jan Wydra, ojciec Jerzego autora tej wspomnieniowej książki. Jan Wydra za namową siostry Heleny już wcześniej przeniósł się do Niska i podjął pracę w Hucie Stalowa Wola. Jerzy Wydra tak opisuje tę straszną Noc Sylwestrową w otoczeniu niby przyjaznych Hucułów: „Prowodyrem tego bestialskiego napadu był miejscowy gajowy Hawryło Dederczuk, zwany Ilko-Hryńko. Podczas gdy mężczyźni dokonywali swego makabrycznego dzieła, do akcji wkroczyły kobiety, które grabiły mienie pomordowanych i saniami wywoziły je do lasu”.
Warto odnotować, że tę zbrodniczą akcję przerwała interwencja stacjonującego w pobliżu oddziału radzieckiego. Na pomoc mordowanym Polakom wezwała Rosjan mała dziewczynka, która boso pobiegła do nich przedzierając się przez posterunki banderowskie. Na przekór Ukraińcom, rosyjski dowódca zdecydował, że ofiary zostaną pochowane na dziedzińcu przed tamtejszą cerkwią. Oddział radziecki wystawił do ceremonii pogrzebowej asystę wojskową, a nad zbiorową mogiłą przemówienie wygłosił generał radziecki, potępiając ten bestialski mord.
Staraniem Jerzego Wydry w latach 80-tych na mogile tej zainstalowano tablicę upamiętniającą ofiary tej tragicznej nocy, podczas której z życiem żegnało się 72 obywateli RP, tylko dlatego, że byli Polakami. Jeśli polskie władze „wybłagają” u strategicznych partnerów z Ukrainy zgodę na ekshumację szczątków ofiar, to zaistnieje możliwość godnego pochówku tych ofiar i postawienia krzyża na ich mogiłach.
Warto dodać, że Jan Wydra – ojciec Jerzego – był przed wojną popularnym narciarzem i instruktorem narciarskim, który uczył jazdy na nartach przyszłych asów polskiego lotnictwa w Anglii m.in.: gen. Stanisława Skalskiego, gen. Witolda Urbanowicza, płk. Jana Zumbacha. Było to możliwe, gdyż Dęblińska Szkoła Orląt organizowała w Warochcie obozy zimowe dla swoich podchorążych. Więcej na ten temat pisał prof. Stanisław Nicieja w II tomie „Kresowej Atlantydy”. Rodzinna historia państwa Wydrów to kolejny przyczynek do panoramy losów Polaków na polskich Kresach Wschodnich. Losów opisanych krwią niewinnych ofiar, które często straciły życie z rąk tych, z którymi zgodnie i pokojowo współżyli w latach II Rzeczypospolitej.
Tą skromną, skrótowo omawianą przeze mnie książeczką, Jerzy Wydra zrealizował ten ważny i szlachetny postulat zawarty w tytule: „Ocalić od zapomnienia”! Bo pamięć jest spoiwem narodu i jej pielęgnowanie to nasz moralny obowiązek. Całkowitą rację miał Wieszcz Narodowy pisząc: „Ze wszystkich nędzy – najstraszniejsze ludzkie zapomnienie” (J. Słowacki „Mazepa”, akt IV).
Dzięki takim – nawet skromnym – przedsięwzięciom jak wydanie przez Jerzego Wydrę książki wspomnieniowej można ocalić ważny okruch pamięci. Pamięci prawdziwej a nie urojonej. Książka Jerzego Wydry jest potwierdzeniem trafnej konstatacji znanego pisarza Włodzimierza Odojewskiego: „Prawdy nie da się pogrzebać, bo ona odsłoni się przy pierwszej okazji. Wstanie z grobu”. Książka Jerzego Wydry i zainstalowana przez jego rodzinę tablica to dowód na to, że wstaje prawda z grobu, który decyzją radzieckiego dowódcy został umiejscowiony na cerkiewnym dziedzińcu.
© Tadeusz Samborski
bez daty publikacji (dostęp: 20 XII 2020)
źródło publikacji: Myśl Polska, nr 49-50 (6-13.12.2020)
www.mysl-polska.pl
bez daty publikacji (dostęp: 20 XII 2020)
źródło publikacji: Myśl Polska, nr 49-50 (6-13.12.2020)
www.mysl-polska.pl
Ilustracja © Digitale Scriptor / za: www.tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz