„Walka z fałszowaniem historii przybrała wyjątkowo ostry charakter” – napisał w podsumowaniu 2019 roku rosyjski dziennik „Kommiersant”. „Przygotowania do obchodów [75. rocznicy zakończenia II wojny światowej] odbywały się na tle zaciętego sporu między Moskwą a jej oponentami. Pod koniec roku stało się zupełnie jasne, że nieformalnym liderem obozu przeciwników Rosji jest kraj, w którym wybuchła wojna – Polska.”
Gdyby zliczyć ostatnie wystąpienia najwyższych rangą rosyjskich polityków – z prezydentem Władimirem Putinem włącznie – oraz sekundujące tym wystąpieniom komentarze w mediach, to można byłoby dojść do wniosku, że Polska stała się dla Rosji wrogiem numer jeden.
Kontrastuje to bardzo z uprawianą wcześniej przez Kreml polityką ostentacyjnego ignorowania naszego kraju postrzeganego dotąd w Moskwie jako drugorzędny i nieistotny uczestnik polityki międzynarodowej. Jednak za tą pozorną pychą rosyjskiej dyplomacji kryła się poważna obawa przed utratą własnego znaczenia. Ignorowanie coraz bardziej asertywnej Polski stało się w Rosji rodzajem zaklinania rzeczywistości.
Cel: Polska ma być skompromitowana
Boleśnie uświadomiły to Moskwie zeszłoroczne obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej oraz przyjęcie we wrześniu 2019 roku rezolucji Parlamentu Europejskiego potępiającej pakt Ribbentrop-Mołotow. Dotychczasowa strategia Moskwy okazała się nieskuteczna, Polska nie podkuliła ogona, stało się odwrotnie, głos całego naszego regionu stał się lepiej słyszalny w Europie.
A wraz z nim powróciła pamięć o brutalnym zniewoleniu naszej części Europy przez dwa totalitaryzmy: hitlerowski i sowiecki. Pamięć, którą Rosja – wraz z paktem Ribbentrop-Mołotow – najchętniej wymazałaby z historii.
O tym, dlaczego współczesnej Rosji tak wadzi przypominanie dawnego sojuszu Stalina z Hitlerem pisał niedawno publicysta amerykańskiego Bloomberga Leonid Bershidsky. Jeśli Rosja pozwoli na to, aby w powszechnej świadomości zrównywano komunizm z nazizmem, a Związek Sowiecki z Trzecią Rzeszą, to – jako spadkobierczyni ZSRR – zostanie symbolicznie usunięta z grona moralnych zwycięzców II wojny światowej i zaliczona do „obozu zła”. A to spowoduje poważne konsekwencje dla dzisiejszej pozycji Rosji na arenie międzynarodowej.
Kraj, który podbijał w przeszłości swoich sąsiadów i nigdy się z tej polityki nie rozliczył, musi być nadal uważany za zagrożenie. Oznacza to w praktyce odmowę uznania „szczególnych praw” Rosji w Europie Wschodniej i uznanie, że sprzeciw wobec jej imperialnych ambicji jest moralnie uzasadniony.
Moskwa ma tego świadomość, dlatego rozpoczęła bezprecedensową ofensywę w obronie własnej narracji historycznej, uruchamiając w tym celu całą swoją machinę propagandową. Rosja wytacza najcięższe działa, próbując zagłuszyć niewygodne dla niej fakty historyczne i przedstawiać je jako „fałszowanie historii”.
Kreml zdaje sobie sprawę z tego, że kluczem do powodzenia tej ofensywy jest skompromitowanie Polski jako państwa, które stanowi dziś największą przeszkodę na rosyjskiej drodze do odbudowy wpływów w Europie.
Antysemici i poplecznicy Hitlera
W wypowiedzianej nam otwarcie przez Kreml wojnie informacyjnej wykorzystuje się dwa wątki. W pierwszym z nich, który swoimi korzeniami sięga sowieckiej propagandy, próbuje się przedstawiać przedwojenną Polskę jako bliskiego poplecznika nazistów.
Dzięki temu można cynicznie usprawiedliwiać zawarcie sojuszu z Trzecią Rzeszą twierdzeniem, że Związek Sowiecki dogadując się z Hitlerem, zrobił to, co wcześniej robili już inni. I że pakt Ribbentrop-Mołotow, formalnie nazwany paktem o nieagresji, niczym nie różnił się od innych tego rodzaju układów, w tym od tego, który Polska zawarła z Niemcami w 1934 roku.
Oczywiście inne układy, w tym ten zawarty przez Polskę, nie posiadały tajnych załączników przewidujących agresję i rozdział stref wpływów. Moskwa próbuje odpowiadać na ten zarzut, przypominając traktat monachijski z 1938 roku i zarzucając jego uczestnikom (przede wszystkim Francji i Wielkiej Brytanii) zgodę na rozbiór Czechosłowacji. Polskę oskarża się w tym kontekście o udział w tym rozbiorze i zajęcie Śląska Cieszyńskiego.
Jeden z głównych funkcjonariuszy kremlowskiej propagandy, dyrektor agencji RT i autor programu telewizyjnego „Wiesti niedieli” Dmitrij Kisieliow kilka dni temu ostro zaatakował styczniową uchwałę polskiego Sejmu, w której potępiono rosyjskie kłamstwa historyczne.
Polscy posłowie uznali, że przy pomocy jednego papierka mogą zmienić przeszłość oraz ukryć bliski sojusz militarno-polityczny Polski z Hitlerem, który umożliwił rozbiór Czechosłowacji w 1938 roku i zdeterminował dalszą ekspansję faszystowskich Niemiec. Jeśli więc mówimy o drugim [obok Niemiec] kraju, na którym spoczywa odpowiedzialność za rozpoczęcie II wojny światowej, to jest nim sama Polska – stwierdził Kisieliow. Podkreślił też, że gruntem, na którym wyrosła współpraca Warszawy z Berlinem, był „szalejący polski antysemityzm”.
Zarzut „szalejącego polskiego antysemityzmu” stanowi drugi wątek kremlowskiej ofensywy przeciwko Polsce i zarazem główną oś rosyjskiego ataku propagandowego. Mówił o tym otwarcie Fiodor Gajda, historyk z Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, który podczas debaty opublikowanej w styczniowym numerze pisma „Rossija w globalnoj politikie” wskazał na możliwość wykorzystania oskarżeń o antysemityzm jako podłoża dla sformowania antypolskiej koalicji pod przywództwem Rosji.
„Jeśli my i europejscy biurokraci potrzebujemy wspólnego wroga, to myślę, że Polska będzie tu najlepszym kandydatem” – mówił Gajda. „Największą uwagę należy zwrócić właśnie na Polskę – i to właśnie dzieje się dzisiaj.”
Uczestnicy debaty uznali też, że drugim kluczowym sojusznikiem Rosji powinien być Izrael, który – zdaniem Aleksieja Millera z Uniwersytetu Europejskiego w Petersburgu „nigdy nie zgodzi się z tym, co robią narodowe instytucje pamięci w Polsce”. „Całkowicie się zgadzam, ten temat należy rozwinąć: Żydzi w Armii Czerwonej i tak dalej” – dodawał Fiodor Gajda.
Przez rosyjskie media przetaczają się więc opisy polskich pogromów, im bardziej krwawe i działające na wyobraźnię, tym lepiej. Sięga się tutaj szeroko i do Jana Tomasza Grossa, i do Jana Grabowskiego, których prace – zapewne wbrew intencjom autorów – stały się dziś główną amunicją w antypolskiej ofensywie Kremla.
Charakterystyczną próbką mogą być tutaj publikacje Jewgienija Bienia, rosyjskiego publicysty żydowskiego pochodzenia, jednego z organizatorów Parady Zwycięstwa w Jerozolimie.
Jak pisze Bień w swoim artykule na portalu FAN (Federal'noje Agentstwo Nowostiej):
„Spośród wielu pogromów żydowskich dokonanych przez Polaków podczas okupacji hitlerowskiej, najbardziej znany jest pogrom w Jedwabnem. Najpierw Polacy zabijali Żydów z Jedwabnego i okolic pojedynczo: bili kijami, kamienowali, obcinali im głowy. 10 lipca 1941 roku Polacy ściągnęli około 40 osób spośród ocalałych Żydów na centralny plac miasta. Kazano im rozbić stojący tam pomnik Lenina. Potem sformowano żałobny kondukt z miejscowym rabinem na czele. Uczestnicy tego konduktu zostali zmuszeni do śpiewania sowieckich pieśni i zaniesienia kawałków rozbitego pomnika na żydowski cmentarz, gdzie zostały zagrzebane. Następnie Żydów zabrano do pustej stodoły, w której ich z zimną krwią zastrzelono i zakopano. Pod wieczór pozostałych Żydów z Jedwabnego, w tym kobiety i dzieci, zapędzono do tej samej stodoły i spalono żywcem. Łączna liczba ofiar wyniosła co najmniej 1600 osób.”
Przedstawiony przez Bienia w ślad za Grossem mocno podkoloryzowany obraz zajść z Jedwabnego ma nie tylko wywołać nienawiść czytelników do antysemickiej polskiej tłuszczy. Ma on również pokazać całkiem współczesną wspólnotę najnowszej historii łączącej Żydów i Rosjan. Żydzi pozbawieni „opieki” sowieckiego państwa (na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow Jedwabne do 1941 roku wchodziło w skład ZSRR) stali się natychmiast ofiarą brutalnych pogromów. Oczywiste jest zatem, że żydowska i rosyjska perspektywa historyczna nakładają się na siebie.
„W pierwszych miesiącach faszystowskiej okupacji dziesiątkom tysięcy Żydów udało się uciec z Polski do Związku Radzieckiego” – kontynuuje Bień. „Jako dziecko miałem okazję wysłuchać szczegółowej historii naukowca i ekonomisty Marka Kagana o tym, jak jesienią 1939 roku ukrywał się przed rozwścieczonymi Polakami – nacjonalistami i niemieckimi okupantami, a następnie zdołał przedostać się na terytorium ZSRR. Wszyscy jego krewni zostali wymordowani w Polsce w pierwszych tygodniach okupacji.”
Żydowska perspektywa, w której okupacja sowiecka rzeczywiście była ratunkiem przed eksterminacją, jest tu instrumentalizowana na użytek współczesnej propagandy rosyjskiej. Ma być ona jedynie argumentem podkreślającym polski antysemityzm, twierdzi się bowiem, że Polacy własnoręcznie eksterminowali Żydów, korzystając jedynie z niemieckiego przyzwolenia na zbrodnie.
Politolog Jewgienij Satanowski pisze o tym wprost: Polacy ich zabijali. I Armia Krajowa. I Armia Ludowa. I ludność cywilna. Z 3,5 miliona Żydów zabitych w Polsce podczas wojny, od 250 do 350 tysięcy zostało zamordowanych przez Polaków. Więźniowie Sobiboru, którzy uciekli z obozu koncentracyjnego po powstaniu – jedyny taki przypadek podczas całej wojny – zostali zabici.
Satanowski posuwa się w swoich „wyliczeniach” nawet dalej niż Jan Grabowski, który rozpowszechnił wziętą znikąd liczbę 200 tysięcy Żydów zamordowanych jakoby przez Polaków.
Gorsi od Niemców
Liczba Grabowskiego była zresztą wielokrotnie powtarzana przez innego telewizyjnego propagandystę z Rosji Władimira Sołowjowa, który w transmitowanym w porze największej oglądalności show stale podkreślał, że podczas wojny „Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców”.
Rosyjska propaganda próbuje rozpowszechnić w świecie tezę, że Polacy byli bardziej gorliwi niż Niemcy. A zatem gorsi od Niemców. Kreml ma nadzieję, że zostanie to podchwycone przez niechętne Polsce środowiska w Europie, Ameryce i w Izraelu.
Jak pisze Satanowski: W Jedwabnem dobrzy polscy sąsiedzi zabili Żydów PRZED przybyciem Niemców i bez ich udziału. W Kielcach Żydzi, którzy wrócili z obozów, zginęli PO wojnie. Dziesiątki powojennych pogromów, setki i tysiące zabitych... Z 300 tysięcy Żydów, którzy próbowali wrócić do swoich domów, prawie wszyscy uciekli.
Cytowany już wyżej Bień rozpisuje się z niemalże sadystyczną obsesją o trwającym trzy dni pogromie Żydów, do którego doszło w lipcu 1941 roku w Wąsoczu, gdzie Polacy jakoby „rozbijali głowy żydowskich dzieci o ściany, odcinali im palce z pierścieniami, gwałcili, wybijali zęby i wyrywali języki.” Pisze też o „specjalnych, cywilnych brygadach”, które otoczyły miasto, aby zapobiec ucieczkom Żydów. Pogromu dokonywał nie tylko wściekły tłum, ale także wykształceni obywatele, kierujący się hasłami patriotyzmu, często członkowie Partii Narodowej – kontynuuje swoją opowieść Bień.
Szkoda tylko, że ogarnięty propagandową gorączką, zapomniał wyjaśnić, czym była nieznana historykom bliżej nieokreślona Partia Narodowa.
Celem tej coraz bardziej niewybrednej nagonki ma być napiętnowanie Polski jako rzekomo głównego wspólnika Hitlera w dziele Zagłady Żydów. Oskarżona o to Polska nie tylko nie może liczyć na najmniejsze współczucie i pomoc świata, ale też powinna pokajać się ze swoich „win”.
Wiaczesław Wołodin, przewodniczący Dumy Państwowej i zaufany współpracownik Władimira Putina, zażądał wręcz, aby władze Polski „przeprosiły za to, co wydarzyło się na terytorium Polski w latach przedwojennych i za to, co dzieje się teraz”. Stwierdził też, że przeprosiny ze strony Polski byłyby „słusznym i uczciwym krokiem wobec narodu żydowskiego i narodów słowiańskich”.
Dlaczego również wobec narodów słowiańskich? Bo – jak twierdzi komentator państwowego „Radia Rossija” Marat Safin – polski reżim był nacjonalistyczny zarówno w stosunku do ludów wschodniosłowiańskich, jak i do Żydów. W rzeczywistości był to reżim, który niewiele różnił się od niemieckiego pod względem nietolerancji i prześladował ludzi ze względu na ich pochodzenie narodowe.
Safin powtarza klasyczną propagandę sowiecką, wedle której Armia Czerwona wkraczająca 17 września 1939 roku na terytorium II Rzeczpospolitej niosła wolność ludności ukraińskiej i białoruskiej. Uzupełnia ją jedynie – zgodnie z dziś obowiązującą strategią – o nieistniejący kiedyś wątek żydowski.
Antysowieckie podziemie
Echa sowieckiej propagandy pojawiają się także w oskarżaniu polskiego podziemia niepodległościowego o działalność antysowiecką. W jednym ze styczniowych wydań „Wiesti Niedieli” ukazał się materiał Aleksieja Denisowa, z którego można się dowiedzieć, że decyzja o wybuchu Powstania Warszawskiego była polityczną intrygą wymierzoną w Związek Radziecki.
Denisow przedstawia obowiązującą w Rosji interpretację: Generał Bór-Komorowski nie ukrywał, że cele powstania były czysto polityczne. Po pierwsze: przejąć Warszawę, zanim wkroczy Armia Czerwona, aby potem dyktować warunki Stalinowi. A po drugie: zapobiec objęciu władzy przez komunistów i ich sojuszników. Dlatego przywódcy powstania odmówili skoordynowania swoich działań z dowództwem sowieckim i nie zawiadomili go o początku przemówienia. 2 października 1944 r. Bór-Komorowski poddał się Niemcom. Ceną była śmierć prawie dwustu tysięcy Polaków i całkowite zniszczenie Warszawy. Po wojnie nowe centrum polskiej stolicy zostało całkowicie odnowione dzięki hojnej pomocy finansowej i technologicznej Związku Radzieckiego.
Jednak Polacy nie potrafią okazać wdzięczności. W Muzeum Powstania Warszawskiego Polska jest przedstawiona jako niewinna ofiara dwóch totalitarnych reżimów – Hitlera i Stalina. Zgodnie z tą teorią nie było wyzwolenia, a jedna okupacja została zastąpiona drugą. Rosjanie są winni całego zła, które dotknęło Polaków. Większość sal muzealnych poświęcona jest bohaterstwu, cierpieniu i ofiarom powstańców. O ofiarach Armii Czerwonej nie mówi się nic – podsumowuje Denisow.
Dzisiaj w Polsce mają miejsce bachanalia nieświadomości – uważa cytowany przez Denisowa rosyjski historyk Michaił Miagkow. Na rozbiórkę zaplanowano 230 pomników wdzięczności Armii Czerwonej, stojących na miejscach walk, w których przelaliśmy krew. Oznacza to, że celowo kreuje się historyczną próżnię w odniesieniu do prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w latach 1939–1945 .
Bezwarunkowa kapitulacja
Władimir Putin obwieścił niedawno utworzenie otwartego dla wszystkich „archiwum II wojny światowej”. Wspomniał też, że Wikipedię należałoby zastąpić w rosyjskim internecie dostępną w wielu językach Wielką Encyklopedią Rosyjską. Ale już dziś wiadomo, jakie treści zamierza rozpowszechniać Kreml.
Publicysta Maksim Sokołow jest pewien wygranej w konflikcie z Polską. Jego zdaniem niedawne wypowiedzi Władimira Putina na temat przedwojennego ambasadora RP w Berlinie Józefa Lipskiego, którego prezydent Rosji nazwał publicznie świnią, oznaczają, że od teraz styl rozmowy z Polską będzie inny. Sokołow uważa, że w szykującym się starciu Polska jest skazana na osamotnienie.
„Nowi przyjaciele Polski są coraz bardziej zajęci swoimi problemami i wykazują coraz mniejszą chęć bezwarunkowego wspierania wszelkich warszawskich działań dyplomatycznych” – pisze w komentarzu dla agencji RIA Nowosti.
A dyrektor Fundacji „Pamięć historyczna” Aleksander Diukow ostrzega, że jeśli Polska nadal będzie obstawać przy swoim, to konflikt się rozwinie. „Nie sądzę, aby było to korzystne dla Polski” – grozi.
Rosjanie domagają się od Polski bezwarunkowej kapitulacji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych Dumy Państwowej Leonid Słucki zapowiedział złożenie w Radzie Europy projektu rezolucji potępiającej Polskę za „próbę sfałszowania prawdy dotyczącej przyczyn wybuchu II wojny światowej”.
Można być pewnym determinacji obu stron konfliktu. Bo porażka Kremla w sporze z Polską doprowadzi do dalszej degradacji międzynarodowej pozycji Rosji. Z kolei dla Polski starcie z Rosją stanowi fundamentalną kwestię zachowania podmiotowości. Jest to więc spór zdecydowanie o coś więcej niż tylko o historię.
Ilustracja © Digitale Scriptor (DeS) ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz